Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2014, 21:30   #14
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
we współpracy z obce i Icariusem

Przesłuchanie Morda Thorirssona przyniosło niepokojące wieści. Należało się spieszyć. Jeśli nie dorwą czarownika i zdąży on podrzucić kamień runiczny z klątwą… Thurl wolał nie myśleć o konsekwencjach.
***

Rana Olavssona nie wyglądała najlepiej, a sam berserker wcale nie pomagał. Klemet wstrzymał dłoń unoszącą do ust bukłak z winem.

- Głupcze - warknął patrząc w zamglone alkoholem, lub być może już upływem krwi oczy. - Lepiej by było gdybym pozwolił ci wtedy odejść, wbrew temu o co prosiła mnie Jorun. Twe ciało kurczowo trzyma się życia, lecz dusza pragnie spotkania z przodkami.

Próbował wyszarpnąć naczynie z dłoni wojownika, lecz Thorgrim trzymał mocno i nie puścił.

- Wino pomaga jedynie wylane na ranę - czarownik zmierzył się wzrokiem z Thorgrimem. - Mam cię leczyć, czy chcesz sobie pomóc sam?

- Właśnie sobie pomagam - podniósł nieznacznie bukłak w górę. - Kilka łyczków dużemu wojownikowi nie zaszkodzi. Na ranę wylałem już co trzeba. Chcesz coś dodać od siebie... to rób swoje. Uważaj jednak na słowa. Może i jesteś mędrcem ale to mnie długo nie powstrzyma. Obelga rzucana wojownikowi w twarz to wyraz, specyficznej mądrości.

Thurl wytrzymał wzrok berserkera. Pamiętał jak dziś ten dzień gdy Jorun przyprowadziła go ledwie żywego. Nie powinien był jej wtedy słuchać.

***
To było czwartej nocy po wiosennej pełni. Jorun wróciła do osady wioząc leżącego na noszach Thorgrima. Dwie godziny później, na długo przed świtem pojawiła się pod chatą thurla i dosyć bezceremonialnie wywołała go.

- Z czym przychodzisz Jorun, córko Hrolfa?

Głos odezwał się z tyłu, z miejsca, gdzie łąka przechodziła w las. Odwróciła ku niemu twarz, której niemal połowa ginęła w zsiniałej opuchliźnie. Czarownik siedział pod drzewem, oparty o niego plecami. W palcach trzymał słomkę trawy, którą skubał zębami.

Podeszła do niego, popatrzyła z góry. Oczy miała zmęczone i złe.

- Przywiozłam Thorgrima Olavssona - powiedziała sucho. - Jego rany nie gniją, ale skóra podchodzi czerwienią. Espen go opatrywał, ale to za mało. Musisz się nim zająć.

Zacisnęła zęby, uciekła wzrokiem, na moment bardziej zainteresowana swoim brudnym po podróży ubraniem. Nim jednak zdążył się odezwać znów wbijała w niego spojrzenie.

- Mówią, że część jego umysłu została zabrana do Nilfheimu. Mówią, że oszalał. To się musi zmienić, Klemecie, synu Gandala - rzuciła twardo. - Jarl nie może stracić także bratanka.

Thurl wstał. Podszedł do Jorun i nie obdarzywszy nawet wzrokiem rannego odrzekł.

- Dusza Thorgrima ciągnie do swego ojca. Za późno na niego.

Ściągnęła ramiona, w manierze, którą częstokroć widział u jej brata i ojca. Duma. Gniew szarpiący się jak wściekły pies na postronku. I coś jeszcze - desperacja i smutek.

- Nie obchodzi mnie czego chce jego dusza - warknęła, zaciskając pięści. - Czeka na niego służba i obowiązki. Jest z krwi Kjariego. Jest silny. Pomagałeś słabszym od niego. Gorszym od niego. Ratowałeś, gdy wszyscy mówili, że za późno. Sprowadzałeś z powrotem. Jego też możesz sprowadzić - stwierdziła z całkowitą pewnością. - I sprowadzisz go. Bo ty także masz obowiązki do wypełnienia, thulru.

Stał i czekał. Czekał aż gniew z niej wykipi. Potem podszedł jeszcze bliżej. Tak blisko, że czuła jego ciepły oddech na swojej twarzy gdy wypowiedział słowa bez emocji. Jakby wcześniej na niego nie krzyczała.

- Masz zapalczywość i pewność siebie twego ojca, córko Hrolfa.

Teraz dopiero spojrzał na leżącego. Uklęknął przy nim. Podniósł kciukiem powiekę. Wpatrzył się w uciekające źrenice.

- Jego dusza widziała już komnaty Valhalli.

Przesunął dłonią w kierunku piersi wojownika.

- Jego serce bije już dla Thora. Jego prawdziwa rana jest tu - wskazał dłonią czoło wojownika.

Wstał i raz jeszcze zwrócił się do Jorun.

- Mogę spróbować go sprowadzić Hrolfsdottir. Wyrwać z rąk walkirii. Nie będzie to łatwe… ale mogę spróbować.

Gestem dłoni przykazał jej milczenie.

- Lecz chciałbym byś wiedziała, że jakaś jego cząstka zawsze będzie już należała do tamtego świata. On… - spojrzał jeszcze raz w stronę rannego - on będzie już zawsze szukał śmierci. Rozumiesz Jorun? Czy wiesz co czynisz?

Potarła opuchnięty policzek, westchnęła ciężko.

- Wiem. Wierzę, że wiem - sprostowała szczerze. - Ale jaki mam wybór, Klemet? Zmienił się. Sam zobaczysz, gdy się przebudzi. Źle zaczynają o nim mówić. Źle na niego patrzeć. Innym zaczynają go widzieć. Gorszym. Niegodnym. Zapominają kim był i jest. Kto mógłby chcieć tego dla siebie?

- Ja mu przecież tego nie życzę - przez tą jedną krótką chwilę zdawało jej się, że usłyszała w tonie jego głosu troskę. - Lepiej by mu było odejść teraz. W chwale. I toczyć bitwy u boku swego ojca w Valhalli. Tam pić miód wśród najlepszych, Jorun.

Thorgrim stęknął i wymamrotał coś przez sen.

- Czas ucieka. Decyduj córko jarla.

- Zyska nową chwałę. Sprowadź go z powrotem - powtórzyła cicho.


***

Głupiec! Po trzykroć głupiec! Powinien był pozwolić mu wtedy odejść. Śpiewano by o nim pieśni, a teraz? Teraz cała jego postawa była pogardą dla życia. Cała jego postawa była pogardą dla thurla, sługi Freji.

Klemet sięgnął dłonią za pazuchę i wyciągnął dwa identyczne zdawałoby się woreczki, przewiązane sznurkami.

- Widzę, że doskonale wiesz co czynisz a ja nigdy nie zostawiam swoich bez pomocy - rzekł powoli, wyraźnie. - Masz tu krwawnik i żmijowe zielę - rzucił pakunki pod nogi rannego. - Zapewne wiesz co z nimi zrobić.

Thorgrim zupełnie zignorował pakunek pod nogami. Za odchodzącym Thurlem jedynie splunął.

- Wystarczy! - warknęła Hrolfsdottir, nim Gandalvsson zdążył zrobić trzy kroki. Popatrzyła na kuzyna i szeroką ranę, której rozchylone brzegi ukazywały żywe, skrwawione mięso, a jej twarz miała wyraz, który berserker doskonale znał z tych długich dni, gdy powracał do zdrowia w jej domu. - Sprowadził cię z powrotem. Pogrzebał ci ojca. To najlepszy uzdrowiciel jakiego znam - mówiła sucho, patrząc Thorgrimowi prosto w oczy. - Jeśli mówi, byś nie żłopał teraz wina - posłuchaj go, do wszystkich demonów. On nie mówi ci jak zabijać. Klemet - odwróciła się do thulra - jego siła jest nam potrzebna. Pomóż mu.

Przejechała językiem po pękniętej wardze, chwiejącym się lekko zębie. Zaklęła cicho.

- Mówi przez was wino, gniew i znużenie. Jeśli chcecie wejść ze sobą w zwadę, nie powstrzymam was. Ale teraz nie mamy na to czasu. Gdy tylko zrobimy nosze, musimy ruszać.

Czarownik zatrzymał się w pół kroku. Czekał na reakcję wojownika.

Thorgrimm nie rzekł nic, jedynie odłożył bukłak na bok. I czekał na Klemeta.

Thurl podszedł do rannego, przyklęknął. Wziął bukłak z winem i odrzucił go w krzaki.

- Nie przyda ci się - burknął. - Jeśli chcesz służyć dobrze jarlowi nie pij miodu i wina do czasu ściągnięcia opatrunku.

Podniósł wzgardzone przez berserkera specyfiki.

- Krwawnik - czarownik wskazał jeden z woreczków - zatrzymuje krwawienie. Żmijowe zielę - uniósł drugi - hmmm... również zatrzyma krwawienie, lecz razem z nim serce.

Spomiędzy drzew wyszedł Sighvatr z napiętą cięciwą. Widząc sytuację na polanie opuścił wolno łuk. Gandalvsson zauważył go i przywołał.

- Przygotuj szarpie! - warknął na chłopaka, wyciągając jednocześnie kościany nóż. Zbliżył go do Thorgrima. - Nadstaw lewą rękę. Złożysz ofiarę krwi dla Freji.

Thorgrimm wystawił rękę. Uśmiechając się pod nosem.

Nacięcie nie było głębokie. Krew popłynęła wolno, spadając kroplami w śnieg. Thurl zanucił inkantację. Wpierw niewyraźnie, jakby mówił do siebie, tak cicho, że nikt go nie zrozumiał.


Frejo, bogini miłości
pierwsza kropla krwi na chwałę Twoją
druga kropla na przebaczenie zapalczywości głupca
trzecia na pokarm Yggdrasil

Później jego słowa stały się mocniejsze, zrozumiałe.


Krew w ziemię
siła wojownika Midgard karmi
Ziemi moc
Ziemi siła
Moc Midgardu w ciało

Ostatnia kropla spadła już na opatrunek przygotowany przez Borgssona - krwawnik, zmieszany ze śniegiem. Klemet zawiązał szarpie na piersi wojownika.

- Unikaj ruchu. Przyjdź rano na zmianę optatrunku - przykazał.



***

Jorun podzieliła grupę, przydzieliła zadania. Gandalvsson nie miał wątpliwości, choć była młoda i brakowało jej niecierpliwości - doskonale zastąpi ojca w pełnieniu obowiązków jarla. Nim jednak ruszyli w drogę thurl musiał jeszcze zająć się poległymi. Ich dusze, w co wierzył, zabrane już były przez walkirie do Valhalii. Wiedział jednak, że nie zapewniwszy trupom właściwego pochówku, dusze mogą wrócić i niepokoić swoich zabójców. Na obrzędy nie było jednak czasu. Pozostał więc tylko jeden sposób.

Klemet złapał topór i podszedł do pierwszego ciała. Unosząc broń do góry zanucił cicho.


Midgard ciało skrywa
Asgard duszy schronienie

Topór spadł. Głowa potoczyła się do stóp czarownika. Ten złapał ją za włosy i położył truchłu między nogi. Nie minął kwadrans, gdy skończył. Bezgłowe ciała leżały na polanie. Wilki krążyły wokół czując świeżą krew. Będą miały dzisiaj ucztę.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline