Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2014, 22:20   #146
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
- Na to wychodzi - odparł Henry wzruszając ramionami. - Postaram się załatwić Borysa na tyle szybko na ile to możliwe, a ty trzymaj się planu. Choć jeśli będziesz miał okazję, to nie wahaj się go wykończyć. Jednak jeśli pojawi się tu również inny wybraniec Alberta, to lepiej mi pomóż jeśli nie chcesz żeby wykończyli nas jednego po drugim w walce dwóch na jeden.
Chłopak wzruszył ramionami. - Przecież nie będę sam sobie szkodził. - uspokoił naukowca. - Zresztą szansa na to i tak jest trochę mała. Gdzie na tym świecie znajdziesz wariata który zaspokoiłby Alberta?
- Wśród 20 miliardów ludzi na pewno ktoś się znajdzie - odparł naukowiec. - I sądzę że nie tylko sami szaleńcy. Mimo znacznego postępu w technologii i jednoczeniu się ludzkości pod sztandarem Unii, wciąż istnieje wielu fanatyków którzy mogą utożsamiać koniec świata z biblijną apokalipsą, ragnarokiem, czy nirwaną, jak również znaczna ilość cyników i fatalistów którzy z miłą chęcią przywitaliby koniec wszystkiego, wraz z nimi samymi. Chyba nie doceniasz pod tym względem ludzi, Deusie. Nasz potencjał zarówno do tworzenia, jak i niszczenia jest równie wielki, o ile nie większy niż ten należący do nieśmiertelnych wielowymiarowych istot.
- Nie chodzi o to co ludzie chcą, tylko czego nie chcą. - zaprzeczał Deus. - Koniec świata będzie, nic z tym nie zrobimy. Do stopnia w którym nie trzeba się tym przejmować. Ale Albert nie chce aby cokolwiek potem powstało. Rozumiesz? On szuka kogoś, kto nie zrobi nic. - chłopak westchnął. - O dziwo ciężko kogoś takiego znaleźć. Dlatego mógł interesować się Borysem. Jeżeli ktoś zrobi świat niezmiernie chaotyczny, łatwiej mu będzie zamknąć kolejny cykl.
- Jednak możliwe też że przybędzie także ktoś od Moebiusa - przypomniał Henry. - Z notatek Rolanda wynikało że nie podoba mu się rasa ludzka. A skoro stworzyliśmy kogoś takiego jak Borys, to istnieje spora szansa że on również znalazł kogoś dla siebie. Może nawet więcej niż jednego wybrańca. Czyli jeśli poczynione przez nas przygotowania nie wystarczą by dostatecznie ich opóźnić, to możemy szybko stracić całą naszą przewagę, więc lepiej bądź gotowy na wszystko.
- Aye, aye. Nie martw się. - uspokajał Deus. - Przygotowania zacząłem już dawno. Na pewno nie mam zamiaru oddać nowego świata Borysowi. - skrzywił usta z niesmakiem. - Nienawidzę go.
- Biorąc pod uwagę jego nową... nie, jego prawdziwą osobowość którą wreszcie przed nami obnażył, pewnie każdy człowiek by go znienawidził - stwierdził z lekkim uśmieszkiem Henry. - Ale ty najwyraźniej chowasz do niego jakąś osobistą urazę. Czy chodzi o to że próbował cię zabić?
- To chyba nie jest zbyt dziecinny powód? - spytał Deus wyraźnie zbity z tropu tym dość retorycznym pytaniem. - Borys był pierwszym, który podniósł na mnie rękę. - przyznał. - Siedząc w zamknięciu, najpierw u dziadka a potem z matką, nie do końca wiedziałem jakie skutki ma przemoc. - wyżalił się. - Komu jak komu, ale jemu następnego świata nie oddam.
- Cóż, od kiedy zyskałem boską pamięć, zmieniło to mocno mój punkt widzenia na to co można uznać za trywialne, a co za poważne powody do nienawidzenia kogoś. W porównaniu do reszty ludzi to ja byłbym uznany za dziwnego, więc nie masz się czym przejmować - odparł uspokajająco Henry. - Życie w nieświadomości na pewno jest dużo łatwiejsze i przyjemniejsze. Również tego doświadczyłem. Jednak zawsze najgorsze jest zdeżenie się z okrutną rzeczywistością. Można nawet powiedzieć że to co się dzieje teraz jest ceną za bezmyślne zabawy Rolanda próbującego poznać prawdę o tym wszechświecie.
- Nie nazwałbym tego ceną. Czy nawet katastrofą. - stwierdził nagle Deus. - To raczej wojna Egoizmu. Każdy chce się ubiegać o bycie następnym bogiem ale...nikt z nas nawet go w tej roli nie zobaczy. Nie będzie miał żadnego związku z przyszłością. - przytoczył.
- Zależy jak na to spojrzeć - stwierdził naukowiec. - Teleportację można uznać za przeniesienie się w inne miejsce, zupełnie jak podróżowanie autem czy samolotem, bądź też za zabicie teleportowanej osoby i stworzenie jej idealnego sobowtóra w innym miejscu. Jeśli w nowym świecie stworzę wasze perfekcyjne kopie, to czy będziecie to wy? Wasze potomstwo o identycznych genach? A może moja piaskownica w której ulepiłem sobie wasze figurki z piasku by nie czuć się samotnie? W gruncie rzeczy nie ma to dla nikogo znaczenia, czy zniknie, czy będzie żył dalej w nowym świecie. Podobnie jak dla ateisty bez znaczenia jest to czy po śmierci istnieje dalsze życie.
- To będzie piaskownica. I właśnie o to mi chodzi. Nasza świadomość zniknie. - przytaknął Deus. - Właśnie dlatego mówię o wojnie egoizmu. Jeżeli ktoś nie zostanie bogiem, nie ma to nawet znaczenia kto inny wygrał.
- Matka i Mulch mieli na ten temat inne zdanie - zauważył Henry. - Gdyby Mulch rzeczywiście chciał zobaczyć nową Charlotte, to musiałby sam ją sobie stworzyć. Gdyby to wszystko było bezcelowe, to czemu ktokolwiek poza Albertem i księciami miałby interesować się tą wojną? Rozumiem twój punkt widzenia, ale jeśli rzeczywiście uważasz inaczej, to po co mi o tym mówisz? - zapytał, unosząc do góry jedną brew w wyrazie zdziwienia. - Jeśli od początku miałeś zamiar zdradzić nasz plan i zająć miejsce nowego stwórcy, to powinieneś poczekać z tym aż będę zmęczony walką z Borysem i wtedy wbić mi przysłowiowy nóż w plecy.
- Dla Mulcha to sprawa symboliczna. On chce chociaż jednego świata, gdzie będą razem. - wzruszył ramionami Deus. - Reszta pewnie nie mogła się pogodzić z własnym losem. I daj mi spokój. Gdybym nie chciał cię tutaj, pozwolilibyśmy Borysowi aby cię zabił. Już dawno. - przypomniał chłopak.
- To dalej nie wyjaśnia twojego motywu - dodał Henry. - Ty masz szansę zostać nowym stwórcą. Nie musisz się z niczym godzić. Jak sam mówisz, nikt się nawet nie dowie że byłbyś zdrajcą. Ani Nikita, ani twój ojciec, ani nikt inny poza Albertem, którego najmniej to obchodzi.
- Ale po co mi to? Ja nie mam motywu, Henry. - odparł z obojętym wyrazem twarzy. - Gdy tylko nieco podrosłem, powiedziano mi, że będę bogiem. Trzymano mnie w zakładach Geenie i Moondust. Nic z tego nie wynikło. Przynajmniej dla mnie. - wzruszył ramionami. - Całe życie się nudzę. Co będę robił jako bóg? Mało różnicy. Zniknę, będzie spokój.
Mason westchnął ciężko, po czym usiadł zrezygnowany na ziemi i odchylając się do tyłu zapatrzył się w nieskończoną czerń pokrywającą nieboskłon.
- Przykro mi, że twoje życie skończy się zanim zdołałeś odkryć w nim jakikolwiek sens - stwierdził w końcu nieobecnym głosem. Można było odnieść wrażenie że mówi sam do siebie. - Prawdę mówiąc, mi również nie zależy na byciu bogiem. To znaczy, zawsze chciałem posiadać tą całą wiedzę i obnosić się z nią, ale jako istota ludzka. Jestem tutaj tylko dlatego, że cały czas trzymałem się iluzji że to co robię jest najlepszym możliwym wyjściem. Jedynym wyjściem pozwalającym przetrwać ludzkiej rasie. Że mam szlachetną misję do wypełnienia. Dopiero teraz w pełni sobie uświadomiłem, że nie zostanę nowym mesjaszem. Nic co zrobię nikomu nie pomoże. Mógłbym spróbować jeszcze raz. Przenieść się ponownie do innej linii czasowej i spróbować powstrzymać Zolfa i Rolanda przed stworzeniem rdzenia. W końcu ten wszechświat jest dla mnie równie prawdziwy i nieprawdziwy, co wszystkie inne w których byłem. Jednak to również byłoby bezcelowe. Nawet w nieskończonej ilości równoległych wszechświatów i linii czasowych zawsze będą istniały cykle. Jedne dłuższe, inne krótsze. Zapobiegając apokalipsie opóźniłbym zakończenie jednego, ale również oddaliłbym w czasie narodziny nowego wszechświata. Nie ma więc tutaj żadnego moralnie poprawnego wyboru. Jest tylko pytanie czy mam ochotę stworzyć swój własny świat i walczyć z Albertem o jego przetrwanie, czy pozwolić Borysowi zrobić to na co ma ochotę. Coś tak prostego: chcę, czy nie chcę? Zupełnie jak gdybym rozważał czy pograć sobie w grę komputerową, czy pooglądać telewizję, czy może pójść spać i nigdy więcej się nie obudzić. Chyba rozumiem już dlaczego najważniejszą rzeczą jaką dał nam stary bóg, była wolna wola. W końcu wszystko rozbija się tylko o nią.
 
Tropby jest offline