Drużyna strudzona podróżą ułożyła się do snu. Byli obyci w terenie i wiedzieli, że zło czyha wszędzie, rozpalili ognisko. Wiedzieli, że w przeciwnym razie może zostać zaskoczona we śnie przez dzikie zwierzęta. Nie tylko rozpalili ogień, ale także wystawili straże. Jakub z Luis'em pełnili pierwszą, drugą Hagrom z Oswaldem i ostatnią Karl z Randulfem. Wszystko przebiegało bez problemowo, aż do warty Karla z Randulfem.
Siedzieli, czas się dłużył noc powieki zamykała, ale rycerze nie poddawali się, to chwilę wstając i robiąc małą rundkę w około śpiących. Gdy Randulf wstał znużony monotonią zauważył coś dziwnego. Brakowało jednej osoby, nie był to żaden z jego towarzyszy, a mała dziewczynka, brakowało Alici. Bacznie zaczął się rozglądać w poszukiwaniu dziewczynki.
Zagłębił się bardziej w lasek, nakazując Karlowi aby był czujny i zaczął nawoływać imię dziewczynki. Wszedł trochę głębiej, i dostrzegł małą polankę, obok której zbierał z wieczora drwa na palenisko. Był tam ktoś, nie kto inny jak Alicia. Nie była ona tam sama, było coś jeszcze. Człowiek, duch ino zmora. Alicia rozmawiała z widmem. Widmo jest przejrzyste i ma zamazane kształty, lecz jego głos potężny i roznosi się echem po polance. Włóczykij zaczął iść trochę szybciej, aby być pewnym, że nic nie grozi wychowanicy Jakuba. Usłyszał strzępki rozmowy:
- Ojczulku kochany! Jestem tak samotna, boję się i nie wiem co zrobić.
- Pomścij mię moje dziecie!
- Ależ ojcze takam mała, nie poradzę sobie!
- Musisz dla mnie i tych wszystkich dzieci albo i ciebie.......
Randalf będąc już niedaleko dziewczynki usłyszał jak coś się poruszyło z drugiej strony. Odwrócił momentalnie wzrok i zobaczył wilka. Był wygłodniały, biegł prosto na Alicie.