Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-07-2014, 01:14   #12
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Terra Isilieva
Ordilion, dziesiąty dzień jesieni, roku wielkiej gwiazdy

Minęły trzy dni od kiedy wojowniczka w służbie króla dołączyła do reszty rycerzy. Ich jazda nie obfitowała w przygody, jedynym wrogiem był deszcz. Od dwóch dni lało bez przerwy, co bardzo spowalniało drogę. Drogi przemieniły się w rzeki błota, tak wartkie, że nawet konie miały problem by się przez nie przedostać. Musieli robić nadprogramowe postoje, kryć się po jaskiniach i opustoszałych farmach. Tych drugich było tym więcej, im bliżej Asugarttu się znajdowali. Niedawna wojna odcisnęła swoje piętno na tych ziemiach.

Harmonijka nie był człekiem wielu słów. Córka płatnerza chyba w ogóle nie słyszała jego głosu. Posiłki jadał samemu, gdy raz się na niego natknęła, dostrzegła, że nawet wtedy nie ściąga hełmu. Uchylał jedynie specjalnie przystosowaną przyłbicę, by włożyć jadło do ust. Jego pseudonim wziął się zaś od instrumentu, na którym wygrywał smutne melodie w wolnych chwilach. Mimo prób zaciągnięcia dialogu, spełzły one na niczym.

Tego popołudnia złapała ich kolejne ulewa. Tym razem mieli jednak szczęście, bowiem niedaleko znajdowała się przydrożna karczma. Sprośny mnich, był przybytkiem często odwiedzanym przez żołnierzy i najemników. Jadło było tam strawne, piwa nie brakło, a dziewki z pobliskiej wsi chętnie dawały zaciągnąć się do łoża, wystarczyła lekka motywacja w postaci kilku srebrników. Mimo ,że ulewa zasłaniała szyld wszyscy dobrze widzieli go w swej wyobraźni. Gruby opat z kuflem piwa, na malutkim pulchnym kucyku.

Brom zajął się uwiązaniem koni, oraz zabraniem ich rzeczy. Dziś wypadła jego kolej na tą czynność, z czego wyraźnie nie był zadowolony. Kiedy wkroczyli do karczmy nie dostrzegli nigdzie wesołego, grubego karczmarza, który przypominał mnicha z szyldu. Nie było tez w pobliżu, żadnej z jego trzech córek, których ciała Targen Lautimens znał lepiej niż mapy.
Zamiast nich przy jednym ze stołów siedziało sześciu mężczyzn, dwóch jeszcze w pełnym rynsztunku.


Porządne blachy chroniły ich ciała, kałuże wody zmieszanej z krwią zbierały się u ich nóg. Napierśniki i peleryny nie nosiły żadnego herbu, musieli to być najemnicy. Hełmy przysłaniały twarze, stylizacją przypominając drapieżne ptaki, wysokie stalowe ozdoby sterczały niczym uszy, a przyłbice wyglądał niczym orle dzioby.
Tarrgen od razu ułożył dłoń na rękojeści, coś było tu nie tak. Krew i brak karczmarza rzadko zwiastował cos dobrego.

Ansley Aldursdottir
Eresdur,siódmy dzień jesieni, roku wielkiej gwiazdy.


Ansley zanurzyła się cała w toń jeziora. Woda szczelnie otoczyła jej ciało, mimo że jezioro nie było głębokie zdawało się ciągnąc w nieskończoność. Sięgała rękami nad siebie, tam gdzie powinna być powierzchnia, jednak przez to zapadała się tylko coraz niżej. Jej nogi zdrętwiały, otoczyły je glony, zielone i śliskie niczym macki ośmiornicy. Czuła jak koszula przylega do jej piersi, brzucha i ud, jak jest jej coraz zimniej, jak zaczyna brakować tlenu. Mimo, że oczy były pod wodą, nie zamykała ich- ta nie szczypała i nie piekła w ogóle.
Wtedy tez to zobaczyła, płynęło w jej kierunku, ogromne stworzenie z piekła rodem.


Oczy potwora płonęły niczym kuźnie krasno ludzkich mistrzów, żar ten chciał wydostać się z jego ciała. Tworzył wyrwy między łuskami, pulsował w środku, zapewne tylko woda jeziora trzymała go na miejscu. Gdy otwierał paszczę pełną kryształowych, jak liście kwiatu który chciał zerwać, zębisk, woda gotowała się dookoła niego. Dwie potężne płetwy młóciły wodę, a pokryty rogowymi kolcami ogon wił się niczym wąż. Potwór ruszył w stronę dziewczyny, jego szczęki rozwarły się jeszcze szerzej, czuła ciepło… gorąco na swej szyi gdy podgrzana woda była coraz bliżej.
Wtedy nagle ktoś chwycił ją mocno za ramiona i pociągnął w górę.
Anezlm, to musi być, Anzelm – przeszła jej przez głowę rozpaczliwa myśl. –” On na pewno pokona ta bestię!

Dziewczyna została wyciągnięta na brzeg i zakaszlała głośno, wypluwając strugę wody. Dziwne na jej skórze nie było oparzeń, żadne rośliny nie oplatały jej ciała. Wszystko było dziwnie niewyraźne. Uniosła z trudem głowę, by podziękować młodemu kupcowi, tylko po to by ujrzeć…


…plątaninę brudnych włosów i kryjąca się za nim starczą twarz. Mężczyzna w brudnej bawełnianej szacie, trzymał ją mocno pod ramionami, odciągając jak najdalej od wody. W jego długiej splątanej rodzie i włosach, tkwiły gałązki oraz robaki. Nawet w krzaczastych brwiach mysiego koloru, dziewczyna dostrzegła jakiegoś pajączka.
Lucyfer siedział koło jego nogi, machał ogonem na boki przyglądając się scenie z zaciekawieniem. Azelm przedzierał się przez krzaki, słyszała jego głos – musiał usłyszeć jej krzyk, oraz to jak rozpaczliwie łapała teraz powietrze.
- Głupia dziewucha! –warknął starzec, zachrypniętym głosem. – Dotknęłaś kwiatu? Dotknęłaś prawda? – dopytywał, lekko trzęsąc jej ramionami.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline