Heinrich spiął konia i runął na barykadę, obalając na ziemię "oficera" z którym paktował przed chwilą. Niedoszły łapownik plasnął o ziemię, klnąc głośno. Wraz ze smagnięciem bicza na lichą zaporę runęły też konie ciągnące wóz, taranując i tratując wątłą konstrukcję z donośnym trzaskiem. Heinrich butem kopnął następnego żołnierza, który próbował zastopować wóz za pomocą halabardy. Koń tańczył rozszalały, kwicząc i przestępując nerwowo, jednak Heinrich opanował wierzchowca - wóz przetoczył się więc przez barykadę i po chwili mknęli już leśnym duktem.
Nie nacieszyli się za długo. Tętent koni był słyszalny i szybki rzut okiem za ramię pozwolił na oszacowanie zagrożenia. Czterech jeźdźców w barwach von Grunwald doganiało ich szybko. Huknął wystrzał a kula gwizdnęła Heinrichowi koło ucha. Wątpił, by trafili jeszcze raz, ale ryzykować nie chciał. Albrecht rzucił czymś w jednego z jeźdźców który koziołkując zakończył pościg pod jakimś drzewem, ale pozostała trójka zmniejszała dystans, próbując dopaść wóz.
Heinrich dobył miecza i chlasnął po linie mocującej tylną burtę wozu, która opadła z głośnym hukiem.Beczki i skrzynie z ładunkiem podskakiwały, klekocząc o podłogę.
-Erik! Beczki! Kopnij beczki!Wyślij im nieco trunku, wyglądają na spragnionych- krzyknął do stojącego na wozie Erika. Miał nadzieję, że ten go słyszał bo nie wiedząc jak wprawni w walce są jego towarzysze nie spieszył się zbytnio do starcia z trzema żołnierzami. |