Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-07-2014, 22:29   #20
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pańskie oko konia tuczy, powiadało znane przysłowie.
Twem, chociaż w tak zwane mądrości ludowe niezbyt wierzył, z tym akurat powiedzeniem zgadzał się w całości. Mało było osób na świecie, którym bez wahania powierzyłby Straffera. Nie mówiąc już o tym, że że i Straffer na co niektórych spoglądał spode łba, a stajenny, który nie przypadłby mu do gustu, mógł zaliczyć piękne ugryzienie. Po co więc ryzykować?
Zagwizdał na psa, który z zaciekawieniem rozglądał się po okolicy, najwyraźniej wypatrując jakiejś przekąski. Młodej karczmarki z pewnością by nie schrupał, tudzież i domowego kota, ale zabłąkana kura czy gęś...
- Nivio, idziemy! - Twem gestem poparł polecenie. Nie zamierzał pokrywać kosztów psich wybryków. - Obiad będzie za chwilę, głodomorze.
Jak na razie nie zamierzał mu wypominać skonsumowanych wcześniej kawałków gryfa.

W stajni panował przyjemny chłód i nieco mniej przyjemny półmrok, nie pozwalający rozpoznać tak od razu wszystkich szczegółów. Jednak trudno było przegapić postaci, opartej o drzwi ostatniego boksu.


Oj, ciekawie musi się dziać w okolicy, skoro karczmarz wynajął Veroni jako strażniczkę stajni, pomyślał Twem. Któż inny, jak nie przedstawicielka tej krainy, mógł mieć takie ogniste spojrzenie.
- Dzień dobry! - powiedział, otwierając równocześnie drzwi do najbliższego boksu. - Czyżby tak tu było niebezpiecznie? - spytał, równocześnie kładąc dłoń na łbie Nivia, jako że ten ostatni niezbyt lubił, gdy w obecności jego pana ktoś sięgał po broń.
- Siad! - polecił. - Ty też poczekaj - zwrócił się do wierzchowca.
Kobieta zmierzyła Twema taksującym spojrzeniem, jednak nie odezwała się ani słowem. Zamiast tego wsunęła miecz do pochwy i nieco rozluźniwszy swą postawę z zaintersowaniem przyglądała się Nivowi.
Wiedząc, ze pies by zareagował, gdyby zbrojna pannica zdecydowała się na jakieś nieprzyjazne kroki, Twem zajął się swoim wierzchowcem. Zdjąć uprząż, wyczesać, sprawdzić koputa, nakarmić, napoić...
- Jakieś kłopoty są w okolicy? - W czasie jednej z przerw zwrócił się do dziewczyny.
Nim padła odpowiedź do jego uszu dotarło nieco zirytowane westchnienie.
- Już nie - padła krótka odpowiedź.
- To dobrze. - Twem skinął głową. Skoro dziewczyna miała się denerwować... lepiej było dać jej spokój i nie wypytywać.
- Można ci jakoś pomóc? - spytał. Raczej tak na wszelki wypadek, niż z faktycznej chęci pomagania.
Na odpowiedź musiał poczekać chwilę, jakby nieznajoma nie była pewna czy udzielenie mu takowej stanowi dobry pomysł.
- O ile szkody ci to wielkiej nie zrobi odrobina szynki z chlebem i karafka wina byłaby idealną pomocą. - Widać było, że z radości nie skacze wyjawiając mu owe potrzeby, najwyraźniej jednak wyboru większego nie miała. Może to właśnie stąd owa oziębłość się brała. Wiadomo że o pustym żołądku ludzie jakoś tak mniej przyjaźni się robili...
- Za chwilę przyniosę - zapewnił.
Poklepał po szyi wierzchowca, po czym zamknął boks.
- Chodź, Nivio - powiedział. - Zatroszczymy się o potrzeby paru osób, w tym i twoje.

W karczmie klientów wielu nie było. Właściwie zaś to wiało tu pustką jakby jakaś zaraz wszystkich wypłoszyła. Dziewczę, które Twem spotkał wcześniej, siedziało na stołku przy kominku i cerowało coś zawzięcie. Igła migała w jej dłoniach z prędkością ledwie pozwalającą na jej dostrzeżenie. Gdy jednak wyczuła, że nie jest dłużej sama w sali, przerwała swą pracę i pospieszyła by klientem się zająć.
- Czy mogę w czymś pomóc? - zapytała z uśmiechem na ustach.
- Solidny wołowy gnat dla mojego przyjaciela, dla mnie solidny obiad, a oprócz tego coś na wynos - chleb, jakaś szynka, wino - odparł Twem. - Najpierw może to ostatnie - dodał.
- Oczywiście, już ojca powiadomię. Niech pan spocznie, to zajmie chwilę. - Co mówiąc zniknęła w drzwiach, które na zaplecze musiały prowadzić. Twem został sam, jednak nie na długo. Po chwili bowiem z tych samych drzwi wynużył się mężczyzna słusznej postury. Ubrany skromnie, w pasie miał przeiwązany fartuch w który właśnie ręce swe wycierał.
- Miło mi gościć - zwrócił się do Twema. - Orin jestem - wyciągnął dłoń w kierunku swego gościa. - Córka mówiła, że gościa mamy, tom wyszedł powitać. Czy wszystko w porządku w stajni było? Nie miałeś problemów żadnych? - Widać było, że z pewnym niepokojem o to pyta, zupełnie jakby mu dobro klientów faktycznie na sercu leżało.
- Dziewczyna tylko - odparł Twem. - Głodna, więc obiecałem, że ją dokarmię przy najbliższej okazji - dodał. - Ale problemów żadnych nie było.
- To dobrze, to dobrze - uspokoił się Orin. - Moje córki trzymam z daleka od owej dziewczyny, która na imię ma Lorett i z arcykapłanką i jeszcze jednym wojakiem przybyła. Trzymają tam jakichś więźniów i ona ani na krok od nich nie odstępuje. Nie chcę żeby się moje dziewczynki zbytnio naoglądały jej broni i zachowania. Jeszcze by im do głowy przyszło, że same się do takie życia nadają.
- Głupoty ojciec wygaduje - głos się włączył wesoły do owego monologu karczmarza. - Przecież ojciec rady by sobie tu nie dał, gdybyśmy się zdecydowały go zostawić.
Ta sama co wcześniej dziewczyna wyłoniła się zza zaplecza niosąc w rękach tacę drewnianą na której karafka wina była, kilka plastrów szynki i ćwiartka chleba. Był tam również zamówiony przez Twema gnat wołowy.
- Nivio! - Twem surowym wzrokiem spojrzał na psa, który podniósł się i ruszył w stronę kelnerki. - Zachowuj się grzecznie!
Twem również się podniósł, po czym zabrał wielką kość i położył przed psem.
- Zjedz bardzo ładnie - powiedział. - I nie przeszkadzaj nikomu.
- Proszę mi to dać. - Odebrał tacę. - Zaniosę do stajni.
- Proszę - dziewczyna z ulgą pozbyła się swego brzemienia. -Gdyby czegoś jeszcze trzeba było wystarczy powiedzieć.
- W takim razie będę bardzo wdzięczny za coś dla mnie, gdy za chwilę wrócę. - Twem uśmiechnął się do dziewczyny, po czym ruszył w stronę stajni.

- Proszę bardzo - powiedział. - Wszystko zgodnie z zamówieniem. Gdzie postawić? - spytał.
Kobieta skinęła głową w podziękowaniu po czym wskazała pniak, który od biedy mógł udawać stół. Taca jednak ledwie się na nim zmieściła.
- Dziękuję - odparła, wcześniej rzuciwszy okiem na to co w boksie za jej plecami się znajdowało. Dopiero wtedy odstąpiła od niego.
- Gdybym był do czegoś potrzebny, to zawołaj - zaproponował Twem. - I smacznego - dodał.
Zawartość boksu niezbyt go interesowała. W końcu co ciekawego jest w jakichś więźniach.
- Moi towarzysze zapewne wkrótce powrócą, więc wątpię bym twej pomocy potrzebowała, jednak dziękuję za twą propozycję - widać wizja rychłego posiłku złagodziła nieco ostrość w zachowaniu kobiety.
- Przyjemności zatem. I smacznego - dodał, wychodząc ze stajni.

Nivio rozprawił się już ze swoim posiłkiem i chociaż głodnym wzrokiem spoglądał na kelnerkę (a może na niesione przez nią potrawy) Twem nie uległ żałosnemu popiskiwaniu psa. Rzucił mu co prawda mały kawałek kiełbasy, ale nic więcej. Na skonsumowanie kelnerki również nie pozwolił.

- Czy macie tu, może, łaźnię? - zwrócił się do kelnerki, gdy ta sprzątała tacę i zabierała pusty już kufel. - Albo chociaż dużą balię z woda?
- Balia. Za chwilę będzie, tylko wodę podgrzeję - odparła dziewczyna. - Za dwa pacierze. Na końcu korytarza i w prawo.
- Pomóc w noszeniu? - spytał uprzejmie Twem.
- Nie, nie, dziękuję. Ojciec nie pozwala, by nas goście wyręczali w pracy.

Smaczny obiad, ciepła kąpiel - czyż zmęczonemu wędrowcowi potrzeba czegoś więcej? Może chwila odpoczynku?
Gdy po owej “chwili odpoczynku” Twem otworzył oczy, za oknem było już dość ciemno.
- Ty zostajesz tutaj! - nakazał psu. Ten spojrzał na swego pana ponurym wzrokiem, ale posłuchał.

Sala jadalna nie była taka pusta, jak ostatnim razem, bowiem prócz karczmarza i jego córki znajdowały się tam jeszcze trzy kobiety, z których większość znał.
- Dobry wieczór - powiedział. - Można się dosiąść? - spytał.
Silya uniosła spojrzenie, a gdy rozpoznała intruza, powitała go z uśmiechem.
- Oczywiście Twemie, będzie to dla nas zaszczyt - wskazała przy tym dłonią na wolne miejsce u swego boku. - Pozwól że przedstawię ci swe towarzyszki. Dara, zwana także Krukiem - mówiąc wskazała na niewiastę, która siedziała naprzeciw niej, odzianą w dosć podniszcozny strój, który zdawał się więcej odkrywać niż zasłaniać, na dokładkę swoje dobre czasy miał dawno za sobą. - Druidka z tutejszego gaju. Ta oto młoda niewiasta to Loretta Villorun, mistrzyni miecza z Veroni.
W ostatniej Twem bez trudu rozpoznał kobietę spotkaną w stajni.
- Mężczyzna ów jest zaś tym, o którym wam opowiadałam. - Zwróciła się do swych towarzyszek.
- Miło mi - powiedział Twem zajmując miejsce. - To była pochlebna opinia, czy wprost przeciwnie? - spytał.
- Dla mnie to samo - poprosił kelnerkę - co jedzą te panie.
Jedna z córek Orina, tym razem młodsza niż ta, którą wcześniej spotkał, pospieszyła z zamówieniem do kuchni.
- Oczywiście pochlebna, niestety nie każdego udało mi się ku niej przekonać. - Mówiąc owe słowa Silya skierowała spojrzenie ku druidzce, która uważnie przyglądała się Twemowi od chwili w której zajął miejsce przy ich stole. - Kruk uważa iż nadal powinniśmy traktować cię jak wroga. Nie przejmuj się jednak, ona bywa dość uparta w swych poglądach, prawda Kruku?
Zapytana zbyła słowa arcykapłanki, przestała jednak mierzyć Twema wzrokiem.
- Najważniejsze - Twem zwrócił się do Silyi - że teraz jestem, można to tak określić, czysty. A czy, tak przy okazji, mógłbym się dowiedzieć czegoś więcej prócz tego, że zaczyna się robić coraz gorzej i gorzej? I jaka ma być w tym moja rola? Jeśli jakaś ma być, oczywiście.
- Nie powiedziałaś mu jeszcze? - Kruk po raz pierwszy zabrała głos, ignorując przy tym dość dosadnie Twema. - Przecież widzisz to lepiej niż ja mimo iż nie należy on do podopiecznych Denary.
- Możliwe, iż coś wspomniałam - odparła na ów zarzut Silya, po czym zwróciła się do Twema. - Twoja rola najwyraźniej ma być dość istotna, skoro zostałeś naznaczony przez swego opiekuna. Rzadko się to zdarza, zatem uważamy, iż sytuacja będzie się tylko pogarszać, a już nie jest najlepiej. Póki co musimy dostać się jak najszybciej do Nerun, a tam już powinieneś otrzymać dalsze informacje, jak i spotkać się z pozostałymi. Obecna tu Lorett będzie od teraz odpowiedzialna za twe bezpieczeństwo.
Wymieniona z imienia wojowniczka przeniosła spojrzenie z Kruka na Silyę wyraźnie zdradzając zaskoczenie. Podobnie jak Twem.
- A więźniowie? - zapytała, rzucając najwyraźniej pierwszy lepszy powód jaki przyszedł jej do głowy, a jaki powinien zmienić decyzję arcykapłanki. - Przecież ktoś powinien się nimi zająć, a nie widzę tu nikogo bardziej do tego zadania się nadającego.
- Wraz z chwilą wkroczenia do Nerun przestaną być twoim i Irata problemem. Również on będzie miał zadanie do wypełnienia, podobne do twojego.
W głosie Silyi zadźwięczały sople lodu. Widać nie była przyzwyczajona do tego, że się jej sprzeciwiało, szczególnie w kwestii wiary i decyzji Odwiecznych.
- Miło mi. - Twem nie zamierzał wypowiadać swego zdania na ten temat. Wyraz twarzy Silyi aż za dobrze mówił, co arcykapłanka myśli o jakichkolwiek sprzeciwach.
Na szczęście jego droga prowadziła właśnie tam. Ciekawe, co by zrobiła Silya, gdyby miał inne zobowiązania? Pewnie by dołączył do tych więźniów...
- Czyli ruszamy skoro świt? - spytał. - W jak licznej grupie?
- Siedmioro, jeżeli liczyć więźniów - odpowiedziała arcykapłanka, łagodząc nieco ton swego głosu. - Ruszymy tuż po śniadaniu, co by głodnymi podróży nie zaczynać.
To było mądre podejście, które Twem w pełni pochwalał.
- Czy jest jeszcze coś, o czym powinienem wiedzieć? - spytał, równocześnie znaczną część zainteresowania poświęcając swojej kolacji.
- To zależy od tego, co wiedzieć pragniesz. Czy chodzi ci o konkrety misji która na was czeka, czy o coś innego? - Kobietę owe pytanie zdawało się nieco bawić, uśmiech nawet delikatny pojawił się na jej twarzy.
- Jeśli znasz jakieś szczegóły tej misji, to i ja bym z chęcią je poznał. A inne sprawy... Trudno mi powiedzieć. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Ale na przykład warto by wiedzieć, czy wiadomo coś więcej o potencjalnych i znanych wrogach.
- Wrogów zapewne wam nie zabraknie, niestety nic nam o większości z nich nie wiadomo. Jeden jednak pozostaje jawny gdyż to on za wszystkim stoi. Darkar. Miałeś okazję doświadczyć jego uwagi gdy napotkałeś gryfa. Inni zapewne okażą się mniej ulotni, gotowi zabić was za wszelką cenę. Będziecie potrzebować niezłomnej woli i pomocy Odwiecznych, by wykonać zadanie jakie zostanie wam polecone. Niestety, niewiele na ów temat rzec mogę, gdyż sama niewiele wiem. Ci, którzy sprawują nad nami pieczę, rzadko otwarcie o swych planach rozprawiają. Cokolwiek jednak będziecie musieli dokonać, związek to bezpośredni mieć musi z wydarzeniami z ostatnich miesięcy. Nie widzę bowiem niczego innego, co by aż takich środków i poświęcenia wymagało.
- A co wiadomo o innych misjach tego typu? W przeszłości zapewne takie zdarzenia mały miejsce?
Silya pokręciła przecząco głową.
- Nigdy i to właśnie budzi nasz niepokój. Co prawda zdarzało się, że Odwieczni naznaczali kogoś na swego wybranka i obdarzali łaskami, jednak nigdy aż tylu i to w tym samym czasie. Na dodatek prócz wybrańców zwołano także osoby i istoty do ich ochrony. Nie, z pewnością to pierwszy raz w historii tej krainy od czasów wygnania Darkara. Boję się, że stać się może najgorsze i brama upadnie otwierając drogę temu co za nią było ukryte.
- Jakoś... nie czuję w sobie tej łaski. Czy to się powinno jakoś objawić?
- Zapewne objawi się gdy zajdzie ku temu potrzeba. Wszak w niebezpieczeństwie się teraz nie znajdujesz, nikt ci tu życia odebrać nie chce. Odwieczni wiedzą co czynią, a przynajmniej nie nam w ich decyzje wątpić. Może Sylef nie chce zbyt wcześnie na ciebie uwagi wrogów zwracać? Nie pomyślałeś czasem o takiej możliwości? - Silya tłumaczyła cierpliwie, niczym dziecku, które niemądre pytania zadaje. Było to nieco dziwne wrażenie biorąc pod uwagę iż sama ledwie z wieku dziecięcego wyrosła.
- Musisz też brać pod uwagę, iż patron twój z psot jest znany i mieszania tam gdzie nie trzeba. Może bawi go takie wybrańca zaniedbywanie? - Kruk dodała swe złośliwe trzy riv’y.
- O tak, z pewnością masz rację, Kruku - uśmiechnął się z lekką kpiną Twem. - Ale jeśli chodzi o niezwracanie uwagi, to w tak zacnym towarzystwie dość trudno nie być na widoku - odparł kapłance.
- Jest to ryzykowne, prawda. Jednak towarzyszyć ci będę jedynie do samego Nerun, a i to jedynie jako osoba, która znalazła się w pobliżu przypadkiem. Wątpię by moja obecność miała tu jakieś znaczenie. Wszak nasze spotkanie było całkowicie przypadkowe - tu zamilkła na chwilę jakby zastanawiała się nad czymś dość ważnym by jej wywód przerwać. - Może jednak nie. Może uwaga zła wcześniej już była na was zwrócona, a spotkanie z nami miało was jedynie ochronić przed jego zakusami?
- Jakkolwiek by nie było, lady, bez wątpienia czekają na nas liczne próby z których nie wszyscy wyjdziemy z życiem. Możesz liczyć na mój miecz Twemie, obronię cię, na ile będzie to możliwe. Nawet jednak przed spotkaniem w Nerun wiem, iż nie zawsze ochrona nasza będzie mogła z wami przebywać. W innym wypadku dary, jakie otrzymaliście, nie byłyby potrzebne, lub to nam by je przyznano. Jasnym zatem jest iż w pewnym momencie zostaniecie sami z misją jaka zostanie wam powierzona. Może Sylef nie chce, byś już teraz zdradził się z łaską, którą cię obdarzył? Może musi ona dopiero dojrzeć w tobie nim będziesz w stanie jej użyć? Wiele jest owych możliwości, nie sposób określić niczego nim sami Odwieczni zdecydują się swój głos zabrać. Być może dlatego zbierają was w jednym miejscu.
Loretta zakończyła swój wywód powracając do kolacji. Pozostałe niewiasty najwyraźniej uznały iż nic więcej nie mają do dodania gdyż podążyły jej śladem.
To było jasne, że dziewczyna nie mogła mu siedzieć na karku przez cały czas. Twem nawet by tego nie chciał, bo byłoby to gorsze, niźli małżeńskie okowy.
- Wdzięczny będę za każdą pomoc - powiedział - jako że nie wierzę, iż mogłaby być niepotrzebna. Czy jednak któraś z was wie, w jaki sposób objawiała się taka łaska? Jakieś przykłady?
Silya przerwała na chwilę posiłek by odpowiedzieć na owe pytanie.
- Łaska objawić się może na różne sposoby. Może to być moc, mogą umiejętności, może być widzenie rzeczy niedostrzegalnych dla innych. Wszystko zależy od tego, który ową łaskę oferuje i od potrzeb, jakie stanąć mogą na drodze wybrańca.
Rozważania na temat tego, jakimi to łaskami może go obdarować Sylef, oraz z jakich to powodów owe łaski mogą spłynąć na wybrańca jednego z Odwiecznych zdały się Garetowi zbędnym trudem. Dlatego też postanowił poczekać, aż owe łaski na niego spłyną... i zareagować w zależności od potrzeb, a teraz po prostu cieszyć się kolacją i towarzystwem (z którego znaczna część była mniej zadowolona, niż on).

Po kolacji, która minęła w miłej atmosferze, Garet jako pierwszy pożegnał siedzące przy stole panie, potem gospodarza i tę córkę, która jako jedyna pozostała z obsługujących, a następnie poszedł spać.
Zabezpieczywszy okno i drzwi.
Nie sądził, by Loretta zechciała mu towarzyszyć. Pokój miał tylko jedno łóżko.
 
Kerm jest offline