Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2014, 00:05   #11
Velg
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
wersja 0.1; otagowanie posta nastąpi.

- Shinjo-sama, popatrzyłem, zobaczyłem, struchlałem – paplał Hanzo, a podbródek nawet na chwilę nie przestawał się mu ruszać. - Rzekłem sobie, że Jednorogowy, bo pięknej maści, postury tako. I od razu... - Uczynił przerwę, bo wyraźnie zasmakował w piciu sake na koszt swego gospodarza. - Pomyślałem, że koniokradka. Wycelował żem, przytrzymał cięciwę żem, żeby nie uciekła. - Mówił z ustami w misce, a policzkami napchanymi jak u chomika. - Bo chciałem, żeby nie uciekła z koniem.

Coś jeszcze miał palnąć, ale Ryuunosuke przerwał mu krótkim gestem dłoni. „To moja narzeczona, nie koniokrad, Hanzo-san. Oczekuję, że przeprosić.” Przeprosił: uniżenie, bijąc się mocno w pierś, ale nadal z gębą w misce. „Jestem wdzięczny, Hanzo-san” - wyszczerzył zęby w wilczym uśmiechu do Shosuro. - „Oczekuję, że Shinjo Sumiro-sama również będzie wdzięczna. I że przeprosi.” I jak niby mówił do ronina, to spoglądał ponad jego ramieniem na Sumiro.

Gdyby pełne nienawiści i pogardy spojrzenie Sumiro mogłoby zabijać, to Hanzo i Pan Ryuunosuke padliby na miejscu rażeni piorunem. Spojrzenie tym bardziej upiorrne z powodu kolorowych oczu Sumiro. Przez co zdawało się, że to dwie różne osoby patrzą z taką nienawiścią. Wysyczała z trudem unosząc się odrobinę i opanowując łzy bólu. Mimo zmęczenia i trudów wciąż nieuległa.
-Nie nazywam się Shinjo, i ani ja ani moje dzieci nie będą się nazywać inaczej niż Shosuro.-Nabrała z trudem powietrza przez spierzchnięte zakrwawione wargi.
- A tobie Hanzo nie podziękuję, obyś zbłądził w lesie ku uciesze Yako.

- Hanzo-san – Przygryzł mocno wargi, chcąc pewnie na użytek ronina wyrazić ubolewanie. - Racz wybaczyć mojej narzeczonej. Zbyt wiele wiatrów rozchybocze nawet fiołka o najmocniejszych korzeniach. - I jeszcze miał czelność wygłaszać to zamyślonym, głębokim tonem! Ale do Hanshiro cokolwiek mgliste wyjaśnienie najwyraźniej dotarło.

Temat podjął po chwili wyniosłego milczenia Shosuro i po tym, jak pół miski ryżu zniknęło w gardzieli ronina.

- Dlatego chciałbym cię, Hanzo-san, poprosić, abyś przyłączył się do nas i strzegł Sumiro-sama, póki nie dojdzie do porządku z kami i z przeznaczeniem.

Trudno było przeoczyć grę wyrazów na twarzy ronina...

- Ja? - Głośno wypluł ziarnko ryżu, którym się prawie zakrztusił. - Przyłączyć się? Strzec? - Oko mu drgnęło. Potarł je gorączkowo, jakby spodziewał się rozproszyć omam wzrokowy, i jakby nie mógł w to uwierzyć... - Naprawdę? - Zapytał, nagle otwierając usta w szerokim uśmiechu.

A potem doszło do niego, jak emocjonalnie i niestosownie wygląda, poczerwieniał lekko i rzucił się na podłogę, przepraszać.

- Sumimasen, Shinjo-sama – wybełkotał. - To dla mnie wielki honor. - Podniósł lekko wzrok, z taką nadzieją, jaką szczeniak mógłby mieć na łakomy kąsek.

- Wstań, Hanzo-san. Odnajdź Shinjo Gorou i przedstaw mu się. Będzie wiedział, w co cię zaopatrzyć – szczeknął do Hanzo, już oschlej: jak do podwładnego, a nie jak do przyjaciela. Ale starszawy ronin nawet tego nie zauważył.

Chwilę potem byli w jurcie we trójkę: Shinjo, Shosuro oraz ten sam niski służący, którego widziała podczas pierwszej nocy w jurcie. Ale jeśli Shosuro myślała, że będzie miała chwilę wytchnienia...

- Shinjo Sumiro-sama – zwrócił się do niej. - Potrzeba zmienić ci bandaże. - Nie poczekał nawet, żeby potwierdziła. - Naota to zrobi. Przytrzymam cię, jeśli będzie trzeba. Jeśli będziesz się wyrywać, będę musiał zrobić więcej. - I sięgnął do niej, żeby jej rozchylić kimono i zamknąć w uścisku, gdy służący podchodził do niej.

Pozwolila się objąć, w momencie, gdy Ryuunosuke stracił na chwilę czujność ze zdziwieniem stwierdzając, że jego narzeczona się uspokoiła, ta z całej siły ugryzła go w odsłonięte niedbale przedramię, i następnie wierzgnęła celując wprost w spot słoneczny służącego. Ugryzła z całej siły z całą nienawiścią i pasją.

Poczuła obrzydliwy, mdlący smak krwi w ustach, ale nie puszczała, mimo że się szarpnął. Mogła się rozkoszować jego jękiem - trudno powiedzieć, czy bardziej zaskoczenia i bólu... dopóki nie oddał jej. Zdzielił ją w tył głowy drugą ręką. Dopiero wtedy odruchowo puściła, a on to wykorzystał, popychając ją naprzód. Runęła na podłogę głową naprzód. Wtedy zaczęło ją boleć naprawdę: napięte do granic możliwości liny wrzynały jej się w kostki i nadgarstki, stare rany płonęły żywym ogniem, a przyciskający jej głowę do podłogi narzeczony nie polepszał sytuacji.

- Sumiro-sama – wysyczał bardziej niż powiedział. - Nie chciałbym trzymać cię tak dłużej... - po prawdzie, to w przepełnionym nienawiścią warkocie nie czuć było takiej niechęci.
Broniła się wiedząc, że przegra, starała się podnieść mimo nacisku Shinjo i bólu jaki sprawiały wrzynające się jej w skórę liny. Nie mogła sobie wybaczyć porażki jaką okazała się nieudana ucieczka. I tego jak bardzo w ten sposób zawiodła rodzinę. A najbardziej swą zaginioną siostrę.
Zacisnęła uda do bólu postanowiwszy bronić się ile sił i dać się wszystkim jak najbardziej we znaki. On przycisnął ją tylko mocniej, jakby chciał wbić ją do podłogi.

- Naota, szybciej – Gdyby kamienne lwy przy świątynkach umiały mówić, ryczałyby jak poganiający słuzacego pan Shinjo.
Wtórowała mu jego narzeczona na przemian złorzecząc, protestując i błagając, by nie odbierali jej resztki godności. „USPOKÓJ SIĘ” - rozkazał jej Shinjo. „Uspokój się, bo...” - szarpnęła się, wrzasnęła, więc nie dowiedziała się, co miało być dalej. Starczyło, że jedna ręka Shinjo przesunęła się pod jej szarpnięciami, spadając na jej łono.

Jeśli ktokolwiek myślał, że na tym się skończyły możliwości Pani Sumiro, to w tym momencie mógł się przekonać w jak wielkim był błędzie. Pan Ryuunosuke został niemalże ogłuszony przez własną narzeczoną z całych sił starającą się pozbyć się jego dłoni. Chociaż ranna i wycieńczona wciąż była pełna sił życiowych walcząc mężnie wobec przeważających sił wroga i niekorzystnej pozycji.

Krzyczała straszliwie. Zagryzając zęby, żeby uprzedzić gryzienie, zasłonił jej usta. Mimo że wgryzła się w jego palce ze straszliwą zażyłością, tym razem nie krzyknął. Przetrwał wierzgnięcia, uderzanie głową i szarpnięcia. I wreszcie, gdy sługa podszedł, przemocą i krwawiącymi palcami zdołał włożyć jej grube skrawki jedwabiu do ust, uniemożliwiając jej krzyczenie.

Łzy upokorzenia spływały jej po policzkach, gdy obserwowała go rzucając nienawistne spojrzenia. Pot perlił się jej na czole, a skóra na jej twarzy zaczynaja się rumienić, jak od ukąszeń komarów.

- Sumiro. - Jedną ręką objął ją, żeby przytrzymać, a drugą ręką przesunął w dół, żeby rozsunąć jej kimono między udami. - Robisz to trudniejsze... - Przerwał, gdy dziewczyna szarpnęłą się i uderzyła głową w jego czoło. Syknął, a uścisk nagle stał się dużo mocniejszy, boleśniejszy i gwałtowniejszy, gdy przewrócił narzeczoną na ziemię i przygniótł ją do ziemi.

Płakała z upokorzenia przygwożdżona do ziemii. Zmęczona zamknęła oczy zdając się zupełnie wycieńczona. Służący podszedł i zajął się odwijaniem niedbale założonych opatrunków z jej ud. Czekała. Gdy ten nachylił się nad jej nagimi nogami chcąc przemyć rany i odparzenia, Pani Sumiro błyskawicznie podkurczyła nogi i z całej siły wierzgnęła trafiając biednego służącego prosto między oczy. Mimo tego, że krzywiła się z bólu Pan Shinjo nie mógł nie zauważyć szaleńczego wręcz wyrazu satysfakcji na jej twarzy.

- Idź z boku – Sądząc z tonu, najwyraźniej satysfakcja Shosuro zaczęła psuć Shinjo dzień. - I odrywaj, nie ściągaj. Tak szybciej. Zaboli, ale czy Sumiro-sama wygląda... - sapnął, pomagając sobie z narzeczoną kolanem. - Na delikatnego fiołka?

Tym razem, gdy niepozorny służący podszedł od niej z boku, shugenja było sporo trudniej. I wreszcie, człowieczek zdołał oderwać przylgnięte do jej ud bandaże, przemyć rany i założyć nowe. Ale mogła mieć satysfakcję, że zaraz po obandażowaniu – jeszcze nawet przed przemyciem pogryzionego ciała – Shinjo musiał dodać jej kilka kolejnych więzów.

- Sumiro – odezwał się do niej potem znad miski z wodą. - Chcę z tobą porozmawiać. Czy jeśli rozwiążę cię, będziesz krzyczeć? - Spojrzał bez szczególnej nadziei.

Spojrzała na niego z niechęcią, jednakże powoli pokręciła głową, nie miała siły się podnieść, a rumieńce i pot na jej twarzy wyraźnie świadczyły o tym, że jest bardzo zmęczona… i, że najpewniej ma również gorączkę. Piękne, niezwykle długie włosy miała całe potargane i pozlepiane w strąki od potu i kurzu. A odpowiedzieć nie mogła, bo wciąż była zakneblowana... Przez chwilę przynajmniej, bo potem Shinjo powoli i dość delikatnie wyjął jej knebel z ust.
-Obyś zginął od ostrzy Czarnych Moto -wysyczała. A twe ciało wdeptały w ziemię kopyta ich koni.

Szarpnął się niespokojnie na klątwę.

- Sumiro – zaczął, starając się puścić między uszu Sumiro. - Jesteś osłabiona. Poraniona. Toczy cię choroba. Jeśli odrzucisz opiekę, nadzieja będzie tylko w Fortunach. Powiedz: jeśli poluzuje ci więzy i pozwolę dbać o siebie samej, spróbujesz uciec? Zrobisz coś przeciw mnie? - Spojrzał jej głęboko w oczy.

-Jedyną chorobą jaka mnie toczy jesteś ty, wypuść mnie do mego domu a wyzdrowieję sama. Rodzina mnie oczekuje a obowiązki wzywają. - Spojrzała na niego bystro, zastanawiając się, czy może jednak nie spróbować rozegrać spraw racjonalnie. -Ma siostra zaginęła, a ma kuzynka poroniła. Mój ród wymiera.

Zdecydowanie, krótko potrząsnął głową. Nie, to nawet nie wchodziło w rachubę.

- Pomogę. Jeśli zostaniesz Shinjo. - Nachylił się do niej, lekceważąc sobie niedawną zajadłość Sumiro. - Twoja rodzina nie wymrze, bo twego pierworodnego oddam Shosuro, by został Jitsuyoteki. Pan Hametsu osobiście go wyedukuje. Lepiej, żeby stało się tak, niż żeby inaczej się na was mścił.
Patrzyła na niego uważnie, milczenie przeciągało się. W końcu spuściła głowę. -Kłamiesz. Do tego nieumiejętnie. Nie oddałbyś Shosuro żadnego ze swoich synów.

- Gdybym nie dał słowa, nie oddałbym. - Nie udało jej się go sprowokować: najwyraźniej spodziewał się takiej reakcji. Oschły, rzeczowy ton zupełnie mu się nie zmienił.

-Już raz pokazałeś, że nie liczy się dla ciebie uczciwośc, tylko własna pozycja. Nie osłabiłbyś jej oddając Shosuro swojego syna. Nie wierzę ci.

- Nie. Sumiro, nigdy nie dałem twemu ojcu żadnego słowa. Nigdy – podkreślił, jakby mogła zapomnieć lub niezrozumieć.. - Twój ojciec dał, a mój przypomniał. Ale mym panem jest Czempion, nie Shinjo Yasamura-sama – mówił wolniej niż zwykle, najwyraźniej ważąc swe słowa.

Milczała znów nie wiedząc co powiedzieć, nie widząc wyjścia z sytuacji, zaskoczona tym czego się dowiedziała. I nieuczciwością Jednorożców. Zamknęła oczy obolała i wymęczona. Dobiegło ją od Shinjo ni to westchnięcie, ni to prychnięcie.

- Sumiro, raz jeszcze: czy jeśli poluzuję więzy, uciekniesz? -- <tu dodam didaskalium.>
-Oczywiście, że nie, dlaczego miałabym uciekać, uśmiechnęła się krzywo.

Po jego nagle uniesionych brwiach widziała, że wyraźnie dostrzegł kpinę. Ale w jego ruchach, już nie tak gwałtownych i bardziej ostrożnych niż kiedyś, widziała też coś innego: że doskonałą ucieczką i siłą oporu zasłużyła sobie u Shinjo na pewien szacunek. I dlatego...

- Dobrze, Sumiro. - Zabrał się za rozwiązywanie części więzów i rozluźnianie reszty.

Najwyraźniej cokolwiek wierzył w siłę jej słowa: nawet, jeśli dawała je kpiąc sobie w żywe oczy.

Napięła mięśnie, gdy się zbliżył, kuląc się ze wstydem i starając się uniknąć jego dotyku. Bolało ją bardzo, jednak nawet nie pisnęła, gdy poruszał więzami, od których już zdążyła się poranić. Położyła się, gdy skończył drżąc z zimna i z wyczerpania. Dziwiło ją to, czemu przodek dalej milczy…. Czyżby był już tak oburzony jej nieudolnym postępowaniem, że przestał ją nawiedzać?
-Dziękuję. -Rzekła w końcu odwrócona plecami do Shinjo. -Cierpiała z powodu przepoconych ubrań i kurzu jaki osiadł jej na skórze, jednakże duma nie pozwalała jej poprosić o pomoc w kąpieli. Ani nawet wyrazić takowego życzenia. Nagle zachciała dobrze wyglądać przy Ryuunosuke.

- Jeśli czegoś potrzebujesz, każ Naocie. Głośno. Kilka razy Inaczej pewnie uda, że nie słyszy. - Sarknął przy zmarszczonym nosie. - Bo się boi. Mogę pomóc ja, jeśli wolisz – kontynuował tymczasem pogadankę Shinjo.

Cisza.
-Pomóż mi. -Odrzekła bardzo cicho próbując usiąść i poskromić rumieńce wykwitające na jej bladej twarzy. Poczuła, że obejmuje ją z tyłu, żeby podtrzymać jej ciężar i pomóc usiąść. Przytrzymał ją, gdy usiadła. Zarumieniła się cała, przy czym rumieniec osobliwie objął także dekolt. Mając nadzieję, że Shinjo tego nie widzi poprosiła go, by pomógł jej się umyć.

Shinjo dwa razy klasnął najmocniej, jak mógł, podtrzymując dziewczynę. Przez kilkanaście sekund nic się nie działo, a Shosuro zastanawiała się, czy nie ponowić prośby, aż wreszcie w wejściu do jurty pokazał się kudłaty łeb Naoty. "Nagotuj wodę, przygotuj balię" później służący przygotowywali już ich kąpiel.

Tylko - jak na zlość - Shinjo chyba wcale nie zamierzał jej puszczać. Do tego wywierał stabilny, ale stały nacisk na nią. Korzystając z tego, że drobnej Sumiro ciężko było protestować, powoli odsunął jej ręce od ciała, tak, że zanim przygotowano jej kąpiel, wsunął dłoń w szparę między ręką Sumiro i ciałem i położył ją na jej piersi.

Zesztywniała cała, gdy to zrobił, przez co miał wrażenie, że trzyma w objęciach kukłę, nie żywą kobietę. Chwyciła go za dłoń usiłując zepchnąć ją ze swojej piersi. -Zabierz rękę Jednorożcu nim ci ją utnę, -Syknęła. Mimo chłodu jaki mu okazywała w pamięci miał ich opiumową noc… i rumieniec jakim się obecnie oblała jego narzeczona.

- Uważaj, żeby nie otrzeć rąk - uniknął jej pytania, pro forma próbując przytrzymać jej ręce, żeby nie uczyniła sobie krzywdy. Ale dłoni z piersi nie zabrał, mimo usiłowań narzeczonej.

Rzuciła głową mając zamiar trafić go grdykę. -Nie dotykaj mnie ! Nie jestem twoją niewolnicą! Ani nałożnicą!

- Sumiro. Jak mam ci pomóc, bez dotykania? - Zamarudził ze źle udawanym niezrozumieniem. Zresztą, Shosuro wątpiła, żeby szczególnie się starał: zwłaszcza, że chwycił ją mocniej, jakby to jej pierś dawała mu złapać równowagę. Ale Shosuro ani myślała milknąć tylko dlatego, że Shinjo coś mówi...

- Żadna Shosuro nie będzie oddawać się ku uciesze Shinjo! -nabrała powietza z oburzeniem i zaczęła się ksztusić.

Dalej potoczyło się już do przewidzenia: z klątwami, groźbami i zaklinaniami pani Shinjo, z Jednorożcowym obstrukcjonizmem – jakby tak trudno było zabrać rękę! - aż wreszcie wpadł Naota z miednicą i słowem, że balię niedługo przyniosą, a Shinjo zsunął zresztą rękę z biustu.

- Pomogę ci. - Szepnął chyba bardziej pro forma, żeby uspokoić Shosuro, niż żeby coś przekazać, i sięgnął do jej obi.
 
Velg jest offline