Cedrik wciągnął w nozdrza zapach świeżo pieczonego chleba. Mile łaskotał zmysły. "Gdyby jeszcze w tej dziurze ostrygi i świeże wino mieli" - westchnął w duchu. Z wdzięcznością przyjął jednak z rąk hożej dziewoi dzban pełen chłodnego kobylego mleka. Darowanemu koniowi nie zagląda się w rzyć, czy jakoś tak.
Podszedł krasnoluda. Wszak nie od dziś wiadomo, że krzaty "i do bitki i wypitki". - Witajcie, Mistrzu Krasnoludzie - czarownik zagaił przyjaźnie. - I Wy tutaj na weselu? Wieść się jak widać niesie po okolicy. Weselicho się szykuje, nie powiem, nie powiem. Ale, gdzie to Pan młody. Skąd Ci on. Nie czmychnie, aby przed zrękowinami? |