Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2014, 20:47   #2
Erissa
 
Erissa's Avatar
 
Reputacja: 1 Erissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputację
Podróż była daleka, ale wbrew pozorom bardzo komfortowa, po prostu w życiu panuje jedna zasada: na wszystko istnieje sposób, nie więcej i nie mniej, i z takiego właśnie przeświadczenia wychodziłam jedząc, myśląc, ubierając się, zaspokajając z mężczyzną czy robiąc cokolwiek innego. Na wszystko istnieje sposób, więc i teraz nie było wyjątku. Postawiłam stopy w wygodnych, skórzanych trzewikach na dziedzińcu przed ponurym budynkiem, w którym miałam spotkać się z Vernonem. Nie wiedziałam prawie nic na temat wyprawy, która mnie czekała, ale to tylko sprawiało, że czułam od dawna niemal zapomniane uczucie: ekscytację.

Mężczyźni... a raczej byczki z mięśniami rozrywającymi przydziałowe koszule, zastąpili mi drogę domagając się zdania całego ekwipunku. W innym wypadku zrobiłabym to, co zwykłam czynić w podobnych sytuacjach, ale... ta nie była jak inne, należała do wyjątkowych. Uniosłam uspokajająco dłonie i podawałam im kolejne rzeczy bardziej lub mniej osobiste by na koniec otrzymać charakterystyczny mundur Pasów
- Mam się przebrać tutaj, przed wami, czy przynajmniej się odwrócicie? - skrzyżowałam ręce na piersi patrząc na nich z pewnością w oczach, nieco rozbawiona nagłą konsternacją, która nastąpiła. Nie wiedziałam jakie otrzymali rozkazy, ale próby nawiązania jakiejkolwiek łączności myśli w ich mózgach wyglądały zaiste komicznie. Tępi i silni, najlepsi do działania, ślepego wykonywania poleceń. Z satysfakcją obserwowałam jak ich oczy powiększały się, gdy moje spore piersi wysuwały się spod pancerza zastąpionego błękitną kurtą. Nie przejmowałam się maślanymi spojrzeniami, zaślinionymi ustami, z wprawą rozchełstałam koszulę na biuście ukazując go w sporej, może nawet nieco zbyt sporej, części, nie widziałam powodu by skrywać skrzętnie to, za co wiele kobiet oddałoby wszystko. Odetchnęłam swobodnie patrząc jak dwie półkule wypychają przyciasne ubranie i kręcąc pośladkami w opiętych spodniach wmaszerowałam do pomieszczenia.
- Przytulnie... - mruknęłam widząc ogólną otoczkę – Idealny salonik do przyjmowania gości – zajęłam miejsce na ławie zakładając nogę na nogę, a burzę jasnych włosów zbierając na jednym ramieniu, by lepiej ukazać biust, swoją naturalną dumę.

Przyglądałam się uważnie kolejnym osobom, które pojawiały się w pomieszczeniu notując w głowie spostrzeżenia na ich temat, starałam się póki co ich nie oceniać, zbierać jedynie suche fakty, często pierwsze wrażenie bywa błędne. Mimo wszystko największą uwagę skupiłam na charyzmatycznym mężczyźnie, który wszedł na samym końcu, gdy wszyscy byliśmy już obecni. Kąciki ust lekko mi zadrżały i ułożyły się w łuk; kuszący z zasady, zalotny z wyuczenia, tajemniczy z nawyku. Vernon, słynny skurwysyn Roche. Wysłuchałam jego monologu nie bez przyjemności, to jak mówił, jak ruszał się, jaką pewnością emanował... Nawet słowa, które napływały mi do uszu wydawały się być pomyślne i zastanawiałam się jedynie czy to przypadek czy też czyjaś zasługa.
- Ja mam pytanie – odezwałam się gdy tylko skończył. Wpatrywałam się w niego z tym samym wyrazem twarzy – Jestem Miriel, Miriel z Vicovaro – zrobiłam krótką pauzę próbując rozpoznać z jego choć niewielkiej zmiany mimiki czy wiedział o mnie, słyszał cokolwiek – Jeśli został ustalony łańcuch dowodzenia to jak też on wygląda? - spytałam przekrzywiając głowę kokieteryjnie – A... z czysto organizacyjnych spraw kiedy wyruszamy i gdzie mamy się udać po odebraniu ekwipunku?
 
__________________
"Wczoraj wieczór myślałem o ratowaniu świata. Dziś rano o ratowaniu ludzkości. Ale cóż, trzeba mierzyć siły na zamiary. I ratować to, co można."
A. Sapkowski
Erissa jest offline