Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2014, 12:02   #61
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Praca wspólna

Var rozejrzał się za Thogiem, półork nie był zbyt bystry, ale miał nadzieję do tej pory, że wystarczająco, żeby trzymać się razem. Najwyraźniej jednak się przeliczył. - Ciekawe gdzie polazł, z samym toporem, to dość niezdrowe. Kto chce iść do Albusa i uważa że potrzebujecie tam kogoś większego z tyłu na wszelki wypadek, ręka do góry, kto chętny szukać Thoga, noga do góry. - Zakomenderował po dobudzeniu się i zajrzeniu do garnka.
- Trza sprawdzić, czy jakiej książki z szarą skórą w bibliotece nie przybyłoooo… - druidka stłumiła ziewnięcie - Siekierę zabrał, znaczy siłą go nikt nie uprowadził. Poradzi se, duży jest. A co do biblioteki… - rzuciła druidka okiem na Burra i Shanda, po których było jednak widać trudy wczorajszej nocy - Co tam nasze mądre głowy wyczytały w sprawie truposzów? - Trzeba je zapytać - burknął niedobudzony Shando - bo moja łepetyna poszła spać.

Czarodziej opłukał twarz wodą i zabrał się za poranną rutynę - ćwiczenia i odświeżanie zaklęć. - Do stu parchatych wielbłądów! - zaklął uświadomiwszy sobie że za krótko spał. W iluzyjnych podziemiach Albusa stracił zupełnie nocne poczucie czasu, które zawsze pozwalało mu spać równą trzecią część doby, wymaganą czarodziejskim obyczajem. - Zawsze można takiej głowie pomoc. Ino starczy lekko postukać - Kostrzewa pokiwała kijem z niedwuznaczną miną i zaczęła się ubierać, to znaczy zawijać w ciągle lekko wilgotne szmatki - Ale i racja, źle się na głodnego gada. Chodźmy coś na ząb wrzucić, to nam opowiecie. Może na zapach strawy i Thog przylezie… - kobieta miała nadzieję, że zaginęcie półorka wynika z jego małego rozgarnięcia, a nie knowań Albusa czy ciemnego elfa. Na konfrontację z kimkolwiek z tej dwójki nie miała jakoś specjalnej ochoty. - Jak poszedł do lasu, to sobie sam z wilkami może nie poradzić. - Goliat skwitował przemądrzanie się Kostrzewy. - Barłóg zimny, wiec dawno musiał pójść. Jak na wilców trafił, to przecież im z między zębów go nie będziesz wydłubywał - druidka wzruszyła ramionami - Prędzej gdzie w tych piekielnych podziemiach pobłądził, jak za potrzebą wyszedł… Co w księgach było to ważniejsze. Potem go poszukamy - skwitowała rozmowę. Jej towarzysze mieli zaiste boski dar do gubienia się, wpadania w tarapaty i podejmowania idiotycznych decyzji, a druidka, choć starała się pomagać każdemu żywemu stworzeniu, nie zamierzała bez końca niańczyć dorosłych wszak i doświadczonych osób… Szczególnie, że naprawdę paliła ją ciekawość, co też wiadomo było o pladze nieumarłych.

- Rozgadajcie się z magiem i wracajmy do miasta póki jeszcze stoi. Kostrzewa, masz w końcu ten glejt od paladynki? Dajcie mu go i uciekajmy, to że jeszcze nas nie przerobili tu na okładki, to chyba tylko fart. - Sarknął Grzmot i nałożył sobie zimnego gulaszu z łasicy. - Mnie mus do Albusa - Niziołek ziewnął rozdzierająco i podrapał się po bujnej czuprynie. - Bo jak na razie to guzik się dowiedzieliśmy moiściewy. Cała ta wyprawa nie była po to by nauczyć się przyrządzać łasicowiznę… - Niziołek nadal nie mógł się zdecydować jak nazwać mięso łasicy wielkiej jak koń. - Tyle wiem, że Albus - ściszył moooocno głos. - Jest walnięty gorzej niż krasnoludzkie kowadło. Ma nierówno pod sufitem, ale też może wiedzieć co się tu dzieje. On, nie jego księgi. Bo tych i pół życia nie stanie by je wszystkie przeczytać. Posłuchajcie… - Jeszcze bardziej zakonspirował się niziołek. - On najbardziej interesuje się długowiecznością, nieśmiertelnością i Kamiennymi Żmijami. No nie łżę, prawdę mówię!

Kucharz streścił dokładnie wszystko to co udało mu się wyczytać przez noc z pamiętnika i ksiąg. - Ponoć nekromanta, no i żyje tak długo, że dziadowie dziadów go pamiętają, więc coś musiał umyślić. Czy je z innych spijał, czy sam się jakoś wydłużył, nie wiem. Im prędzej stąd znikniemy tym lepiej. Więc jak będziecie gotowi na pogawędkę z Albusem, dajcie znać, załatwimy to i znikamy. - Plan Vara był prosty a w swej prostocie genialny, jak dla niego. - Myślę, że damy radę się z nim dogadać. Nawet on potrzebuje czegoś. Może miasto mu obieca ciało każdego skazanego na śmierć, by mógł je sobie oskórować? Albo przyśle dobrego kucharza czy dziewicę za żonę? Czarodziej też człowiek, myślicie, że my nie lubimy prostych przyjemności? - Shando był raczej sceptyczny wobec planu Vara - Poza tym to prawdziwy mistrz, spotkać go to będzie wielki zaszczyt, nawet jeżeli przerażający. - Po tych słowach czarodziej umilkł na dłuższą chwilę, jakby chcąc zrównoważyć ilość wypowiedzianych przed chwilą słów - jak na niego naprawdę dużą. -Ku… kucharza? - zaniepokoił się Burro i odruchowo cofnął się o dwa kroki, z przyzwyczajenia już chowając się za nogą Grzmota. Wizja spędzenia tu większej ilości czasu powodowała gęsią skórkę. - Jak będziemy z nim rozmawiać, musimy pamiętać to co znalazłem w pamiętniku. To jaką jest osobą. Ja na ten przykład będę kłaniał mu się w pas i tytułował mistrzem, choćby mu się uwidziała księga na moim grzbiecie. Pamiętajcie - pokosił mimo woli oczy na Kostrzewę - że jak on nam nie objaśni co się tu dzieje to wrócimy z niczym… A teraz chodźmy już, szkoda czasu mitrężyć. Węgielek łachudro! Na co czekasz? Szukaj w międzyczasie Thoga!


Chowaniec leżał zwinięty w kłębek w burrowym kociołku z obżarstwa. Całą noc hasał po podziemiach wyżerając żuki, pająki i inne paskudztwo. Bebech miał nabity jak piłka, ale na groźne spojrzenie kucharza smyknął na ziemię i zaczął niuchać wokoło, po czym wypadła z salki jakby ją Strzyga gonił, wyhamowała i zaczęła węszyć na korytarzu. Pobiegła w jedną stronę, w drugą… znów w przód i znów w stronę wyjścia. W końcu zdecydowała się, ruszyła kilka kroków naprzód, po czym stanęła wyczekująco.
- A więc na zewnątrz polazł? - Burro przyglądał się Węgielkowi uważnie. - Ale tyli szmat czasu? No przecież nie po to by się wysikać… Ja wtedy toporzyska ze sobą nie ciągnę. - Zawahał się trochę zerknął na resztę kompanów. No niby Albus nie zając i nie ucieknie, ale wolałbym sprawę z nim załatwić jak najszybciej. Jednak Thog może tam gdzie leży ranny, czy coś… - Idziemy go poszukać? Węgielek złapał trop, więc nie powinno zejść nam długo. Bestię Mary możemy wziąć też dla pewności. A jak mu się tam co stało i pomocy od nas wygląda? Może nogę złamał czy co? - Mówił dalej. - Silvaniusie, Silvanusie, użycz kropelki swej nieskończonej mądrości małym i zagubionym istotkom… - wymruczała pod nosem Kostrzewa w przypływie frustracji i lekko trzepnęła dłonią kucharza w bujną czuprynę - Ten zaś co histeryzuje? Sami żeście gadali, że Albus najważniejszy, to co teraz panikę siejecie. Kto się na czarach wyznaje, znaczy ty, Shando i dzieciak, niech do maga idzie i za ozór go pociągnie. Ja z Grzmotem poszukamy naszej zguby. Ino sami nie zagińcie… Węglik z nami pójdzie; pomoże nam tropić, a i potem was odnajdzie, jakby co. Za czas określony spotykamy się przy klapie. - stwierdziła bardziej niż spytała reszty o zdanie - Szukaj mały, szukaj. Dostaniesz trochę mięska… - przykucnęła przy drapieżniku i na zachętę pomasowała mu karczek, sama też przypatrując się ziemi, choć nijak nic nie mogła dojrzeć. Ale zachęcony zwierzak ruszył tropem… po czym znów stanął, czekając na rozkaz pana. Shando kiwnął głową i rozejrzał się za dziewczynką. Nie było jej w zasięgu wzroku, ale w końcu to było dziecko. Czarodziej udał się do kuchni, gdzie spodziewał się znaleźć pędraka pałaszującego co się da.

Shando ruszył w stronę, w którą - jak mu się wydawało - znajdowała się wczoraj kuchnia, a Butterbur zwrócił się do druidki.
- Nic nie histeryzuje, jeno myśli na głos. - Kucharz z przejęcia już chyba zdążył zapomnieć, że jest obrażony na amen na Kostrzewę. - Eee… tak po prawdzie to bym wolał by Grzmot poszedł z nami do Albusa…
Popatrzył pod górę na wielkoluda z nadzieją, że przyzna mu rację.
- No ale jak nie ma rady, to trudno. Trzeba działać i wracać do Ybn bo nas jeszcze gdzie nocka po drodze zastanie i będzie bieda z umarlakami. Idziemy?
- Tak, im prędzej będziemy mieli to za sobą tym lepiej. Zjedzcie coś, spakujcie, przygotujcie na szybki wymarsz… lub ucieczkę. Potem do maga i w drogę. Proponuję żeby rozmowę prowadziła jedna, może dwie osoby, nie potrzeba nam chaosu. No i trzymać niewyparzone języki na uwięzi. - Powiedział goliat stosując się do swoich wytycznych bardzo dokładnie, ostatnie zdanie wręcz warknął, przypominając sobie Kostrzewę oraz reakcję na opowieść lekko nawiedzonej kobiety. - No, a ty jesteś chyba winna przeprosiny tej kobieciny z grodu. - Wskazał na druidkę. - Białowłosy i skórowanie ludzi się zgadzają. No, a teraz idziemy szukać Thoga. Mam nadzieję że mu resztek rozumu coś nie wyłupało z czaszki. - Za wiele go nie miał już z początku, dlatego Grzmot nieco się o to obawiał. Koniec końców, ku rozczarowaniu Burra, zarówno Var jak i Kostrzewa ruszyli na poszukiwania półorka, prowadzeni przez Węgielka w stronę wyjścia.

Kucharz rozglądnął się niepewnie, jak już został sam. Iluzja ścian (no bo Wiedźma mówiła że to też iluzja) przestała być już interesująca a powoli zaczynała być straszna. Burro powiercił włochatą stopą w ziemi po czym krok za krokiem ruszył w kierunku gdzie zniknął Shando. Na końcu biegł już tupocząc po korytarzu i wpadając do kuchni mało nie staranował Mary.
- Ehm… no to idziemy? - powtórzył i spojrzał wyczekująco na Marę i czarodzieja.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Plomiennoluski : 10-07-2014 o 16:02. Powód: Dopiski, zapiski, rozpiski
Plomiennoluski jest offline