Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2014, 21:52   #21
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Hassan Maik

Pomoc kapłańska okazała się być bardziej niż tylko pomocna. Wilki zaatakowały bowiem nie tylko świątynię Denary ale i miejskie karczmy, niektóre domostwa, a nawet wdarły się do ogrodów przy świątyni Mendary. Pozostałe dwie świątynie nosiły na swych bramach i murach ślady pazurów i krwi, jednak żadne zwierzę nie wdarło się do ich wnętrz. Świątynia Tahary pozostała nienaruszona, podobnie jak domostwa które ją otaczały przez co niektórzy poczęli szeptać jakoby kapłani Władczyni Dusz maczali palce w owym ataku.

Udzieliwszy pomocy tym, którzy jej potrzebowali, Hassan udał się do przybytku Sylefa by opowiedzieć o wypadkach w świątyni Denary. Osobą która go przyjęła był sam arcykapłan, Verus Jeran, mężczyzna sędziwego wieku, który jednak wciąż zdawał się zachowywać młodzieńczy wigor.
Opowieści wysłuchał z uwagą, zadał nawet kilka pytań odnośnie wizji, którą na Hassana zesłał zły duch, po czym podziękowawszy odesłał go do komnaty. Drogę wskazał mu młody kapłan liczący sobie nie więcej niż lat siedemnaście.

Wezwanie przyszło porą popołudniową. Sam arcykapłan przyszedł by Hassana poinformować o tym iż spotkanie takich jak on odbyć się ma w świątyni Tahary. Nie wyjaśnił co też ma na myśli mówiąc “takich jak ty” jednak dał wyraźnie do zrozumienia iż Hassanowi nie wolno odmówić udania się na nie.

W świątyni Tahary ruch panował znaczny, nie znaczyło to jednak iż nie zauważono jego przybycia. W chwili, w której bramę przekroczył, nakazano mu odczekać chwil kilka nim zjawi się osoba, która ma go zaprowadzić na miejsce spotkania. Osoba tą okazała się starsza kobieta, bez wątpienia kapłanka Tahary, która to zaprowadziła go labiryntem korytarzy przed drzwi od podłogi do sufitu sięgające i pomalowane na głęboką czerń.
- Pozostali powinni wkrótce dołączyć - oznajmiła cichym głosem, po czym oddaliła się, znikając za załomem korytarza. Hassanowi nie pozostało zatem nic jak tylko otworzyć owe drzwi i przekonać się co też się za nimi kryje.




Litwor Aigam & Twem Lladre

Noc minęła spokojnie. O świcie, w przypadku Twema nawet nieco przed, oboje zostali zbudzeni. Jak się okazało coś złego stać się musiało w Nerun. Silya, arcykapłanka którą Litwor po raz pierwszy miał okazję poznać owego wczesnego ranka, zdecydowała o ich wcześniejszym niż planowano wyjeździe. Szczęściem śniadanie ich nie ominęło, aczkolwiek było znacznie skromniejsze niźli można się było spodziewać, czego Irat nie zapomniał Silyi wypomnieć. Ta jednakże zbytnio pogrążona była w myślach by na mężczyznę zwracać uwagę. Pożegnawszy się z Kruk, wójtem i karczmarzem, ruszyli.

Droga do Nurn zabrała im sporą część dnia. Dwójka więźniów, mężczyzna w sile wieku i młodzik z mlekiem pod nosem, usilnie się starali by trwało to nawet dłużej. Tak było przynajmniej do momentu, w którym Irat nie podarował jednemu i drugiemu dość mocnego wyrazu uznania dla ich starań, po którym to nieprzytomni zwisnęli na siodłach, przez co trzeba ich było do nich przywiązać. Nie spotkało się to ze zbyt dobrym przyjęciem ze strony Silyi, która udzieliła mężczyźnie dość ostrej nagany. Widać było, że niepokój w dość znacznym stopniu uszczuplił zasoby cierpliwości jakie w sobie pokładała. Na pytania jednak o to, co też takiego się stało, odpowiadała jedynie iż muszą się pospieszyć.

Jak się wkrótce okazało, miała rację. Jeszcze zanim bramy miasta przekroczyli, poczuli że stało się coś złego. Ruch był większy niż zwykle. Ludzkie twarze wyrażały strach. Plotki niestworzone docierały do nich z każdej strony. Świątynia zniszczona, zabici na ulicach, przeklęte stwory. Decyzja została podjęta szybko. Więźniów oddano straży, grupa zaś ruszyła w stronę świątyni Denary, w której już od progu powitali ich kapłani Tahary. Trupy leżały wszędzie. Młodzi, starzy, dziewczęta i chłopcy w szatach sług Władczyni Wody. Tym razem plotki okazały się ledwie wierzchołkiem góry.
- Aria! - rozległ się krzyk Irata i nim ktokolwiek zdążył go powstrzymać, mężczyzna zeskoczył z wierzchowca i ruszył w stronę młodej akolitki Denary, która zdawała się być jedyną ocaloną.
- Loretto - Silya zwróciła się do młodej kobiety. - Zaprowadź wybrańców do świątyni Tahary. Irat dołączy do was gdy będzie mógł.
Wydając ów rozkaz spoglądała w taflę fontanny, jakby widziała tam coś czego pozostali dojrzeć nie mogli.
- Pospieszcie się. Ja zostanę tutaj by zaprowadzić ład i zdecydować co dalej. To nie jest prośba - dodała na wypadek gdyby komuś przyszło do głowy sprzeczanie się z jej decyzją.




Elissa Nysandril

Służba na dworze namiestniczki Endary do zbyt ekscytujących nie należała. Hellian Kerass zdawała się nie mieć wrogów, którzy mogliby zagrozić jej życiu. W związku z tym do zadań jej straży należało między innymi wykonywanie sporadycznych misji zleconych im przez panującą w Endarze. Misje owe były różnego rodzaju i pojawiały się z różną częstotliwością. Zazwyczaj były to podróże w celach uspokojenia skłóconych wielmożów lub w celu zapoznania się z doniesieniami o zbrojnych napadających na trakty i wsie. Niekiedy nawet trafiała się misja w pobliżu Sideł i do tych właśnie zwykle wybierano najnowszy nabytek, Elissę Nysandirl. Można było więc sądzić, że gdy po raz kolejny wezwano ją do gabinetu namiestniczki, właśnie o tego typu zadanie chodzić miało. Mylili się jednak ci którzy tak twierdzili.

Wyruszając w podróż do Nerun, Elissa musiała przełknąć towarzystwo Reny Aubrune.

Starsza od niej o rok, zajmowała miejsce zastępcy gwardii i od samego początku spoglądała na Elissę podejrzliwym wzrokiem. Powodów mogło być wiele, jedne prawdziwe, inne nie. Rena nigdy ich nie zdradziła pozwalając innym na snucie plotek. Pewnym jednak było iż młoda strażniczka namiestniczki nie budziła w niej cieplejszych uczuć. Podróż zatem zapowiadała się nader interesująco dla owej pary.

Do Nerun dotarli porą popułodniową. Ulice miasta zdawały się być bardzej nawet tłoczne niźli Cyth podczas dopiero co zakończonego corocznego targu na cześć Mendary. Wyjaśnienie owego tłoku dotarło do ich uszu dość szybko i nie było zbyt przyjemne. Dla Elissy jasnym było iż stwory o których mowa była pochodziły zza Bramy. Znała ich opis, znała ich możliwości i mimo iż nigdy nie spotkała to jednak była pewna iż jest na nie gotowa. Czy zatem o to chodziło w rozkazie jaki dostała? Udaj się do Nerun, odwiedź świątynię Tahary i spełnij to czego się od ciebie oczekuje. Nie była to jasna instrukcja, jednak namiestniczka nie raczyła udzielić wyjaśnień. Nie pozostawało zatem nic innego jak wypełnić rozkaz, a w tym Elissa była wszak szkolona od lat.

Świątynie Tahary różniła się nieco od tej w Cyth. Nie była ani poza murami miasta, ani też nie na terenach cmentarnych. Miast tego zajmowała dość duży obszar przy południowej bramie Nerun. Wstępu na jej tereny broniła prosta, jednakże solidna brama, która w chwili ich przybycia stałą otworem. Młody akolita powitał ich skinieniem głowy, a wywiedziawszy się z czym przybywają odesłał wpierw do stajni skąd przeszli w ręce starszej kapłanki, która z kolei poprowadziła ich korytarzami ku czarnym, wysokim drzwiom.
- Przybyłaś pani jako przedostatnia. Rozgość się i zapoznaj z pozostałymi wybrańcami. Ty natomiast pójdziesz ze mną - dodała zwracając się do Reny, która rzuciwszy ostatnie spojrzenie na swą towarzyszkę, posłusznie poddała się woli kapłanki. Elissa została sama.



Khaidar Sentis

Yura była dobrą przewodniczką. Czy to wyczuwając, czy też wiedząc iż Khaidar za tłumami nie przepada, a może i z innego powodu, już po chwili zboczyła z głównego traktu na wąską ścieżkę biegnącą w głąb lasu. Nie można było powiedzieć by taki wybór był wygodny lub pozwalał na szybką jazdę, jednak było tu cicho, pusto i wbrew pozorom zdawało się iż poruszają się szybciej niż podróżując główną drogą. Na obiad zatrzymali się przy strumieniu, w uroczym miejscu idealnym do bardzich pieśni. Nie było w nim co prawda nimf czy rusałek, ale i tak miejsce owe cieszyło oko. Oczywiście pod warunkiem, że komuś chciało się marnować czas i energię na takie rzeczy.
Mar nie pokazał się a ni razu w ciągu całej ich podróży.

Do Nerun dotarli późnym popołudniem. Miasto pogrążone było chaosie. Ludzie wykrzykiwali wieści, które na równi straszne były co nieprawdopodobne. Świątynia Denary podobno została zniszczona, kapłani zabici. Ponoć stwory o płonących oczach nawiedziły to miejsce mordując co im do pyska wpadło. Powiadano także że dowodził nimi zakapturzony cień dosiadający smoka.
Yura zignorowała wszystkie pogłoski i spokojnie prowadziła swego wierzchowca przez ulice pełne wrzasków, płaczących niewiast i kapłanów wszelakiej maści udzielających pomocy rozchisteryzowanym mieszkańcom. Jej cel wkrótce stał się doskonale widoczny. Dwa proste, kamienne słupy podtrzymywały żelazną bramę broniącą wstępu do świątyni Tahary. Gdy jednak dwie kobiety podjechały bliżej, bramę otwarto na oścież. Młodzieniec w czarnej szacie pokłonił się im nisko.
- Pani poinformowała nas o waszym przybyciu. Pozostali już czekają.
Następnie wskazał im stajnie przy których spotkali kolejnego akolitę. Ten zaoferował iż zajmie się ich końmi, na co Yura przystała skinięciem głowy dziękując za jego usługi.

Dziewczyna zdawała się dokonale wiedzieć gdzie powinni udać się w następnej kolejności. Prowadząc Khaidar korytarzami świątyni, które równie dobrze mogłyby odgrywać rolę labiryntu, nie odezwała się słowem. Dopiero gdy stanęli przed prostymi, czarnymi drzwiami sięgającymi od podłogi do sufitu, zabrała głos.
- Spotkasz się teraz z pozostałymi i Odwiecznymi, którzy sprawują nad nimi pieczę. My zaczekamy na was w podziemnej sali. Gdy spotkanie wasze dobiegnie końca, Mar wskaże wam do nas drogę.
Co mówiąc oddaliła się bez dalszych wyjaśnień zostawiając Khaidar przed zamkniętymi drzwiami.







Wszyscy

Sala, którą skrywały czarne drzwi okazała się być zarówno piękna co przytłaczająca. Zbudowana na planie koła, swobodnie mogłaby pomieścić z setkę ludzi. Lśniące, czarne ściany zwieńczono stożkowym sufitem, z którego falami spływały liny perłowego światła. Były one jedynymi źródłami światła jako że okien sala owa nie miała. Podłoga wykonana została z czerwonego kamienia. Pośrodku stał okrągły stół którego centrum stanowił niezwykłych rozmiarów czarny diament. Krzeseł nie było. Miast tego przy stole ustawiono trony, dokładnie jedenaście takowych. Każdy z nich był zdobny złotem i kamieniami szlachetnymi. Przy każdym stał pusty, kamienny puchar i sztylet.
Niemal grobowa cisza panowała w owym miejscu. Cisza, która wkrótce miała zostać zakłócona.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline