Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-07-2014, 21:52   #21
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Hassan Maik

Pomoc kapłańska okazała się być bardziej niż tylko pomocna. Wilki zaatakowały bowiem nie tylko świątynię Denary ale i miejskie karczmy, niektóre domostwa, a nawet wdarły się do ogrodów przy świątyni Mendary. Pozostałe dwie świątynie nosiły na swych bramach i murach ślady pazurów i krwi, jednak żadne zwierzę nie wdarło się do ich wnętrz. Świątynia Tahary pozostała nienaruszona, podobnie jak domostwa które ją otaczały przez co niektórzy poczęli szeptać jakoby kapłani Władczyni Dusz maczali palce w owym ataku.

Udzieliwszy pomocy tym, którzy jej potrzebowali, Hassan udał się do przybytku Sylefa by opowiedzieć o wypadkach w świątyni Denary. Osobą która go przyjęła był sam arcykapłan, Verus Jeran, mężczyzna sędziwego wieku, który jednak wciąż zdawał się zachowywać młodzieńczy wigor.
Opowieści wysłuchał z uwagą, zadał nawet kilka pytań odnośnie wizji, którą na Hassana zesłał zły duch, po czym podziękowawszy odesłał go do komnaty. Drogę wskazał mu młody kapłan liczący sobie nie więcej niż lat siedemnaście.

Wezwanie przyszło porą popołudniową. Sam arcykapłan przyszedł by Hassana poinformować o tym iż spotkanie takich jak on odbyć się ma w świątyni Tahary. Nie wyjaśnił co też ma na myśli mówiąc “takich jak ty” jednak dał wyraźnie do zrozumienia iż Hassanowi nie wolno odmówić udania się na nie.

W świątyni Tahary ruch panował znaczny, nie znaczyło to jednak iż nie zauważono jego przybycia. W chwili, w której bramę przekroczył, nakazano mu odczekać chwil kilka nim zjawi się osoba, która ma go zaprowadzić na miejsce spotkania. Osoba tą okazała się starsza kobieta, bez wątpienia kapłanka Tahary, która to zaprowadziła go labiryntem korytarzy przed drzwi od podłogi do sufitu sięgające i pomalowane na głęboką czerń.
- Pozostali powinni wkrótce dołączyć - oznajmiła cichym głosem, po czym oddaliła się, znikając za załomem korytarza. Hassanowi nie pozostało zatem nic jak tylko otworzyć owe drzwi i przekonać się co też się za nimi kryje.




Litwor Aigam & Twem Lladre

Noc minęła spokojnie. O świcie, w przypadku Twema nawet nieco przed, oboje zostali zbudzeni. Jak się okazało coś złego stać się musiało w Nerun. Silya, arcykapłanka którą Litwor po raz pierwszy miał okazję poznać owego wczesnego ranka, zdecydowała o ich wcześniejszym niż planowano wyjeździe. Szczęściem śniadanie ich nie ominęło, aczkolwiek było znacznie skromniejsze niźli można się było spodziewać, czego Irat nie zapomniał Silyi wypomnieć. Ta jednakże zbytnio pogrążona była w myślach by na mężczyznę zwracać uwagę. Pożegnawszy się z Kruk, wójtem i karczmarzem, ruszyli.

Droga do Nurn zabrała im sporą część dnia. Dwójka więźniów, mężczyzna w sile wieku i młodzik z mlekiem pod nosem, usilnie się starali by trwało to nawet dłużej. Tak było przynajmniej do momentu, w którym Irat nie podarował jednemu i drugiemu dość mocnego wyrazu uznania dla ich starań, po którym to nieprzytomni zwisnęli na siodłach, przez co trzeba ich było do nich przywiązać. Nie spotkało się to ze zbyt dobrym przyjęciem ze strony Silyi, która udzieliła mężczyźnie dość ostrej nagany. Widać było, że niepokój w dość znacznym stopniu uszczuplił zasoby cierpliwości jakie w sobie pokładała. Na pytania jednak o to, co też takiego się stało, odpowiadała jedynie iż muszą się pospieszyć.

Jak się wkrótce okazało, miała rację. Jeszcze zanim bramy miasta przekroczyli, poczuli że stało się coś złego. Ruch był większy niż zwykle. Ludzkie twarze wyrażały strach. Plotki niestworzone docierały do nich z każdej strony. Świątynia zniszczona, zabici na ulicach, przeklęte stwory. Decyzja została podjęta szybko. Więźniów oddano straży, grupa zaś ruszyła w stronę świątyni Denary, w której już od progu powitali ich kapłani Tahary. Trupy leżały wszędzie. Młodzi, starzy, dziewczęta i chłopcy w szatach sług Władczyni Wody. Tym razem plotki okazały się ledwie wierzchołkiem góry.
- Aria! - rozległ się krzyk Irata i nim ktokolwiek zdążył go powstrzymać, mężczyzna zeskoczył z wierzchowca i ruszył w stronę młodej akolitki Denary, która zdawała się być jedyną ocaloną.
- Loretto - Silya zwróciła się do młodej kobiety. - Zaprowadź wybrańców do świątyni Tahary. Irat dołączy do was gdy będzie mógł.
Wydając ów rozkaz spoglądała w taflę fontanny, jakby widziała tam coś czego pozostali dojrzeć nie mogli.
- Pospieszcie się. Ja zostanę tutaj by zaprowadzić ład i zdecydować co dalej. To nie jest prośba - dodała na wypadek gdyby komuś przyszło do głowy sprzeczanie się z jej decyzją.




Elissa Nysandril

Służba na dworze namiestniczki Endary do zbyt ekscytujących nie należała. Hellian Kerass zdawała się nie mieć wrogów, którzy mogliby zagrozić jej życiu. W związku z tym do zadań jej straży należało między innymi wykonywanie sporadycznych misji zleconych im przez panującą w Endarze. Misje owe były różnego rodzaju i pojawiały się z różną częstotliwością. Zazwyczaj były to podróże w celach uspokojenia skłóconych wielmożów lub w celu zapoznania się z doniesieniami o zbrojnych napadających na trakty i wsie. Niekiedy nawet trafiała się misja w pobliżu Sideł i do tych właśnie zwykle wybierano najnowszy nabytek, Elissę Nysandirl. Można było więc sądzić, że gdy po raz kolejny wezwano ją do gabinetu namiestniczki, właśnie o tego typu zadanie chodzić miało. Mylili się jednak ci którzy tak twierdzili.

Wyruszając w podróż do Nerun, Elissa musiała przełknąć towarzystwo Reny Aubrune.

Starsza od niej o rok, zajmowała miejsce zastępcy gwardii i od samego początku spoglądała na Elissę podejrzliwym wzrokiem. Powodów mogło być wiele, jedne prawdziwe, inne nie. Rena nigdy ich nie zdradziła pozwalając innym na snucie plotek. Pewnym jednak było iż młoda strażniczka namiestniczki nie budziła w niej cieplejszych uczuć. Podróż zatem zapowiadała się nader interesująco dla owej pary.

Do Nerun dotarli porą popułodniową. Ulice miasta zdawały się być bardzej nawet tłoczne niźli Cyth podczas dopiero co zakończonego corocznego targu na cześć Mendary. Wyjaśnienie owego tłoku dotarło do ich uszu dość szybko i nie było zbyt przyjemne. Dla Elissy jasnym było iż stwory o których mowa była pochodziły zza Bramy. Znała ich opis, znała ich możliwości i mimo iż nigdy nie spotkała to jednak była pewna iż jest na nie gotowa. Czy zatem o to chodziło w rozkazie jaki dostała? Udaj się do Nerun, odwiedź świątynię Tahary i spełnij to czego się od ciebie oczekuje. Nie była to jasna instrukcja, jednak namiestniczka nie raczyła udzielić wyjaśnień. Nie pozostawało zatem nic innego jak wypełnić rozkaz, a w tym Elissa była wszak szkolona od lat.

Świątynie Tahary różniła się nieco od tej w Cyth. Nie była ani poza murami miasta, ani też nie na terenach cmentarnych. Miast tego zajmowała dość duży obszar przy południowej bramie Nerun. Wstępu na jej tereny broniła prosta, jednakże solidna brama, która w chwili ich przybycia stałą otworem. Młody akolita powitał ich skinieniem głowy, a wywiedziawszy się z czym przybywają odesłał wpierw do stajni skąd przeszli w ręce starszej kapłanki, która z kolei poprowadziła ich korytarzami ku czarnym, wysokim drzwiom.
- Przybyłaś pani jako przedostatnia. Rozgość się i zapoznaj z pozostałymi wybrańcami. Ty natomiast pójdziesz ze mną - dodała zwracając się do Reny, która rzuciwszy ostatnie spojrzenie na swą towarzyszkę, posłusznie poddała się woli kapłanki. Elissa została sama.



Khaidar Sentis

Yura była dobrą przewodniczką. Czy to wyczuwając, czy też wiedząc iż Khaidar za tłumami nie przepada, a może i z innego powodu, już po chwili zboczyła z głównego traktu na wąską ścieżkę biegnącą w głąb lasu. Nie można było powiedzieć by taki wybór był wygodny lub pozwalał na szybką jazdę, jednak było tu cicho, pusto i wbrew pozorom zdawało się iż poruszają się szybciej niż podróżując główną drogą. Na obiad zatrzymali się przy strumieniu, w uroczym miejscu idealnym do bardzich pieśni. Nie było w nim co prawda nimf czy rusałek, ale i tak miejsce owe cieszyło oko. Oczywiście pod warunkiem, że komuś chciało się marnować czas i energię na takie rzeczy.
Mar nie pokazał się a ni razu w ciągu całej ich podróży.

Do Nerun dotarli późnym popołudniem. Miasto pogrążone było chaosie. Ludzie wykrzykiwali wieści, które na równi straszne były co nieprawdopodobne. Świątynia Denary podobno została zniszczona, kapłani zabici. Ponoć stwory o płonących oczach nawiedziły to miejsce mordując co im do pyska wpadło. Powiadano także że dowodził nimi zakapturzony cień dosiadający smoka.
Yura zignorowała wszystkie pogłoski i spokojnie prowadziła swego wierzchowca przez ulice pełne wrzasków, płaczących niewiast i kapłanów wszelakiej maści udzielających pomocy rozchisteryzowanym mieszkańcom. Jej cel wkrótce stał się doskonale widoczny. Dwa proste, kamienne słupy podtrzymywały żelazną bramę broniącą wstępu do świątyni Tahary. Gdy jednak dwie kobiety podjechały bliżej, bramę otwarto na oścież. Młodzieniec w czarnej szacie pokłonił się im nisko.
- Pani poinformowała nas o waszym przybyciu. Pozostali już czekają.
Następnie wskazał im stajnie przy których spotkali kolejnego akolitę. Ten zaoferował iż zajmie się ich końmi, na co Yura przystała skinięciem głowy dziękując za jego usługi.

Dziewczyna zdawała się dokonale wiedzieć gdzie powinni udać się w następnej kolejności. Prowadząc Khaidar korytarzami świątyni, które równie dobrze mogłyby odgrywać rolę labiryntu, nie odezwała się słowem. Dopiero gdy stanęli przed prostymi, czarnymi drzwiami sięgającymi od podłogi do sufitu, zabrała głos.
- Spotkasz się teraz z pozostałymi i Odwiecznymi, którzy sprawują nad nimi pieczę. My zaczekamy na was w podziemnej sali. Gdy spotkanie wasze dobiegnie końca, Mar wskaże wam do nas drogę.
Co mówiąc oddaliła się bez dalszych wyjaśnień zostawiając Khaidar przed zamkniętymi drzwiami.







Wszyscy

Sala, którą skrywały czarne drzwi okazała się być zarówno piękna co przytłaczająca. Zbudowana na planie koła, swobodnie mogłaby pomieścić z setkę ludzi. Lśniące, czarne ściany zwieńczono stożkowym sufitem, z którego falami spływały liny perłowego światła. Były one jedynymi źródłami światła jako że okien sala owa nie miała. Podłoga wykonana została z czerwonego kamienia. Pośrodku stał okrągły stół którego centrum stanowił niezwykłych rozmiarów czarny diament. Krzeseł nie było. Miast tego przy stole ustawiono trony, dokładnie jedenaście takowych. Każdy z nich był zdobny złotem i kamieniami szlachetnymi. Przy każdym stał pusty, kamienny puchar i sztylet.
Niemal grobowa cisza panowała w owym miejscu. Cisza, która wkrótce miała zostać zakłócona.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 12-07-2014, 19:19   #22
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Wczesne pobudki nie były niczym nowym, tym razem na szczęście w formie pukania do drzwi, a nie buszujących dookoła drapieżników. Śniadanie pomogło przełknąć gorzką pigułkę poranka. Tym bardziej że nie musiał go sam pichcić. Towarzystwo córek karczmarza też jakoś umilało początek dnia, w przeciwieństwie do reszty kobiet, z którymi miał podróżować, nie miały wokół siebie tej aury hardości i poczucia, że gdyby taką przytulić, to lepiej by się wyszło śpiąc z grzechotnikiem pod jednym kocem.


Przed drogą, biorąc pod uwagę opowieści, ploteczki i obecność więźniów, przywdział z niechęcią cały rynsztunek. Tak więc momentami lekko podzwaniał ogniwami kolczugi, lub rękojeścią obijającą się o metal. Wdał się nieco w pogawędkę z Iratem, głównie na temat tego, co do tej pory porabiał i jaką pracę można dostać w okolicach Nerun. Nie żeby to miało jakieś większe znaczenie obecnie, ale przynajmniej pozwalało to nieco urozmaicić czas w czasie podróży. Dwójka więźniów próbowała dołożyć swoje trzy grosze do urozmaicania, ale strażnik wyraźnie dał im do zrozumienia co sądzi o takich praktykach. Litwor w zasadzie się z nim zgadzał, jeśli byli na usługach Darkara i koniecznie chcieli opóźnić podróż grupy, to trzeba było coś z nimi zrobić. Arcykapłanka mogła narzekać ile chciała, ale to ona nalegała na pośpiech.


Aigam na Puszku starał się nie ugotować w upale. Do pewnego stopnia nawet mu się to udawało, co nie znaczyło że pachniał dzięki temu fiołkami. Strużki potu lały się tu i ówdzie wnikając w materiał. Wszystko to jednak zeszło na dalszy plan, gdy zbliżyli się do miasta. Wyglądało jakby kto kij wetknął w mrowisko. Plotki musiały mieć jakąś podstawę. Nikt nie rozpuszczałby aż tak niestworzonych historii na taką skalę. Potem wszystko zaczęło się jeszcze bardziej komplikować. Miasto, głównie świątynia wyglądały jak pobojowisko. Tylko że rany, zamiast ciętych czy miażdżonych, prędzej wyglądały na ugryzienia, czy próby rozszarpania. Ręka magobójcy spoczęła na rękojeści korbacza, kiedy tylko zobaczył pierwsze trupy i nie miał zamiaru jej stamtąd zabierać.




Nie obchodziło go że atak musiał mieć miejsce jakiś czas temu. Wolał chuchać na zimne. Mimo to, poszedł za kobietą, która miała ich poprowadzić. Nie miał zamiaru uznawać tego, co arcykapłanka mówiła za prośbę. Za długo żył częściowo zależny od hierarchii, żeby mieć jakiekolwiek złudzenia odnośnie tego, że przełożeni i arcykapłanki miewają prośby, których niespełnienie uchodzi na sucho. Czasem można jedynie negocjować. Puszka zostawił w jednym z końcowych boksów, tak żeby nie wprowadzał zbytniego popłochu.



Czarne wrota budziły pewien niepokój. To miejsce budziło w nim mieszane uczucia, z jednej, coś go ciągnęło, bo oferowało spokój, jaki ciężko znaleźć gdziekolwiek indziej. Z drugiej zaś, nie wiedział czego się spodziewać, czy też może kogo. Puchary ze sztyletami wcale go nie uspokajały. Takie połączenie jakoś przywodziło mu na myśl podcinanie sobie żył lub krwawe obrządki. Zdarzyło się że musiał już ubić kogoś, kto się zajmował rytualnymi ofiarami z ludzi. Teraz pozostawało pytanie, jaka była cena i żądania odwiecznych. Czy to na pewno oni chcieli czegoś od nich. Tyle pytań, a w zawieszonej ciszy, póki co, żadnych odpowiedzi. Ruszył ciut w głąb i zaczął obchodzić stół.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 12-07-2014, 21:42   #23
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pobudka przed świtem nigdy nie była czymś, co stanowiło miłe miłe zaskoczenie. Nawet dla Twema, który nie raz i nie dwa razy wstawać musiał w środku nocy.
Tym razem Nivio warknął cicho, zanim jeszcze do drzwi zastukała Lorett, a jej dźwięczny (i nieco złośliwy) głos ogłosił, iż pora wstawać.
- Pospiesz się, bo cię ominie śniadanie - uprzedziła.
W to akurat Twem był w stanie uwierzyć. Co prawda pobudka odbyła się przed ustalonym terminem, ale coś w tonie wypowiedzianych słów upewniło Twema, że groźba nie płynie ze złośliwości.
- Już nie śpię - zapewnił, nie chcąc, by Lorett urządziła koncert na dwie walące w drzwi ręce.


Twem przywitał wszystkich znajomych i nieznajomych, po czym zasiadł do nader skromnego śniadania, podanego przez jedną z nieco zaspanych córek karczmarza.
O powodach tak wczesnej pobudki Silya niewiele powiedziała.
- W Nerun były jakieś kłopoty. - To było jedyne wytłumaczenie.


Arcykapłance do Nerun się spieszyło, zaś więźniom - nie. Jednak partner Lorett, Irat, miał dość zdecydowane poglądy na niektóre rzeczy i niezbyt przyjemne (dla niektórych) metody ich okazywania. I chociaż Silya okazała pewne niezadowolenie, to nagle więźniowie przestali się ociągać.


W Nerun już nie potrzebowali ich pomocy. Przynajmniej nie jeśli chodziło walkę z napastnikami.
Ciekawe, co by było, gdybym nie gonił wiatru w polu, pomyślał Twem.
Zapewne byłby w Nerun na tyle wcześnie, by mieć wątpliwą przyjemność spotkania się z bestiami, które zaatakowały miasto. I pytanie, czy miałby wtedy szansę spotkać się z Silyą i dowiedzieć się, że został wybrańcem.


Zostawiwszy Straffera w stajni ruszył do świątyni Tahary.


W komnacie ktoś już, poza Liworem, był, ale ów bezimienny ktoś nie przyciągnął uwagi Twema tak, jak zrobiło to wyposażenie komnaty.
Mogliby człowieka uprzedzać, pomyślał, widząc dość nietypowe fotele otaczające bardzo nietypowy stół z jedenastoma kielichami i taką samą ilością noży.
Czemu akurat jedenaście? Ta liczba z niczym mu się nie kojarzyła.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 13-07-2014 o 12:42.
Kerm jest offline  
Stary 13-07-2014, 20:00   #24
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Odpoczynek w bezpiecznych murach Pana Wiatru był tym czego potrzebował. Chwili wytchnienia jakże drogiego, jak życiodajny łyk powietrza w duszną noc. Upewniwszy się, że wszystkie swoje rzeczy leżały ułożone w porządku, i są spakowane do dalszej podróży która mogła nadejść w każdej chwili pogrążył się w modlitwie do swego opiekuna.

Nie mylił się. Jego modlitwę przerwał sam arcykapłan, a to znaczyło, że dzieją się wielkie rzeczy, wielki plany i wielkie oczekiwania których nieodzownie stał się częścią na niciach przędzalni przeznaczenia. Z pokorą udał się w drogę do świątyni Tahary gdzie po milczącym zaprowadzeniu na miejscu przekroczył próg czarnych wrót.
 
Dhratlach jest offline  
Stary 15-07-2014, 23:18   #25
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Podróż można było zaliczyć do prawie idealnych. Kolorowy korowód ludzi dość prędko zastąpiła cisza i spokój leśnej ścieżki, jakże przyjemniejsze niż zgiełk i harmider żywej masy, przelewającej się po głównym trakcie. Sentis z ulgą ściągnęła z głowy kaptur, wystawiając twarz ku słońcu. W pozbawionym tłumów środowisku wreszcie mogła odetchnąć z ulgą i cieszyć się z drogi. Nikt jej nie zaczepiał, ani na nią nie wpadał. Nie musiała zatrzymywać się, by przepuścić pochód “o wiele ważniejszych od siebie” zblazowanych arystokratów czy innego tatałajstwa, licznie wypełniającego gościniec. Najważniejsze jednak, że nie narażała się na obecność postronnych i, co za tym idzie, głośny łomot w jej głowie ucichł...jakby nigdy go nie było.

Yura okazała się dobrą towarzyszką. Nie dość, że najwidoczniej doskonale znała trasę, wraz ze wszelkimi jej alternatywami, to posiadała pewną cechę, którą Khaidar najbardziej ceniła u ludzi...o ile białowłosa oczywiście była człowiekiem. Potrafiła milczeć i nie narzucała się kobiecie swoją osobą. Podczas całej wędrówki wymieniły raptem kilka słów, a dotyczyły one postoju, posiłku i niczego poza tym. Obie strony były z tego zadowolone, a przynajmniej takie sprawiały wrażenie. W milczeniu dotarły do miasta i, nie bacząc na niepokojące pogłoski, od razu skierowały się do świątyni.
Khaidar z zaciekawieniem obserwowała okolicę, rzucając ukradkowe spojrzenia na mijane domy i ludzi. Atmosferę Nerun przepełniała nerwowość i strach, a to nigdy nie wróżyło dobrze. Jej uszu dolatywały strzępy rozmów wypełnione strachem, podszyte ledwie tajoną złością. Płonące ogary, skrzydlate cienie - ostatnia noc obfitowała jak widać w moc atrakcji.

Do świątyni Tahary dotarły nieniepokojone. Dopiero na widok monumentalnego budynku, Khaidar zaczęła mieć wątpliwości, czy to wszystko ma sens. Jej rola w całym tym przedstawieniu mogła okazać się nieporównywalnie bardziej niewdzięczna, niż praca dla Szarego Człowieka...lecz odwrotu już nie było. Te wrota, na prośbę Sentis, zostały zatrzaśnięte na głucho i zapieczętowane krwią. Pozostawało przeć do przodu i mieć nadzieję, że jakoś się ułoży.

Pożegnała się z Yurą na swój sposób, mrucząc pod nosem coś czego dziewczyna nie mogła dosłyszeć i weszła do okrągłej komnaty. Wewnątrz czekała już czwórka nieznajomych. W jednym z nich rozpoznała swój niedoszły-aktualny cel. Musiała przyznać, że portret otrzymany jeszcze w stolicy został wykonany bardzo starannie. Uśmiechnęła się pod nosem i przystanęła przy ścianie, opierając się o nią plecami. Pozostało czekać na ostatnich gości, tych najważniejszych.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 17-07-2014 o 16:29.
Zombianna jest offline  
Stary 19-07-2014, 11:50   #26
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
“Udaj się do Nerun, odwiedź świątynię Tahary i spełnij to czego się od ciebie oczekują” - brzmiał rozkaz pani Hellian. Elissa nie miała pojęcia, czego siostrzyczki z Nerun mogą od niej oczekiwać. Nie dopytywała jednak, nie za pytania jej płacono, lecz za wykonywanie rozkazów. Wykonała zatem rozkaz bez dyskusji, wyruszyła w drogę do Nerun najszybciej jak to było możliwe. Podobnie, bez dyskusji i marudzenia przyjęła przymusową towarzyszkę. A gorzej trafić nie mogła. Rena Aubrune nie polubiła Elissy od początku, w sumie z wzajemnością. Nic więc dziwnego, że podróż spędziły praktycznie w milczeniu, odzywając się do siebie jedynie wtedy, gdy było to absolutnie niezbędne.

Kilka dni jazdy konno, przeprawa przez Jezioro Karunn i już były u celu. Nerun, jak każde duże miasto, było tłoczne, hałaśliwe i brudne. W drodze do świątyni Tehary wielokrotnie musiały przeciskać się przez płynący w różnych kierunkach tłum ludzi. Z początku jechały wierzchem, szybko jednak okazało się, że gawiedź ani myśli się rozstępować, trzeba było zsiąść z konia i resztę trasy pokonać na piechotę, ciągnąć konia za sobą. Musiały też uważać na miejscowych złodziejaszków. Jednego chłopaczka, który nazbyt intensywnie przyglądał się jej jukom kapral Nysandrill odwiodła od ewentualnych niecnych zamiarów groźnym spojrzeniem. Innemu delikwentowi, który usiłował zaprzyjaźnić się z jej kieską, wykręciła palce. Złodziej jęknął tylko cicho i oddalił się. Powinien się cieszyć, wszak zamiast z wykręconymi paluchami mógł skończyć ze sztyletem wbitym pod żebro.

Tuż o przybyciu do świątyni zostały rozdzielone. Elissie polecono wejść do sali znajdującej się za wielkimi czarnymi drzwiami, Renę natomiast kapłanka poprowadziła gdzieś dalej. Pani kapral stała chwilę patrząc, jak siostrzyczka i jej niedawna towarzyszka oddalają się korytarzem. Myśli poczęły kotłować się w jej głowie. Cóż mogła mieć na myśli kapłanka mówiąc o Wybrańcach? Nie potrafiąc odpowiedzieć sobie na to pytanie, nacisnęła klamkę.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline  
Stary 31-07-2014, 12:42   #27
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Świątynia Tahary - Czarna Sala.



Litwor przytłoczony ciszą i pytaniami, na które zbytnio nie było odpowiedzi, odezwał się jako pierwszy.
- Komuś jeszcze kojarzy się ta zastawa z upuszczaniem krwi zamiast kolacji? - Zagaił do zgromadzonych.
- Jeżeli taka będzie wola Odwiecznych - powiedział ze spokojem młody kapłan - Nie bez powodu nas tu wezwali. To musi być coś poważnego.
- Odwieczni odwiecznymi, ale mają pod ręką dość ludzi, żeby im krew upuszczać jeśli zajdzie potrzeba. Nie trzeba ich sprowadzać z drugiego końca krain.
- Parsknął Aigam, zastanawiał się o co tu chodzi i rozglądał się ciągle dookoła.
- Ponure przypuszczenia - uśmiechnął się Twem. - Ale na to się nie piszę. Chyba będą musieli znaleźć innego ochotnika na moje miejsce.
- Ponure czy nie, myślę że niedługo się przekonamy. -
Aigam zatrzymał się przy jednym z krzeseł, ale nie zasiadł, wolał nie ryzykować.
- Nie wyglądają na zbyt wygodne - stwiedził Twem, spoglądając na trony.
Trony zaś wyglądały całkiem normalnie. Nawet dość wygodnie gdy dobrze się im przyjrzeć. Nic nie wskazywało by ktokolwiek przez dłuższy czas z nich korzystał. Rzec by można nawet iż dopiero co zostały przy owym stole postawione.
Ciekawe, od jak dawna tu stoją, pomyślał. I kto je czyści.
Czarna skóra, którą obite były siedzenia i oparcia, wprost lśniła nowością, a na podłokietnikach nie było nawet odrobiny kurzu.

Młody kapłan obszedł całe pomieszczenie dookoła starając się pojąć jakie plany mieli wobec niego Odwieczni. Nie mogąc jednak dojść do jakiegoś logiczniejszego stwierdzenia z braku namacalnych faktów w wystarczającej ilości postanowił usiąść w jednym z tronów, zamykając oczy i pogrążając się w krótkiej, milczącej modlitwie.

Efekt był natychmiastowy. Nieznajomi, którzy wraz z nim znajdowali się w sali, zniknęli. Miast nich na tronach siedziało dziesięcioro obcych, których z pewnością wcześniej tam nie było. Ich stroje również nie zgadzały się z obecną modą. Prędzej rzec by można iż ubrano ich przed wiekami. Były one proste, skromne, szyte z materiałów którymi odziewają swe ciała jedynie najbiedniejsi. Bez wątpienia nie byli to jednak żebracy na co wskazywała ich dumna postawa i patrzenie prosto w oczy gdy wymieniali się zdaniami. Nim jednak Hassan zdążył choćby rzec słowo o swej obecności, w sali zapadła cisza. Czarny diament zaczął lśnić wszystkimi kolorami. Powietrze również zrobiło się jakby chłodniejsze i czystrze. Wiatr począł poruszać ubraniami i włosami siedzących. Kielichy wypełniła woda.
- Wybrańcy - rozległ się głos. - Wkrótce dokona się przepowiednia z początków świata. Wy jesteście bramą do niej i jej pieczęcią. Wasze poświęcenie przyniesie ludowi Rivoren szczęście i spokój przez setki lat. Gdy zaś wasz czas się dopełni przybędą tu wasi następcy by odnowić wasze śluby. - Głos umilkł, nikt z zebranych nie przerwał jednak ciszy która nastąpiła. - Dziesięciu z was czeka wieczne życie. Jedenasty zaś podąży za mrokiem, który przegrał swą walkę.
W tym samym momencie mężczyzna, siedzący po lewej stronie Hassana, uniósł swój sztylet i obdarzywszy wszystkich spojrzeniem, które nieco dłużej zatrzymało się na młodym kapłanie, wbił go aż po rękojeść w swą pierś.
- Dokonało się - zdołał jeszcze usłyszeć Hassan nim z hukiem zwalił się na czerwoną podłogę, zepchnięty przez niewidzialną moc. Trony stały puste, diament nie lśnił, nie słychać było głosu, nie było krwi ani ciała. Wszystko było dokładnie takie same jak w chwili, w której siadał na tronie. No, może poza wyraźnym bólem w miejscach, które zetknęły się z kamienną podłogą.

Twem przez ułamek chwili zastanawiał się nad bezczelnością człowieka, który nieproszony posadził zadek na tronie... i po sekundzie stłumił uśmiech widząc, jak wspomniany osobnik zleciał z hukiem z owego tronu, całkiem jakby ktoś go z niego zepchnął.

Czarne drzwi otworzyły się po raz kolejny. Tym razem stanęła w nich kobieta o ogniostorudych włosach spiętych niedbale w kok. Brązowy mundur opinał jej ciało dość ciasno, jednak z pewnością nie na tyle, by krępować ruchy. Złote guziki i emblematy były mocno zakurzone, co wskazywało, że jest świeżo z podróży. Brąz i złoto, dla wprawnego okna oznaczały jedno, Endarę.

Elissa weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi. Usiłowała to zrobić po cichu, ale trzask rozniósł się echem po sali. Kobieta mogła jedynie się domyślać kto i co chciał sobie zrekompensować rozmiarami tej sali. Podobnie jak mogła się jedynie domyślać, dlaczego jeden ze znajdujących się na sali mężczyzn maca się tam, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę, a na twarzach dwóch pozostałych gości takie zdziwienie, jakby samego Darkara zobaczyli.

- Czyżbym w czymś przeszkodziła? - zagadnęła podchodząc bliżej stołu.

- Ależ skąd. - Uśmiech Twema się poszerzył. - Najwyżej troszkę się spóźniłaś.

Młody kapłan podniósł się z ziemi. Takiego przebiegu spraw nie przewidział i cóż, zasłużył na to co go spotkało. Każda akcja równała się reakcji. Musiał się zastanowić nad swoim zachowaniem. Ręce złożył w modlitewnym geście i zamknął oczy jedynie kiwnięciem głowy w ciszy witając nowoprzybyłą.
Litworowi zagadek przybywało z każdą chwilą, zdawało się że mieli tu jakiegoś kapłana. Tylko najwyraźniej dawno ze swoim Odwiecznym nie rozmawiał, bo wyglądał, jakby nie zawsze wiedział co robi. Ciekawiło go, co go tak poruszyło, że aż spadł z fotela. Kobiecie skinął na powitanie i zmierzył ją od stóp po czubek głowy i do stóp ponownie.

Gdy drzwi otworzyły się po raz piąty i do sali weszła kolejna, młoda kobieta, atmosfera w sali uległa zmianie. Co prawda nie można było rzec iż wcześniej było tu zbyt głośno, teraz jednakże cisza jaka zapanowała zdawała się niemal namacalna. Niektórzy mogliby wręcz rzec iż śmiertelna. Khaidar bez trudu rozpoznała ów rodzaj ciszy. Miała już z nim kontakt wcześniej.
Również światło uległo zmianie. Lśniące liny zbladły niczym przygaszone niewidzialną dłonią lub pokryte całunem. Wiatr począł poruszać nimi zupełnie jakby nie znajdowały się w czterech ścianach, a poza nimi, na otwartych przesztrzeniach. Stanie pod ścianą wkrótce przestało być dostępną opcją, podobnie jak ucieczka przez jedyne znane im wyjście. Pierścień ognia odgrodził ich bowiem od owej opcji, zmuszając by wszyscy zbliżyli się do stołu z pucharami.
Czarny diament pulsował życiem.
- No, no, a to mi miła grupka. Nie wiem jak wy ale ja wyczuwam tu całkiem niezłą zabawę. - Głos ów nie dochodził z żadnego konkretnego miejsca. Zdawał się unosić, niczym nie skrępowany, po to tylko by na koniec opaść na jeden z foteli przy stole. Wtedy też przybrał on formę mężczyzny utkanego z szarych wirów powietrza.
- Daruj sobie, bracie - odpowiedział mu kolejny głos, tym razem wydobywający się z ust mężczyzny utkanego z ognia, który oddzielił się od pierścienia płomieni otaczających wybrańców i z godnością zajął miejsce przy stole.
- Spocznijcie, moje dzieci. - Tym razem nie było ani ognia, ani też powietrznych wirów. Kobieta która pojawiła się u boku Khaidar wydawała się niemal ludzka, gdyby tylko pominąć fakt iż wyraźnie człowiekiem nie była. Nadgryziona, przetarta skóra w kilku miejscach ujawniała kryjące się pod nią kości. Pokryte bielmem oczy przyglądały się wybrańcom zdając się sięgać wprost do ich dusz.

Ciężko było nie zgadnąć z kim mają do czynienia, zwłaszcza, że nawet Litwor poczuł gorąco płomieni, mimo że przyjemne, to jednak w ogóle je poczuł. Co samo w sobie było nietypowe. Usiadł więc, starając się nie narobić przy tym za wiele hałasu.

Zaszczyt ich spotkał, bez wątpienia. A to oznaczało na dodatek, że sprawa jest bardzo ważna. Gardłowa, można by rzec. Jednak zamiast obrócić się na pięcie i uciec, Twem poszedł w ślady Litwora i zajął miejsce przy stole.

Młody kapłan nie potrzebował przedstawień z kim mieli do czynienia i prawdę mówiąc lekko się zląkł widząc mężczyznę utkanego z ognia. Miał z nim do czynienia i można by powiedzieć, że raczej nie było to… miłe doświadczenie. Jedyne co mu dodawało otuchy to jego brat który był utkany z powietrza. Bez słowa i w całkowitej ciszy zając ostrożnie miejsce czekając na dalszy rozwój wypadków. Miał tylko nadzieję że ognie w pomieszczeniu nie zaczną skakać mu do gardła.

Sentis wstrzymała oddech, gdy blady upiór pojawił się tuż obok niej. Wciąż nie potrafiła przyzwyczaić się do obecności boskiej istoty i uwagi, jaką jej poświęcała. Cicha prośba była tak naprawdę rozkazem, więc kobieta spełnila go bez szemrania, czy zbędnej zwłoki. Zasiadła na skraju siedziska, a skryta w cieniu kaptura twarz odruchowo skierowała się w stronę swej Pani, jakby czekając na dalsze instrukcje.

Gdy już wszyscy zasiedli na wybranych przez siebie miejscach, upiornie wyglądająca kobieta zajęła swoje, które znalazło się dokładnie pomiędzy mężczyzną utkanym z ognia, a tym którego ciało tworzyły wiry powietrzne. Wraz z chwilą, w której to uczyniła, kielichy napełniły się wodą.
- Wybrańcy - przemówiła Tahara, a w głosie jej słychać było tysiące dusz, które przez wieki odeszły do jej królestwa. - Zebrano was tutaj gdyż krainie, którą stworzyliśmy, a która wasz dom stanowi, zagraża niebezpieczeństwo. Jak wasi poprzednicy, wybrani zostaliście by temu niebezpieczeństwu stawić czoła i zwyciężyć. W przeciwieństwie jednak do nich, wasze życie nie zostanie złożone na ołtarzu owego celu. Waszym zadaniem będzie wzmocnić siły duchowe pięciu filarów mocy, które bronią tej krainy i zapewniają jej dobrobyt. Zadanie owe nie będzie do prostych należeć. Wróg wasz, Darkar, użyje zapewne każdego dostępnego sposobu by wam przeszkodzić. Niektórzy z was zapewne zginą, niektórzy zostaną ranni lub utracą władzę nad swym umysłem. Z tego też powodu zostali wam przydzieleni towarzysze. Ich umiejętności i moce, którymi władają, powinny zapewnić przynajmniej jednemu z was szansę na przeżycie i dopełnienie misji. - Jej wzrok na chwilę spoczął na Khaidar, a usta wygięły się w lekkim uśmiechu. - Waszym pierwszym celem będą Sidła Rozetty. Wsród tamtejszych bagien i lasów ukryty jest zamek, a w jego podziemiach - świątynia. Musicie do niej dotrzeć i odnowić rytuał, który zapoczątkował istnienie pierwszego z filarów. Gdy tego dokonacie, udzielone zostaną wam dalsze wskazówki i droga, którą podążyć musicie.
Tahara umilkła, kierując swój wzrok ku Avaronowi.
- Jesteście drugą grupą, którą posyłamy z tym zadaniem. Podobnie jak wasi poprzednicy zostaniecie obdarzeni darami, które uczynią waszą misję możliwą do wykonania. Podobnie jednak jak my, również Darkar zadbał o to by wyznaczyć swych wybrańców. Będą oni starali się by przeszkodzić wam w wykonaniu zadania, do czego dopuścić wam nie wolno. Również ich władca starać się będzie by zmniejszyć waszą wiarę i zasiać ziarno zwątpienia w nas i w powagę waszej misji. Bądźcie na to przygotowani i stawcie mu czoła. Porażka bowiem oznaczać będzie zagładę tej krainy i chaos, który pogrąży ją w cierpieniu i rozpaczy.
- Co mniej więcej oznacza, że macie się nie dać i dokopać sługusom Darkara - wtrącił się Sylef, który od jakiegoś czasu już zdawał się poświęcać więcej uwagi zabawie sztyletem niż słuchaniu co jego towarzysze mają do powiedzenia. - Nasz brat uznał już wieki temu iż te ziemie jemu się należą i nie poprzestanie tak łatwo gdy już okazja się nadarzyła. Okazja, której to dość znacznie pomógł. Na wasze szczęście nie może on jeszcze przekroczyć granicy, którą stworzyliśmy. Może jednak przebywać w tym świecie swym duchem i czyni to nad wyraz często i niekiedy nawet skutecznie. Z tego też powodu potrzebujemy was, wybrańców, rycerzy w srebrnych zbrojach, którzy stawią mu czoła. Teraz zaś, skoro już wiecie czego się od was wymaga, macie chwil kilka by zaryzykować i zarzucić tą dwójkę waszymi pytaniami. Ja się zmywam - co mówiąc zniknął. Sztylet, którym się bawił upadł na stół, ostrzem w stronę Hassana.
- Pytajcie zatem - rzekła po chwili Tahara. Avaron nie odezwał się słowem, widać jednak było iż zachowanie Sylefa nie przypadło mu do gustu gdyż zarówno ognie, które otaczały stół jak i te z których utkana była jego postać, znacznie swą objętość zwiększyły.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 06-08-2014, 20:01   #28
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Gdy pierwsze emocje opadły, Twem postanowił przejść do konkretów.
- Wiemy, co mamy zrobić - powiedział. - Wiemy gdzie. Ale ja na przykład nie wiem, na czym ma polegać ów rytuał odnowy.
- Skoro mamy być niedobitymi wojownikami o porządek i sprawiedliwość, to miło by było wiedzieć, czemu akurat my. Skoro Sidła są aż tak ważne, że jest tam filar, to czy celowo był zapuszczany wszelkiej maści stworami, czy po prostu tak wyszło i powinniśmy się z taką przeprawą liczyć w każdym miejscu? Hmm, dużo macie takich grup jak my? Skoro szanse są nikłe a wręcz niemalże zerowe i być może jedno z nas dożyje, chociaż wątpliwe że w dobrym stanie do końca, to byłoby to sensowne rozwiązanie. Na koniec, czym może dysponować nasz niechciany sąsiad i czy mamy jakąś armię, która z nami sie zabierze, poza tymi jak im tam… towarzyszami? - Rozpędził się Litwor i wysapał prawie jednym oddechem.
- Wybrano was ze względu na przymioty, które przypadły nam do gustu i mogą okazać się przydatne w trakcie wypełniania misji. O swoich nie będę wspominać, wierzę iż moja wybranka sama się ich domyśli. Za pozostałych również głosu nie zabiorę. Co zaś się tyczy twego pytania odnośnie Sideł to niestety nagromadzenie zła w owym miejscu właśnie owym filarem jest spowodowane. Istoty, które tam spotkacie to strażnicy pełniący wartę na rozkaz Darkara. Ich zadaniem jest powstrzymanie was przed odnowieniem mocy i jednoczesnym przeszkodzeniu planom jakie nasz brat ma co do krainy.
Po Taharze głos zabrał Avaron, nie wyglądając przy tym na zbytnio zadowolonego z faktu iż ktoś podważa słuszność jego wyboru. Tym bardziej że jednocześnie domaga się uzasadnienia.
- Nie podąży za wami żadna armia. Jesteście zdani na siebie i swe umiejętności oraz umiejętności waszych towarzyszy. Również druga grupa nie ma innego wsparcia niż dzielnych wojaków gotowych wspomóc ich w zadaniu. Gdyby sytuacja nie była tak nagląca zapewne wyruszylibyście razem, teraz niestety nie mamy innego wyboru jak tylko podzielić was na dwie grupy. Istnieje szansa iż w trakcie wykonywania misji wasze drogi się zetkną, a nawet że połączycie swe siły w ostatnim starciu.
- Rytuałem zaś się nie przejmijcie. Wiedza została zasiana w waszych umysłach i spłynie na was gdy nadejdzie czas. Nie możemy ryzykować iż w jakiś sposób przedostanie się ona do sług Darkara nim dotrzecie na miejsce. Zaś co do naszego brata i sił jego… - Tahara zamilkła na chwilę, nie mogąc najwyraźniej zdecydować na ile może zdradzić tajemnice, którymi władała. - Darkar posiada podobną moc do mojej, zatem bez wątpienia spotkacie na swej drodze nieumarłych i ich popleczników. Może on również sterować istotami żywymi i zmieniać je na swoje wypaczone maskotki. To jedne z owych stworów zaatakowały miasto. Pewnym jest iż spotkacie ich na swej drodze, być może nawet więcej niżbyśmy mogli przypuszczać. Nie martwcie się jednak. Ochrona, którą was obdarzyliśmy - słowom tym towarzyszyła spojrzenie w stronę Khaidar - powinna dać sobie z nimi radę. Nie składajcie jednak na nich całego ciężaru i przygotujcie się najlepiej jak potraficie.
- Masz na myśli oręż różnoraki, sprzęt i tego typy zabawki - spytał Twem.
Wzrok obojga Odwiecznych zwrócił się na Twema. Nie można było wiele wyczytać z ich spojrzenia, ich twarze także niewiele zdradzały. W końcu głos zabrał Avaron.
- Jeżeli brak ci orężu to go otrzymasz, Twemie Lladre. Podobnie jak i pozostali, jeżeli takie będzie ich życzenie.

Oręż orężowi nierówny, pomyślał Twem, lecz tylko skinął głową.
- Jeśli dobrze rozumiem - powiedział, wracając do poprzedniego tematu - jedna osoba wystarczy, żeby rytuał dokonać? Czy też, jeśli szeregi nasze się przerzedzą, kto inny poległego zastąpi?
Tahara skinęła mu głową na potwierdzenie słów jego.- Tylko jeden z was przeżyć musi by dokonać rytuałów. Gdyby okazało się iż wszyscy zginiecie utworzyć musielibyśmy nową grupę, która zaczęłaby od nowa. Niestety na to czasu nam już brak zatem lepiej by było gdybyście postarali się życia swe zachować. Czy to wszystkie wasze pytania? - Zwróciła się do pozostałych.

- Rozumiem, że wyruszyć mamy jak najszybciej. - Milcząca dotąd Khaidar wychyliła się do przodu i opierając łokcie o kolana, spojrzała spod kaptura na każdego z obecnych w komnacie ludzi, po czym wycięła ich ze swojego krajobrazu. Wystarczyła czwórka obcych, by jej głowę wypełniło donośne dudnienie, a świat nabrał krwistoczerwonych odcieni. Odetchnęła głęboko i zamknąwszy oczy kontynuowała: - Co do tego wątpliwości żadnych nie ma. Inna rzecz mnie interesuje. Ile czasu jeszcze wasza bariera będzie blokować Piątego? I nie mówcie z łaski swojej “mało czasu pozostało”, lub coś w pokrewnym tonie. W przybliżeniu chociaż chciałabym znać maksymalny termin do którego zadanie winno być wykonane, ot profilaktyka.

- Zadałaś pytanie na które nie mamy odpowiedzi. Wszystko zależy od waszych działań i działań grupy, która już wyruszyła. Na chwilę obecną jedynie proste istoty zdołały przedostać się do naszej krainy. O ile nam wiadomo brama wciąż się utrzymuje i przez najbliższy miesiąc lub dwa powinna trwać. Czy jednak utrzyma się przez ten czas - niewiemy. Jeżeli nie uda wam się odnowić rytuału, jeżeli siły Darkara przedrą się do filarów… Być może zostanie nam dzień, nawet godzina. Z tego też powodu ważne jest byście nie zwlekali. - Avaron położył dość duży nacisk na ostatnie zdanie. - W moim mniemaniu macie w sobie dość siły by dokonać tego czego od was oczekujemy. Jesteście silniejsi niż wasi poprzednicy i z tego też powodu miejsca do których was wysyłamy są usiane większymi niebezpieczeństwami. Otrzymaliście jednak pomoc, o której inni nie mogli nawet marzyć, która… - przerwał nagle, po czym zwrócił się w stronę Tahary. - Zostawiam ich pod twoją pieczą, siostro - po czym zniknął, a wraz z nim płomienie, które otaczały stół.


- To się efektywne wyjście nazywa, proponuje zebrać zapasy, poznać tych… towarzyszy a potem ruszyć w te pędy do Sideł. - Podsumował kwaśno Litwor. Możliwe ze Odwiecznym się nie podobały jego pytania, ale to jego posyłali na śmierć lub gorszy los.
- Co nakazane spełnione zostanie - powiedział pokornie młody kapłan. - Odnowię rytuał, albo poświęcę życie go odnawiając jeśli taka jest wasza wola. Po czym zwrócił się do swoich towarzyszy
- Nie mamy czasu, oby Sylef dał nam lekkie niczym wiatr stopy byśmy dotarli do Sideł przed czarną godziną.

Tahara z pewnym zdziwieniem malującym się na twarzy spojrzała na Litwora.
- Wszak już poznaliście swych towarzyszy - rzekła łagodnie, zupełnie jakby miała przed sobą dziecko, które nie do końca ją zrozumieć może.
Na słowa kapłana nic nie odparła. Miast tego wstała ze swego miejsca, po czym wskazała na sztylety, które przed każdym z nich leżały.
- Zabierzcie je ze sobą. Pomogą wam zarówno w zadania wykonaniu jak i obronie przeciw siłom Darkara.
Mężczyzna podrapał się po nosie, zastanawiając się czy chodzi jej o pozostałą czwórkę, ludzi poznanych po drodze, czy może Puszka, nie dochodząc przez chwile do żadnego ostatecznego wniosku, poza takim, że stanie z półotwartymi ustami przy pani Śmierci, było nieco nie na miejscu. Sięgnął po leżący przed nim sztylet i sprawdził czy pasuje do pochwy, jakiej do tej pory używał. Wolałby go nie zgubić, skoro miał być ochrona przed stworami Darkara. Twem, podobnie jak wcześnie Litwor, sięgnął po leżący na stole sztylet, po czym umieścił go w pochwie, swój chowając do plecaka.
Podobnie uczynił i Hassan wymieniając swój wierny sztylet, który powędrował do plecka na nowy, który niedługo potem znalazł się w pochwie. Raz jeszcze sprawdził mocowania i zapiął sztylet na klamrę. Czasu było niewiele, musieli ruszać.

Tahara skinęła głową nie słysząc dalszych pytań. Nie dało się jednak poznać czy kobieta jest tym faktem zadowolona, zawiedziona czy też rozgniewana.
- Mar zaprowadzi was teraz do podziemi gdzie będziecie mogli uzupełnić zapasy i spędzić parę ostatnich, spokojnych chwil z waszymi towarzyszami nim wyruszycie w drogę. Nie zmarnujcie tego czasu - ostrzegła jeszcze nim, podobnie jak jej poprzednicy, znikła.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 06-08-2014, 21:02   #29
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Wspomniany Mar pojawił się natychmiast po zniknięciu Tahary. Jego przybycie nie zostało zaanonsowane przez otwarcie drzwi, te bowiem pozostały zamknięte. Stał nieruchomo, tuż przy nich, wzrokiem mierząc zebraną grupę wybrańców. Niektórzy być może byli w stanie wyczuć pewną zmianę w ciszy, która wypełniała salę, lecz tylko jedna osoba zdołała go zobaczyć. Khaidar bez słowa ruszyła w stronę drzwi, nie czekając przy tym aż pozostali uczynią podobnie. Gdy zrównała się z Mar’em ten skinął jej głową po czym przeniknął przez drzwi zmuszając kobietę do tego by sama zadbała o ich otworzenie. Nie było to zadanie trudne, z tego też powodu już w krótką chwilę później znalazła się w korytarzu, którym tu przybyła.
- Zaczekajmy na pozostałych - zaproponował mężczyzna, głosem który tylko ona mogła usłyszeć.
Na szczęście nie trzeba było na nich długo czekać, dzięki czemu ów mały pochód mógł wreszcie ruszyć. Mar prowadził pewnie, zupełnie jakby labirynt korytarzy świątynnych był mu doskonale znany. Te zaś zdawały się nigdy nie kończyć. Jeden przechodził w drugi, ten zaś kończył się rozwidleniem by następnie przejść w zaułek z trzema różnymi przejściami. Światło dzienne nie miało tu wstępu. Szczęściem ktoś pomyślał o tym by zainstalować dostateczną ilość kinkietów, w których tkwiły grube, na wpół spalone świece.
W ten sposób dotarli do schodów, które spiralą zaprowadziły ich do kolejnej sali.

Z pewnością nie byłą to komnata królewska. Prędzej rzec by można iż trafili do przerośniętej krypty. Nie byli jednak sami, o czym wkrótce się przekonali.
- Przybyli - rozległ się cichy głos, podobny nieco do szmeru strumienia w lesie. Właścicielka głosu pojawiła się wkrótce po tym gdy przebrzmiał dźwięk ostatniej litery.

Dziewczę owo nie mogło mieć więcej niż lat dziesięć, być może nawet mniej. Białe włosy luźnymi falami spływały aż do pleców. Błękitne oczy spoglądały na przybyłych z uwagą, jednak bez cienia strachu. Ubrana była w niebieską sukienkę sięgającą jej do kolan i białą szatę o długich rękawach, sięgającą kostek i spiętą pod szyją złotą zapinką.
- No wreszcie, myślałem że ich już wysłali i tylko nas tu zostawili cobyśmy z nudów zdechli. - Drugi głos był już bardziej znajomy. Mężczyzna w skórzni i z dwuręcznym mieczem na plecach wyłonił się z niszy po prawej stronie od wejścia. - Nie spieszyło się wam, co? Jadło czeka - dodał wskazując za siebie. - Irat - skinął głową tym, których jeszcze nie znał. - Litwor twój psiak czeka tam na końcu, w osobnej celi. Dostał jadło i śpi teraz jak szczeniak.
- Są też cele dla was, gdybyście chcieli odpocząć. Jest również zbrojownia. - Czarnowłosa, czerwonooka kobieta wyłoniła się z cienia, mniej więcej w połowie sali. Również ona była znana niektórym wybrańcom, w tym nowoprzybyłej Elissie, która nawet w półmroku jaki panował była w stanie rozpoznać w niej bratanicę namiestnika Veroni, Lorettę Villorun.
Z końca sali, zapewne zwabione głosami, wyłoniły się Rena Aubrune i Yura. Mimo iż obie srebrnowłose, to jednak zupełnie się od siebie różniące. Rena zarówno strojem jak i sposobem poruszania zdradzała wojskowe wyszkolenie. Yura natomiast, wyraźnie od swej towarzyszki młodsza, odziana w czarną suknię, zdawała się wręcz nazbyt do owej podziemnej sali pasować. Zarówno jedna jak i druga nie rzekły ani słowa. Młodsza skinęła jedynie nowoprzybyłym, po czym obróciwszy się, zniknęła w mroku.

- No wreszcie? - powtórzył Twem. - W końcu aż tak długo tam nie siedzieliśmy.
- Nie długo?! - Irat spojrzał na Twema jakby temu rogi nagle wyrosły. - Przecież nie było was całe popołudnie i sporą część wieczoru. Uznaliśmy iż poczekamy z kolacją aż wrócicie, ale…
- Ale ktoś ma zbyt wielki apetyt by myśleć o innych. - Wtrąciła się Loretta. - Coś jednak zostało, więc jak jesteście głodni to stół i krzesła są tam - wskazała na niszę, z której wyszedł Irat.
- Przecież już ich zaprosiłem. Nie musisz mnie małpować. - Widać było gołym okiem, że ta dwójka ponownie znalazła się ze sobą na ścieżce wojennej. Stan, który zdawał się być jak najbardziej normalny jeżeli chodziło o ich wzajemne stosunki.
- Dla nas to było kilka chwil - wyjaśnił Twem. - Nic dziwnego, że się nagle poczułem głodny. Z chęcią coś zjem - dodał, kierując się w stronę wskazaną przez Lorettę.
- Błogosławione niech będą te dary które dane jest nam spożywać - powiedział z namaszczeniem młody kapłan. - Niech dzięki będą odwiecznym dzięki którym plon był bogaty i niechaj przyszłe plony będą równie płodne co tego roku...
Darów zaś nie brakowało, nawet po tym jak zostały ograniczone przez apetyt Irata. Ci którzy podążyli za Twemem i Hassanem mogli nacieszyć swe oczy stołem zastawionym zarówno mięsiwami wszelkiej jakości i rodzaju, jak i owocami i jarzynami przygotowanymi na kilka sposobów. Nie brakowało też wina, piwa, miodu, wody i… Zdawać by się mogło, że armia będzie biesiadować w owej salce, która wszak do wielkich nie należała i ledwo ów stół w stanie pomieścić była.
- Czy zawsze błogosławisz jadło nim je skosztujesz? - zapytała białowłosa dziewczynka, która również postanowiła do pierwszej dwójki dołączyć. Poza Iratem oczywiście, który nie oglądając się na pozostałych z wesołą miną zabrał się właśnie za obgryzanie kurzego udka.
Litworowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, nałożył sobie stosik owoców i ukroił kawałek prosiaka. Solidny, mężczyzna najwyraźniej faktycznie zgłodniał. - Puszek dał się ot tak przyprowadzić? A to nicpoń… - Skwitował Aigam zachowanie swojego pupila.
Kapłan uśmiechnął się do dziewczynki nakładając sobie trochę mięsiwa, owoców i pieczywa
- Odwieczni opiekują się nami i tą krainą. To sprawiedliwe i słuszne dziękować im za ich opiekę i dary. Dzięki nim jesteśmy bezpieczni i możemy w zdrowiu żyć nasze życia.
- Pewnie że się dał - odezwał się Irat, robiąc krótką przerwę między jednym, a drugim kęsem. - Przecież już mnie zna. Kawał kości z mięsem też się okazał pomocny.
- Twoje podejście do życia jest dość niepraktyczne - dziewczynka podsumowała słowa Hassana wzruszeniem ramion. - Tak myśląc długo nie pożyjesz.
- Widzę, że nie jesteś zwykłą dziewczynką… cóż, może i lepiej, choć szkoda by tak młoda osoba wiedziała tak wiele o prawach świata w którym żyjemy. - odpowiedział ze spokojnym uśmiechem Hassan krojąc gruby kawał mięsa na kawałki, a w duchu zastanawiał się na jaką próbę go teraz wystawiano.
- Ma rację, trzeba samemu dbać o swój tyłek, Odwieczni mają zwykle... co innego do roboty niż kierowanie nami, czy... ratowanie nas bośmy się wpakowali w coś durnego. - Rzucił magobójca w przerwach między kęsami.
Dziewczynka skinęła mu głową i nawet obdarzyła czymś co przy dobrzej wierze można było potraktować jak uśmiech.
- Tam gdzie wyruszymy Odwieczni nie będą nas wspierać ani prowadzić za rękę. Z tego też powodu obawiam się iż nie będę w stanie ochronić cię w sposób wystarczający byś uszedł z życiem. Liczę na to iż mi wybaczysz. - Zwracając się w stronę Hassana na powrót przybrała obojętną minę, zupełnie jakby zbytnio jej nie obchodził los zarówno kapłana jak i misji, która została złożona na ich barki.
Maik tylko skinął dziewczęciu. Wiedział dobrze, że zadanie które im powierzono nie należało do najłatwiejszych. Mogli liczyć tylko na własne umiejętności, a na jego głowie zapewnie spoczywało utrzymanie towarzyszy przy życiu po bitwie ze sługami Darkara. Mógł liczyć tylko na łaskawość losu, swoje i towarzyszy zdolności w wojaczce. Powrócił więc do jadła, zajadając z aptytem. Musieli zregenerować siły przed wyprawą.
- To mi przypomina, przyda się większy zapas ziół i bandaży, pewnie będzie sporo łatania. Gdzie dokładnie sa te zapasy? Przejżę co się przyda. - Litwor nie przerywał jedzenia, miał tendencję do najadania się kiedy była okazja, nie wiedząc kiedy będzie kolejna.
- Trzecia nisza po lewej stornie idąc od wejścia - odparła dziewczynka po czym dodała. - Mogę cię zaprowadzić.
- Ja zostaję - Iratowi najwyraźniej bardziej na sercu leżało zapełnienie żołądka niż szukanie ziół i mikstur.
Hassan mruknął porozumiewawczo.
- Idę z wami. Łatanie was to zapewne będzie moja działka, ale z chęcią przyuczę jeżeli będziecie mieli na to ochotę… co ja mówię, to raczej konieczność gdyby mnie zabrakło i bym trafił w objęcia Tahary.
 
Dhratlach jest offline  
Stary 06-08-2014, 21:07   #30
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Najwyraźniej jej to nie przeszkadzało. Bez zbędnych, dalszych dyskusji, wyprowadziła ich z tego co można było nazwać salą jadalną i poprowadziła w kierunku kolejnej salki. Po drodze minęli Yurę, która rozmawiała sama z sobą, niezbyt interesując się tym co działo się wokoło.
Pomieszczenie do którego weszli już od progu przywitało ich zapachem suszonych ziół. Z sufitu zwieszały się kiście różnego rodzaju ziół, kwiatów i korzeni. Na półkach stały słoje, słoiczki oraz fiolki pełne płynów, proszków i maści. Na środku zaś stał okrągły stolik na którym stała kolumna podtrzymująca kulę światła.
- Wszystkie są opisane. Weźcie co chcecie. Tahara nie będzie miała nic przeciwko, podobnie jej wyznawcy.
Litwor zaczął przeglądać paczuszki i fiolki, zaczął wybierać głównie zioła i maści mogące pomagać jako odtrutki lub w hamowaniu trawienia. Kapłani mieli problem ze składaniem go do kupy, bo często polegali na magii, a on z kolei mocno się temu opierał, chociaż zupełnie nieświadomie. Przygotował ilość paczuszek wystarczającą dla małej armii, miał nadzieję że tyle wystarczy.

Twem również podszedł do półek i zaczął przyglądać się napisom widniejącym na fiolkach. Co prawda umiał, od biedy, zacerować w kimś dziurę, ale istniały lepsze i szybsze sposoby. Oczywiście miał zamiar zabrać garść maści i bandaży, ale jakieś odtrutki i, co ważniejsze, lecznicze mikstury, które co prawda postawić na nogi truposza nie mogły, ale ciężko rannego mogły zawrócić z drogi w ramiona Tahary.

Hassan w swoich poszukiwaniach skupił się na odnalezieniu najsilniejszych znanych mu odczynników i ziół. Głównie o działaniu odkażającym gdyby słudzy Darkara okazali się skuteczni w truciźnie i chorobie. Tamujących krwawienie, bo wiedział, że to będzie najpotrzebniejsze. I regenerujących w przyśpieszonym czasie tkankę mięśniową i skórę. Wiedział, że specyfiki które wybrał były o bardzo silnym działaniu. Wiedział, że miały swoje ‘niedociągnięcia’ i przeciwwskazania. Wiedział, ale nie było innego wyboru. Wyruszali na wojnę i tylko najskuteczniejsze było wskazane. Podobny los padł na niezawodne, odkażone bandaże z roślin które działały antyseptycznie jak i gotowe mikstury które mogły okazać się niezbędną koniecznością. Miał nadzieję, że akurat ich nie będą musieli używać, ale nadzieja… nadzieja była matką nieroztropnych.
Dziewczynka obserwowała owe przygotowania bez słowa. Widać było, że niewiele interesują ją owe mikstury, a jedynie minimalnie bardziej ci, którzy się wśród nich krzątali.
- Jak już skończycie to możecie sobie poszukać miejsca do spania. Z pewnością znajdziecie coś co wam przypadnie do gustu. - Mówiąc to, wycofała się z komnaty. Może obawiała się iż poproszą ją o pomoc w taszczeniu owych medykamentów?
Młody kapłan ledwo co pomieścił wszystkie medykamenty do swojej dość obszernej torby i ruszył szukać miejsca na nocleg. Zmęczenie powoli go łapało, a pełen żołądek nie sprzyjał pozostawaniu w pełni przytomnemu. Znalazł komnaty z łóżkami, prowizorycznymi łóżkami. Zabrał więc kilka kocy i ruszył dalej, szukać dalej, aż w końcu znalazł to czego szukał. Celę wypełnioną siankiem. Obrócił się więc w kierunku kompani i z uśmiechem na twarzy zapytał:
- Któraś z miłych pań chętna na dzielenie sianka? Zawsze we dwoje cieplej i wygodniej niż na prowizorycznym łóżku...
Odpowiedziały mu dwie pary oczy wyrażających najpierw zdziwienie, później zaś dość wyraźną wściekłość. Zarówno Lorett jak i Rena najwyraźniej nie zamierzały skorzystać z owego zaproszenia. Nim jednak szansa na towarzystwo całkiem przepadła odezwał się znajomy głos z celi po prawej.
- Tobie doprawdy życie niemiłe - podsumowała owe zaproszenie białowłosa dziewczynka.
- A to mi mówili że mam złe maniery. - Litwor podrapał się pod nosem i dokończył ukrojony wcześniej kawałek prosięcia. Nie wypadało żeby się zmarnował, wytarł ręce w spodnie i ruszył ku celi, gdzie leżał Puszek.
Hassan najpierw uśmiechnął się szeroko, potem zaczął chichotać i wybuchł szczerym śmiechem. Po chwili jednak się uspokoił.
- Moja propozycja była jak najbardziej niewinna… - zwrócił się do dziewczęcia - ...ale widać nie wszyscy tak uważają. - Po czym odwrócił się i spokojnym krokiem ruszył w kierunku celi znajdującej się w oddali skąpanej w półmroku bogato wypełnionej siankiem…
- Niewinna propozycja... - uśmiechnął się Twem. - Faktycznie, zaproszenie dziewczyny na noc na sianku jest propozycją całkiem niewinną.
- W czym się specjalizujesz, Lorett? - zwrócił się do swego anioła stróża. - To jest pytanie związane z walką - wyjaśnił szybko - a nie igraszkami na sianku.
Lorett, która wciąż spoglądała niezbyt przyjaźnie, dopiero po paru chwilach zdecydowała się odpowiedzieć.
- Miecz - wyjaśniła głosem, który bynajmniej do przyjaznych nie należał. - Od dziecka szkolono mnie w walce, to jedyne na czym tak właściwie się znam. - Dodała, nieco już łagodniej.
W międzyczasie Rena zniknęła w jednej z celi, najwyraźniej nie zainteresowana rozmowami.
- Troszkę się tym zajmowałem - stwierdził Twem - ale oprócz tego troszkę strzelam. Będziemy się troszkę uzupełniać.
- A właśnie... gdzie tu macie zbrojownię? - spytał. - Mój sprzęt jest dość dobry, ale im się lepiej zaopatrzymy, tym lepiej będziemy sobie radzić z ewentualnymi kłopotami.
Lorett zmierzyła wzrokiem znawcy broń, którą Twem miał przy sobie po czym bez słowa wskazała mu odpowiednią niszę.Jak się okazało nie była ona tak znowu daleko od tej, w której mrok chwilę temu wszedł, by w czającej się za nią sali uzupełnić medykamenty na drogę.
- To ja mu pomogę - rozległ się stanowczy głosik, nim Twem zdążył zniknąć w zbrojowni. Białowłosa najwyraźniej nie należała do tych dzieci co to wcześnie spać chodzą i aż paliła się do tego by jakoś nudę zabić.
- Och, dziękuję - powiedział Twem. - Jeśli dobrze rozumiem - dodał - znasz tu każdy drobiazg? Jeśli mi pomożesz wybrać, to będę bardzo wdzięczny. A tak na marginesie... jak ci na imię, jeśli można spytać?
Dziewczynka ruszyła przodem, raz tylko zerknąwszy czy Twem za nią podąża.
- Nymphaea - odparła na jego pytanie. - Ciebie zaś zwą?
- Twem - padła odpowiedź. - Miło cię poznać, Nymphaeo. - Uśmiechnął się.
- O tym czy miło to zdecydujesz później. - Najwyraźniej była pewna, iż dość szybko zmieni zdanie co do jej spotkania.
W międzyczasie udało się im przekroczyć próg zbrojowni. Nie było to pomieszczenie które mogłoby szczycić się swymi rozmiarami. Najwyraźniej każda z cel została dopiero niedawno przekształcona do funkcji, jaką obecnie sprawowała. Nie znaczyło to jednak iż zbroi czy oręża tam brakowało. Powiedzieć spokojnie można było iż każda rzecz jaka ukazała się Twemowi na oczy zdolna byłą wywołać uśmiech na ustach verońskiego wojownika.
Nymphaea nie czekając, aż mężczyzna sam zacznie wybierać, podeszła do stojącej na wąskim stole pod ścianą, szkatuły. Z niej wyjęła dwa pierścienie i bransoletę niczym w sumie się nie wyróżniające.
- Od tego powinieneś zacząć. Później możesz zwrócić baczniejszą uwagę na rapier, który stoi oparty o wieszak z kolczugą. Na nią także powinieneś zerknąć. Na koniec zaś nie zapomnij by zdjąć z gwoździa ten okropnie wyglądający plecak. Co do reszty - rozejrzała się uważnie po pomieszczeniu - to nie wydaje się ona nazbyt interesująca, chociaż pewnie nie zaszkodzi jak to i owo wymienisz ze swego dobytku. W końcu nie każą za to płacić, a takie okazje nie trafiają się zbyt często.
Twem przyjrzał się bacznie wskazanym przedmiotom, nie okazując ani zdziwienia, ani wątpliwości co do słuszności takiego a nie innego wyboru. Widział w życiu wiele rzeczy, które w rzeczywistości okazały się czymś innym, niż się to wydawało na pierwszy rzut oka.
- Parę słów wyjaśnienia - poprosił - czy też pozostawisz mi przyjemność odkrywania właściwości tych trzech drobiazgów?
Zamiast odpowiedzieć podeszła i podała mu bransoletę.
- Ubierz i sam sprawdź - rzekła uśmiechając się psotnie, co dodatkowo podkreśliło jej młody wiek.
Cóż było robić? Jedynie mieć nadzieję, ze to nie jakiś psikus.
Twem założył bransoletę, która jakby sama z siebie dopasowała się do jego przegubu. Nowy posiadacz bransolety z uznaniem uniósł brwi.
- Świetne - powiedział i pokiwał głową. - Nie spodziewałem się.
Nimphaea wzruszyła ramionami, jakby to co Twem zobaczył czy też wyczuł nie robiło na niej najmniejszego wrażenia.
- W końcu wysyłają nas na niemal pewną śmierć, wypada by chociaż dali nam coś co sprawi, że będziemy mieli cień szansy na powodzenie.
Ciekawe, czy to do zwrotu, pomyślał Twem, przepakowując swoje rzeczy do nowego-starego plecaka i zakładając wskazaną kolczugę. Ku jego zdziwieniu lżejszą i wygodniejszą niż to, co do tej pory miał na sobie. Rapier, jak się okazało, również wspaniale leżał w dłoni.
- Dziękuję ci bardzo - powiedział, ostrożnie i uważnie oglądając pierścienie. - Sam z pewnością bym tak dobrze nie wybrał.
- Nie planuję tak łatwo dać się wcielić w szereg dusz Tahary. Im lepiej będziecie wyposażeni tym większe będą szanse na przeżycie. Proste. W innym wypadku z pewnością bym nie pomogła.
- I tak dziękuję - powiedział Twem.
Korzystając z możliwości uzupełnienia zapasów schował do plecaka dwa noże do rzycania i garść pasujących do jego kuszy bełtów. Od przybytku głowa nie boli.
- Wiesz może - spytał - dokąd powędrował mój Novio? Bo nie uwierzę, że głodny czekał tak długo w stajni.
- Novio? - zapytała zdziwiona.
- Mój nieznośmy pies - odparł. - Wiecznie głodny.
- Są tu dwa psy. Jeden duży, który został umieszczony w osobnej celi i jeden nieco mniejszy, który śpi na drugim łóżku w mojej. Jeżeli chodzi ci o tego drugiego to został nakarmiony i napojony. Zadbałam o jedno i drugie.
- Bezczelne stworzenie - stwierdził Twem. - To o nim mówię - sprecyzował. - Nie będzie ci przeszkadzać? - upewnił się.
- Jak zacznie chrapać to go podtopię. Poza tym wątpię by ktoś chciał znaleźć się ze mną w jednym pomieszczeniu dłużej niż konieczne więc to łóżko i tak nikomu potrzebne nie będzie. Jak mu wygodnie, niech zostanie.
- Chrapiesz? - uśmiechnął się lekko Twem.
Odpowiedziała mu uśmiechem, nieco zbyt znużonym jak na dziecko w tym wieku.
- Póki co nikt nie miał okazji się o tym przekonać więc nie wiem. To jednak nie ma żadnego znaczenia. Sam wkrótce się przekonasz. Gotowy? - Dodała wskazując na jego “zakupy”.
- Tak, chodźmy - powiedział. - Który pokój jest najbliżej twojego?
Nim odpowiedziała, najpierw wyprowadziła Twema ze zbrojowni.
- Ten jest mój - wskazała na pomieszczenie znajdujące się pod koniec sali. - Ta po lewej jest już zajęta. - Dodała.
- W takim razie, jak ci się znudzi towarzystwo Nivia, to będziesz wiedzieć, dokąd go wysłać.
- Dobrze - skinęła głową.
- Powiedz mi jeszcze tylko, gdzie się mogę umyć przed pójściem spać i przestanę zawracać ci głowę - powiedział.
Spojrzała na niego wzrokiem mówiącym iż nie dowierza iż znalazł się wśród grupy wybranych ktoś kto o czymś takim jak mycie pamięta, po czym wskazała najmniejszą niszę, właściwie dziurę wręcz, w ścianie głównej sali.
- Tam stoi balia. Mogę ją napełnić, aczkolwiek o gorącej wodzie nie masz co marzyć, chyba że ci ją Lorett podgrzeje.
- Taka gorąca dziewczyna? - uśmiechnął się lekko Twem, po czym dodał: - Wystarczy mi zimna woda. Nie będę jej fatygować.
- Jak wolisz - wzruszyła ramionami, ruszając jako pierwsza do wnęki, którą mu wskazała. Pomieszczenie które się za nią kryło wyglądało bardziej jak schowek na miotły niż pokój, czy chociażby cela. Stała w nim jednak balia. Nie było jednak niczego czym można by się wytrzeć czy też czego by można użyć do kąpieli.
- Hotel Excelsior to to nie jest - stwierdził Twem, sięgając do plecaka po własne przybory toaletowe. Nie zamierzał stać goły i mokry i czekać, aż wyschnie...
- W takim razie trochę wody poproszę - dodał.
Woda pojawiła się niemal w tej samej chwili gdy Twem o nią poprosił. Wystarczył niedbały ruch dłoni, zupełnie jakby dziewczynka odganiała natrętną muszę, by bali wypełniła się do połowy.
- Proszę - odparła obojętnie, po czym okręciwszy się na jednej nodze, opuściła “łaźnię”.
- Dziękuję - powiedział (po raz kolejny) Twem. - jesteś wspaniała.

Parę chwil później, czysty i suchy, Twem poszedł spać.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172