Katharina naprawdę nie rozumiała całej tej sytuacji. Pal licho Anzelma i jego szlachetne zapędy do czynienia dobrych uczynków, ale Kugelschreiber oferował nie lada kwotę. Blisko dwieście koron za zapewnienie, że pewni osobnicy nie będą mu się naprzykrzać. Katharina, jako szanująca się i honorowa złodziejka, nigdy nie robiła w tak zwanej "ochronie", ale miała z nią styczność. Nie miała pojęcia, ile żądali za protekcję, ale jej zdaniem łatwiej było uiszczać miesięczną opłatę. Bo finansów wynalazcy - wnosząc po ofercie - wcale by to nie nadwerężyło.
Sprawa śmierdziała i wcale nie trzeba było mieć nosa Kat, by to wyczuć. Coś było na rzeczy, ale jeszcze nie wiedziała co. Zdarzały się jej w przeszłości zlecenia, które z pozoru były proste jak budowa cepa, ale okazywały się mieć drugie, trzecie - a czasami nawet i czwarte - dno. Katharina miała w takich sytuacjach sprawdzony plan działania. Przemyśleć, zastanowić się, powęszyć, posłuchać, popytać i dopiero wtedy ewentualnie przyjąć robotę. Nic na rapu-capu.
-
O wiele łatwiej byłoby im płacić - oznajmiła, kończąc obchód pracowni i sadowiąc się na zydlu. -
Myślał pan nad takim rozwiązaniem?
A Anzelma i jego dobre serce obdarzyła uśmiechem. Uśmiechem smutnym, bo tacy ludzie zazwyczaj smutno kończyli.