Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2014, 13:12   #37
Jaśmin
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
Theodor przez chwilę nie miał pojęcia co robić. Szczęśliwie przez szum krwi pulsującej w uszach przebiło się imię. Macha.
To mogło być przydatne. Dług życia to było coś. W zamian za pomoc Theo mógł dostać to czego mu tak brakowało. Informacje. Wystarczyło zareagować.
Bezgłośnie jak cień Greycliff dobył rapiera. Przez krótką chwilę koncentrował się. Po czym, widząc że jeden z morderców unosi kuszę do strzału Theo zareagował. Wyskoczył zza rogu i jednym długim susem dopadł do kusznika zadając szybkie pchnięcie w podstawę czaszki zbira.
Theodor nie wiedział skąd dokładnie obaj napastnicy pochodzili, ale możliwe było, że nawet z samego niesławnego Skullportu zważając na ich zachowanie. Kiedy tylko do ich uszu dobiegł ruch Greycliffa, obaj stracili zainteresowanie niedoszłą ofiarą i odwrócili się w stronę zagrożenia… a raczej jeden z nich się odwrócił, bo ten z kuszą, znany już Theodorowi, zdołał tylko wykonać kawałek obrotu zanim ostrze zostało zatopione w jego ciele powodując natychmiastową śmierć. Umknął ostatnim razem, teraz już nie zdołał.
Jego towarzysz widząc co się dzieje wyszarpnął z pochwy przytroczonej do pasa miecz i przyjął pozycję obronną, chcąc najwyraźniej przeanalizować przeciwnika zanim wyprowadzi cios.
- Ty sukinsynu… - warknął wściekle.
Mieszaniec opuścił trochę ręce, aby zobaczyć co się dzieje, ale wciąż siedział wciśnięty w ścianę niepewny czy przyszedł ratunek, czy… kolejna zguba.
Drugi z oprychów przyjął postawę obronną, wyglądało na to, że ma jakieś doświadczenie szermiercze. Zdobyte prawdopodobnie w ulicznych bójkach na ulicach Skullportu. Niemniej, jak widać, zbir nie był zaznajomiony z pierwszą zasadą walki.
Zawsze atakuj pierwszy.
Kuląc się by być maksymalnie trudnym do trafienia Theo wykonał wykrok prawą nogą, przenosząc na nią cały niemalże ciężar ciała, by zaatakować przeciwnika. Błyskawiczna finta na wysuniętą nogę zbira i szybkie jak błysk pchnięcie w uzbrojone w miecz ramię zlały się w jedno.
Szybko okazało się, że dla Theo jego przeciwnik nie stanowi większego zagrożenia. Faktycznie, wyglądało na to, że posiadał on jakieś doświadczenie, ale niewystarczające, aby Greycliff miał polec w tym starciu. Pierwszy wyprowadził atak, zanim przeciwnik zdołał zareagować i ten atak był udany. Zbir bardziej skupił się na wyprowadzonej fincie i nie zdołał zareagować na czas, kiedy mecz wystrzelił w jego ramię. Został trafiony, ale płytko, po czym natychmiast wykonał proste cięcie w kierunku Theodora… które dzięki zręczności mężczyzny zostało bezbłędnie uniknięte.
Theodor zadał cios, uniknął ataku przeciwnika, po czym zaatakował ponownie, mierząc tym razem w serce. Chybił. Przez następne sekundy klingi obu walczących ścierały się ze sobą. Theo uśmiechając się okrutnie zadawał cios za ciosem.
Nagle, nieoczekiwanie, Greycliff wyczuł swoją szansę. Jego przeciwnik zadając sztych za bardzo wychylił się do przodu. Theo zręcznie uniknął ciosu by tym samym ruchem zajść go od strony zranionej ręki. Nim zbir zdołał się obrócić Moneta wykonał swą ulubioną kombinację, finta na brzuch zamieniła się miejscami z szybkim pchnięciem od dołu w gardło.
Mężczyzna i tym razem nie zdołał zareagować wystarczająco szybko, co skończyło się dla niego ostatecznie. Miecz Theodora wbił się w miękkie gardło przeciwnika kończąc tym samym ten pokaz śmierci.
Mieszaniec wciąż siedział wbity w ścianę patrząc z niedowierzaniem na Theo, ale także ze skrywaną obawą.
Theodor nie tracił czasu. Zrzuciwszy kciukiem krew ze zbrocza zwrócił się do przykucniętego w zaułku elfa.
-Możesz wstać? - głos Greycliffa był niski, lekko ochrypły. Jak zawsze po zabójstwie miał on problemy z opanowaniem swych nerwów. Tym razem jednak miał wybitną motywację by nad sobą zapanować.
- Ta… Tak. - wydusił z siebie mieszaniec i podniósł się na nogi. - Dzięki… Naprawdę…
-Ależ nie ma sprawy! - Theodor zamruczał jak kot - Ale jeśli myślisz, że jestem cholernym altruistą to chyba cię zawiało. - głos Theodora stał się ostry niczym ostrze rapiera - Zbieraj się, nie możemy tu zostać. Przejdziemy się trochę i pogadamy. Możesz iść?
- Mogę… - skinął głową ćwierć drow. - A, że za wszystko trzeba płacić… To wiem.
-Dobrze się składa - mruknął cierpko Theo - Poczekaj chwilę… - po czym wciągnął obydwa ciała do ślepego zaułka rojącego się od szczurów. Niech miejskie gryzonie zatrą ślady zabójstwa. Uporawszy się z tym przykrym zadaniem otarł dłonie po czym wskazał mieszańcowi drogę.
-Jestem Moneta - zagaił rozmowę - masz jakieś imię albo ksywę?
- Możesz mówić mi Elerdrin. - wymamrotał mieszaniec rozglądając się.
-Może być Elerdrin - Moneta skinął głową - A ci goście, których zabiłem...znałeś ich?
- Tak… To zabijaki Machy, musisz go znać.
-Nie od dzisiaj - westchnął mężczyzna - No cóż, Elerdrin, tak się składa, że mam do ciebie kilka pytań. Odpowiesz na nie i jesteś wolny oraz bez żadnych długów. Dobra?
- Pytań? Jakich pytań? - zapytał zaniepokojony Elerdrin.
-Zasadniczych - odparł Theodor uśmiechając się krzywo - Po pierwsze: Co możesz mi powiedzieć o interesach Machy? Z kim wszedł ostatnio w spółkę? Kto jest jego wrogiem? Kto sojusznikiem? Gdzie ulokował swe fundusze? No. Na razie tyle.
Mieszaniec spojrzał na swojego wybawcę przestraszony. Odezwał się cichym głosem:
- Te informacje pewnie możesz zdobyć na mieście, od kogoś innego…
-Pewnie tak - Moneta wzruszył ramionami - Ale ty jesteś dla mnie znakomitym źródłem informacji. Wiesz dlaczego? Dlatego, że Macha chce cię zabić. - przerwał na chwilę by zmierzyć Elerdrina wzrokiem - Sam chyba rozumiesz, że w Waterdeep zostać nie możesz. A to znaczy, że jako źródło informacji sprawdzisz się wyjątkowo. Mam po prostu pewność, że nie polecisz zaraz do Machy z opowieścią o naszej rozmowie. Gdyż to bynajmniej nie kupiłoby ci życia. Nie u Machy. Rozumiesz? - Moneta prowadząc ten monolog ani na chwilę nie spuszczał spojrzenia z mieszańca.
Potomek drowów wyglądał na całkowicie przybitego. Wiedział, co Macha chce mu zrobić, ale jednocześnie też wciąż się bał, że odnajdą go, jeżeli wyda te informacje Theo.
- Nie zdradziłem Machy… - szepnął. - Ktoś mnie wrabia. Nie mam dokąd pójść. Skullport to mój dom od zawsze.
-Czy ty słuchasz? - Theo spojrzał na mężczyznę gniewnie - Czy przekażesz mi te informacje czy nie i tak będą chcieli cię zabić! Musisz wiać! Wiać i zacząć życie gdzie indziej! - Theodor sapnął z irytacją - I co to za chłopskie gadki? Dom od zawsze? Twój dom, chłopaku, jest tam gdzie powiesisz kapelusz. Jeśli naturalnie chcesz zachować głowę.
Elerdrin zatrzymał się i spojrzał poirytowany na Theodora, jakby przyparty do muru zyskał trochę sił.
- To ty czegoś nie rozumiesz. Spójrz na mnie! - rozłożył ręce. - Kogo widzisz? Wpierw mrocznego elfa, później człowieka, chociaż nie jestem ni jednym, ni drugim. Kim będę na Powierzchni? Wszystko dlatego, bo jakiś sukinsyn czy inna kurwa uznał, że mu przeszkadzam... - odwrócił rozeźlony wzrok, ale zaraz powrócił spojrzeniem do Theodora. - Zróbmy tak, Moneto. Cokolwiek planujesz dla Machy zakładam, że mu się to nie spodoba, skoro tak nie chcesz, aby twój informator zaraz do niego pobiegł. Pomogę ci… i to może nawet więcej, niż zakładałeś, ale… ty pomożesz mnie. Pomożesz mi znaleźć tego kretyna, który postanowił zabawić się moim kosztem.
-Zgoda - rzekł Theodor krótko i wyciągnął do Elerdrina rękę - Od czego chcesz zacząć?
Mieszaniec podał rękę Theodorowi.
- Wytłumaczę ci, co będziesz tam chciał, ale ostrzegam… Nie byłem jego prawą ręką, a jedynie pobieżnie orientuję się w tym wszystkim, jak to posłańcy. - wzruszył ramionami. - Jeżeli dostawałem wiadomość pisemną to nigdy nie otwierałem, ale czasami była to ustna, czasem adresat coś chlapnął ozorem…
-Jasne - Moneta skinął głową - Mów co wiesz. Słucham.
 
Jaśmin jest offline