Randulf zdawał sobie sprawę z tego, że reszta drużyny, ci, co szczęśliwie przespali całe zajście, powinna się dowiedzieć o rozmowach Alicii z duchem jej ojca.
Coś było dziwnego w tej całej sprawie. Jakim cudem morderca dzieci i morderca ojca dziewczynki był tą samą osobą? Czyżby ojciec Alicii był świadkiem porwania lub zabicia któregoś z dzieci? Szkoda zatem, że jest taki małomówny, że nie potrafi opisać swego zabójcy i powtarza tylko prośbę o zemstę.
A może warto by porozmawiać z dziewczynką i poprosić, żeby podczas następnej rozmowy z duchem zadała pytanie o wygląd mordercy. Albo - co by było jeszcze lepsze - o imię zbrodniarza.
Łażenie o wiosce i próba złapania kogoś na gorącym uczynku - to mogło się nie powieść. Lepiej by było, gdyby wiedzieli, za kim mają pochodzić, kogo pilnować.
Rankiem, przy śniadaniu, Randulf opowiedział w skrócie o nocnych przygodach, starając się nie wyciągać żadnych wniosków.
Po starannym zagaszeniu resztek ogniska i po pobieżnej porannej toalecie Randulf spakował swoje rzeczy i przygotował wierzchowca do podróży. Co prawda koń boczył się nieco na przywiązaną z tyłu siodła wilczą skórę, ale nie na tyle, żeby całkiem się zbuntować.
Randulf jeszcze raz sprawdził, czy czasem nie zostawił jakiegoś drobiazgu, po czym powiedział:
- Możemy ruszać. |