Walka trwała.
Dzielni i szlachetni obrońcy twierdzy wybijali paskudnych i zarazem okrutnych napastników. Ze wzajemnością niestety, bowiem ci ostatni nie mieli zamiaru oddawać życia ot tak sobie i za każdego trupa po stronie napastników trzeba było drogo zapłacić. Tych złych ginęło więcej, niż tych dobrych, ale napastnicy zdecydowanie górowali liczbą i chociaż trup po ich stronie słał się gęściej, to jednak ilość łóżek zajętych przez rannych szybko się zwiększała, podobnie jak liczba tych, którym żaden medyk już nie mógł pomóc.
No i zostawał jeszcze cholerny troll, któremu nie zaszkodziły ani strzały Lotara, ani ostrza pik i toporów. Cholerny troll zdawał się być niezniszczalny, a na dodatek coraz bardziej wściekły.
No i, jakby nie miał nic innego do roboty, skierował się w stronę Lotar. Co prawda przed nim stało jeszcze kilka krasnoludów, ale troll raczej nic sobie nie robił z takich przeszkód.
Jeśli nie żelazo i stal, to może faktycznie ogień?
- Podpalę go - rzucił cicho w stronę kompanów, by ci nie pomyśleli, że ucieka z pola walki. A tak na marginesie - ciekawe, gdzie by się mógł schować...
Plan był prosty - podbiec do jednej z beczek z oliwą, napełnić oliwą jakiś hełm, a potem podlać trolla. O ogień nie trzeba było się martwić - na podwórzu leżało mnóstwo kawałków drewna, które do niedawna były bramą. Na dodatek niektóre z nich jeszcze się paliły.
Lotar, z mieczem w dłoni, ruszył biegiem w stronę beczek z oliwą, szerokim łukiem obchodząc walczących. |