Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2014, 21:16   #62
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Mara, Shando

Sama Mara niespecjalnie przejęła się zaginięciem jednego z kompanów. Podczas gdy dorośli deliberowali w najlepsze dziewczynka przeciągnęła się, ziewnęła kilka razy i powłócząc nogami, nadal półprzytomnie, pomaszerowała do kuchni. Strzyga nie odstępował jej ani na krok ocierając się łbem o jej kolana i drobiąc wokół dziewczynki nerwowe kółka. Nogi, a może nosy, zaniosły ich prosto do kuchni gdzie Naut z gniewliwą miną skrobał gar po gulaszu.

Mara opadła na stołek przy stole, podparła brodę na splecionych palcach i ziewnęła rozdzierająco.
- Gdzie Thog? - zapytała wprost.
- A skąd mam niby wiedzieć, wyglądam na jego niańkę? Prędzej chyba ty; w końcu to z tobą przyszedł - burknął drow.
- Po co nam pokazałeś bibliotekę? - dziewczynka zmieniła temat. - Nie było tam nic co mogłoby pomóc. Straciliśmy tylko czas, tego właśnie chciałeś, prawda?
- Nie wyjaśniliście czego w zasadzie tutaj szukacie. Zagrożenie nekromantyczne, bla bla cośtam, cokolwiek miało to być - to dostaliście książkę o nekromancji, prawda? Chcieliście też wiedzieć czy Albus za tym stoi. Przecież on wam tego nie powie, zwłaszcza obudzony w środku nocy. Więc o co ci chodzi? - warknął elf. - Żreć dostali, sen bezpieczny, kąpiel, bibliotekę maga i jeszcze marudzi. Cha'kohk lodias…
- Ale z ciebie gbur - Mara zaplotła ręce na piersi i napompowała policzki w wyraźnie zawiedzionej minie. - Zle spałeś czy coś, bo foszysz jak księżniczka.
- Sama zaczęłaś rozmowę od pretensji. “Gdzie Thog?”, “Straciliśmy przez ciebie czas!” - przedrzeźniał drow. Chyba faktycznie wstał lewą nogą, albo gar był na prawdę mocno przypalony. W sumie drowy nie słynęły z umiejętności kulinarnych; przynajmniej Mara nigdy o tym nie słyszała. - A “Dzień dobry” to gdzie?
- Dzień dobry - bąknęła zawstydzona dziewczynka lekko się rumieniąc. - I to nie były pretensje, tylko pytania. Jeśli zrobiłeś coś przez co straciliśmy czas, to pewnie kazał ci Albus. Przecie widać, że dziada nie trawisz, ale nie masz wyjścia, słuchać go musisz. Jak go spotkam to mu powiem co o tym myślę. Jest z niego bezduszny padalec, że cię tu trzyma jak niewolnika.
- Dzięki… - drowa wyraźnie zatkało, toteż odpowiedział jej dopiero po chwili. - Ale nie… Opowiedzieć ci śmieszną historię? Tylko nikomu nie mów, to będzie nasza tajemnica - odstawił gar i oparł się o stół a Mara w podskoku posadziła swoje cztery litery na blacie obok drowa kilkoma gorliwymi skinieniami dając mu znać, że chętnie posłucha.
- Kiedyś z Albusa był faktycznie niezły mag, sama zresztą widzisz - zatoczył łuk ręką. - Tylko złośliwy gad, lubił magią manipulować ludźmi. Ale się, skur… skubaniec kiedyś przejechał. Lepszy od niego odbił rzucone przez Blackwooda zaklęcie tak zmyślnie, że skutkiem tego Albus zaczarował się sam. A że czar był specyficzny, to dziadowi zupełnie pomieszały się klepki. Prócz dnia pełni nie idzie się zupełnie z nim dogadać, a im mniejszy księżyc tym gorzej. Niestety czarować nadal umie, a ja miałem pecha spotkać go właśnie w noc pełni. Więc sama widzisz, że nie tylko porywanie okolicznych mieszkańców na skóry, czy fascynacja nekromancją, ale i czyste, inteligentne szaleństwo siedzi w tych podziemiach - westchnął.
- Czyli w noc pełni rozum mu wraca, tak? - dopytywała się Mara. - Tyle, że to złośliwy dziad i niczego dobrego się po nim spodziewać wtedy nie można… Hmm… No ale skoro to było jego własne zaklęcie to nie może z siebie zdjąć jego skutków? W dzień pełni ma się rozumieć, jak jest pomny tego co się dzieje.
- Nie nie nie, rozum tylko w czasie pełni księżyca; no, może doby pełni powiedzmy. A potem - fiuuu! Wywiewa wszystko z łepetyny prócz czarów i tej trupiej manii. I najwyraźniej nie może; może ten drugi mag jakoś zmodyfikował to zaklecie, kto wie… Ja się na tym nie znam, gdybym się znał to sam bym siebie odczarował - westchnął.
- Nie wiesz też pewnie co to za zaklęcie?
- E skąd, przecież spotkałem go po fakcie. Czarodziejem nie jestem, te ślaczki i znaczki w księgach nic mi nie mówią.
- Hmmm... A on sypia kiedyś? Może dałoby się go na śnie dopaść, spętać jak kurczaka i... no wiesz, wybadać. Jest ze mną czarodziej, druidka, mądrzy chyba to i może coś wydumają jak z drania zaklęcie zdjąć i ciebie oswobodzić.
- Różnie bywa… - zamyślił się Naut. - Tej nocy chyba pracował, ale jak mu się uwidzi to i alarm na drzwi nakłada, mimo że przez urok nic mu nie mogę zrobić. Ale skoro z miasta jesteście to tam chyba są jacyś potężni magowie, co? Albo ktoś inny, kto mógłby się jego bezeceństwami zainteresować? W końcu waszych rodaków także porywa - spytał z nadzieją.
- Poczekaj. Na razie jesteśmy tu my, miej trochę wiary - uśmiechnęła się szeroko szczerząc białe ząbki. - Ty nie możesz mu nic zrobić ale my tak. Da się ten urok choć jakoś obejść? Zebyś nam go wystawił i dał sposobność co by go powalić z zaskoczenia? Jak go spętamy i weźmiemy pod lupę moi starsi kompani na pewno coś wymyślą.
- Mimo wariactwa zachował trochę rozsądku i wcale mi nie ufa. Magowie to pewnie mają wrodzone. Nie mogę go zaatakować, ale zaklęcie nie obliguje mnie na szczęście do pomocy mu. Widać nie pomyślał, że będzie jej kiedyś potrzebował - zastanowił się. - Jednak gdy wam się nie uda i Albus was zabije to kto sprowadzi pomoc i powiadomi miasto o jego knowaniach? Jak zawalicie osobiście zrobię z ciebie notesik, a z tego twojego zwierza makatkę nad kominek - pogroził Marze palcem, a dziewczyna nagle zwątpiła, czy drow aby na pewno żartuje, zwłaszcza że Strzyga nie miał takich wątpliwości i od razu zjeżył futro.
- Naprawdę? - usta Mary rozjechały się w półksiężyc choć dziecięce oczka zabłysły od złośliwych chochlików. - Notesik? Taki co się nosi w kieszonce przy sercu? Toż to prawie jak wyznanie głębszych uczuć.
Pogładziła uspokajająco łeb wilczyska żeby nie wywalał zębów.
- A wiadomość jakoś się pośle nim przystąpimy do operacji “Chapsnąć dziadunia”. Miasto musi wiedzieć co on wyprawia bo żyją bodaj w błogiej nieświadomości. Jest dla nich dziwakiem, ale dziwakiem niegroźnym. A co do Strzygi to makatki wybij sobie z głowy, nie zezwalam.

Więcej nie zdążyli powiedzieć, gdyż Wishmaker dotarł w tym czasie do kuchni.
- Mara! - krzyknął władczo przywołując dziewczynkę.
Ta odwróciła ku czarodziejowi zaskoczoną, lekko uchyloną buźką i zamrugała wielkimi oczami.
- No co? Gadam sobie z Nautem - Shando chyba jeszcze bardziej ją zasmucił. - Jeśli ty też masz do mnie jakiś żal to wpisz się na listę.
- Nie pyskuj, dziecko - warknął Shando. - Naucie, chcemy odwiedzić Albusa. Czuję, że nie darzysz go przyjaźnią, ale czy mógłbyś nas zaprowadzić i zaanonsować? Shando Wishmaker, uczeń Saladina Brimstone'a i towarzysze, z poselstwem miasta Ybn Corbeth do Arcymistrza Albusa Blackwooda.
- Jak tam sobie chcecie; wasze życie, wasze ryzyko - wzruszył ramionami drow, niezbyt zadowolony, że przerwano im konwersację.

Wishmaker zwrócił się do Mary kucając, by jego oczy były na wysokości jej.
- Maro, z Mistrzem Blackwoodem nie żartuj. Najlepiej nic nie mów. Dygnij na powitanie, odpowiadaj jak najprościej, kończąc zdanie mówiąc "czcigodny mistrzu". Bo zmieni Cię w ropuchę. Jasne?
- Was też zmieni - Mara wysunęła końcówkę języka jak jaszczurka ale szybko ją schowała. - Naut mówił, że on całkiem zwariował. Zobaczcie co jemu zrobił. Ludzi skóruje. Bez planu do niego lepiej nie iść. Trzeba zdjąć z niego to zaklęcie co mu zrobiło sieczkę z pomyślunku. A w sumie… to kiedy wypada pełnia?
- Przedwczoraj; wtedy co i zaćmienie - odparł Calimshanin.
- Czyli łeb ma już pusty - wyjaśniła dziewczynka. - Pomyślunku tyle co niemowlę, za to czarami ciska jak piorunami. Mówię, nie pogadacie z nim. Trzeba z niego pierw zaklęcie zdjąć - opowiedziała o odbitym zaklęciu i pomieszaniu Albusowych zmysłów. - Choć nawet jak mu myślenie wróci to ponoć dalej wredny złośliwy staruch. Niekoniecznie może chcieć nam pomóc. I trzeba wydumać jak Nauta wyswobodzić spod jego woli. Nie zostawię go tak, przecie on tu robi za niewolnika.

Shando zmarszczył brwi i usiadł przy kuchennym stole słuchając marowych relacji. Myślał kilka chwil, po czym odezwał się do drowa.
- Siadaj. - czarodziej przysunął sobie dzban i nalał zawartość, czyli wodę.
- Przecież siedzę… - prychnął Naut.
- Uwolnienie Albusa przysłuży się nam, jemu i tobie - odwrócił się do dziewczynki. - Wołaj resztę. Thoga też.

Jak na zawołanie do kuchni wpadł Burro, mało nie taranując Mary.
- Ehm… no to idziemy? - powtórzył i spojrzał wyczekująco na Marę i czarodzieja.
Wishmaker wychylił kubek i wbił ślepia ukryte pod masywnymi brwiami w elfa.
- Albus wie więcej niż ja. Co robi w pełnię?
- Na pewno wie więcej niż ty co robi w pełnię - mruknął pod nosem ciemny elf. - Ze mną wychodzi łapać ludzi do eksperymentów. Mam ci opisać szczegóły wybebeszania, tortur i skórowania, czy może odtworzyć wrzaski? Potem zajmuje się już szczególami sam; siedzi w bibliotece albo w pracowni.
- Słuchajcie, rzeczywiście nie ma się co kilka razy powtarzać. Poczekajmy na resztę i obgadajmy sprawę. Trzeba puścić wiadomość do Ybn co tu ten stary dziadyga wyprawia, na wypadek jakbyśmy zawiedli. Naut nas może do Albusa podprowadzić, korzystamy z zaskoczenia, mamy przewagę liczebną. Operację “chapsnąć dziadunia” czas omówić i podzielić zadania - Mara ani myślała wypełniać rozkazów Wishmakera. Zaczęła za to kręcić się po kuchni w poszukiwaniu śniadania bo z jej brzucha dobiegać poczęły dzikie pomruki. Coś tam było, choć niezbyt świeże ani apetycznie wyglądajace - Burro w swoim plecaku miał na pewno lepsze wiktuały. Naut westchnął nad ludzkim uporem i wyjął z szafek co trzeba. Według niego ani nic pożytecznego z Albusa nie wycisną, ani rady mu nie dadzą, a tylko oni i on stracą szansę na wolność. I jeszcze miał to teraz kolejny raz tłumaczyć…
 
liliel jest offline