Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-03-2007, 18:46   #18
Markus
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Kolejne dźwięki wywoływane przez pracujące maszyny odmierzały następne, uciekające sekundy, ale teraz chociaż działacie. Robicie coś żeby stąd uciec i jak najszybciej znaleźć się gdziekolwiek byle z dala od tego ponurego miejsca. Gdzieś tam jest to coś, co was uwięziło. Jeżeli uda się wam „to” znaleźć, może zdołacie odzyskać wspomnienia i sny, ale czy na pewno chcecie znowu się z tym spotkać? W odmętach pamięci wciąż tli się niewielkie iskierki wspomnień, o tym, że już raz stanęliście do walki i przegraliście, ale może to uczucie jest fałszywe? Może celowo je wam zaszczepiono żebyście się bali stanąć do walki i nawet nie próbowali odzyskać tego, co wam ukradziono?

Almirith szybkim krokiem zbliżył się do leżącego, na metalowej podłodze, ciała. Elf poruszał się z niezwykła gracją, tak często przypisywaną jego rasie. Wyprostowana pozycja, sprężysty krok i dłonie ciągle znajdujące się blisko pustych pochew, jasno świadczyły, że macie przed sobą wyszkolonego wojownika. Prawdopodobnie weterana wielu walk, posiadającego doświadczenie i umiejętności niezbędne do przeżyci w czasie prawdziwego starcia. Nie ma wątpliwości, że gdy dojdzie do jakiejkolwiek utarczki, czy to z waszym „gospodarzem”, czy kimkolwiek innym, Almirith nie zawaha się ani chwili.

Elf przyklęknął obok trupa, zupełnie nie zważając na uderzająco ostry zapach zgnilizny. Na pierwszy rzut oka widać było, że ciało leży tu już od jakiegoś czasu, jednak niska temperatura panująca w pomieszczeniu dobrze je zakonserwowała. Jednak teraz z bliska Almirith mógł dostrzec, że to coś, co leżało na podłodze nigdy nie było żywe. Bynajmniej nie w zwyczajnym tego słowa znaczeniu. Większa część „zwłok” należała do czarnoskórego człowiek, jednak niektóre elementy były co najmniej nie na miejscu. Do dobrze zbudowanego ciała mężczyzny w średnim wieku, doczepione były dziwaczne urządzenia. Jedna z rąk, która do tej pory pozostawała przykryta, była wykonana z metalu i kończyła się czymś w rodzaju szczypiec. Twarz o ponurych, ostrych rysach była zniekształcona przez sporą bliznę, biegnącą od lewej brwi aż po prawy policzek. Rana wyglądała na bardzo starą. Prawdopodobnie mężczyznę ktoś całkiem ładnie poharatał sztyletem. Jego ciało zdobiły liczne, ale cienkie i niezbyt głębokie szramy. Ta na twarzy jako jedyna rzucała się w oczy, a żeby dostrzec pozostałe, trzeba było wyraźnie przyjrzeć się zwłoką. Wraz z oglądaniem jego głowy można było dostrzec, że ktoś oderwał mu z czaszki, spory fragment skóry, odkrywając w ten sposób metalową blachę, która była tuż pod nią. Na gładkiej, odbijającej światło powierzchni, widać było dziwny rząd równoległych kresek, o różnych szerokościach, ale zawsze tych samych długościach. Zaraz pod tym dziwnym symbolem widać było jakiś napis w nieznanym elfowi języku.

Almirith w końcu wyprostował się. Nie mógł mieć żadnych wątpliwości, że u jego stóp leży konstrukt, albo raczej dziwaczne połączenie maszyny i człowieka. Ciało było „ozdobione” licznymi bliznami, ale raczej nie były one śladami wskazującymi jak zginęło, albo raczej zostało zniszczone, to coś. Trudno było stwierdzić prawdziwą przyczynę, ponieważ na „zwłokach” nie zachowały się żadne inne ślady, które mogłyby dać choćby najmniejszą wskazówkę o tym, co przydarzyło się temu nieszczęśnikowi.

Gdy elf cofnął się parę kroków, chcąc spojrzeć na ciało z pewnej odległości, naglę poczuł gwałtowne zawroty głowy. Świat zawirował mu przed oczami. Nagły błysk oślepił go na moment. Czaszkę wypełniło dziwne nieznośne pulsowanie, które z każdą chwilą nabierało na silę. Wszystkie zmysły zaczęły wariować, a później... kolejny fragment przeszłości wdarł się do umysłu elfa.

„Wysoki czarnoskóry mężczyzna stoi, parę metrów wyżej, na kamiennej półce. Macha ręką. Trudno dostrzec wyraz jego twarzy, ale chyba się uśmiecha. Może znalazł w końcu jakieś miejsce na odpoczynek? Po tak długiej podróży, mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Parodniowa wędrówka i długie monotonne godzinny, wyczerpały wszystkich, poza tym czarnoskórym. On szedł dalej, rześki i pełen energii, tak jakby w ogóle nie odczuwał zmęczenia. Naglę ze skalnej półki posypały się kamienie. Mężczyzna zbyt późno zorientował się, że stoi zbyt blisko krawędzi. Spory kawałek gruntu oderwał się od skalnego występu i spadł w dół, a wraz z nim, na spotkanie ostrych skał, runął czarnoskóry mężczyzna. Niemożliwe żeby jakikolwiek człowiek przeżył upadek z takiej wysokości, jednak on zaczął gramolić się na nogi. Jego głowa wykrzywiona była pod nienaturalnym kontem...”

Powoli Almirith wrócił do rzeczywistości, ale przed oczami wciąż miał widok czarnoskórego mężczyzny, uśmiechającego się i utrzymującego na nogach, pomimo złamanego karku. Teraz elf miał już pewność, że jednak znał, lezącą na podłodze, „istotę”, a nawet podróżował z nią. Dopiero po chwili, gdy jego myśli znowu wróciły do świata, dostrzegł że klęczy na zimnej, metalowej podłodze, dłońmi kurczowo trzymając się za głowę. W gładkiej powierzchni metalu, dostrzegł swoje blade oblicze. Czuł się dziwnie słaby, tak jakby samo wspomnienie wyssało z niego energie. Jednak dziwne odczucie szybko dobiegało końca i niemoc opuszczała ciało, zastępowana przez powracające siły.

W czasie kiedy Almirith badał zwłoki, Sidero podeszła do półek, które jeszcze niedawno były obiektem ataków wściekłego półczarta. Szła przyglądając się dziwnym flakonom. Te metalowe wciąż pozostawały, dla niej zagadką. Nie było żadnego otworu, albo czegoś podobnego, dzięki czemu można by zajrzeć do środka i zbadać ich zawartość. Nawet te, które spadły z półek, w czasie ataków, z typowym dźwiękiem, metalu uderzającego o metal, upadały na podłogę i nieuszkodzone, toczyły się w różnych kierunkach. Wyglądało na to, że jedynym sposobem na sprawdzenie ich zawartości, byłoby ich zniszczenie, ale biorąc pod uwagę, to co zdarzyło się przed chwilą Sidero nie miała specjalnej ochoty, żeby nawet próbować.

Kobieta delikatnie, z niezwykłą ostrożnością zdjęła z półki jeden z kryształowych pojemników. Jak zauważyła większość z nich była wypełniona dziwną mgiełką, z którą po ostatnich wydarzeniach, Sidero nie miała ochoty mieć żadnego kontaktu, ale niektóre z butelek, wypełnione były jakimiś innymi substancjami. Niektóre czarodziejka potrafiła rozpoznać, a niektóre nie, ale żadna z mikstur nie wyglądała na przydatną przy próbie ucieczki z tego przeklętego miejsca. Zresztą nawet nie wiedziała, czego szukać. Chyba nikt nie liczył, że znajdzie dżina w butelce, który pstryknie palcami i w ten sposób otworzy im drogę ucieczki. Zrezygnowana dziewczyna powlokła się w kierunku Saenny, by wspólnie z nią zbadać drzwi..

Metalowe i solidne. Sidero „otwierała”, bardziej lub mniej konwencjonalnymi sposobami, wiele drzwi, ale do wyważenia tych potrzebna by była wielka siła. Czarodziejka zmierzyła spojrzeniem półczarta i doszła do wniosku, że pewnie byłby dość silny, ale nawet jemu zajęłoby to sporo czasu, a Sidero nie uśmiechało się zostanie w tym pomieszczeniu ani chwili dłużej. Ponownie spojrzała na drzwi, tym razem kierując spojrzenie na zamek. Pochyliła się i uważnie zaczęła go badać. Wyglądał na skomplikowany, ale w swoim życiu radziła sobie z lepszymi. Jednak wciąż pozostawał problem wytrychów. Gdyby je miała, to uporałaby się z zamkiem w parę minut, ale o takim luksusie jak narzędzia, na razie mogła tylko pomarzyć. Jednak Sidero daleka była od poddania się. Jeśli nie ma porządnych wytrychów pod ręką będzie musiała improwizować.

Dziewczyna zaczęła dokładnie przyglądać się sali w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby zastąpić wytrychy. Naglę jej spojrzenie zatrzymało się na podłodze, a dokładniej na wypalonej w niej dziurze. Przez moment wpatrywała się w nią sama nie wiedząc, co to jej da, ale gdzieś na granicy jej umysłu, coś wyraźnie domagało się uwagi. W końcu uporczywa myśl przedarła się z podświadomości i przed oczami kobiety ukazało się rozwiązanie. Wspomnienie zdarzeń sprzed paru chwil, kiedy to półczart strącił parę butelek znów pokazało się w jej umyśle. Jedna z fiolek pękła i na podłogę wylała się jakaś bezbarwna ciecz. To właśnie ta substancja wypaliła dziury w metalowej podłodze. Sidero wymieniła spojrzenie z towarzyszką. Wyglądało na, to że obie wpadły na ten sam pomysł.

Sidero i Saenna ponownie rzuciły się do półek, tak jakby bały się, że myśl, która wpadła im do głów zaraz ucieknie. Gdzieś kontem oka, dostrzegły padającego na kolana elfa, ale miały nadzieje, że inni się nim zajmą, bo one muszą teraz coś znaleźć. Substancje, która pomoże im wydostać się stąd.

Kobiety błyskawicznie przebierały w miksturach, w poszukiwaniu tej jednej, która pomoże im uciec. Otwierały wszystkie, możliwe flakony, zaglądając ostrożnie do środka i z równą ostrożnością sprawdzając zapach. Kolejne kryształowe pojemniki były ściągane z półek, tylko po to żeby po chwili z powrotem na nie wrócić. W końcu ich trud został wynagrodzony. Obie starały się uspokoić drżące z emocji dłonie. Ich spojrzenia utkwione były w jednej z butelek.

Na rękach Sidero, leżała niewielka, kryształowa fiolka, o dziwnym falistym kształcie, przypominającym spirale. Jej zawartość była zupełnie bezbarwna jak woda, ale zapach nie pozostawiał wątpliwości, co do jej zawartości. Substancja, która być może zdoła przepalić zamek w drzwiach i w końcu pozwoli im uciec.


[user= 3421]Kreski pokrywające metalową czaszkę trupa, ty rozpoznajesz jako trochę dziwny kod kreskowy. Napis pod nim, to nic innego jak numer tyle, że zapisany przy użyciu cyfr arabskich- 398102[/user]
 
Markus jest offline