Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2014, 22:31   #58
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Trzydzieści trzy minuty.

JD prędko ściągnął wszystkie ubrania, oprócz białych bokserek. W ten sposób lepiej wkomponowywał się w kolor skały, a więc miał większe szanse, by uniknąć wychwycenia przez oczy snajperów. Być może komuś nagi zabójca z floretem w ręce mógł wydawać się śmieszny… to jednak nie miało znaczenia, gdyż liczyła się jedynie skuteczność.

Zaczął biec przez wysoko położoną półkę skalną. Lekko pochylony, starał się równoważyć prędkość z bezpieczeństwem. Dobrze, że wcześniej zdążył przyzwyczaić się do skalistego krajobrazu gór Hindu Kush, inaczej już kilka razy skręciłby kostkę, potknął się w najmniej fortunnym miejscu, wpadł w przepaść, obił… a na to nie było czasu. Dobrze też, że nie musiał robić przerw na zaczerpywanie oddechu.

Po kilku chwilach znajdował się w przestrzeni po tylnej stronie budynku. Rozejrzał się uważnie - nic nie wskazywało na to, aby Sabat go dostrzegł. Zaczął się opuszczać w dół po skalistym zboczu. Obtarcia oraz siniaki prędko leczyły się, zresztą JD nie poświęcał im zbyt wiele uwagi. Uzmysłowił sobie, o ile ta misja byłaby cięższa, gdyby był człowiekiem. Jako wampir nie pocił się, nie przegrzewał, nie męczył, nie tracił energii… w tej sytuacji stanowiło to prawdziwe błogosławieństwo.

Wreszcie przyszedł krytyczny moment. JD musiał rozpędzić się i skoczyć na dach - co było dwojako ryzykowne. Mógł spaść w przepaść, lub zostać wykryty. Liczył jednak na szczęście - i rzeczywiście, udało się. Przy lądowaniu skręcił nadgarstek lewej ręki, lecz po kilku sekundach nie było po tym ani śladu. Poświęcił chwilę na uspokojenie. Na razie wszystko szło dobrze… wręcz idealnie. Trochę zmienił zdanie, gdy spojrzał na buty. Choć przystosowane do górskich wędrówek, na pewno nie zostały zaprojektowane z myślą o wampirzej prędkości - i w efekcie nadawały się do wyrzucenia. Uznał, że później się tym zajmie.

Klapa prowadząca do najwyższego piętra była otwarta, choć zapewne nie miało trwać to długo - nadchodził świt. Tak cicho, jak mógł, skorzystał z niej, by znaleźć się w środku. Zdawało się to bezpieczne, gdyż nigdzie nie dostrzegł pentagramów, o których mówiła Mary.

Wnętrze tonęłoby w mroku, gdyby nie sztuczne światło lampy, zapewne na baterie. Dzięki niej JD ujrzał pokój - na jego przeciwległym końcu siedział zwrócony do niego tyłem wampir. Choć Brujah spodziewał się czarnego munduru komandosa, lub jakiejś innej zbroi, ujrzał ku swojemu zaskoczeniu półnagie ciało - w dodatku kobiece. Sabatniczka nawet nie trzymała w ręku broni, czy lornetki - zamiast tego butelkę wina... czy raczej Vitae. Wcześniej wyjęła ją zapewne z lodówki turystycznej, która głośno chodziła po jej prawej stronie. Chłodziarkę zdobił dziwny alfabet, więc Ashford uznał, że jest rosyjska…

…jakby miało to jakiekolwiek znaczenie.

JD mocniej chwycił floret. Zanim wampirzyca zdążyła się zorientować, znalazł się tuż przy niej i korzystając z impetu, wbił broń prosto w plecy.

- Joder! - krzyknęła wampirzyca. Chciała zareagować, sięgnąć po sztylet, lecz wtedy floret Ashforda przebił jej szyję…

Padła.

JD nie był tym samym wampirem, który w Wenecji bronił życia wroga. Zmienił się. Bez wahania zabił. Spojrzał na swoją pierwszą ofiarę… pierwszą, którą świadomie ukatrupił. Kobieta wyglądała egzotycznie, lecz nie była tutejsza. Może Włoszka, Hiszpanka, Meksykanka…
"Przestań", pomyślał JD.
Napędzał go między innymi strach. Lęk przed słońcem.

Rozejrzał się. Prędko znalazł karabin snajperski. Obok zawinięte w szmatę delikatnie świecące pociski. To było to. JD jednak nie miał kieszeni, ani torby… Uznał, że albo zabierze tę nowoczesną broń od ostatniego snajpera, którego zdoła zabić, albo Marcus będzie musiał obejść się smakiem.

Zanim opuścił pomieszczenie, spojrzał na buty otulające stopy zwłok. Wystarczająco duże, praktyczne, unisex... Były idealnie. Westchnął ciężko. Nie mógł ich założyć, bo co zrobiłby ze starymi? Ktoś by je wziął i korzystając z utrwalonego zapachu, wytropił go potem... Wyraz twarzy Ashforda nie zdradzał zadowolenia.

Wrócił do klapy, podciągnął się i znów był na dachu. Rozejrzał się za następnym punktem wskazanym przez Mary.

To miała być pracowita noc.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 10-07-2014 o 22:34.
Ombrose jest offline