Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2014, 23:37   #121
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Dym, wrzask karabinów i dudnienie pompowanej adrenaliną krwi, zamieniło się na ciszę i żmudną wędrówkę naprzód. Wyczerpującym i poznaczonym krwią szlakiem, na końcu którego mogło czekać w końcu coś lepszego niż dla niektórych zbawienie, koniec misji, popas i wypoczynek. Doczekał się, z lekkim zdziwieniem. Komitet powitalny może nie był tak huczny jak na Wenus, ale o wiele bardziej pożądany. Nie obchodziło go, że zarówno Harding jak i cała reszta zrobiła wielkie oczy na skład jaki wyłonił się z tunelu, jak i samą szkatułkę z artefaktem. Może byli trędowaci i co chwila wystawiani na mroczną harmonię, ale jednego nie można im było odmówić. Skuteczności.


W drodze do kwatery, dał się połatać medykom na tyle, na ile było to możliwe. Wyciągnęli ciała obce, odkazili, naszprycowali czym się dało i dali sobie spokój. Znali się dobrze na swoim fachu, wiedzieli aż za dobrze co by powiedział na próby wysłania go na urlop zdrowotny. Jasne, był pokiereszowany i zarówno noga jak i ręka normalnie zapewniłyby mu kilka tygodni wypoczynku, ale słyszeli Hardinga, z jakichś powodów wysyłał ich praktycznie prosto z pola walki na lot na Marsa. Nawet prywatna niechęć normalnie by tego nie usprawiedliwiała. Szykowało się coś, co usprawiedliwiało szprycowanie człowieka najnowszymi wynalazkami w strzykawkach, płynie i tabletkach. Oczywiście nie można ich było mieszać z alkoholem. Na to Cortez uśmiechnął się jedynie. Dla niego znaczyło to, że solidnie się skuje mniejszą ilością piwa.


Kwatery wydawały się jakieś puste. Czuł od samego początku że mishimczycy skończą jako mielonka, co w większości się spełniło, ale mimo tego, że początkowo kopali pod oddziałem dołki, było mu ich nieco żal. Zapewne dlatego, że przypominali mu nieco Kenshiro z wyglądu, z zachowania jedynie Tatsu przypominał szlachetnego samuraja szóstki chociaż trochę. Szybko wrzucił coś na ząb, wziął prysznic i ruszył. Do miejsca, gdzie tacy jak on niemalże pielgrzymowali. Ogród tygrysa. To nie był burdel, zamtuz, jaskinia rozkoszy czy jak kto chciał nazywać dom uciech. To był pałac zmysłów i świątynia zapomnienia.


Zapachy, dźwięki, kolory i dotyk na skórze. Wszystko łączyło się w jedno, ciężkie do zapomnienia doznanie. Szepty, palce zmieniające natężenie od skrzydeł motyla, po przeszywające igły. Dotyk rozpalający zmysły i pozwalający się oderwać nie tylko od codzienności, ale również od koszmarów, jakie co chwila ostatnio doświadczał. Wiele widział i przeżył, słyszał również wiele legend o tym miejscu, ale mimo że właśnie tego doświadczał... dalej ciężko było mu uwierzyć że tak wiele był w stanie dać zwykły, choć jednocześnie niezwykły masaż. Zaś potem było już tylko lepiej i ciekawiej. Splecione ciała i słodkie perfumy zmieszane z zapachem pożądania.




Ciężko mu było odróżnić jawę od snu. Nie zależało mu zresztą na tym w tym momencie. Cała jego przeszłość zdawała się rzucać go ze skrajności w skrajność. Nawet słomiana wdowa, która kiedyś była jego żoną, okazała się pomocna. Dzięki niej zaczął czerpać pełnymi garściami z życia i tego co ma do zaoferowania. Dla niektórych, jego "życie" mogło wydawać się spiralą piwa, wojny, dziwek, i potężnych jednośladów, ale dla niego było oddychaniem pełnymi płucami tam, gdzie reszta nawet nie odważała się pójść. Zapalniczka z grawerunkiem odpaliła kadzidełko, a potężna dłoń wsadziła jego końcówkę w piasek, tuż obok kilku innych już wypalonych.
- Przekonajmy się, czy zapamiętacie mnie równie dobrze i miło jak ja was moje drogie. - Cervantes uśmiechnął się szczerze i promiennie, niemalże tak, jak do zimnej butelki pszenicznego jasnego, na prawdziwych drożdżach i chmielu. Dłonie i język żołnierza sunęły po nieskazitelnym ciele.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline