Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-07-2014, 23:37   #121
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Dym, wrzask karabinów i dudnienie pompowanej adrenaliną krwi, zamieniło się na ciszę i żmudną wędrówkę naprzód. Wyczerpującym i poznaczonym krwią szlakiem, na końcu którego mogło czekać w końcu coś lepszego niż dla niektórych zbawienie, koniec misji, popas i wypoczynek. Doczekał się, z lekkim zdziwieniem. Komitet powitalny może nie był tak huczny jak na Wenus, ale o wiele bardziej pożądany. Nie obchodziło go, że zarówno Harding jak i cała reszta zrobiła wielkie oczy na skład jaki wyłonił się z tunelu, jak i samą szkatułkę z artefaktem. Może byli trędowaci i co chwila wystawiani na mroczną harmonię, ale jednego nie można im było odmówić. Skuteczności.


W drodze do kwatery, dał się połatać medykom na tyle, na ile było to możliwe. Wyciągnęli ciała obce, odkazili, naszprycowali czym się dało i dali sobie spokój. Znali się dobrze na swoim fachu, wiedzieli aż za dobrze co by powiedział na próby wysłania go na urlop zdrowotny. Jasne, był pokiereszowany i zarówno noga jak i ręka normalnie zapewniłyby mu kilka tygodni wypoczynku, ale słyszeli Hardinga, z jakichś powodów wysyłał ich praktycznie prosto z pola walki na lot na Marsa. Nawet prywatna niechęć normalnie by tego nie usprawiedliwiała. Szykowało się coś, co usprawiedliwiało szprycowanie człowieka najnowszymi wynalazkami w strzykawkach, płynie i tabletkach. Oczywiście nie można ich było mieszać z alkoholem. Na to Cortez uśmiechnął się jedynie. Dla niego znaczyło to, że solidnie się skuje mniejszą ilością piwa.


Kwatery wydawały się jakieś puste. Czuł od samego początku że mishimczycy skończą jako mielonka, co w większości się spełniło, ale mimo tego, że początkowo kopali pod oddziałem dołki, było mu ich nieco żal. Zapewne dlatego, że przypominali mu nieco Kenshiro z wyglądu, z zachowania jedynie Tatsu przypominał szlachetnego samuraja szóstki chociaż trochę. Szybko wrzucił coś na ząb, wziął prysznic i ruszył. Do miejsca, gdzie tacy jak on niemalże pielgrzymowali. Ogród tygrysa. To nie był burdel, zamtuz, jaskinia rozkoszy czy jak kto chciał nazywać dom uciech. To był pałac zmysłów i świątynia zapomnienia.


Zapachy, dźwięki, kolory i dotyk na skórze. Wszystko łączyło się w jedno, ciężkie do zapomnienia doznanie. Szepty, palce zmieniające natężenie od skrzydeł motyla, po przeszywające igły. Dotyk rozpalający zmysły i pozwalający się oderwać nie tylko od codzienności, ale również od koszmarów, jakie co chwila ostatnio doświadczał. Wiele widział i przeżył, słyszał również wiele legend o tym miejscu, ale mimo że właśnie tego doświadczał... dalej ciężko było mu uwierzyć że tak wiele był w stanie dać zwykły, choć jednocześnie niezwykły masaż. Zaś potem było już tylko lepiej i ciekawiej. Splecione ciała i słodkie perfumy zmieszane z zapachem pożądania.




Ciężko mu było odróżnić jawę od snu. Nie zależało mu zresztą na tym w tym momencie. Cała jego przeszłość zdawała się rzucać go ze skrajności w skrajność. Nawet słomiana wdowa, która kiedyś była jego żoną, okazała się pomocna. Dzięki niej zaczął czerpać pełnymi garściami z życia i tego co ma do zaoferowania. Dla niektórych, jego "życie" mogło wydawać się spiralą piwa, wojny, dziwek, i potężnych jednośladów, ale dla niego było oddychaniem pełnymi płucami tam, gdzie reszta nawet nie odważała się pójść. Zapalniczka z grawerunkiem odpaliła kadzidełko, a potężna dłoń wsadziła jego końcówkę w piasek, tuż obok kilku innych już wypalonych.
- Przekonajmy się, czy zapamiętacie mnie równie dobrze i miło jak ja was moje drogie. - Cervantes uśmiechnął się szczerze i promiennie, niemalże tak, jak do zimnej butelki pszenicznego jasnego, na prawdziwych drożdżach i chmielu. Dłonie i język żołnierza sunęły po nieskazitelnym ciele.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 22-07-2014, 11:19   #122
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
„Moralność. Śmieszna sprawa. Jak łatwo dopasować swoje sumienie do potrzeb.”

W Longshore, możesz znaleźć wiele ciekawych rzeczy, jeśli wiesz gdzie szukać. Alians Mishimy i Cybertronicu pozwala na to, co jest zakazane przez dyrektywy Bractwa w całym układzie Słonecznym. Gdziekolwiek by się Braxton nie znalazł dosyć szybko potrafił znaleźć to co mu było potrzebne. W końcu był do tego, między innymi szkolony. Siedział na ławce, która oparła się atakom niezliczonych fal wandali i wpatrywał się w drzwi klubu nieopodal. Już trzeci dzień tropił heretyka, którego namierzył dzięki kontaktom w Cybertronicu. Trzeci dzień bez snu. Trzeci dzień w paskudnej dzielnicy w paskudnym przebraniu sprawiło, że i humor miał wyjątków paskudny. Do tego na kolanach siedział mu wyjątkowo paskudnie wyglądający kocur.

- Taa. Ludzie to wyjątkowo głupi gatunek. – Zagaił do kota drapiąc go po głowie. Grupa dzieciaków, która go właśnie mijała śpiesząc do klubu popukała się wyraźnie w czoło, nie szczędząc mu śmiechów i drwin. – Wystarczy, że poczują się trochę bezpiecznie, a już zaczynają kombinować z Mroczną Potęgą. I w tym jest cały problem. Są durni. Nie boją się i zaczynają grzebać w czym nie powinni. Może powinniśmy raz w miesiącu wypuszczać razydę lub furię w centrum miasta by bardziej się bali? Co o tym myślisz kocie?

- Napiłeś się i marudzisz. – Skomentował kot. – Nudzę się. Idę na spacer. Nie czekaj na mnie. - Wyprężył grzbiet, zeskoczył i tyle go było widać. Mallory w zadumie popatrzył za oddalającym się zwierzakiem i bezwiednie pociągnął spory łyk z piersiówki. Pod wpływem impulsu ponad połowę kwoty wygranej w kasynie wydał na cybernetycznego kota, a była to suma nie mała. Urządzenie do szpiegowania i dozorowania, napakowane nowatorską elektroniką nie powinno się jednak tak zachowywać. Wprawdzie z miejsca usunął kilka podzespołów namierzających i blokujących standardowo montowanych w takim sprzęcie oraz przeprogramował zwierzaka tak by był lojalny tylko względem niego, ale w dalszym ciągu jego zachowanie odbiegało dużo od normy. Dorzucił wprawdzie kilka swoich autorskich programów i chyba to sprawiło, że stwór wykazywał jakieś ślady inteligencji. Z zamyślenia wyrwało go pojawienie się celu.

„No na reszcie. Tym razem sam. Może w końcu się zmęczył i pójdzie na chatę.”

Odczekał chwilę, a potem ruszył za heretykiem. Już po chwili wiedział gdzie on zmierza, co pozwoliło mu zaplanować zasadzkę. Czuł przyjemny dreszcz podniecenia, co zdziwiło go podwójnie.

„Moduł kontroli emocji wymagał chyba dokładniejszej kontroli.”
– Pomyślał gdy w ciemnym zaułku wetknął paralizator zaskoczonemu kultyście prosto w twarz. Musiał go wprawdzie przenieść jeszcze kawałek, ale tak było najbezpieczniej, jak oszacował. Nie wiele ponad kwadrans, a dokładniej 16 minut i 27 sekund potem był już w melinie należącej do heretyka. Porządnie go przywiązał do jego własnego łóżka, tak by rozciągnąć wszystkie kończyny. Założył prowizoryczny knebel, choć i tak wątpił, że ktoś usłyszy jego krzyki. Jego ofiara dobrze wybrała swe lokum, zbyt dobrze.

- Wstawaj śpiąca królewno. – Powiedział do swego więźnia wylewając mu spora dawkę kwasu na podudzie. Oczywiście tak by nie uszkodzić aorty. Przysunął sobie krzesło i z ciekawością patrzył jak tamten się napina w niemym krzyku. Dobrą chwile trwało zanim tamten oswoił się z bólem, a jego wzrok przestał być mętny.

„Mięczak. Tak jak myślałem. Doskonale.” – Pomyślał przypatrując się w ekran skanera podpiętego do ciała heretyka. W sumie nic do biedaka nie miał. Nie obchodziły go co ten biedny dureń planował, ani jego kontakty z innymi jemu podobnymi. Był tu bo potrzebował informacji na temat Mrocznej Harmonii. Rozpaczliwie potrzebował danych jak ona działa i jak się przed nią bronić. Nie czuł już strachu przed przeklętą mocą Apostołów. Bardziej irytował go fakt, że pierwszy lepszy braciszek lub jego odpowiednik z legionu może mu robić wodę z mózgu. Uważał swój umysł za świętość i do pasji doprowadzało go jak ogłupiające były te czary mary. Przebadanie kogoś władającego sztuką na razie było jeszcze poza jego zasięgiem. Na razie. Wszak postęp nauki był najważniejszy, a podejrzewał, że obie moce mogą być tak naprawdę dwiema stronami tego samego medalu. Eh, gdyby wtedy udało mu się położyć łapy na artefakcie i uzyskać metal odporny zarówno na sztukę jak i harmonie. Wprawdzie zauważył, że jego krew, prawdopodobnie pod wpływem tamtej rany zmutowała w sposób samoistny i Braxton uzyskał dość sporą odporność na działanie darów apostołów, ale dalej nie rozumiał zjawiska. Do tego krew zmieniała się nadal, a on nie potrafił tego zatrzymać. Obserwował, robił codzienne badania i wszystko skrzętnie notował. Potrzebował jednak próbek do porównania. Jeden ochotnik do badań leżał właśnie przed nim. Braxton przestał więc bujać w chmurach i wziął się przesłuchanie. Potrzebował tylko by tamten przywołał jakiś mroczny dar. Choćby na krótko. Wystarczyło więc tylko go przestraszyć, a potem dać mu nadzieję. Nic trudnego. Po sześćdziesięciu ziemskich minutach było już po wszystkim i Mallory zakończył badanie prostym strzałem między oczy. Zdziwienie na twarzy tamtego, nie wiedzieć czemu rozbawiło go.

„Ci heretycy to naprawdę są durni. Zresztą jakże by inaczej, skoro paktujesz z apostołami i myślisz, że na tym skorzystasz to faktycznie musi ci brakować rozumu.” – Pokręcił głowa z dezaprobata i spakował swoje rzeczy. Na koniec wyjął ładunek termiczny i nastawił zapalnik. Ktoś inny mógłby uznać, że spalenie całego budynku to mogła być mała przesada, ale on nie miał zamiaru zostawiać żadnych śladów swojej bytności. Tym bardziej, że zapowiadało się, że będą się stad zmywali. Postanowił, że pójdzie się wykąpać, porządnie wyspać, a potem znajdzie Sarę. Musiał jej przekazać to o czym się dowiedział, gdy jego Kot podsłuchał szyfrogramy Hardinga. Okazało się, że na Marsie dzieją się ciekawe rzeczy. Na pustyniach zbudowano kolejne cytadele i powstaje konstrukcja, której nie potrafi zniszczyć nawet lotnictwo Capitolu. To może być prawdopodobny cel następnej misji "Team six".

- Ku chwale Ludzkości. – Mruknął do siebie gdy za jego plecami rozwyły się syreny maszyn strażackich. Ten durny kultysta musiał przechowywać jakieś materiały łatwopalne bo budynek palił się dużo lepiej niż powinien.

– Ku chwale Ludzkości. – Powtórzył do siebie zaciągając kaptur na oczy. Noc stała się zbyt jasna.
 

Ostatnio edytowane przez malkawiasz : 22-07-2014 o 13:58.
malkawiasz jest offline  
Stary 16-08-2014, 13:42   #123
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Bractwo zawsze miało znakomitą reputację i wykazywało się największą skutecznością w walce przeciwko Legionowi Ciemności. Marcus znakomicie się sprawdził i to dzięki niemu Team Six ponownie wyszli cało z niezwykle trudnej sytuacji. Owszem, ale nie wszyscy, Kenshiro... ale na to nie można było już nic poradzić. Zarówno teraz, jak i wtedy.

Obecnie było już po wszystkim. Koniec walki na dzisiaj. Wygrali. Byli cali i bezpieczni, a przynajmniej większość z nich. Jechali właśnie transportem do bazy. Można było wyluzować, odpocząć i na spokojnie zebrać wszystkie myśli.
Sara wręcz cierpiała od ich nadmiaru, dlatego też z pewnym uczuciem ulgi siedziała na swoim miejscu, z bronią położoną na kolanach. Dzisiaj nie będzie jej już potrzebować i świadomość ta była na swój sposób kojąca. Kobieta zdjęła hełm, rozpuściła włosy i oparła się wygodnie o twardą ścianę pojazdu. Miała tylko parę sińców i zadrapań, czyli nic czym powinna się martwić.


Było tak cicho i spokojnie. Sprzyjało to analizowaniu tego wszystkiego co się działo.
Po raz kolejny nie wtajemniczono ich w szczegóły misji. I dlaczego? Zajmujący wysokie stanowiska urzędasy, nie zorientowali się jeszcze, że żołnierz lepiej wykonuje powierzone mu zadania, gdy wie o nim jak najwięcej? Ci ludzie powinni dostać swoje stanowiska za coś więcej niż tylko odpowiednie znajomości, nazwisko, czy łapówkę. Stwierdzenie "Tego nie musisz wiedzieć", świadczy przede wszystkim o braku zaufania do żołnierza, ale i o braku doświadczenia osoby wydającej polecenia... Gdyby Sarze tylko udało się dowiedzieć kto pociągał za sznurki, zaraz wyrwałaby chwasta.
A pro po. Szaserzy Cybertronicu już dostali za swoje, choć i tak było to za mało, zwłaszcza że ich zdrada nie obeszła się bez przykrych konsekwencji dla Team Six. Co do Blondyny i żołnierza z Imperialu, Sara nie miała im wiele do zarzucenia. W końcu współpracowali, więc można będzie się za nimi wstawić - oczywiście do pewnego stopnia. Problemem był Tatsu. Mężczyzna w porę zorientował się, że stąpa po dość cienkim lodzie i oddał artefakt z własnej woli. Sara uważała na to co się dzieje i wiedziała, że nawet gdyby Tatsu miał duplikat szkatułki, to nie zdążyłby jej osmalić sadzą, ani ubarwić krwią - ta którą oddawał była więc autentyczna. I z pewnością pełna, bez względu na to co było w środku. Gdyby jej nie oddał, Sara z pewnością zabiłaby go na miejscu. Tam na platformie, tak jak stali, na oczach Pułkownika Hardinga. Raczej niczego by jej nie zrobili, zwłaszcza jeśli wyciągnęłaby artefakt z jego plecaka i dodała odpowiednie zeznania. Likwidacja, zabójstwo, śmierć - takie rozwiązania były prostsze i kończyły sprawę. Teraz miało miejsce inne, takie które nie kończy sprawy, a jedynie zmienia jej trajektorię. No cóż, różnie może być.
Inna sprawa, która zastanawiała Sarę. Czy to żołnierze Mishimy, sami lub za sprawą Hardinga, czekali z wysadzeniem tuneli na ich powrót? Czy też może ich ekipa szczęśliwie zdążyła tuż przed czasem? Sara obstawiała raczej to drugie, ale powstrzymała się i nikomu tego nie wytykała.

Opiekę medyczną zapewniono im po drodze i od niej zaczęli po dotarciu na miejsce. Sara miała szczęście i właściwie jej nie potrzebowała. Jadnak nie było tak lekko, jako dowódca drużyny miała sporo papierkowej roboty. Oczywiście nie mogło to poczekać, aż kobieta weźmie prysznic, zje coś i odpocznie. Wszystko musiało być zrobione natychmiast, póki umysł pamięta co się działo... żałosne powody, zwłaszcza, że raporty te były pisane w odpowiedni sposób - nie wszystko co się działo mogło zostać udokumentowane i nie wszystko faktycznie przebiegało tak jak widniało na papierze. Ale skoro tego życzyło sobie dowództwo, to proszę uprzejmie.
Dopiero po jakimś czasie, Sara mogła nacieszyć się czasem wolnym. Oczywiście, mowa była o ledwie paru godzinach wolnego, czasu przewidzianego na sen i spakowaniu się przed lotem na Marsa. "Nacieszyć się" nie było czym, ani jak. Nie pozwolono jej przecież przejść na emeryturę, jeden z jej ludzi zginął, zaś wykonanie zadania było raczej pewnym pocieszeniem, niż faktycznym powodem do radości.
Kobieta zaczęła od gorącego prysznica. Zwykle uwijała się w kilka minut, jak na żołnierza przystało, ale teraz miała ochotę na dłuższą chwilę spokoju. Spędziła w łazience dobrą godzinę, ale wcale nie żałowała straconego w ten sposób czasu.
Owinięta w ręcznik wokół korpusu i bioder, oraz w drugi na głowie niczym turban, usiadła do terminala i odpaliła komunikator. Napisała kilkanaście informujących i czułych zdań, do swojego chłopca. Trochę czasu minie zanim wiadomość ta zostanie przesłana na Wenus, ale chciała, aby Emil wiedział, że żyje, jest zdrowa i co się z nią dzieje. Po co młody ma się martwić i zapłakiwać?

Po przebraniu się w czysty mundur, mogła spokojnie udać się do jednego z klubów. Nie była fanką picia alkoholu, głośnej muzyki, a już na pewno nie tłoku i tańców, ale skromny wypad na drinka w odpowiednie miejsce, dobrze jej zrobi. Zwłaszcza, że dawno nie miała takiej okazji, a i prędko może się ona nie pojawić. Idąc w spokojne miejsce dla odprężenia, ograniczyła broń do noża i pistoletu Punisher - oby żadne z nich nie było jej potrzebne.
Wybrała jeden z mniejszych, ale za to bardziej eleganckich klubów. Nie chciała rzucać się specjalnie w oczy, więc zajęła miejsce przy mniejszym dwuosobowym stoliku, znajdującym się raczej na uboczu sali. Dbali tam o klientów i Thorne szybko doczekała się obsługi i realizacji swego zamówienia - Fioletowej Zorzy.

 
Mekow jest offline  
Stary 16-08-2014, 14:11   #124
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Post napisany z udziałem Asmodian

Thorne przez jakiś czas siedziała popijając drinka i zbierała myśli. Wieczór zapowiadał się cicho i spokojnie... Do czasu, gdy jeden z samców, ot tak sobie, postanowił się do niej dosiąść.
Sara nie dała dupy jako dowódca, a nawet jeśli ktoś tak uważał, to nie znaczyło jeszcze, że ma dawać w nieco bardziej dosłownym tego zwrotu znaczeniu. Nie sięgnęła po broń, ale miała zamiar użyć pewnych soczystych słów, aby odprawić natręta.
Jeden rzut oka jej wystarczył, aby zorientować się, że był to Marcus. Sara powstrzymała swe zapędy i cieszyła się, że spojrzała na niego zanim zaczęła go wyzywać.
Chwilę potem, przy ich stoliku pojawił się Tatsu, który przypuszczalnie mógł śledzić Marcusa. Nikt nie miał urodzin, ale miał miejsce istny tort niespodzianek i niczym wisienka na jego szczycie, Tatsu oznajmił że porzuca służbę dla Mishimy, na rzecz Kartelu. Sara nie wiedziała co o tym myśleć. Gdy mężczyzna zdradził chęć dołączenia do Team Six i był do tego silnie przekonany, było to niczym striptizerka wyskakująca z tortu.

Sara przez dłuższą chwile zastanawiała się nad otrzymanymi wieściami, tym co mogła z nimi zrobić i potencjalnymi konsekwencjami zarówno jednego, jak i drugiego.
- Okay... Ale na razie nie mogę nic obiecać - odpowiedziała po chwili.
Marcus miał rację - zbyt wiele myśli zaprzątało jej głowę. A teraz doszła jeszcze jedna i to poważna. Dopiła drinka jednym haustem.
Tatsu prawdopodobnie domyślił się jaki huragan zawładnął procesami myślowymi Sary, ponieważ ograniczył się do przekazania tej jednej, ale jakże ważnej informacji. Wyraźnie skinął głową im obojgu, po czym zostawił samych.
W obliczu wieści, reakcja Sary była dość oczywista.
- Jeszcze jednego - powiedziała głośno, spoglądając na kelnera i unosząc swoją pustą szklankę.
- To była ostatnia wola Kenshiro? Wiedziałeś o tym? - spytała nieco zaintrygowana, spoglądając na siedzącego obok niej Marcusa.
- Szczerze? Nie. Ale spodziewałem się, że Kenshiro nakaże samurajowi oddać artefakt. Resztę zrobiła ludzka psychika i mentalność samuraja. Po prostu przeczuwałem, że za oddanie artefaktu Tatsu zmuszony będzie przyłączyć się do kartelu. Oficjalnie jest w tej chwili roninem. - Marcus pociągnął spory łyk z wypełnionej bursztynowym płynem szklanki.
- Rozumiem też jego decyzję. Sam bywałem przed podobnymi wyborami. Pod wpływem takich doświadczeń, ludzie szybko dojrzewają. Tatsu rozpoczął znajomość z nami jako niedoświadczony, nabity ideałami szczeniak. Teraz bierze odpowiedzialność za swoje słowa i decyzje i robi to odważnie. To Twoja sprawa Saro, ale postaraj się nie oceniać go zbyt surowo - Marcus zapatrzył się w jakiś odległy punkt na ścianie.
- Nie wiem jednak, czy postąpiłby tak samo, gdybyśmy zamiast Hardinga, spotkali oddziały Mishimy. Wychodzi na to, że za Tatsu zdecydowało raczej zrządzenie losu. - zauważyła Sara. Prawda była taka, że gdyby w krytycznym momencie mężczyzna nie oddał artefaktu samemu, to ona by mu go odebrała i to wraz z życiem. - Jednak lepiej skupić się na tym co jest i co będzie, a nie na tym co było - dodała, starając się zmienić tok myślenia z mściwego, na bardziej praktyczny.
Kelnerka podała jej zamówionego drinka.
- Pozostaje wiara, że chłopak postąpiłby zgodnie z sumieniem. Samuraje inaczej postrzegają kwestie honoru niż my. Nie bardzo też rozumiem rolę Kenshiro. Kim dla był dla Tatsu, że ten zrezygnował ze służby swemu władcy? Jeśli jest tak, jak przypuszczam, Kenshiro mógł być dla niego kimś w rodzaju mentora, lub nauczyciela. Taka strata boli jeszcze bardziej. - Marcus zamówił kolejną brandy i skrzywił się z bólu, masując rękę. Obserwował bawiących się ludzi, pary na parkiecie, ludzi przy barze, słuchając muzyki rozkoszował się odrobiną luksusu przed czekającym ich pustynnym piekłem.
- Faktycznie, mogli się znać, albo być spokrewnieni - przyznała Sara. - Kenshiro nie mówił o sobie zbyt wiele - zauważyła. Jasnym było, że teraz już nic nie powie. Nie mógł, poległ w boju, już go nie było... Sara pokręciła nieznacznie głową, aby odpędzić nieodpowiednie myśli.
Nachyliła się do Marcusa, aby znaleźć się bliżej swego rozmówcy.
- A wiadomo coś nowego o tym artefakcie? Gdzie jest i kto się nim zajmie? - powiedziała cicho, nie chcąc ryzykować, że ktoś mógłby ich podsłuchać. - Samo opakowanie było nie lada przedmiotem, więc co dopiero zawartość - dodała.
- Niewiele. Ale nie martw się. Oddałem go w dobre ręce. Mistycy bractwa z komórki wieszczów zbadają artefakt. To część tablicy, która pieczętowała mroczną harmonię na Neronie. Bardzo stara rzecz. Mimo sporej dawki spaczenia, wciąż pozostaje odporna na moc. Możliwe, że dzięki temu zdobędziemy przewagę, lub chociażby uniemożliwimy wrogowi jej zdobycie. - Marcus upił łyczek drinka i kontynuował.
- Ciekawie byłoby zebrać wszystkie fragmenty owej tablicy, i odtworzyć zaklęcie, które było na niej napisane. Cała wojna mogłaby się zakończyć tak, jak się zaczęła.- Marcus rozmarzył się przez chwilę.
- Jednym zaklęciem załatwić cały Legion Ciemności, wliczając w to Apostołów? Brzmi jak bajka dla dzieci - rzekła kobieta, z nutą wątpliwości w głosie. - Jednakże, ja pracuję przy użyciu broni palnej, białej i ładunków wybuchowych, więc ewidentnie nie znam się na mistycznych artefaktach - dodała stanowczo, prostując swoje podejście do podjętej kwestii. Mimo iż miała pewne doświadczenie w posługiwaniu się mocą, to nie ona była jej specjalizacją, ale nie oznaczało to wcale, że dziedzinę tę można było nie doceniać. Sara nie miała najmniejszego zamiaru umniejszać możliwości Bractwa, szczególnie w obecności jego przedstawiciela.
- Kiedyś ta tablica trzymała mroczną harmonię z dala od ludzkości. Nie lekceważyłbym jej mocy - Marcus słyszał wątpliwości w głosie Sary i nie dziwiło go, że zwykli ludzie tak sceptycznie podchodzili do efektów mocy. Sam, będąc skromnym mistykiem zdawał sobie sprawę ze swoich ułomności, widząc cuda odprawiane przez Kardynałów czy doświadczając obecności mocy uwolnionej przez kilka tysięcy wiernych dusz, ukierunkowanych wiedzą i modlitwą kardynała.
- Chociaż umiem z drugiej strony docenić siłę ognia. Ogień, stal, i odważne serce jest najlepszą bronią przeciwko legionowi. Tak nas uczono w akademii i cóż... sprawdza się jak dotąd doskonale - Humor go nie opuszczał, a efekty doskonałego trunku zaczynały być odczuwalne. Co prawda sporo dzieliło go od stanu, w którym odkładał szklankę, to jakość serwowanej brandy zadziwiała.
- Skoro są tak potężne, to co Legion mógłby z nimi zrobić? - zauważyła i upiła nieco swojego drinka.
- Jeśli uniemożliwią nam skompletowanie tablicy abyśmy nie mogli jej użyć, już mają przewagę. Legion szuka każdej okazji, by nie dopuścić, aby ludzie znaleźli skuteczną broń przeciwko nim. Mogą też na przykład wypaczyć zaklęcie, by służyła sianiu zniszczenia i chaosu. Ich wiedza na temat mocy przekracza naszą, przy niektórych nefarytach mistycy są jedynie skromnymi adeptami. - Marcus bawił się resztką płynu w szklance i w zamyśleniu kontynuował dalej.
- Niestety nie jest to pierwsza akcja apostołów ciemności nastawiona na szukanie zagubionych artefaktów z minionych epok. Heretycy i Legioniści ciągle szukają takich rzeczy, które pierwsza wojna z legionem rozrzuciła po całym układzie słonecznym. My, nieświadomi czasami czego oni szukają, możemy im jedynie w tym przeszkodzić. Zresztą, widziałaś różdżkę którym władał ten nefaryta. Wracając do artefaktu, nie brałem udziału we wstępnych badaniach. Są lepsi i bardziej doświadczeni w tej materii mistycy niż ja. Wgląd do rezultatów badań i tak będę miał przed Inkwizycją, bo moja komórka trzyma się mocno i nie ulega presjom z zewnątrz, jeśli wiesz o co mi chodzi. Za to ponownie dano mi wybór między papierkami a kolejną robotą w polu. Papierki mogłyby przyciągnąć uwagę do artefaktu, więc domyślasz się co wybrałem - Marcus uniósł szklankę w salucie i uśmiechnął się szeroko.
- Tak jak młody Tatsu, chciałbym towarzyszyć wam również na Marsie. Miałbym oko na młodego samuraja... albo inne sprawy trapiące lub mogące wkrótce trapić Team Six. - Mistyk pomasował wciąż jeszcze bolącą rękę. -Po za tym słyszałem, że kierują tam dodatkowe siły Inkwizycji. Zapowiada się niezła rewia gwiazd. Szkoda byłoby to odpuścić -
- Jeśli chodzi o ciebie, to nie muszę się zastanawiać. Witaj na pokładzie - odpowiedziała z uśmiechem Sara. Jednocześnie odwzajemniła gest toastu i uniosła swojego drinka w górę. Upiła go dość solidnie, ewidentnie sobie nie żałując i dała odpocząć plecom opierając się wygodniej o oparcie krzesła.
- Jesteśmy obecnie drużyną na pierwszą linię. Wiem, to nie wróży nic dobrego. Ale sprostamy wyzwaniom jakie nas czekają. Mamy w tym doświadczenie. A z twoją obecnością w szeregu, to już zdecydowanie pożyjemy dłużej - powiedziała i dopiła swego drinka do końca.
- Jeśli uda ci się dowiedzieć czegoś więcej o tej mobilizacji, to znakomicie. Kto? Co? Dokąd? Im więcej będziemy wiedzieć, tym lepiej się przygotujemy - rzekła, przyglądając się przez moment swojej pustej szklance. - A jak tam twoja ręka? - spytała, skierowawszy wzrok na Marcusa.
Gestem ręki zamówiła sobie kolejnego drinka.
- Rzekłbym, nie gorzej niż Twoja blizna - mimo brzmiącej nieco ironicznie odpowiedzi w głosie Marcusa brzmiała troska. Wciąż patrzył na bliznę, która układała się w znany mu, bluźnierczy wzór apostoła rozkładu.
- Wygląda niepokojąco. Warto byłoby się nią zająć, zanim trafimy na Marsa. - piętna nie były groźne, póki nie odnawiał się kontakt z mroczną harmonią. A ostatnio często Ci żołnierze zagłady byli wystawieni na jej wpływ. I z pewnością wciąż będą.
- Mogę odprawić egzorcyzmy na miejscu. Jeśli sprawa będzie wymagała czegoś więcej, to znam kilku egzorcystów biegłych na tyle, że radzą sobie nawet z opętaniami. No i uprzedzając twoje pytanie, obejdzie się bez noży, krzeseł z pasami i innymi utensyliami, których straszy się heretyków. Wszystko bardzo kulturalnie. Czego się nie robi dla weteranów - Marcus uśmiechnął się kończąc brandy.
- Egzorcyzmy? - zdziwiła się Sara i spojrzała na swego rozmówcę uważnie. Nigdy nie była aż takim fanem knebla, kajdanków i bata, ale już na pewno nie wtedy gdy jej miałyby przysługiwać kajdany. Nie mniej jednak trapiło ją coś innego. - A wydawało mi się, że już zrobili wszystko co można było... Jeśli zdążysz zorganizować co trzeba przed naszym jutrzejszym odlotem, to ja się piszę - powiedziała, patrząc na Marcusa lekko zamroczonym i niewyraźnym spojrzeniem, które zdradzało pierwsze oznaki upojenia alkoholowego. - Cieszy mnie to co proponujesz. Co prawda szkolił mnie sam Mortyfikator Crenshaw, ale... no, to nie na egzorcyzmach się skupialiśmy. - rzekła, odnosząc się do wspomnianej osoby z wyraźnym szacunkiem. - To spotykamy się jutro? O 9:00? - zagadała od razu, jak zawsze gotowa przejść z rozmowy do konkretnego działania.
- Jutro brzmi nieźle. Proponuję zebrać wszystkich. Mam wrażenie, że nie tylko Tobie przyda się nieco duchowego oczyszczenia Nathaniela. Obawiam się głownie o Corteza i Mallory`ego. Niepokoi mnie stan ich psychiki. Mallory sprawia wrażenie, jakby zamieniał się w groźnego socjopatę. Na terapię szkoda czasu, ale jeśli jest to wpływ harmonii, przynajmniej mu się nie pogorszy. Co do Corteza…..cóż, jak wyżej. Martwi mnie, że pocieszenia szuka w grzechu, ale cóż, na plus można mu zapisać, że chociaż próbuje odreagować.....- Marcus dopił drinka po czym wstał.
- Na pewno msza z subtelnie rzuconym egzorcyzmem im nie zaszkodzi. Nawet Mallory`emu i jego cybernetyce. Będę się zbierał, mam jeszcze nieco papierków do ogarnięcia. Saro, liczę na ich obecność jutro w katedrze, no i miłego wieczoru życzę. - Marcus ukłonił się lekko po czym powoli zniknął w tłumie tańczących, kierując się do wyjścia.
- Do jutra - odparła Sara, choć Marcus był już poza zasięgiem jej głosu...

Wtedy to Sara dostrzegła młodego człowieka, który przyglądał jej się przez chwilę, a zaraz potem ruszył w jej stronę, niosąc dwie szklanki Fioletowej Zorzy. Mężczyzna musiał zapewne czekać, aż zwolni się miejsce zajmowane przez Marcusa. Nie był on kelnerem, ale gdy podszedł do niej, od razu postawił przed Sarą jedną ze szklanek z fioletowym trunkiem.
- Napijesz się ze mną? - zagadał beztrosko.
Sara nie miała najmniejszej ochoty wylądować w łóżku z obcym facetem, wszczynać ani zezwalać na działania, które mogłyby do tego doprowadzić... Aczkolwiek... warto było skorzystać z okazji i dobrze się pobawić. W końcu, mogła to być jej ostatnia wolna noc.
- Dobra, siadaj. Ale ty pijesz tą, a ja tamtą - odpowiedziała, z zadowoleniem odsuwając podstawioną jej przez mężczyznę szklankę w jego stronę.
Ten uśmiechnął się siadając i bez wahania przystał na zamianę, oddając kobiecie drugiego drinka.
Potem trochę pogadali popijając drinki, zatańczyli, itp... Sara bawiła się na tyle dobrze, że udało jej się zapomnieć o licznych troskach i zmartwieniach, ale nie wypiła aż tyle, aby zapomnieć o Emilu.
 
Mekow jest offline  
Stary 17-08-2014, 17:57   #125
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Zwycięstwo.....

Największy nieprzyjaciel ludzkości uległ najlepszym wojownikom ludzkości, zbrojnych w wiarę, odwagę i umiejętności. Abazar, nie mogąc opanować szalejącej burzy żywiołów, która groziła zawaleniem całego korytarza, pozbawiony swych sługusów, odcięty od źródła mocy uciekł do otchłani. Ryk wściekłości, który zamieniał się w szept w miarę jak nefaryta zstępował w otchłań obiecywał zemstę. Marcus wiedział, że nefaryci mieli mnóstwo czasu na planowanie odwetu – pozostawało pytanie, czy jego mściwy i bezwzględny pan będzie równie wyrozumiały dla swojego pupila. Łoskot walącego się sufitu korytarza, wyładowanie mocy towarzyszące zamykanemu przez uciekającego nefarytę portalu, kanonada strzałów które stopniowo zanikała w suchych trzaśnięciach zamków oznajmiających koniec amunicji. Team Six, niedobitki komandosów Imperialu, oraz Tatsu....zwycięstwo okupione bohaterstwem i krwią smakowało gorzko jednak Marcus wdzięczny był kardynałowi za okazaną łaskę. Modlitwa nie opuszczała ust mistyka, dopóki w ciemności nie rozbłysły latarki innego oddziału a głosy ludzi nie zwiastowały wybawienia.

Misja oficjalnie zakończyła się niepowodzeniem. Nie udało się nikogo uratować. Poniesiono straty, a cały kompleks jaskiń został stracony. Wszystko zależało jednak od punktu widzenia. Dla Bractwa, było to świetne zwycięstwo. Pokonano potężnego nefarytę. Jego oddziały, pozbawione dowództwa staną się łatwym celem dla patroli Mishimy, o ile ta zachowa ostrożność. Potężny artefakt został zabezpieczony. Pod czujnym okiem Bractwa zostanie zbadany i wykorzystany dla chwały ludzkości. Cybertronic stracił najwięcej – otwarcie sprzeciwiając się zarówno Kartelowi, jak i Bractwu. Wkrótce przyjdzie czas rozliczeń z którego korporacja myślących maszyn może nie być do końca zadowolona. Mishima straciła doborowych samurajów oraz sporą część jaskiń jednak cena nie wydawała się tak wielka a szkody zostały rozłożone na raty. Imperial – strata kilku dobrych ludzi musiała być dotkliwa dla agentki Brannaghan, jednak zważywszy na fakt, że udało się jej ujść przed wszystko wiedzącym wywiadem lorda Moya Marcus obstawiał, że była raczej zadowolona z wyniku. Harding okazał się służalczy i nieudolny – albo w wyniku braku realnej władzy, albo był to efekt nieudanej machinacji, prowadzonej przez niego samego. W oczach Marcusa nie miało to znaczenia. Kartel sporo stracił w oczach Bractwa i jedynie kłamstwo w raporcie mogłoby nieco polepszyć sytuację. Marcus wiele sobie obiecywał po spotkaniu z Hardiniem, licząc na jego bezstronność i niezależność, oraz widoczny z początku profesjonalizm. Rozczarowanie było tak wielkie, że Marcus nie tracił wiele czasu dla kolejnego jajogłowego i ograniczył swoją wizytę w placówce Kartelu do niezbędnego minimum.

Wizyta w katedrze była owocna. Po pierwsze, medycy Bractwa nieco poskładali sponiewieranego mistyka. Dwa złamane żebra, odbite płuco, skręcony nadgarstek, liczne stłuczenia i otarcia....medyk bractwa aż gwizdał z zadowolenia, mogąc poćwiczyć manipulowanie mocą egzorcyzmów. Przekazanie artefaktu zdziwiło przeora Claviusa, jednak widząc z czym ma do czynienia z miejsca odesłał artefakt do archiwum katedry, gdzie mistycy i egzorcyści bractwa niewątpliwie rozpoczną jego badanie. Miecz samuraja Marcus zdecydował się odesłać do władz Mishimy, wraz z wyjaśnieniem okoliczności bohaterskiej śmierci jego użytkownika. Marcus odwiedził też starego przyjaciela, Justusa, prosząc go o przysługę. Marcus cieszył się podziwiając ogromną budowlę, poświęcając czas na dysputy z przyjacielem oraz medytacji. Justus, będąc starszym egzorcystą w katedrze mógł służyć Marcusowi pomocą w poskładaniu do kupy umysłów Team Six. Przynajmniej to mógł dla nich zrobić.
Pewnie siedzą teraz w domach rozkoszy w zakazanej dzielnicy Marcus miał przeczucie graniczące z pewnością, że tak właśnie było. Nie dziwił się. Żołnierze potrzebowali każdej chwili odpoczynku, nawet ucieczki w świat dekadencji i rozpusty. Zwłaszcza po tym, co przeszli i z czym się zmierzyli.
Potem przyszedł czas na zwyczajową papierologię. Przy pisaniu raportu musiał mistykowi pomagać skryba, ale razem sklecili w miarę spójną i zadowalającą wersję zdarzeń. Nie brał udziału w badaniu artefaktu, ale był informowany o wynikach. Tablica zawierała zaklęcie, a sam kamień nasycono potężną mocą – odcyfrowanie zaklęcia i jego rekonstrukcja mogła potrwać, jednak niemal na pewno będzie bardzo użyteczne w przyszłości. Clavius, Justus i Marcus siedzieli razem w gabinecie biskupa dyskutując o artefakcie i raporcie Marcusa. Wizyta, zapowiadająca się tak dobrze okazała się jednak bardzo krótka. Wieści o nowej misji dotarły do katedry. Z samej świętej Luny, pieczęcie kurii nie pozostawiały żadnej wątpliwości. Ludzkość znów potrzebowała bohaterów. Marcus wiedział, gdzie musi ich poszukać.
 
Asmodian jest offline  
Stary 18-08-2014, 21:07   #126
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Epilog

1287 RK, Luna

Esteban Martinez ukończył drugi rozdział "Kroniki Żołnierzy Zagłady". Był tak zaangażowany w pisanie, że stracił rachubę czasu. W księżycowym mieście zapadła noc. Pieczołowicie owinął księgę materiałem, po czym włożył ostrożnie do skórzanej torby, którą przewiesił przez ramię. Od dawna nie powierzał owocu swej pracy zdradliwym szufladom. To już nie była samotnia skryby w dawnym, zakonnym archiwum...



Teraz zbyt wielu postronnych miało dostęp do nowoczesnej kancelarii. Znalezienie "Kroniki " oznaczałoby degradację i niemiłe spotkanie z Inkwizycją, zaś przede wszystkim niepowetowaną stratę. Opuszczając biuro, pogasił brzęczące światła. W recepcji pozdrowił Tannhera - byłego żołnierza Bauhausu, który pracował w ochronie, dorabiając do emerytury. - Nadgodziny... - usprawiedliwił mu się z posępną miną. Wyszedł z budynku. Ulica była pusta, rozświetlona tylko stylowymi lampami. Postanowił przespacerować się do stacji metra.

Już po chwili poczuł, że jest śledzony. Nie dał tego po sobie poznać, sondując możliwości ucieczki. Miał dobrze obliczoną drogę, wiedział o której skład wjedzie na stację. Tutejsze metro było punktualne niczym szybka kolej Mishimy. Celowo nawet zwolnił kroku. W odbiciu sklepowej witryny dostrzegł prześladowców. Elegancko odziani mężczyźni, zdawałoby się wracający z restauracji. Skręcił w Luterstrasse, by nieco skrócić drogę. Mimowolnie ścisnął torbę, powstrzymał by nie pobiec w stronę stacji. Nagle poczuł uderzenie, po którym oszołomiony upadł na chodnik. - Dawaj to! - warknął brodaty mężczyzna w kapturze, próbując wyrwać mu z rąk torbę. Esteban instynktownie bronił się przed oprawcą, błysnął nóż... - Nathanielu! - zawołał w akcie rozpaczy. Niespodziewanie przyszła odsiecz, usłyszał stłumiony jęk brodacza. Ktoś pomógł mu stanąć na nogi. Kronikarz zobaczył agresora rozciągniętego na ziemi. Mężczyzna obok niego poprawił mankiet koszuli. Drugi zaś uśmiechnął się do Martineza. - Niebezpiecznie jest chodzić samotnie nocą... Miałeś sporo szczęścia, przyjacielu... Esteban błogosławił w myślach opatrzność, która zesłała pomoc.
- Lepiej było jednak oddać torbę, nie warto ryzykować życia dla kilku dokumentów...
Skryba był innego zdania.

Następnego dnia rano, gdy zatłoczonym metrem jechał do pracy, zdawało mu się, że dostrzegł jednego z wybawicieli. W tygodniu miał jeszcze kilka takich momentów. Uświadomił sobie, iż obecność tych mężczyzn tamtej feralnej nocy nie była przypadkowa. Wtedy dopiero zaczął się bać... Zrozumiał, że zbyt ryzykownie nosić "Kronikę' do kancelarii. Sporządził pomysłową skrytkę we własnym mieszkaniu. To go nieco uspokoiło, ale nie wyzbyło obaw.

Czas pokazał, że słusznie...
 
Deszatie jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172