Hargrom po swojej warcie usnął jak zabity. Wyrwało go ze snu jakieś poruszenie. Alicia przybiegła gdzieś spomiędzy drzew, kwiląc coś o wilku. Później przyszedł Randulf, niosąc na barkach całkiem pokaźnego wilczura. Krasnolud przewrócił się na drugi bok i nasłuchiwał rozmowy. Ale to co widział i słyszał wydało mu się tak abstrakcyjne, że uznał to wszystko za sen i znów zapadł, jakby powiedzieli ludzie, w objęcia Morra.
Dopiero rano się przekonał, że to wszystko prawda. I wilk, i duch.
- Pan chyba żartuje, Luis - powiedział donośnie. - Mała nie jest niczemu winna. Przeca wilk ją chciał zaatakować. Musimy jej pomóc. - Zadumał się. Niby jak jej mieli pomóc? Z tego co wiedział, to na duchy nie warto ruszać z toporem. I wolał tego nie próbować. Dotychczas trzymał się z dala od magików i wszelkich zjawisk nadprzyrodzonych i nie czuł potrzeby tego zmieniać.
- W każdym razie i tak nam trza ruszać do tej wioski. Dowiemy się o co chodzi i zdecydujecie co nam czynić. Ale małej nam nie krzywdzić. To nie honornie by było.
__________________ Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy |