Na propozycję Luisa odnośnie spalenia małej, Oswald spojrzał mu w oczy i odpowiedział cicho: - Ciebie kurwa zaraz spalę... Po czym westchnął i już zupełnie spokojnie kontynuował ciągle przyciszonym głosem.- A Tyś najwięcej widział z tego co zaszło wczoraj w lesie. Mała niczemu winna nie jest, a jeśli rzucasz Panie takie oskarżenia to z pewnością masz niezbite dowody ku temu, czyż nie? Czy może tylko domysły oparte na opowieści? Na Twoje szczęście to dziecko nie może wyzwać cię na pojedynek w obronie swego imienia. Bo jestem pewien że gdybyś tak powiedział o rycerzu to na miecze by poszło. Ton Oswalda całkowicie wrócił do normy. - Rację masz, my jesteśmy uzbrojeni, ale to nie dziwota. Normalni ludzie podróżują samotnie i bez broni. Bo jeśli nawet wolno im takową posiadać, to nie jest powiedziane że chłop przez rok zarobi równowartość miecza. Więc co mają robić? Okopać się w ziemiance i tam już zostać? Czyżby Twa chęć niesienia pomocy i obrony bezbronnych już się ulotniła? A co rzekła by Pani Jeziora do której takie żarliwe modlitwy składasz? Tutaj zrobił krótką pauzę. - Nie mnie odpowiadaj. Sobie odpowiedz na to pytanie. Na miejscu dowiemy się więcej, no i nic nikogo tutaj nie trzyma przeca. Do miasta już blisko, trakty patrolowane więc droga szeroka. Wyraźnie podirytowany zakończył rozmowę i zajął się troczeniem juków.
__________________ Our sugar is Yours, friend. |