Ludzie żyjący w tej krainie coraz mniej przypominali opisy jakie Luis znał z książek. Bieda, brud i głód zwykłych ludzi sprawiały, że Luis coraz bardziej się nimi brzydził. Potęgowało to uczucie tęsknoty za zamkowymi komnatami, które opuścił. Tu, w drodze, nie było służby, marmurowych posadzek i uczt. Stoły nie uginały się od najlepszego jadła, brakowało też rozrywek. Luis nieustannie musiał wykazywać się cierpliwością, aby to wszystko znieść. Wiedział, że w ten sposób jego cnota i rycerskość wzmocnią się.
Przybywszy do miasteczka podróżni zatrzymali się pod bramą wjazdową. Strażnik, jak to strażnik musiał wypytać, co to za jedni pragną wjechać do miasta. Luis siedział w dumnej pozie na swoim bojowym koniu. Podniesiona przyłbica odsłaniała szlachetne rysy jego twarzy. Ignorując zwykłych strażników zwrócił się do sierżanta:
-Jam jest Luis z Carcassone, błędny rycerz herbu Carcassone, syn Huebalda z Carcassone herbu Carcassone, księcia prowincji Carcassone, pana na zamku Carcassone. - Wypowiedział jednym tchem Luis. -Przybywam z zamku Carcassone, z prowincji Carcassone, stanowiącej księstwo kraju Bretonii. Zmierzam zaś odwiedzić pana tutejszych ziem i prosić go o gościnę, a zabawić mam zamiar tylko tak długo, jak to konieczne. - Rzekł oschle Rycerz. -Czy raczysz więc otworzyć przed nami bramę i wskażesz nam drogę do posiadłości tutejszego władcy? - Powiedział Luis tonem nieznoszącym sprzeciwu. |