Gineli kolejni ludzie a sytuacja powoli stawała się z kiepskiej, beznadziejna. Troll nic sobie nie robił z ciosów, wszystko w okół sypało się w pył i waliło im się na ryje, na szczęście chwilowo tylko metaforycznie. Z baszt przestały padać strzały, kusznicy chwycili za miecze. Źle się działo. Ale Rosseti wciąż miał nadzieję. Myrmydia świadkiem, bywało gorzej...prawda?
Nie było czasu na pierdolenie, na bzdury i na inne przejawy przyszłego zgonu. Odrzuciwszy złamaną pikę, z mieczem w dłoni Tileański weteran, raz jeszcze rzucił sie do ataku, może ostatniego. Ale czy to pierwszy raz?
-Nie bójcie się krzyknął - Naprzód. Tnijcie, rwijcie. Rąbcie. W końcu padnie! Wygramy, naprzód!
Po czym z furią w oczach i uśmiechem na ustach natarł na wroga. Ot, żołnierski los. |