Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2014, 19:14   #45
Imoshi
 
Reputacja: 1 Imoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnie
Nanaph i Anti

Gdy pozostali ruszali na zachód, Gubernator i Anti poszli… a właściwie polecieli w zupełnie odmiennym kierunku, na wschód, bacznie obserwując drogę pod sobą, w poszukiwaniu podróżnych.
Rzeka, tartak i puste pole. Hmm. To ostatnie wskazywało na jakieś obozowisko, nawet większe, a zgodnie ze starą mapą był tutaj pierwszy dywizjon. Jak widać BYŁ to dobre słowo. No nic, w oddali był i kolejny.
Zbiorowisko obozowisk z ledwie kilkoma większymi budynkami. Browar, budynek jakiegoś zakonu i, zdaje się, medyk, czy ktoś taki.
Dwójka podróżników zatrzymała się przy polu, na którym powinien być Zachodni Dywizjon. Jego zniknięcie całkiem mocno zadziwiło towarzyszy, jednak po pobieżnym upewnieniu się, że nie jest to miejsce masowego mordu, skierowali się do tartaku. Szukali kogoś, kto powie im coś więcej na temat tego miejsca, a jakiś drwal powinien się ostać…
Późną porą nikogo nie było, ale z wnętrza tartaku dobiegały odgłosy gromkiego chrapania, oj gromkiego, nawet w chwili gdy koło obracane przez nurt rzeki stukało głośno, nie było w stanie go zagłuszyć.
Mały chłopiec postanowił zostać na zewnątrz, podczas gdy Gubernator wleciał do środka, lewitując kilkanaście centrymetrów nad podłogą w całkowitej ciszy i szukając ewentualnego drwala.
Jeden jegomość spał właśnie na workach mąki. Skąd wiadomo, że mąki... to widać biało na czarnym. On był biały jak duch a wszytko inne było czarne od nocy.
- Witaj. - bezceremonialnie rzekł Nanaph. Gdy słowa zawiodły, postanowił obudzić go mniej delikatnie.
- Oooo. - Nie artykułowane dźwięki. - Obry?
- Cześć. - powiedział pomarańczo włosy, szacując stan upojenia rozmówcy.
Stan średni. Z pewnością jeszcze nie wytrzeźwiał ale na pewno nie jest gorzej niż byc mogło.
- Obry. Ymm ouc? [w czym pomóc]
- Nie mam czasu na zabawę z pijaczynami. - ”Dołącz!”
- EEE? - Efekt widać nie działał na stan zamglenia umysłowego. Cóż, jedna wada więcej, z pewnością lepiej, że odkryta teraz niż później.
- Irytujące. - stwierdził diabolicznie Gubernator - Dość grzecznych propozycji… Nie wiecie co dla Was dobre. -
Ostrze Nanapha przebiło bezbronnego pijaczynę. “DOŁĄCZ LUB GIŃ.”
W kilka minut później drwal należał już do “rodziny”. “A więc… co wiesz o dywizjonach, mój bracie…?” |
Choć efekt upojenia nie minął, informacje zawarte w jego umyśle przeszły do pozostałych połączonych.
Były to plotki. Rzekomo dywizjon zmiótł Smok z Północnej Rubieży. Nie była to bestia lecz miano pewnej osoby o niezwykłej potędze. W umyśle wieśniaka nie było nic o jego imieniu i wyglądzie, a sama plotka pochodziła od podobnej osoby.
“Plotki, plotki, plotki. Czy Wy w ogóle cokolwiek wiecie? Czy Wy COKOLWIEK potraficie? Kim właściwie jesteście, hę?”
Nanaph podczas wyciągania informacji znajdował się już na zewnątrz tartaku, gotów do odlecenia z tego miejsca. Drzwi odstawił na swoje miejsce. Następnego dnia wieśniaka o imieniu Bogdan nikt nie zastał już w tartaku.
Pora ruszać dalej, do drugiego Dywizjonu, a dalej do… tego dziwnego budynku zakonnego. Ciekawe… to pierwszy budynek religijny, jaki napotkano….
Faktycznie, na pierwszy rzut oka budynek mógł się wydawać religijny, jednak po głębszych oględzinach miał także lekki charakter zamkowy. Wielkie kamienne ściany zajmowały sporo powierzchni. W oczy rzucały się rozstawione gdzie nie gdzie sztandary. Białe krzyże na czerwonym tle. Wejścia pilnował strażnik, jednak nie zatrzymywał nikogo kto wchodził lub wychodził z budynku.
Wnętrze stanowiła mała sala z ladą za którą zasiadał mężczyzna w zbroji w kolorach sztandarów.

Gdy Nanaph wchodził do środka budynek opuszczał właśnie inny wojownik.

Gubernator, który wszedł do zameczku bez Antiego, zbliżył się niespiesznym krokiem do lady, obserwując człowieka za nią. Gdy podszedł już na odległość pozwalającą na swobodną komunikację, zagadał bezceremonialnie:
- Dzień dobry…? - i po odczekaniu kilku sekund, by upewnić się, że rozmówca nie jest jakoś specjalnie zajęty, kontynuuował - to siedziba jakiegoś… zakonu? Rodu? - |
- Zakon gildyjny. Każda grupa chcąca założyć własną gildię, zgrupowanie czy też inną formę większej struktury powinna się u nas zapisać. Nie tyle w celu pozwolenia, co raczej w celu obopólnych korzyści. Oczywiście wynajmujemy także pokoje dla członków ugrupowań, o ile takowych sami nie znaleźli. - odpowiedział mężczyzna przerzucając dokumenty na inną półkę.
Zakon gildyjny, hę? To… brzmi obiecująco. Nawet bardzo.
- Ile osób, około, zwykle tworzy gildię? Jest Pan w stanie powiedzieć które z nich obecnie są najznamienitsze, a które bardzo potrzebują teraz… świeżej krwi? -
Rozmówca ani ktokolwiek inny nie mógł o tym wiedzieć, ale ptasi zwiadowcy tymczasem obserwowali teren wokół dywizjonu. Jeśli jest to miejsce tak wypełnione hołotą jak słyszał, to zapewne mogą się tu ukrywać Ci, na których warto urządzić polowanie. Powinni się rzucać z góry w oczy trzymaniem się mniej lub bardziej na uboczu - w końcu ktoś, za kogo głowę wystawiono nagrodę, raczej nie pokazuje się zbyt często publicznie.
- Cóż, nie jest określone ile osób tworzy gildię. Zwykle co najmniej łączą się w trójki. Tak bezpieczniej, ale są i większe i mniejsze. Zakon Feniksa i God Eater to jedne z obszerniejszych. Ale taka grupa Gareta złożona jest tylko z 3 osób. Jest jeszcze Conception. Czarni łowcy, Fairy Fancer, Ai’ef’yu i jakieś dzieciaki co się niedawno założyły. To te oficjalne mniejsze grupy wypadowe i chwilowe raczej się nie łączą na stałe i oficjalnie. Z bardziej znamienitych są jeszcze Diablos. A z pogłosek słyszałem jeszcze o jakimś zakonie Assasynów. Przemknęła mi też nazwa Fairy tail, ale raczej to pozostałość z innego świata. - przerzucił parę kartek, cos przejrzał. - Niestety. Żadna z grup nie poszukuje jednak nikogo. Od Ai’ef’yu nie miałem wieści już prawie miesiąc. Wyruszyli do Icegardu wiec nie wiem czy coś się zmeiniło.. Do dzieciaków mało to by się dołączał, a i im to na rękę. Świeżej krwi, zdaje mi się, poszukiwali Diablos z Icegardu, ale chwilowo nikogo od nich tu nie ma. Wydaje się że te mniej oficjalne grupy są wygodniejsze. Przynajmniej tak to wynika z tego co widzę. -
- Co więc wiadomo o tych “mniej oficjalnych”, o ile cokolwiek? -
- Tyle jakie są nic więcej. Czarny ninja rzekomo ma własną grupę, ale kto ich tam wie. Zakon Assasynów rzekomo w stolicy choć i tego wiedzieć nie można. Uverworld... to już chyba przeszłość. Jeszcze są piraci Smoka, Magowie wulkanu. No i rzekome podziemie. Czyli margines o którym się nie mówi i do którego nie zbliża.. Poza tym jak się grupa przybyszów zbierze w wspólnym celu to już tego by zliczyć nie można. -
- Czarny ninja… - powtórzył Gubernator - Gdzie można go znaleźć? -
- Och, Panie. Gdyby to było takie proste to nie byli by oni “mniej oficjalni”. O czarnym ninji się tylko mówi choć nikt go tak naprawdę nie widział. Tak samo jak o ducha z 3 dywizjonu i Targas. Rzekomo można się z nim jakoś skontaktować, albo to on ma cię na oku, gdy się o niego pyta... jakoś tak to powiedzenie brzmiało.
- Jeśli by mnie słyszał, to niech wie, że chętnie z nim pomówię. - sarkastycznie odpowiedział Nanaph - No nic, skoro nie ma nikogo oficjalnego, komu mógłbym się przydać, będę musiał poszukać inaczej. Dziękuję za informację, i do następnego razu - uśmiechnął się na pożegnanie, po czym jeszcze dodał: - Znajdzie się tu ktoś o szerokiej wiedzy o świecie, kto byłby skłonny opowiedzieć mi coś na temat niektórych… istot stąd? -
- Bajarz. Choć dobrze się go słucha przy piwie, nikt nie wie czy to co opowiada to prawda, czy rzeczywisćie bajania. Ale z pewnością w jego opowieściach znajdzie się wszystko.
- Gdzie można go znaleźć? -
- W Targas... chyba. - odparł niepewnie - lubi podróżować ale tam przebywa najczęściej. -
Po otrzymaniu odpowiedzi pożegnał się krótko i opuścił zakon. Przez chwilę spacerował po Dywizjonie, szukając jakiejś gadatliwej jeszcze o tej porze grupki, rozróby, tudzież rzucających się w oczy ludzi. Dopiero po wyczerpaniu tych trzech opcji zamierzał pomówić z “Bajarzem”.
W tym dywizjonie było raczej spokojnie. Kręciło się ty trochę dziwnych typów ale stosunkowo było bezpieczniej. Ptasi przyjaciele wskazywali jednak burdę w kolejnym obozowisku.
Nie widząc niczego godnego uwagi tutaj, dwuoosobowa kompania poleciała dalej na wschód.
W trzecim obozie poza barem wszystko było spokojnie. A w samym barze, cóż... burda, huczno i najwidoczniej wesoło.
Gubernator wyszukał jakąś bardziej… obytą gromadkę, której nie zmorzył jeszcze sen, po czym zagadał bezceremonialnie:
- Dobry wieczór… dzieje się tu coś bardziej interesującego od karczemnych bijatyk? -
- Ciekawszego niż bitki? Hmm.
- A duchy. Rzekomo ktoś je tu widział.
- Bzdury pleciesz. Duchy są nie widzialne.
- No tak, ale chodziło o to, że były, ale niewidoczne. Obrabowali alchemika i magazyn karczmy, poza alkoholem.
- Ech. A może ostatnie starcie pod lasem. Rzekomo jakiegoś urzędnika zabito.
- E tam. Idiota poszedł pod las więc czemu się dziwić...
- Duchy, powiadacie. Duchów się nie zwycięża stalą, nic więc to dla mnie. Na południu mawiali, że tu obozowiska przybyszy, to myślałem, że jest tu coś do roboty, a ni widu, ni słychu. Prawda to, że zachodni dywizjon rozbiła jedna osoba? -
- Prawda to. Choć nie bez przyczyny. Dokładnie jednak nikt nie wie co się stało. Wiadomo że zrobił to Smok, Ryou. Mawiają że z kimś walczył i coś się stało. Ale co i dlaczego, tego nie mawiają.
- Po tym obozu już nie było tylko puste pole i sterta śmieci.
- Uprzątnięto... Co ocalało to się tu i do drugiego obozu zniosło i jakoś żyje się dalej.
- Nie, żeby ktoś się tym przejął. Część nowych jest raczej osowiała i mało energiczna ale i wyjątki się zdarzają, co im zajęcia nie brak.
- A czym się tacy zajmują, że zajęć im nie brak? W sensie tacy, których karczemne bitki nie kręcą. - zaczekał chwilę, po czym dodał - Jest tu gdzieś może jakaś bardziej… profesjonalna… arena? -
- A różnymi rzeczami. Mistrzowie miecza walczą miedzy sobą. Inni chwytają się wszelkich robót. A cała zgraja pozostałych to zwykłe lenistwo czy też gry hazardowe.
- W Targas jest. - odparł inny. - Dużo walk się tam toczy.
- A słyszeliście, podobno maja nadejść zmiany.
- Jakie?
- A kto to wie. Coś stary czarodziej powiadał w barze nim dostał kuflem przez łeb.
- Swoją drogą, słyszało mi się o paru osobach, które mogły się tu zaszyć… u kogo najłatwiej o takich wypytać? -
- Co rozumiesz przez zaszyć? Tu nikt się nie ukrywa bo i tu jako takiego praw i nadzoru nie ma. Tu jest wolność, choć te oczywiste zasady ogólne wciąż pozostają.
- O kogo pytasz? - Zapytał się inny - To może będę wiedział czego szukasz.
- “Grad”, Fryderyk, Łowca Ing Iang Sin. - odparł pomarańczo włosy.
- Ach. Łowca głów.
- Rzeczywiście za ich głowy są nagrody.
- Raczej się nie zaszyli. To prawda, że w mieście trzeba się ukrywać, ale poza nim raczej swawolka, chyba że ktoś tobie podobny ich zacznie szukać.
- Któryś z nich jest w tym obozie ale nie wiem który. Drugi powinien być w mieście i chyba wiem nawet gdzie. Ale odradzał bym tam szukać, nie ważne jakie ma się powody.
- Jak ich można rozpoznać? - spytał Nanaph. Jego latające oczy były już gotowe do znalezienia jednego z dwóch delikwentów.
- Fryderyk to blondyn z dwoma pistoletami. Raczej nie trudno go przeoczyć, raczej samotnik. A Ing Lang...
- No tego to się na odległość rozpoznaje. Szary, z czaszkami na plecach.
- A za Kei-a nie było czasem nagrody?
- Coś było, ale chyba pomyłka, bo jego listy wycofano. Ale z pewnością była nagroda za takiego dziwaka z głową osłoniętą szmatą. Ten co to miał na tej szmacie namalowane oko. Jak mu było?
- Ugaru?
- Eee, chyba.
- Pistolety…? - powtórzył z delikatnym zakłopotaniem Gubernator - Co to takiego? -
- Coś jak kusza.- wytłumaczył obiegowo
- Bardzoś to uprościł.- skomentował drogi.
- Ale się nie pomylił. Jest to broń dalekiego zasięgu. Tyle ze strzela szybciej, dalej i bardziej dotkliwiej. A przy tym robi więcej hałasu i ma jedną wadę w tym świecie. Trudno o amunicję do niej.
- To znaczy kto wie gdzie pytać, ten dostanie to czego szuka.

Anti tymczasem począł czekać przy barze, aż któryś z podpitych gości wyjdzie chwiejnym krokiem, lub wręcz wypadnie z budynku. Takiego delikwenta wypadałoby przecież zanieść gdzieś… dalej, by jego ciało i umysł wytrzeźwiały.
Trzask, huk i deski ściany przy której stal Anti pękły pod naporem lecącego ciała. Młody chłopak został przy gnieciony cielskiem nieprzytomnego moczymordy.
Chłopak jak gdyby nigdy nic podniósł drzwi wraz z delikwentem na nich i ruszył niespiesznym kroczkiem gdzieś za dywizjon, starając nie rzucać się w oczy. Potem miał tylko poczekać na starszego towarzysza…

Gdy Gubernator otrzymał stosowne informacje, po krótkim pożegnaniu oddalił się od grupy. Niespiesznym krokiem udał się w miejsce, gdzie czekał już Anti, w towarzystwie pijanego delikwenta, który miał mieć zaszczyt zostania Piątym.


Chwilę potem dwuosobowa drużyna rozglądała się już za dwoma opisanymi wcześniej typami. Blondaska nigdzie nie mógł znaleźć, tajemniczy “Łowca” rzucał się jednak znacznie bardziej w oczy, charakterystycznymi “zdobieniami” w postaci nabitych na pal czaszek. Poza tym, ów “Łowca” rozbił się w odosobnieniu, na północ od reszty Dywizjonu. Pozostało tylko do niego zawitać, gdy Gubernator zbliżył się dostatecznie, przyjrzał się okolicy, szukając Inga, śpiącego lub na jawie.
Szaro zielone tipi stało w odosobnieniu ale, nie było przy nim właściciela. Nie mniej, stróżka dymu unosząca się z pomieszczenia mogła oznaczać tylko jedno... jest niedaleko.
Gubernator nie zamierzał czekać. Używając swoich oczu, zarówno ludzkich jak i zwierzęcych, przeczesał całą okolicę. Anti tymczasem podleciał bliżej namiot po czym zachowując ostrożność począł przeszukiwać jego okolice, a później i wnętrze.
Cel został znaleziony pod lasem. Co robił? Załatwiał swoje potrzeby. I coś obserwował. Coś czego nie było widać. A może tylko był zamyślony?
Obaj wojownicy wznieśli się na jakąś gałąź w okolicy i poczekali aż skończy, po czym odezwał się z ciemności Gubernator:
- Witam… “Łowca”, jak mniemam? - Obaj dokładnie przyglądali się mężczyźnie, patrząc na jego wyposażenie.|

- Arash. Wy kto?
- Gubernator. - odpowiedział mężczyzna, powoli zlatując z gałęzi. Anti tymczasem cichutko wyczekiwał na drzewie. Nanaph był nieźle uzbrojony - w jego rękach czekały już miecze, a ciało ochraniała metalowa zbroja, prezent znaleziony w fortecy.
- Dane Ci było zapewne słyszeć o wartości Twojej głowy… mogę spytać czym sobie na nią zasłużyłeś? - |
- Zapewne tym samym co zrobię z wami. Będziecie kolejną dwójką do mojej kolekcji. - wskazał palcem na czaszki za plecami. Druga ręka wyrzuciła małe, ząbkowane ostrze w kierunku twarzy Gubernatora. W obrocie wyciągając toporek identyczne ostrze Łowca posłał w drzewo odrobinę za daleko od antiego.
Nanaph jedynie delikatnie się uśmiechnął, gdy ostrze, trzymane niewidzialną siłą, zatrzymało się tuż przed jego twarzą. W tym samym czasie zza jego prawej ręki wystrzeliły trzy strzały celujące w ręce przeciwnika. Anti tymczasem spróbował pozbawić przeciwnika jego toporka - odpowiedni impuls powinien osłabić chwyt, a potem broń, nie wiedzieć czemu, powinna odlecieć od właściciela.
Łowca ochronił się przed nadlatującymi strzałami i tym samym stracił swoja broń. Natychmiast ruszył w głębię lasu. Pędził przez niego, jakby znał go od podszewki, choć jego aura wciąż była widoczna.
Podczas gdy Anti został z tyłu, by pozbierać strzały, broń i przeszukać namiot Inga, Gubernator ruszył w pogoń, lecąc ponad konarami drzew. Uciekającemu Łowcy z kolei przeszkadzał kolejny tuzin strzał, które nie wiedzieć skąd zaczęły go ścigać, lecąc jak samonaprowadzane, jednak starając się bardziej odciąć drogi ucieczki lub trafić w nogi, aniżeli zabić.
Pogoń wymagała wielkiej zwinności i szybkiego lawirowania miedzy drzewami. W momencie gdy Ing uskakiwał przed czymś, został trafiony strzałą i upadł zderzając się z drzewem. Był oszołomiony i jakby stracił chęci do dalszej ucieczki. Mimo to na jego ustach wciąż gościł uśmiech.
Pozostałe strzały stanęły w powietrzu, niemalże osaczając Łowcę. Nie zadawały jednak ostatecznego ciosu. Gubernator będąc wciąż na poziomie koron drzew, rozejrzał się przez chwilę. Upewniał się, że nie jest w żadnej pułapce, i żadne wsparcie “ludzi z lasu” nie przybędzie zaraz, by chronić swojego.
Chwilę potem kontynuuował rozmowę:
- Nie zrozumieliśmy się. Nie przyszedłem tu jako łowca głów, łaszący się na kilka monet. Przyszedłem zaproponować lepsze rozwiązanie od chowania się na północy i niekończącej się walki o życie z jakimiś najemnikami z południa. - spojrzał na rozmówcę, oceniając jego reakcję. Musiał wiedzieć czy dalsze rozmowy miały jakikolwiek sens.
- Ha ha. Ty chyba nic nie rozumiesz. Nie wiesz z kim zaczynasz.
Pojawiły się w okolicy pojedyncze aury. Delikatne i zielonkawe, jakby należały do lasu. Pozostawały w pewnej odległości obserwując całe zajście.
- Nie wiesz w co się wplątujesz. I WAS też to czeka. - Wykrzyczał, zapewne zdając sobie sprawę z obecności nieznanych istot.
Kilka z, wyglądających na dzikie, ptaków nagle wypłoszonych, jakby niewidocznym pożarem. W rzeczywistości jednak, uniosły się nad punkcikami aury, by dokładniej zaobserwować nowych graczy w tej grze. Oczywiście, z bezpiecznej odległości…
- Możliwe, że nie rozumiem. Będziesz mógł mi to wyjaśnić… później. Rozumiem, że nie zechcesz współpracować… po dobroci? -
- Chodź tu i się przekonaj. - powiedział z uśmeichem.
Kilka kolejnych strzał wbiło się w kończyny Łowcy, ostatecznie go unieruchamiając. Gubernator począł powoli się zniżać, rozglądając wokół. Ptaszyny, które zdążyły już wrócić ze zwiadu, również go obserwowały - mówiąc prościej, zapewniały mu widok na 360 stopni.
- Nie musicie się ukrywać! - znad lasu dobiegł wszystkich krzyk Antiego, skierowany do obserwujących zdarzenie istot.
Na drzewie pojawił się jeden osobnik. Nic nie mówił tylko obserwował całe zajście, zerkając również na latające w powietrzu ptaki.

- Was też czeka koniec. - Wycharczał Ing - On już tego dopilnuje. A teraz, przyjacielu dokończmy co zaczęliśmy a później wróć z raportem. - Stwierdził z paskudnym uśmiechem.
Grymas na twarzy osobnika siedzącego na drzewie nie wróżył zbyt dobrze.
Nanaph odwrócił wzrok w kierunku nowego osobnika
- Kim jesteś? Czego chcesz? - spytał.
Odparła mu cisza. Osobnik tylko siedział i przyglądał się zajściu.
Anti z góry nadal przyglądał się tajemniczemu osobnikowi, starając się ocenić jego dalsze zamiary. Gubernator tymczasem zleciał już na sam dół. Zbliżył się do Łowcy, chcąc wziąć go bezceremonialnie na ramię.
Odgłos pstryknięcia. Złamany patyk pod nogą Nanapha. Odgłos szurania liny i pędząca gałąź z zaczepionym ostrzem smagnęła tuż przed leżącym łowcą a na wysokości kolan wojownika. Próba podskoku zniżyła cięcie na łydki. Chwilę później odcięte nogi leżały na ziemi. Łowca śmiał się do rozpuku. Musiał to wcześniej przygotować. Dlatego dotarł aż tutaj i dlatego zachęcał do podejścia. Nie wiedział jednak wszystkiego o swoim przeciwniku...
- Ał. - skomentował ranę Gubernator, leżąc na poszyciu leśnym. Pułapka nie była zadziwiająca, daleko jej też było do morderczej, ale… jakim cudem jej nie zauważył? Miał przecież tyle oczu, tyle punktów widzenia, a mimo to umknęło mu coś tak oczywistego...
Śmiech łowcy z pewnością nieco zrzedł, gdy po kilku sekundach rany zaczęły... jakby parować. Odcięte kikuty nie wiedzieć jakim sposobem doleciały z powrotem do ran i poczęły… przyrastać.
- Spowolniłeś tylko to co nieuniknione. - dodał pomarańczowłosy, czekając aż rana się zasklepi. Tymczasem Anti podleciał do Łowcy, tym razem nie dotykając nawet poszycia, chwycił za ramiona Inga i… po prostu odleciał. W stronę jego własnego namiotu.
Nanaph po dłuższej chwili wstał, choć nie bez kłopotów. Spojrzał jeszcze na tajemniczego obserwatora z uśmiechem, rzucając do niego krótkie:
- Przepraszam, jeśli obudziłem. - po czym, jak poprzednik, odleciał. Las znowu zyskał spokój, a dalsze “negocjacje” miały się odbywać już w namiocie.
Osobnik jeszcze chwilę siedział na gałęzi spoglądając za oddalającym się przybyszem.
- Co myślisz Ogi? - Zapytał głos ukrytej istoty.
- Ten osobnik... on nas widział. Trzeba to zgłosić do obu obozów. Mam racje Rez? Tak myślałem. - doparł sam sobie. - Yang musi się o tym dowiedzieć.
 
Imoshi jest offline