Eckhart kopnął nogą dworskie fatałaszki sprawdzając na oko ilu przebierańców tutaj w gołodupców się zabawiało. Kilku.
O, ho... – wzniósł do góry na sztychu rapiera fikuśną perukę.
Dwa dodać dwa było prawie zawsze cztery, więc już wiedział ilu kurwisynów uciekło przez most. Kilku. I mógł być z gładkimi błękitnokrwisty lub po prostu rzadki włosiem na łepetynie jegomość. Szlachcic poprawił swe kręcone, gęste pukle długich, gęstych włosów zgarniając dłonią pajęczynę, kurz i pył. Rozkopał więcej koszuliy i gacie a nie znalazłszy wśród nich maski, zaklął pod nosem. Śmierdzącego tchórzem pięknisia chyba tu nie było, a jeśli, to dalej może mieć gębę skrytą lub chociaż pod wielkim, opadającym na nos kapturem.
Tylko w co choasyckie hultaje sie przebrały przy świątyni? W kapłańskie szaty? Czy może w obliczu zagłady rytualne śmieszne ruchy orgii na sobie wykonywali jak to czynią psy w rzyć się zapinające, kiedy żadnej suki nie dorwą?
Odzień tych, spaczeniem mutacji skażeni byli dotykać nie chciał i w kontakt wchodzić ze skórą. A by to wiadomo czy zaraza mutacji na niego nie wlezie i na nie daj Sigmarze niewinną Sylwię?
Kurwa, żyli. Mały już warczał, do czego von Ficker już sie przyzwyczaił a Spieler jak zwykle trzymał się dla siebie, oszczędzając słowa i gesty. W stanie był krytycznym nawet na niezbyt medycznie wprawne oko Schawtzenmarktczyka.
Kiedy krasnolud ganiał kuraki po dziedzińcu, szlachcic dziarsko wparł na swym ramieniu mniej żywego od siebie Dietricha i doprowadził pod mur, który ostał sie jeszcze, kto wie, może dlatego, że go podpierała z gracją wsparta o wiekowe głazy czarnowłosa białogłowa.
A potem spieszyli się przez most.
Tylko trzech Nulneńczyków było. Ktoś zginął. Kto?
- Nie dawał chodu kto przez most przed nami? Nikt kto żywym być zasługuje opuścić zamku nie mógł. I kurwisyny mogły wynieść łupy, których nam czasu zabrakło krew przelewając. – otarł mankietem, jak na wspomnienie, krople juchy z policzka.
Kiedy tylko dojrzał tego, który na medykusa wyglądał, przepchał się przez resztę bez pardonu.
- Niewiastę ową należy chyżo opatrzeć! – rozkazał tonem jakby sam najjaśniej panujący Karl Mutanty-Kochający-Franc domagał się spełnienia jego cesarskiej woli, w każdej prowincji przed kapryśnym gronem Elektorów, tych w kułak się śmiejących za jego plecami, jak i tych liżących jego buty.
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |