Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2014, 18:21   #354
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Pozostali przy życiu Czarnoskórzy

Kilka minut po tym jak Shiba wraz ze swoją grupą opuściła dach zamku z pobojowiska zaczęła podnosić się pojedyńcza postać. Nagą czaszkę z wytrzeszczonymi w furii ślepiami pokrywały powoli mięśnie i inne tkanki, aż w końcu porosła ją świeża warstwa skóry z której wystrzeliła burza rudych włosów.
Piratka szczerząc kły niczym rozwścieczony wilk podniosła swój kordelas i rozejrzała się dookoła. Zrobiła kilka kroków i kopnęła jedno z nieruchomych ciał swych byłych kamratów w którego skroni ziała dziura po ołowianej kuli, a z jego dłoni wypadł niedawno odpalony pistolet czarnoprochowy.
- Słabeusze... - prychnęła, unosząc jedną ręką do góry ciało innego majtka które wyglądało jak gdyby zostało poszatkowane deszczem ostrych przedmiotów. Spojrzała prosto w zamarłe w przerażeniu lico, a z jej oczu popłynęły łzy wściekłości. - WSZYSCY SŁABEUSZE!!! - wrzasnęła na całe gardło, ciskając przed siebie ciałem które przeleciało dobrych kilkadziesiąt metrów i runęło w dół tuż za zamkowym gzymsem.
Elizabeth oddychała ciężko. Jej haki obserwacji nie było tak dobre jak u Desmonda, jednakże od razu zdała sobie sprawę, że na polu bitwy nie pozostał nikt poza nią samą. Na dole pod nią znajdowali się jednak jeszcze żywi ludzie. Ludzie którzy nie mieli nic wspólnego z planami królewskiego doradcy, zdradziecką Shibą, czy też upierdliwym pedalskim naukowcem który porwał ich okręt. Byli jednak wrogami. Wszyscy.
Wzniesione do góry pirackie ostrze opadło na marmurowy dach twierdzy, tworząc w nim kolejny otwór przez który rudowłosa wpadła do środka. Pierwszy gwardzista którego napotkała nie zdążył nawet zauważyć jak śmierć zagląda mu w oczy gdy jego odcięta głowa zawirowała w powietrzu, a nim opadła na ziemię do jej uszu dochodziły już przerażone okrzyki jej szatkowanych żywcem towarzyszy.

* * *

Desmondowi nie zajęło długo odnalezienie tego czego szukał. A szukał dowodów. Gdy tylko wyczuł obecność Gorta w jednej z komnat, natychmiast udał się w tamtym kierunku, zaś gdy znalazł się w królewskiej komnacie od razu wyczuł gdzie zebrała się drużyna osób gotowych by przystąpić do ostatecznej walki z szaleństwem. Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że Faust miał rację. To nie była jego walka. Salwa i tak rzadko kiedy walczył pięściami. Dużo bardziej preferował walkę głową. Tym razem jednak miał pierwszy raz okazję wykorzystać do tego głowę króla.
- Zasztyletowany we śnie? - stwierdził strzelec, beznamiętnie ściągając z głowy króla zakrwawioną koronę. To nie mogła być robota Gorta. - Czasami kłamstwa da się zwalczyć tylko prawdą.
Mężczyzna uśmiechnął się lekko, kręcąc koroną na jednym palcu, gdy wtem doszło do niego uczucie śmiertelnego strachu, który ogarniał szybko gasnące żywoty ludzi gdzieś ponad nim.

* * *

Minutę później Zabójcza Salwa dotarł do pomieszczenia straży, gdzie Wielka El skończyła właśnie urządzać sobie krwawą jatkę. Kobieta stała pośrodku stosu poodcinanych kończyn, flaków i wszelakich tkanek z których jeszcze niedawno składały się ciała dziesiątek osób. Leżące dookoła porozcinane miecze, tarcze i fragmenty pancerzy nie stanowiły dla niej najmniejszej przeszkody, zaś ściekająca krew obecna była nie tylko na podłodze, ale nawet na suficie i ścianach, gdzie rozbryzgało ją wirujące haki piratki które dopiero teraz zostało deaktywowane. Tylko ona stała idealnie czysta pośród szkarłatnego pejzażu - czym malarka która właśnie ukończyła swoje największe dzieło.
- Desmond - rzekła rudowłosa głosem wypranym z emocji, stojąc odwrócona plecami do wyjścia. Wtem jedna nim strzelec zdążył zareagować znalazła się tuż obok niego niczym duch, z czubkiem ostrza przyłożonym do gardła. - To wszystko twoja wina... - rzekła beznamiętnie z twarzą wpatrzoną w posadzkę, po czym powoli uniosła głowę spoglądając mu prosto w oczy ślepiami pełnymi szaleństwa. - TWOJA WINA, SŁYSZYSZ!? TA ELFIA KURWA ZARŻNEŁA WSZYSTKICH, BO NIE POZWOLIŁEŚ MI PODERŻNĄĆ JEJ GARDŁA GDY MIAŁAM OKAZJĘ!! STRATEG, PSIAMAĆ!! MĄDRALA, PSIAMAĆ!! TO NASZA DRUGA PRZEGRANA OD KIEDY NIE BYŁO Z NAMI TEGO TWARDOGŁOWEGO IDIOTY!! CO NAM DAŁO TWOJE MYŚLENIE!? STRACILIŚMY POŁOWĘ ZAŁOGI W BITWIE Z SHUU, A TERAZ DRUGĄ POŁOWĘ PRZEZ TĄ NIEBIESKĄ DZIWKĘ, KURWA JEGO PIERDOLONA MAĆ!!!
- Elizabeth, proszę... - zaczął mężczyzna którego mina była równie opanowana jak podczas rozmowy z Faustem, jednakże rudowłosa nie dała mu dokończyć.
- Daj mi JEDEN powód żebym tu i teraz nie odcięła tego twojego przemądrzałego łba!!
- Szaleństwo - odparł Desmond z kamienną twarzą.
- CO KURWA!!?
- Jeśli nie chcesz poddać się szaleństwu, to musisz opanować swoją wściekłość. Jest ono już na tyle silne, że pochłonie cię nim zdasz sobie z tego sprawę. Jeśli Gort i reszta nie wygrają, to może być dla ciebie koniec.
- Więc ten idiota jeszcze żyje!? - warknęła piratka w której głosie dało się wyczuć coś na kształt ulgi wymieszanej z pogardą. - To gdzie niby się podziewał gdy ta elfia dziwka masakrowała naszą załogę, hę!?
- Gort jeszcze o niczym nie wie. Nie zdążyłem go poinformować nim bitwa dobiegła końca, a potem doszedłem do wniosku że najbezpieczniej dla nas wszystkich będzie jeśli skupi się w pełni na pokonaniu szaleństwa i jego twórcy.
- Ty i to twoje cholerne główkowanie - prychnęła rudowłosa, spluwając na zakrwawioną posadzkę, po czym w końcu odsunęła ostrze od grdyki strzelca i zatknęła za pas. - Bardziej już i tak niczego nie da się spierdolić, więc gadaj co takiego teraz chodzi ci po głowie.
- Obawiam się że resztę walki musimy zostawić w rękach Gorta. Być może jednak uda nam się go w jakiś sposób wesprzeć - stwierdził Desmond, po czym drgnął nieznacznie, a jego źrenice spojrzały w górę na sufit. - Wygląda na to że jeden z naszych kamratów zdołał ocalić skórę. Musiał wcześniej stracić przytomność w trakcie walki. Zaraz pójdę po niego, a ty postaraj się utorować nam drogę do wyjścia. Tylko pamiętaj by nie stracić nad sobą kontroli.
- Przemądrzały dupek - prychnęła w odpowiedzi Elizabeth, wymijając mężczyznę w drodze do wyjścia. - Jak ten twój plan znowu nie wypali, to przysięgam że skrócę cię o głowę i nie obchodzi mnie co powie ten ciapaty dureń.

* * *

Kilka minut później Desmond z przerzuconym przez ramię Przydupasem który cały czas mamrotał coś o Shibie pędzili już w dół korytarzami zamku, aż udało im się dogonić Elizabeth która właśnie kończyła wycinanie im drogi do wyjścia przez strażników z których większość czmychała już na sam widok śmiejącej się dziko piratki.
- Długo wam to zajęło, ślamazary - stwierdziła rudowłosa, chwytając ostatniego z pozostałych przy życiu żołnierzy, który był już mocno poobijany i wyraźnie na skraju utraty przytomności. Piratka zaś uśmiechnęła się okrutnie, po czym zwyczajnie przerzuciła go przez balustradę na schodach w głównym holu zamku z taką siłą że aż kamienna posadzka popękała pod jego zmasakrowanym ciałem. Brama wyjściowa stała dla nich otworem. - Aż musiałam zostawić sobie kilku na później żeby się nie zanudzić.
- Wybacz, nie mam aż tak dobrej kondycji, a ten tutaj jest dość ciężki - stwierdził strzelec, potrząsając lekko mięśniakiem który zdawał się pogrążony w dziwnym letargu i za nic nie miał zamiaru stanąć na własnych nogach.
- Nie wiem po co w ogóle go tutaj taszczyłeś - prychnęła Elizabeth, schodząc powoli po schodach z kordelasem opartym o ramię. - Przecież to zwykły słabeusz, który miał tylko trochę więcej szczęścia niż pozostali.
- To jest nakama który dołączył do Gorta w trakcie jego misji - wyjaśnił Salwa z poważną miną. - Skoro udało mu się przerzyć tyle czasu z kapitanem i resztą bohaterów, to jest godny nazywania go naszym kamratem.
- Jak tam sobie chcesz - odparła obojętnie rudowłosa, która stanęła właśnie przed wrotami twierdzy. Chwyciła kordelas w obie ręce i zamachneła się potężnie, a jej cięcie przecięło gigantyczną bramę na pół, tak że jej dolna część opadła na ziemię torując dla nich przejście, zaś na ten widok kilku pilnujących ją po drugiej stronie żołdaków potykając się o siebie nawzajem czmychnęło czym prędzej w kierunku miasta.
Suro przemykał korytarzami zamku kierując się do wyjścia. Pomimo swej szybkości dostrzegał drobne zmiany jakie zaszły w otoczeniu od czasu gdy biegł w drugą stronę. Przede wszystkim zwiększyła się ilość martwych strażników z poziomu żadnego do poziomu części ciała porozrzucanych tu i ówdzie. Elf nie wiedział co sprawiło taki bałagan, ale nie zamierzał spotkać się z tym z gołymi rękami. Mithrilowe ostrza ponownie znalazły się w dłoniach szermierza, a podmuchy powietrza wokół niego zaczynały się wzmagać. Gdy dotarł do wrót twierdzy jasnym się stało, kto stał za zmasakrowaniem strażników. Białowłosy wyhamował przed znajomymi osobami z drobnym poślizgiem.
- Hej. Wy nie powinniście być z tym niebieskoskórym czymś? - odezwał się po chwili milczenia, w której starał się skojarzyć odpowiednie fakty i imiona. To ostatnie nie specjalnie mu się udało.
- Aa, pan z rodziny elfiątek? - zakpiła Elizabeth, łypiąc z lekkim zainteresowaniem na Suro. - Ta błękitna kurwa postanowiła nas zdradzić i wybić naszą załogę, a potem gdzieś spieprzyć ze swoimi przydupasami.
- Nie wiemy czy Nino z nią współpracował, jednakże udało nam się potwierdzić że porwał nasz okręt i prawdopodobnie zmierza w kierunku Czarnej Wody. Obawiam się że twoje towarzyszki również się na nim znajdowały - dodał Desmond, również bacznie lustrując elfa. - A ty nie powinieneś być razem z Gortem i resztą? Wydawało mi się że zamierzałeś ich wspomóc w walce z szaleństwem.
- Ta, i powinienem mieszkać na drzewach. Ty wyszczekana jak ostatnio, chociaż wtedy miałaś na sobie mniej ubrania. - odbarł białowłosy na zaczepki El. - Ano zamierzałem wspomóc. Trochę plotek tutaj, trochę plotek tam, pokaz na murach zamku. Ludzie zaraz zwątpiliby w słowa pomagiera króla. Ale mi się odwidziało. Gdzie te Czarne Wody są? - zapytał tonem sugerującym, że zwlekanie z odpowiedzią nie jest dobrym pomysłem.
- Czyli jesteś zwykłym tchórzem? Wychodzi na to że tamte truchła na dachu które nazywaliśmy naszymi kamratami miały już więcej jaj niż ty - warknęła zaczepnie rudowłosa, jednak Desmond zaraz stanął pomiędzy nią a Suro.
- Czarna Woda to jezioro kilka dni drogi od stolicy - wyjaśnił spokojnie. - Nie wiemy gdzie dokładnie się ono znajduje, ale ten tutaj - szturchnął łokciem trzymanego pod ramię Przydupasa - był tam razem z Gortem i resztą bohaterów. Problem w tym że…
- W-w-wszystkie odpowiedzi znajdziecie… z-za wodospadem… p-p-przekazać kapitanowi… - stękał rozdygotanym głosem mięśniak, którego opadnięta głowa nagle podniosła się gwałtownie a jedyne oko rozszerzyło się gdy jego błędny wzrok padł na elfa. - T-ty też masz iść… tak powiedziała B-B-Błękitka… kapitan… muszę p-p-przekazać kapitanowi…z-z-zabierzcie mnie… do kapitana...
Po tych słowach głowa mężczyzny z powrotem opadła w dół a z jego ust dochodziły jedynie nieartykułowane pomruki, a ciałem co jakiś czas wstrząsał gwałtowny dreszcz.
- Obawiam się że w takim stanie niezbyt nadaje się do roli przewodnika - stwierdził Desmond, drapiąc się po głowie. - Sami też chętnie podążylibyśmy za naszym okrętem, ale sądzę że w takiej sytuacji będziemy zmuszeni poczekać na rozstrzygnięcie ostatecznej bitwy z szaleństwem. Być może jednak uda nam się wspomóc walczących bez aktywnego włączania się do walki. Być może chciałbyś nam w tym dopomóc, wietrzny szermierzu?
- Mam tyle jaj ile trzeba i są na miejscu, na którym być powinny. - odparł dość spokojnie elf. - Nie mam zamiaru ryzykować zmiany tego stanu lub utraty głowy za darmo. - szermierz wzruszył ramionami. Nie chęci ani czasu by kłócić się z kobietą. Ale duma nie pozwalała odejść mu bez słowa komentarzu - Poza tym, jak myślisz co stanie się gdy Gort z resztą pokonają szaleństwo? Mieszkańcy przywitają ich z otwartymi ramionami i dadzą mu koronę? Nie wyjade mi się. Doradca zakpił sobie z nich i teraz są uważani za wrogów królestwa. Ale co się tam będziecie tym przejmować. W końcu zawsze można wszystkich wyrżnąć. - spojrzenie Suro przeszło na Desmonda. - Nie pomogę. Wybierając między ratowaniem świata, a ratowaniem kogoś dla mnie ważnego wybór jest aż nadto oczywisty. - mówiąc to, białowłosy pochylił się lekko do przodu i wystrzelił do biegu. Ktoś w stolicy musiał wiedzieć gdzie znajdują cię Czarne Wody. Wystarczyło tylko kogoś takiego znaleźć. A że przy okazji powstanie parę plotek…
Kamraci Gorta tymczasem nie tracąc czasu zaczęli wcielać w życie swój plan. Czym prędzej dotarli do głównego forum miejskiego. Na szafocie szykowane już były szubienice na domniemaną jutrzejszą egzekucję. Ciekawe na ilu z bohaterów rzeczywiście zadziałałaby taka forma kary śmierci? Desmond nie zastanawiał się jednak nad tym. Ostrożnie zostawił Przydupasa opartego o tylną ścianę podwyższenia, po czym sam wraz z Elizabeth wskoczyli na górę i szybko rozgonili znajdujących się tam żołnierzy. Następnie piratka przyłożyła dłonie do ust i ryknęła na całe gardło:
- Ola szczury lądowe!! Jesteśmy z załogi Czarnoskórego Gorta i mamy wam coś do powiedzenia o tym co się dzieje w zamku!! Wyłazita z chałup i słucha jak nie chcecie żebyśmy poderżnęli wam wszystkim gardła!!!
Rudowłosa nie zaprzestawała nawoływania, a Desmond wtórował jej wystrzałami z ramion przemienionych w działa które wyrzucały w powietrze kule eksplodujące niczym fajerwerki. To z pewnością powinno zwrócić uwagę większości miasta. Jeśli ktokolwiek próbowałby przeszkodzić to Elizabeth miała się nim zająć, podczas gdy Desmond kontynuował nawoływanie i ściąganie tłumu kolejnymi wybuchami nad miastem. Starał się przy tym przy pomocy swego haki obserwacji bez przerwy wyczuwać nastroje tłumu.
 
Tropby jest offline