Gort, Calamity i Faust
…
Bóg Szaleństwa wstał wśród gruzowiska otoczony trzema ciałami. Jednak cos nie dawało mu spokoju. Nigdzie nie było kostuchy. Ta zazwyczaj nie spóźniała się jeżeli chodziło o dusze bohaterów, oraz tych którzy zaszczyt mieli polegnąć z ręki Boga. Szaleństwo wyczuwało zaś wyraźnie, że mimo tego że ciała całej trójki były martwe, dusze tkwiły nadal w środku.
-
Dusza nie może istnieć bez ciała. – zadudnił jego głos, gdy dłonią wycelował w sir Richtera. –
Wystarczy je więc całkowicie zniszczyć. – Czarna energia zebrała się na jej końcu i wystrzeliła w stronę motocyklisty.
Coś brzdęknęło metalicznie, a atak został odbity wysoko w niebo gdzie wybuchnął niczym czarny fajerwerk.
-
Nie sądziłem ,że będzie trzeba ratować tych frajerów. W sumie wierzyłem, że im się uda. Co nie chłopaki? –metaliczny głos zaśmiał się, gdy nie do końca ukształtowany w powietrzu Riri rozcierał punkt w który uderzyła ciemność.
Ciemność wychodziła z całej trójki poległych bohaterów. Opary kończyły już formować się, w nadane im przez umysły każdego z poległych, kształty. Riri strzelał głośno kostkami, ze smutkiem patrząc na przedziurawiony Despair.
-
Popsułeś bardzo ładny miecz tatku. I moją druga zabawkę. –dodał, szturchając delikatnie butem Richtera. –
Dzieci nie lubią jak zabiera się im zabawki. – warknął a jego oczy błysnęły groźnie.
-
Albo gdy zabiera się im wolność. –dodał spokojniejszy głos watahy.
Czarnowłosy odziany w skóry chłopak, kręcił kataną nad ciałem Fausta. –
Wpakowałeś mnie do głowy w której było już mało miejsca. Dużo informacji, sporo wiedzy, a czasem żalu do wszystkich dookoła że coś się nie udało. Było tam, aż duszno. Nie lubię takich szlabanów tatku. Dodał chwytając pewniej za rękojeść miecza i odrzucając w tył płaszcz.
-
Mi zaś kazałeś przebywać z kimś, kto o byciu królem nie ma pojęcia. Wiesz co się dzieje z dziećmi przebywającymi w złym towarzystwie? –dudniący głos szaleństwa Gorta, przesunął się po okolicy, gdy to stanęło najbliżej Boga.
Wysoka i muskularna, odziana w czarny płaszcz, z dziwaczną korona zamiast twarzy. –
Jednak jego ciało było mym tronem a ty je zniszczyłeś. –dodał wściekle Król.
Szaleństwo w ciele doradcy odskoczyło w tył, wodząc wzrokiem po trzech sylwetkach. –
Mimo to… jesteście moimi dziećmi. Musicie mnie słuchać. – zagrzmiał Bóg, unosząc dłoń, jak gdyby chciał wydać im rozkaz. –
Na Kolana!
Odpowiedziały mu trzy głośne śmiechy.
-
Nie no serio, ty w to wierzysz? – zarechotał Riri ocierając łzę. –
Chowałem cząstkę siebie w łepetynie Richtera by teraz przed Toba klęknąć? Dobre sobie. –zaśmiał się głośno.
-
Zrodziliśmy się z bohaterów Tatusiu, osobników którzy nie znają limitów, ograniczeń, nie szanują prawa, a jedyne zdanie z którym się liczą to ich własne. – dodał wataha, powoli uginając nogi w bojowej pozycji.
-
Byłoby hańbą dla nas i dla nich, gdybyśmy okazali się gorsi. Jeżeli ciało staje się silniejsze dzięki Szaleństwu, to my stajemy się silniejsi w zależności od tego kto nas stworzył. – podsumował król, zaciskając pięści które zaskrzypiały niczym kamienie.
-
Więc teraz przyszliśmy dokończyć to co oni zaczęli. Zmiażdżyli już serce, więc my zajmiemy się ciałem. –dodała cała trójka, puszczając się biegiem w stronę oniemiałego Boga.