Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2014, 14:26   #91
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
To mogło być najtrudniejsze zadanie, z jakim przyszło im się zetknąć. Khazad doskonale wiedział, że to trupa aktorska i jedynym, który mógł wykryć kłamstwa był Bert Winkel.

Zdawał sobie sprawę z tego, że przesłuchiwanie nic nie da, więc jak mógł próbować nawet do prawdy dochodzić?
Jedyną szansą było korzystanie z faktów w największym stopniu i w najmniejszym z tego, co powiedzą podejrzani.

Postanowił też sprawdzić czy uda mu się zagrać na dobrego i złego śledczego. Oczywiście na dobrego najbardziej nadawał się grzeczny i uprzejmy Bert, zaś na złego najbardziej Arno.

- Nie znam się na pierwszej pomocy. - powiedział pewnie do oberżysty Bert podchodząc do aktora Napoleona. - Może ktoś mu pomóc? Szybko - poprosił zwięźle, ale cały czas kulturalnie Winkel.

- Umiesz zrobić coś? - Arno zagadnął cicho Josta, po czym dodał równie cicho.
- Najwyżej co zrobić mu mogę, to opaskę… no… tą… uciskową na szyję założyć. Albo w łeb trza… uciszyć się znaczy. Coby krwi dużo zbyt nie stracił rozumieć ma się.

- Do drzwi, do drzwi, aktory państwo - rzekł zamykając wyjście.
- Rozumiecie sami. Śladów zacieranie wyjściem złym jest. W kolejności pierwszej przeszukać należy wszystkich was - rzekł podchodząc do karła.
- Za pozwoleniem. Ręce do góreczki.

- Ja? - Egon cofnął się ze zdziwiona miną. - Dlaczego ja? Przecie w pokoju spałem i przybiegłem tu tak szybko jak mogłem! - popatrzył na Herberta i resztę.

- To jest jakieś nieporozumienie. - usiłował zachować spokój szpakowaty aktor. - Otworzyłem drzwi i zobaczyłem wijącego się na podłodze Napoleona, który zaczął właśnie wrzeszczeć na mój widok… Cofając się znalazłem leżący na ziemi nóż…

- A czy to przypadkiem nie twój nóż, Herbercie? - Egon ściągnął krzaczaste brwi.

- Owszem. - aktor poprawił ręką włosy. - Zginął mi ponad miesiąc temu. Myślałem, że zgubiłem...

- Sądząc po ilości krwi, to śmiertelnej rany raczej nim nie zadano - powiedział Jost, podnosząc wspomniane narzędzie. - Więcej krwi jest gdy ktoś się zatnie przy goleniu - dodał, starannie oglądając ostrze.

- Ojejejejej! - krzyczał Napoleon trzymając się za piersi. - Morderca!

- Gdzie cię dziabnął? - spytał z zainteresowaniem Jost. Jak na truposza to Napoleon miał zadziwiająco dużo siły w piersiach. - Może zdołam coś na to poradzić - stwierdził pewnym tonem.

- Ugodził mnie w plecy! - wskazał oskarżycielską ręką na Herberta wciąż trzymając się za piersi. - Duszno mi… Duszno… Piecze… - z trudem łykał powietrze.

- Mam na imię Bert. - powiedział do Herberta gawędziarz. - Może mi Pan dokładnie opowiedzieć w jakich okolicznościach zaginął Pana nóż? Narzędzie zbrodni to arcyważna sprawa w śledztwie… - Winkel popatrzył poważnie na aktora.

Herbert pokiwał głową zgadzając się z Winkelem.
- Cóż… Zaginął mi w podróży około miesiąc temu. Tak sądzę. Po prostu dnia pewnego zauważyłem, że go zgubiłem… - rozłożył ręce. - Jak widać ktoś go skradł… - podejrzliwie spojrzał po wszystkich znajomych.

- Możemy na chwilę odejść na bok? - zaproponował Winkel wiedząc, że na osobności dowie się zapewne więcej.

- Owszem. Zapraszam do mojego pokoju. - Herbert skinął i wskazał drogę do jego sypialni.

- Może to trucizna? Może wypalić trzeba, jak przy jadzie węża? - spytał w tym samym czasie Jost. - Obróć się na brzuch, proszę. Obejrzeć trzeba ranę i jej okolice.

- Macie krwawnik? Albo babkę? - Jost zwrócił się do karczmarza, przypominając sobie to, co kiedyś mówiła Stara Maryna. - I płótna trzeba. Czystego. I przegotowanej wody.
Rana nie była poważna. Pajęczyn zagniecionych z chlebem nie trzeba było używać.

Ulryk skinął na żonę i ta razem z córką wyszły z izby schodząc na dół. Wkrótce przyszły ze wszystkim o co prosił Schlachter, a ten starł krew, po czym zaczął opatrywać ranę. Po nałożeniu ziół i warstwy płótna obwiązał jęczącego aktora tak, by opatrunek nie odpadł.

- Nigdy bym się tego nie spodziewała po Herbercie… - powiedziała smutno starsza z aktorek.

- Biedny Napoleon. - dodała młodsza.

- Co panowie postanawiają? Mam zająć się śledztwem? - zapytał impresario trupy poważnie patrząc na Arno i Josta.

- Trzeba by było śledztwo zrobić - powiedział Jost. - W końcu to poważna sprawa. gardłowa, można by rzec.

- Zarz zaraz. - wtrącił się Ulryk. - Wszyscyście na górze byli i tylko owi panowie na dole z mą rodziną przebywali, czego świadkiem byłem. Wszyscyście podejrzani som i żaden z was tu śledztwa prowadzić nie będzie prócz herr Josta, Arno i Berta. - Karczmarz nie był w ciemię bity.

Impreario zrobił zniesmaczona minę i chciał coś powiedzieć, ale tylko przewrócił oczami i machnął ręką.

Na propozycję “szefa” trupy khazad tylko prychnął.
- Jeszcze czego! Podejrzanyś w stopniu takim, co i fircyk tamten - wskazał na Herberta.
- Wszyscyście podejrzani! Co do jednego. Szachrajstwa nie takiem na oczy widział i ruszyć się stąd żadne nie ruszy - warknął Arno, po czym dodał do Egona:
- Ku sumienności. Najmniej żeś podejrzany. Wzrostuś bardziej mojego i z tamtym pomylić ciężko dość - wzruszył ramionami khazad i zabrał się do przeszukania Egona. Jako kolejnego przeszuka Gerardesa, a następnie Herberta, panie zostawiając Bertowi lub Jostowi.

- Wypraszam sobie takie traktowanie! - krzyknął obruszony impresario, ale nie oponował przed zapalczywością Arno, jakby wiedział, że w razie argumentów siłowych nie miałby większych szans dochodzić swych praw.

- Rad wielce jestem, żeście pomocni wszyscy tacy. A teraz kroczków w bok kilka od towarzyszek pracy waszej. Tak coby przekazać nie zdołały niczego - poczekał aż rozsunęli się w żądany sposób, po czym podszedł do Napoleona.

- No, to co stało się? Opowiedzcie po swojemu i chałapy drzeć nie trzeba. Cichcem, cichcem - mruknął stając tak, by samym sobą zasłonić usta Napoleona. Tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś potrafił czytać z ruchu warg.

- Do spania szykowałem się. Już w koszuli nocnej stałem przed lustrem szykując się do założenia szlafmycy, gdy nagle ktoś ugodził mnie w plecy. Upadłem na podłogę! Patrzę… A w drzwiach stoi z nożem Herbert! To musiał być on! Czyż, nie? - zapytał z przejęciem.

- Skorożeś pan przed lustrem stał - powiedział Jost - to jakim cudem nie widziałeś, jak Herbert się zbliża? W końcu lustro odbija każdego, kto za nim stoi - czy to tuż przed, czy to trochę dalej.

- Ojojoj! Piecze! - Napoleon ciężko dyszał. - Taki senny jestem...

- Dajcie mu panowie odpocząć. - zauważyła roztropnie Olga. - Wyśpi się, wytrzeźwieje i na spokojnie z nim porozmawiacie! Biedak gotów na serce zejść...

- Te! - odezwał się głośno Arno stojąc nad Napoleonem i nie zważając na uwagi Olgi poklepał ofiarę po twarzy.
- Fircyk! O samopocięcie oskarżonym być chcesz?! Na pytanie towarzysza mego odpowiedz! - mówił podniesionym głosem khazad, by lepiej trafiało do aktora.
- Nikogo nie widziałem! - krzyknął poszkodowany i opadł na poduszkę nieruchomiejąc. Nagle Egon stał się głównym podejrzanym.

- Panie Arno, tak ofiary traktować się nie uchodzi. - nawet karczmarz popatrzył krzywo na krasnoluda.

Khazad pozostawił poszkodowanego w spokoju i zwrócił się do karczmarza:
- Kto go wie jak głowę silną ma? Karkiem własnym zaręczy kto, że rankiem pamiętać będzie tyle, co i teraz? Czy dziur jakich mieć nie będzie? Świeże póki i na wspominki podatne wydobyć myśli trzeba. Informację zdaniem jednym tym cenną dostarczyć mógł. Bardzo nawet. Rozumowania mego tok widzicie już? - zapytał, lecz nie oczekiwał odpowiedzi.

Aktorzy dopadli do łoża Napoleona. Sprawdzali czy żyje. Byli przejęci.
Jost sprawdził ofiarę przystawiając lusterko do nosa i badając puls. Stwierdził, że aktor żyje, lecz widocznie omdlał.

Arno skierował się w stronę lustra i zatrzymał się przed nim udając, że zakłada szlafmycę i dobierając najlepszą według siebie odległość. Spojrzał w kierunku drzwi, by sprawdzić jak będzie je widział, po czym nie ruszając się zawołał:
- Herbercie panie! Racz w drzwiach uchylonych stanąć, a potem od tyłu ukradkiem podejść do mnie. Działanie to raz powtórzymy jeszcze, ale razem tym instrukcje wydawać będę takie, abyście z oczu możliwie najbardziej znikli mi. Jak widzieć ledwo, wcale albo widzieć was nie będę, to znak dam abyście podkradli do mnie od tyłu się - polecił.

Chciał sprawdzić jak bardzo będzie musiał pochylić się Herbert, by osoba o posturze podobnej do postury Napoleona nie zauważyła nieproszonego gościa.
- W tej farsie udziału brał nie będę. - Herbert założył ręce na piersiach. - Niedorzeczne.

- Na twoim miejscu bym lepiej współpracował, kolego Herbert. - Gładko ogolony o kręconych loczkach karzeł zrobił powątpiewającą minę stojąc obok szpakowatego aktora i zaglądając do góry na niego.
Starszy jegomość niechętnie stanął w drzwiach a potem pochylił się i na kucaka podszedł koślawie do Arno.

- No i? - rozłożył ręce pytając.

- No i szansę, że towarzysza zraniliście drastycznie zmniejszyłem! Jakeś w kucki zgarbiony lazł za dobrze widziałem aż. Twarzy, oczu lub zasłoniętych, zamkniętych albo przez czas dłuższy nie miał jeśli, to przyuważyłby was. Pijanym nie ślepym jest on. Możliwości takiej wykluczyć nie można, ale szanse na w stan oskarżenia was postawienie mniejszymi są. A posturąśmy podobni - wskazał na leżącego na łóżku Napoleona nie ruszając się z miejsca.

Herbert był świetnie widoczny przez większość czasu i Arno nawet jakby był bardzo pijany, to w pewnym momencie zobaczyłby jeśli nie samą postać, to ruch za plecami.

- Egonie panie. Kolej wasza. O to samo prosić was muszę. Niepostrzeżenie do mnie zakraść spróbujcie się - zwrócił się do karła.

- Czemu ja? Żem wzrostu nie wysokiego, to mnie w to wrobić chcesz panie śledczy? Coś pan panie śledczy taki uparty na eksperymenty, kiedy śladów zbrodni i motywów szukać trzeba? - próbował jak mógł, aby dano mu spokój chyba przyzwyczajony w życiu do dyskryminacji i tego, że gdy przyjdzie co do czego, to karzeł-dziwoląg zawsze wszystkiemu jest winny.
Jednak ostatecznie pod nieugiętym spojrzeniem krasnoluda czterostopowy Egon zrobił dokładnie tak, jak mówił Arno. Khazad widział drzwi do pokoju dokładnie, ale karła na kucakach już niekoniecznie i chyba tylko zobaczył aktora w otwartych drzwiach, bo właśnie tam w odbiciu patrzył.
Nim jednak Biberhofianin zdążył cokolwiek powiedzieć, Herbert z korytarza odezwał się pierwszy wsuwając do pokoju głowę.

- Jedna tylko świeca była zapalona. - wskazał na trójramienny świecznik przy szafko-biurku, nad którym wisiało lustro tworząc swoistą garderobę. - A drzwi gdym je otwierał strasznie skrzypiały… - powiedział bez przekonania kręcąc nosem na jak to wcześniej określił “Farsę niedorzeczną.” - A na korytarzu ciemno było...

- O właśnie! - Egon wzniósł paluszek. - A na dodateczek Herr Arno jest trzeźwym prawie, no i wszyscy wiedzą, że krasnoludy z lepszego słyną niźli ludzie wzroku!
Wszyscy spojrzeli z zaciekawieniem na Hammerfista.

- Patrzajta państwa! Ofiara poszkodowana z resztą gdzie Herberta pana dostrzegła, hę? W do pokoju drzwiach może? Gdzie ciemno na korytarzu było? W lustrze nie widział nikogo jednak, a odległość bliższa to i światła nieopodal. Widział zatem Napoleon dobrze całkiem i pijanym, nie ślepym jest, skoro trudniejszego dokonał wyczynu niźli w lustrze przy świecach napastnika nieopodal dojrzenie. Herberta pana żem widział jak gówno, za przeproszeniem na wycieraczce pod chałupą. Egona pana nijak jednak. Ale w jedno słowo nawet, fircyki niemalowane nie wierzę wasze! Boście aktorami jesteście i bogowie wiedzą tylko jak psy łżecie kiedy, a prawdę samą głosicie kiedy. Napoleonowi panu nie wierzę takoż, co Egona pana w świetle lepszym zdecydowanie stawia. Doświadczalnie sprawdzić trzeba wszystko, cobyście nie ołgali nas w prawdy dochodzeniu! Drzwi zaś sprawdzimy. Uwaga to cenna być może - mówił cały czas przez lustro patrząc na zgromadzonych.
- Heidi panią teraz prosić muszę - dodał.

Jeżeli do tej pory wszyscy nie do końca trzeźwi jeszcze aktorzy byli przejęci, zszokowani, współczujący ofierze i w wyznaczonych do śledztwa osobach szukający wsparcia ładu i porządku, tak po tyradzie krasnoluda ich postawy zmieniły się diametralnie. Olga poczerwieniała i schowała się gdzieś za Gerardesa i Egona szepcząc do nich oburzona ale i zlękniona zarazem, to co usłyszał Jost, że “ten krasnolud to furiat i wariat jakiś i że nie ma wcale ochoty z nim zostawać sam na sam…”

- Dosyć już tego urągania nam mości Hammerfist. Nie pozwalam na takie traktowanie nas, szanowanych obywateli imperium… Owszem znaleźć trzeba niedoszłego mordercę, ale nie wolno herr Arno, nie wolno panu tak sobie z nami folgować! Ja wypraszam sobie.

- Ja również. - Olga odezwała się nieśmiało. - Zamiaru nie mam z panem rozmawiać wcale. - zwróciła się bezpośrednio do Josta.

- I ja też nie! - Egon wyprostował się dumnie zakładając ręce na piersiach jakby był co najmniej dwumetrowym olbrzymem.

Karczmarz Ulryk pokręcił głową.
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz herr Hammerfist… - bąknął dyskretnie półgłosem do krasnoluda, który wiedział, że nie narobił sobie fanów, ale taki też był zamysł.
W poprzednich śledztwach starał się ogładą dorównać innym wyciągając mądre słowa, które przyszły mu do głowy i kulturalnie zwracał się do każdego. Tu jednak sytuacja była inna. Nie miał nic do stracenia, a może udałoby się dopomóc Bertowi.
Tak, wiedział co robił i z jego strony wszystko szło zgodnie z planem.

- Proszę pań - powiedział Jost. - Zapewniam, że nic się żadnej z pań nie stanie. Nikomu nic się nie stanie, słowo daję. Proszę poczekać chwilkę - dodał, chcąc nieco uspokoić zgromadzone tu osoby - i zaraz wyjaśnimy wszystko. Skoro panie przebywały razem, to z pewnością nie są zamieszane w tę sprawę.

Powiedział tak, co prawda, ale zdawał sobie sprawę, ze równie dobrze obie aktorki mogłyby być w zmowie, ale tego tematu na razie nie chciał poruszać. Niech sobie najpierw Bert porozmawia z obiema paniami, porówna to, co mówią, a potem się zobaczy.
Kobiety kiwnęły głowami nieco uspokojone. Olga z mniejszym przekonaniem od Heidi.

Hammerfista jednak niewiele to obchodziło.
Herbert i Gererdes byli podobnego wzrostu, zaś Herberta widział długo i wyraźnie zatem podobnie było z Gerardesem.
Heidi była tylko nieznacznie niższa niż Olga, więc można było spokojnie traktować je jako podobnego wzrostu. Z racji tego, iż były niższe niż impresario i aktor były mniej widoczne.
W najgorszej sytuacji był Egon niższy nawet niż Arno.

Najbardziej podejrzaną osobą stał się Egon, ale khazad od samego początku nie mógł się oprzeć wrażeniu, że w sprawę zamieszany był impresario. Może nawet Heidi.
Nie wiedział tylko w jaki sposób.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline