Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-07-2014, 14:26   #91
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
To mogło być najtrudniejsze zadanie, z jakim przyszło im się zetknąć. Khazad doskonale wiedział, że to trupa aktorska i jedynym, który mógł wykryć kłamstwa był Bert Winkel.

Zdawał sobie sprawę z tego, że przesłuchiwanie nic nie da, więc jak mógł próbować nawet do prawdy dochodzić?
Jedyną szansą było korzystanie z faktów w największym stopniu i w najmniejszym z tego, co powiedzą podejrzani.

Postanowił też sprawdzić czy uda mu się zagrać na dobrego i złego śledczego. Oczywiście na dobrego najbardziej nadawał się grzeczny i uprzejmy Bert, zaś na złego najbardziej Arno.

- Nie znam się na pierwszej pomocy. - powiedział pewnie do oberżysty Bert podchodząc do aktora Napoleona. - Może ktoś mu pomóc? Szybko - poprosił zwięźle, ale cały czas kulturalnie Winkel.

- Umiesz zrobić coś? - Arno zagadnął cicho Josta, po czym dodał równie cicho.
- Najwyżej co zrobić mu mogę, to opaskę… no… tą… uciskową na szyję założyć. Albo w łeb trza… uciszyć się znaczy. Coby krwi dużo zbyt nie stracił rozumieć ma się.

- Do drzwi, do drzwi, aktory państwo - rzekł zamykając wyjście.
- Rozumiecie sami. Śladów zacieranie wyjściem złym jest. W kolejności pierwszej przeszukać należy wszystkich was - rzekł podchodząc do karła.
- Za pozwoleniem. Ręce do góreczki.

- Ja? - Egon cofnął się ze zdziwiona miną. - Dlaczego ja? Przecie w pokoju spałem i przybiegłem tu tak szybko jak mogłem! - popatrzył na Herberta i resztę.

- To jest jakieś nieporozumienie. - usiłował zachować spokój szpakowaty aktor. - Otworzyłem drzwi i zobaczyłem wijącego się na podłodze Napoleona, który zaczął właśnie wrzeszczeć na mój widok… Cofając się znalazłem leżący na ziemi nóż…

- A czy to przypadkiem nie twój nóż, Herbercie? - Egon ściągnął krzaczaste brwi.

- Owszem. - aktor poprawił ręką włosy. - Zginął mi ponad miesiąc temu. Myślałem, że zgubiłem...

- Sądząc po ilości krwi, to śmiertelnej rany raczej nim nie zadano - powiedział Jost, podnosząc wspomniane narzędzie. - Więcej krwi jest gdy ktoś się zatnie przy goleniu - dodał, starannie oglądając ostrze.

- Ojejejejej! - krzyczał Napoleon trzymając się za piersi. - Morderca!

- Gdzie cię dziabnął? - spytał z zainteresowaniem Jost. Jak na truposza to Napoleon miał zadziwiająco dużo siły w piersiach. - Może zdołam coś na to poradzić - stwierdził pewnym tonem.

- Ugodził mnie w plecy! - wskazał oskarżycielską ręką na Herberta wciąż trzymając się za piersi. - Duszno mi… Duszno… Piecze… - z trudem łykał powietrze.

- Mam na imię Bert. - powiedział do Herberta gawędziarz. - Może mi Pan dokładnie opowiedzieć w jakich okolicznościach zaginął Pana nóż? Narzędzie zbrodni to arcyważna sprawa w śledztwie… - Winkel popatrzył poważnie na aktora.

Herbert pokiwał głową zgadzając się z Winkelem.
- Cóż… Zaginął mi w podróży około miesiąc temu. Tak sądzę. Po prostu dnia pewnego zauważyłem, że go zgubiłem… - rozłożył ręce. - Jak widać ktoś go skradł… - podejrzliwie spojrzał po wszystkich znajomych.

- Możemy na chwilę odejść na bok? - zaproponował Winkel wiedząc, że na osobności dowie się zapewne więcej.

- Owszem. Zapraszam do mojego pokoju. - Herbert skinął i wskazał drogę do jego sypialni.

- Może to trucizna? Może wypalić trzeba, jak przy jadzie węża? - spytał w tym samym czasie Jost. - Obróć się na brzuch, proszę. Obejrzeć trzeba ranę i jej okolice.

- Macie krwawnik? Albo babkę? - Jost zwrócił się do karczmarza, przypominając sobie to, co kiedyś mówiła Stara Maryna. - I płótna trzeba. Czystego. I przegotowanej wody.
Rana nie była poważna. Pajęczyn zagniecionych z chlebem nie trzeba było używać.

Ulryk skinął na żonę i ta razem z córką wyszły z izby schodząc na dół. Wkrótce przyszły ze wszystkim o co prosił Schlachter, a ten starł krew, po czym zaczął opatrywać ranę. Po nałożeniu ziół i warstwy płótna obwiązał jęczącego aktora tak, by opatrunek nie odpadł.

- Nigdy bym się tego nie spodziewała po Herbercie… - powiedziała smutno starsza z aktorek.

- Biedny Napoleon. - dodała młodsza.

- Co panowie postanawiają? Mam zająć się śledztwem? - zapytał impresario trupy poważnie patrząc na Arno i Josta.

- Trzeba by było śledztwo zrobić - powiedział Jost. - W końcu to poważna sprawa. gardłowa, można by rzec.

- Zarz zaraz. - wtrącił się Ulryk. - Wszyscyście na górze byli i tylko owi panowie na dole z mą rodziną przebywali, czego świadkiem byłem. Wszyscyście podejrzani som i żaden z was tu śledztwa prowadzić nie będzie prócz herr Josta, Arno i Berta. - Karczmarz nie był w ciemię bity.

Impreario zrobił zniesmaczona minę i chciał coś powiedzieć, ale tylko przewrócił oczami i machnął ręką.

Na propozycję “szefa” trupy khazad tylko prychnął.
- Jeszcze czego! Podejrzanyś w stopniu takim, co i fircyk tamten - wskazał na Herberta.
- Wszyscyście podejrzani! Co do jednego. Szachrajstwa nie takiem na oczy widział i ruszyć się stąd żadne nie ruszy - warknął Arno, po czym dodał do Egona:
- Ku sumienności. Najmniej żeś podejrzany. Wzrostuś bardziej mojego i z tamtym pomylić ciężko dość - wzruszył ramionami khazad i zabrał się do przeszukania Egona. Jako kolejnego przeszuka Gerardesa, a następnie Herberta, panie zostawiając Bertowi lub Jostowi.

- Wypraszam sobie takie traktowanie! - krzyknął obruszony impresario, ale nie oponował przed zapalczywością Arno, jakby wiedział, że w razie argumentów siłowych nie miałby większych szans dochodzić swych praw.

- Rad wielce jestem, żeście pomocni wszyscy tacy. A teraz kroczków w bok kilka od towarzyszek pracy waszej. Tak coby przekazać nie zdołały niczego - poczekał aż rozsunęli się w żądany sposób, po czym podszedł do Napoleona.

- No, to co stało się? Opowiedzcie po swojemu i chałapy drzeć nie trzeba. Cichcem, cichcem - mruknął stając tak, by samym sobą zasłonić usta Napoleona. Tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś potrafił czytać z ruchu warg.

- Do spania szykowałem się. Już w koszuli nocnej stałem przed lustrem szykując się do założenia szlafmycy, gdy nagle ktoś ugodził mnie w plecy. Upadłem na podłogę! Patrzę… A w drzwiach stoi z nożem Herbert! To musiał być on! Czyż, nie? - zapytał z przejęciem.

- Skorożeś pan przed lustrem stał - powiedział Jost - to jakim cudem nie widziałeś, jak Herbert się zbliża? W końcu lustro odbija każdego, kto za nim stoi - czy to tuż przed, czy to trochę dalej.

- Ojojoj! Piecze! - Napoleon ciężko dyszał. - Taki senny jestem...

- Dajcie mu panowie odpocząć. - zauważyła roztropnie Olga. - Wyśpi się, wytrzeźwieje i na spokojnie z nim porozmawiacie! Biedak gotów na serce zejść...

- Te! - odezwał się głośno Arno stojąc nad Napoleonem i nie zważając na uwagi Olgi poklepał ofiarę po twarzy.
- Fircyk! O samopocięcie oskarżonym być chcesz?! Na pytanie towarzysza mego odpowiedz! - mówił podniesionym głosem khazad, by lepiej trafiało do aktora.
- Nikogo nie widziałem! - krzyknął poszkodowany i opadł na poduszkę nieruchomiejąc. Nagle Egon stał się głównym podejrzanym.

- Panie Arno, tak ofiary traktować się nie uchodzi. - nawet karczmarz popatrzył krzywo na krasnoluda.

Khazad pozostawił poszkodowanego w spokoju i zwrócił się do karczmarza:
- Kto go wie jak głowę silną ma? Karkiem własnym zaręczy kto, że rankiem pamiętać będzie tyle, co i teraz? Czy dziur jakich mieć nie będzie? Świeże póki i na wspominki podatne wydobyć myśli trzeba. Informację zdaniem jednym tym cenną dostarczyć mógł. Bardzo nawet. Rozumowania mego tok widzicie już? - zapytał, lecz nie oczekiwał odpowiedzi.

Aktorzy dopadli do łoża Napoleona. Sprawdzali czy żyje. Byli przejęci.
Jost sprawdził ofiarę przystawiając lusterko do nosa i badając puls. Stwierdził, że aktor żyje, lecz widocznie omdlał.

Arno skierował się w stronę lustra i zatrzymał się przed nim udając, że zakłada szlafmycę i dobierając najlepszą według siebie odległość. Spojrzał w kierunku drzwi, by sprawdzić jak będzie je widział, po czym nie ruszając się zawołał:
- Herbercie panie! Racz w drzwiach uchylonych stanąć, a potem od tyłu ukradkiem podejść do mnie. Działanie to raz powtórzymy jeszcze, ale razem tym instrukcje wydawać będę takie, abyście z oczu możliwie najbardziej znikli mi. Jak widzieć ledwo, wcale albo widzieć was nie będę, to znak dam abyście podkradli do mnie od tyłu się - polecił.

Chciał sprawdzić jak bardzo będzie musiał pochylić się Herbert, by osoba o posturze podobnej do postury Napoleona nie zauważyła nieproszonego gościa.
- W tej farsie udziału brał nie będę. - Herbert założył ręce na piersiach. - Niedorzeczne.

- Na twoim miejscu bym lepiej współpracował, kolego Herbert. - Gładko ogolony o kręconych loczkach karzeł zrobił powątpiewającą minę stojąc obok szpakowatego aktora i zaglądając do góry na niego.
Starszy jegomość niechętnie stanął w drzwiach a potem pochylił się i na kucaka podszedł koślawie do Arno.

- No i? - rozłożył ręce pytając.

- No i szansę, że towarzysza zraniliście drastycznie zmniejszyłem! Jakeś w kucki zgarbiony lazł za dobrze widziałem aż. Twarzy, oczu lub zasłoniętych, zamkniętych albo przez czas dłuższy nie miał jeśli, to przyuważyłby was. Pijanym nie ślepym jest on. Możliwości takiej wykluczyć nie można, ale szanse na w stan oskarżenia was postawienie mniejszymi są. A posturąśmy podobni - wskazał na leżącego na łóżku Napoleona nie ruszając się z miejsca.

Herbert był świetnie widoczny przez większość czasu i Arno nawet jakby był bardzo pijany, to w pewnym momencie zobaczyłby jeśli nie samą postać, to ruch za plecami.

- Egonie panie. Kolej wasza. O to samo prosić was muszę. Niepostrzeżenie do mnie zakraść spróbujcie się - zwrócił się do karła.

- Czemu ja? Żem wzrostu nie wysokiego, to mnie w to wrobić chcesz panie śledczy? Coś pan panie śledczy taki uparty na eksperymenty, kiedy śladów zbrodni i motywów szukać trzeba? - próbował jak mógł, aby dano mu spokój chyba przyzwyczajony w życiu do dyskryminacji i tego, że gdy przyjdzie co do czego, to karzeł-dziwoląg zawsze wszystkiemu jest winny.
Jednak ostatecznie pod nieugiętym spojrzeniem krasnoluda czterostopowy Egon zrobił dokładnie tak, jak mówił Arno. Khazad widział drzwi do pokoju dokładnie, ale karła na kucakach już niekoniecznie i chyba tylko zobaczył aktora w otwartych drzwiach, bo właśnie tam w odbiciu patrzył.
Nim jednak Biberhofianin zdążył cokolwiek powiedzieć, Herbert z korytarza odezwał się pierwszy wsuwając do pokoju głowę.

- Jedna tylko świeca była zapalona. - wskazał na trójramienny świecznik przy szafko-biurku, nad którym wisiało lustro tworząc swoistą garderobę. - A drzwi gdym je otwierał strasznie skrzypiały… - powiedział bez przekonania kręcąc nosem na jak to wcześniej określił “Farsę niedorzeczną.” - A na korytarzu ciemno było...

- O właśnie! - Egon wzniósł paluszek. - A na dodateczek Herr Arno jest trzeźwym prawie, no i wszyscy wiedzą, że krasnoludy z lepszego słyną niźli ludzie wzroku!
Wszyscy spojrzeli z zaciekawieniem na Hammerfista.

- Patrzajta państwa! Ofiara poszkodowana z resztą gdzie Herberta pana dostrzegła, hę? W do pokoju drzwiach może? Gdzie ciemno na korytarzu było? W lustrze nie widział nikogo jednak, a odległość bliższa to i światła nieopodal. Widział zatem Napoleon dobrze całkiem i pijanym, nie ślepym jest, skoro trudniejszego dokonał wyczynu niźli w lustrze przy świecach napastnika nieopodal dojrzenie. Herberta pana żem widział jak gówno, za przeproszeniem na wycieraczce pod chałupą. Egona pana nijak jednak. Ale w jedno słowo nawet, fircyki niemalowane nie wierzę wasze! Boście aktorami jesteście i bogowie wiedzą tylko jak psy łżecie kiedy, a prawdę samą głosicie kiedy. Napoleonowi panu nie wierzę takoż, co Egona pana w świetle lepszym zdecydowanie stawia. Doświadczalnie sprawdzić trzeba wszystko, cobyście nie ołgali nas w prawdy dochodzeniu! Drzwi zaś sprawdzimy. Uwaga to cenna być może - mówił cały czas przez lustro patrząc na zgromadzonych.
- Heidi panią teraz prosić muszę - dodał.

Jeżeli do tej pory wszyscy nie do końca trzeźwi jeszcze aktorzy byli przejęci, zszokowani, współczujący ofierze i w wyznaczonych do śledztwa osobach szukający wsparcia ładu i porządku, tak po tyradzie krasnoluda ich postawy zmieniły się diametralnie. Olga poczerwieniała i schowała się gdzieś za Gerardesa i Egona szepcząc do nich oburzona ale i zlękniona zarazem, to co usłyszał Jost, że “ten krasnolud to furiat i wariat jakiś i że nie ma wcale ochoty z nim zostawać sam na sam…”

- Dosyć już tego urągania nam mości Hammerfist. Nie pozwalam na takie traktowanie nas, szanowanych obywateli imperium… Owszem znaleźć trzeba niedoszłego mordercę, ale nie wolno herr Arno, nie wolno panu tak sobie z nami folgować! Ja wypraszam sobie.

- Ja również. - Olga odezwała się nieśmiało. - Zamiaru nie mam z panem rozmawiać wcale. - zwróciła się bezpośrednio do Josta.

- I ja też nie! - Egon wyprostował się dumnie zakładając ręce na piersiach jakby był co najmniej dwumetrowym olbrzymem.

Karczmarz Ulryk pokręcił głową.
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz herr Hammerfist… - bąknął dyskretnie półgłosem do krasnoluda, który wiedział, że nie narobił sobie fanów, ale taki też był zamysł.
W poprzednich śledztwach starał się ogładą dorównać innym wyciągając mądre słowa, które przyszły mu do głowy i kulturalnie zwracał się do każdego. Tu jednak sytuacja była inna. Nie miał nic do stracenia, a może udałoby się dopomóc Bertowi.
Tak, wiedział co robił i z jego strony wszystko szło zgodnie z planem.

- Proszę pań - powiedział Jost. - Zapewniam, że nic się żadnej z pań nie stanie. Nikomu nic się nie stanie, słowo daję. Proszę poczekać chwilkę - dodał, chcąc nieco uspokoić zgromadzone tu osoby - i zaraz wyjaśnimy wszystko. Skoro panie przebywały razem, to z pewnością nie są zamieszane w tę sprawę.

Powiedział tak, co prawda, ale zdawał sobie sprawę, ze równie dobrze obie aktorki mogłyby być w zmowie, ale tego tematu na razie nie chciał poruszać. Niech sobie najpierw Bert porozmawia z obiema paniami, porówna to, co mówią, a potem się zobaczy.
Kobiety kiwnęły głowami nieco uspokojone. Olga z mniejszym przekonaniem od Heidi.

Hammerfista jednak niewiele to obchodziło.
Herbert i Gererdes byli podobnego wzrostu, zaś Herberta widział długo i wyraźnie zatem podobnie było z Gerardesem.
Heidi była tylko nieznacznie niższa niż Olga, więc można było spokojnie traktować je jako podobnego wzrostu. Z racji tego, iż były niższe niż impresario i aktor były mniej widoczne.
W najgorszej sytuacji był Egon niższy nawet niż Arno.

Najbardziej podejrzaną osobą stał się Egon, ale khazad od samego początku nie mógł się oprzeć wrażeniu, że w sprawę zamieszany był impresario. Może nawet Heidi.
Nie wiedział tylko w jaki sposób.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 20-07-2014, 23:31   #92
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Dziękuję MG oraz Kermowi za interakcję...


Aktor spędzał poranek w pokoju nie wychodząc z łóżka. Śniadanie mu doniesiono. Generalnie skarżył się na ból pleców, głowy, serca, na duszności i cały czas domagał się sprawiedliwości. Z pokoju nie miał zamiaru wychodzić dopóki Herbert nie zostanie zakuty w kajdany i odizolowany od reszty. Pokrzywdzony uważał, że to jego wieloletni przyjaciel powinien zostać zawieziony do Strażnicy i skazany.

- Witam Panie Napoleonie. - powiedział Winkel po krótkim zapukaniu w drzwi i wejściu. - Możemy wraz z towarzyszem z Panem porozmawiać? - zapytał Bert kulturalnie. - Czuje się pan na siłach? Pana słowa mogłyby pomóc w sprawie.

Jost, który wszedł do pokoju wraz z Bertem, skinął tylko głową na powitanie. Na razie postanowił pozostawić rozmowę w dłoniach - czy raczej ustach - wygadanego Berta. Winkel jak zawsze robił swoje.

- Słabo się czuję, lecz jak mogę pomóc? - zapytał opierając się plecami o poduszkę Napoleon.

- Może nam Pan powiedzieć, co się działo po tym jak opuścił Pan główną salę przybytku? Co Herr właściwie robił? Szczegółowo najlepiej. - Bert był spokojny, ale też ciekawy wersji aktora.

- Poszedłem spać, ale siem ocknął. Zobaczyłem że w ubraniu jestem, to przebrałem się i prawie już gotowym był do łoża pójścia, gdy... ten... eh... Dziabnął mnie! Zabić chciał! - podniósł głos.

- Spokojnie. - powiedział Winkel unosząc ręce w pokojowym geście. - Przebierał się Pan przy lustrze jak rozumiem? - zapytał Bert.

- Ano, zgadza się. - kiwnął głową ranny.

- I wtedy Herbert się do Pana podkradł, wsadził Panu sztylet w plecy i... co dalej? - spytał Jost.

- No potem na ratunek żeście mi przybyli. A potem... nie pamiętam... Obudziłem się już dzisiaj z wielkim bólem w sercu mym, że to nie był jednak sen... - mruknął.

- Chwila, moment. - Jostowi coś w tych zeznaniach nie pasowało. - Co się działo między chwilą, kiedyś Pan poczuł ból w plecach, a chwilą, gdyśmy my się pojawili?

- Padłem ugodzony niecnym ciosem wyjąc z bólu w mym cierpieniu przecież, no i szoku. - odrzekł jakby to było jasne jak słońce. - Kto wie czy nie dokończyłby roboty, gdybym nie podniósł alarmu... - Napoleon pokiwał głową. - Albo odwagi mu brakło zmierzyć się ze mną twarzą w twarz. Morderca. - powiedział ostatnie słowo złowieszczo.

Bzdurne rozumowanie - zdaniem Josta przynajmniej. Cóż było prostszego jak dobić leżącego.

- A kiedy zobaczył Pan twarz niedoszłego zabójcy? - spytał Schlachter.

- Kiedy już byłem na ziemi, a on w ręku dzierżył ostrze. - aktor otarł pot z czoła. - Dlaczego go nie aresztujecie? Przecie to jest wszystko tak oczywiste…

- I wtedy zaczął Pan krzyczeć? - Jost milczeniem pominął pretensje Napoleona.

- No tak. Krzyczeć zacząłem jak go zobaczyłem!

- Zatem powie nam Pan co to był za odgłos upadającego przedmiotu? - zapytał bezpośrednio Bert. - Dosyć głośno go słyszeliśmy jakoś minutę przed tym jak Pan zaczął wołać o pomoc… Coś upadło w Pana pokoju czy może za ścianą?


- Nic nie słyszałem. Na noc czopki woskowe wtykam w uszy żeby lepiej się wyspać. Byle szmer mnie budzi a i sen ciężko przychodzi w mym wieku... - wysunął szufladę, gdzie leżały zatyczki wątpliwej czystości ze śladami woskowiny.

- Zatem mogło być tak, że wstał Pan aby się rozebrać z tymi czopkami, a kiedy się Pan rozbierał i nadal miał czopki w uszach wszedł napastnik i Pana zaatakował? - zapytał Winkel patrząc prosto w oczy rozmówcy.

- Czopki żem zatknął po przebudzeniu. Coś mnie ze snu ocknęło…

- Skoro Pan zatknął czopki to zaczął Pan się rozbierać z nimi w uszach? - zapytał Winkel. - To trochę mało sensowne, ale skoro zaraz po tym został Pan dziabnięty musiał Pan nie słyszeć otwieranych drzwi i tego jak się napastnik do Pana zakrada. Zgadza się?


- Nie słyszałem drzwi. To się zgadza. - pokiwał żywiołowo Napoleon. - Czopki zawsze zakładam przed snem. Wczoraj winem zmorzony byłem i zapomniałem we wzburzeniu wieczoru wróciwszy na górę. Tak. Jakoś to tak chyba było... - pogładził się po łysej głowie.

- Zatem kluczowym byłoby zapytać czy widział Pan napastnika w lustrze? - zapytał Winkel. - Pan Herbert jest wysokim mężczyzną i go nawet pijany i zaspany Herr by zobaczył…

- Eeee… - spojrzał na lustro. - Chyba... nie widziałem? - zapytał niepewnie. - Widzieć nie mogłem, bo bym przecie nie dał się tak zajść zdradziecko! - dodał sobie pewności.

- Zatem od ataku do Pana krzyku minęło minimum kilka sekund. Poza tym był słyszalny dość głośny odgłos upadającego przedmiotu, którego Pan przez zatyczki nie usłyszał. Nie widział Pan nikogo w lustrze, bo to na pewno nie był Herr Herbert. - powiedział Winkel. - To Pana przyjaciel mimo pańskiego wcześniejszego zachowania. Zaalarmowany przybył Panu na pomoc i wtedy zapewne Pan go zobaczył… Drzwi były uchylone, bo napastnik nie miał czasu ich zamykać. - Bert podszedł do rysy na drewnianej podłodze. - Jakie ma Pan relacje z każdym z członków trupy? Proszę opisać kontakt z każdym z nich. Szczególnie starcia słowne…

Aktor słuchał, słuchał i kiwał głową z zaciekawioną, to zdziwioną miną. Winkel cały czas badał reakcje mężczyzny. Dobrze, że był z nim Jost gdyby jego zmysły go zawiodły.

- Ja tam z nikim się nie kłócę. Herbert bufon irytuje mnie na każdym kroku… i nastaje, że go okradam… A w rzeczy samej to wcale nie zarabiam więcej od niego… Zapytajcie Gerardesa… Wy nie wierzcie w żadne jego słowo, bo to aktor jest nawet w przyjaźni… - opadł ciężko na poduchę. - Słabo mi… Chyba siem zdrzemnę…

- Jeszcze chwila Panie Napoleonie. - powiedział Winkel. - Cały czas z Mości Herbertem kłócicie się o fundusze. Czy nie wystarczy zapytać Pana Gerardesa ile on na tym wszystkim zarabia? Może to jego dola jest tak potężna, że dla was zostaje zbyt mało? Jak Pan uważa?

- Impresario ma wynagrodzenie sowite. Bez niego to i tego co mamy, by nie było… Ta trasa jednak odwróci kartę i Ranald do mnie się uśmiechnie… Na pewno… - westchnął ciężko. - Kiedy aresztujecie Herberta?

- Skąd jest Pan taki pewien, że to właśnie on powinien zostać aresztowany? - zapytał Winkel świdrując Napoleona spojrzeniem. - Przecież to nie on popełnił tę zbrodnię. Czyżby tak źle Pan życzył przyjacielowi. Wszystko by się zgadzało, ale… Uwierzy Pan, że to wyrzucenie skradzionego Herbertowi sztyletu pod drzwi nie było dobrym pomysłem. - Bert przyglądał się reakcji Napoleona. - Rzucił nim Pan zamiast położyć. To zostawiło rysę pod kątem, której nie zrobiłoby upuszczenie go przez napastnika. Wpadł Pan, Herr Napoleonie!

- Czy to było bardzo trudne, takie ryśnięcie się nożem w plecy? - spytał Jost. - Czy też ktoś Panu pomógł?

- Ja wiem, że musicie znaleźć sprawcę żeby nie wyjść na nieudolnych głupców, ale dobrzy Panowie... – jęknął krzywiąc się i zrobił pauzę, przycisnąwszy rękę na piersi. - ...ale weźcie się do roboty wreszcie i takich głupot nikomu nie powtarzajcie... – wyrzucił ze złością. – ...Co by pośmiewiska z siebie nie robić! – zapowietrzył się.

- Panie Napoleonie, niech Pan będzie poważny. - odparł Jost. - Kto, zaatakowany, czeka i czeka, zanim krzyczeć zacznie?

- Bzdura! Kto powiedział wam, że czekałem? Ty byś czekał? - puknął się w czoło patrząc na Josta. - Wyście w zmowie są z Herbertem widzę! Co wam obiecał? - aktor zbladł.

Winkel wiedział, że mają winnego. Wystarczyła krótka rozmowa aby Napoleon się pogubił w swoich założeniach. Cóż... Tak to wychodzi kiedy planuje się po pijaku. Bert zastanawiał się jednak czy Napoleon miał wspólnika i dlaczego śliczna Heidi tak ucieszyła się na oszukaną wieść o śmierci Napoleona. Trzeba było oznajmić trupie, że Napoleon uknuł to aby pozbyć się rywala i... przyjrzeć się ich reakcji. Może ktoś się zdradzi od razu, a jak nie... zanim przyjedzie straż może uda się jeszcze po drążyć.
 
Lechu jest offline  
Stary 21-07-2014, 06:38   #93
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację






Decyzja śledczych o oskarżeniu Napoleona o samookaleczenie i szykanowanie Herberta o fałszywą próbę popełnienia morderstwa, była szokiem dla wszystkich. Nie, żeby każdy od razu wierzył, że to Herbert jest winny wszystkiemu, ale raczej, że Napoleon był do tego zdolny. Nikt nie podważył tej decyzji. Każdy z przerażeniem i niewypowiedzianym smutkiem kiwał głową, że ten, którego znali od lat, kochali jak bliskiego członka rodziny, posunął się aż tak daleko. Był to również szok, chyba największy dla samego oskarżonego. Nagle jakby sił witalnych dostał i pieklił sie tak ostro i rzucał i groził, że Arno musiał siłą usadzić aktora w łóżku grożąc pięścią, żeby nie fikał jak pijany halfling w trawie. Oberżysta Eryk czym prędzej zamknął drzwi od zewnątrz i choć przez długi czas z kwatery łysego desperata i niedoszłej ofiary dochodziły łomotania o deski i krzyki, wszyscy podjęli niepisaną i niewypowiedzianą zgodę, ze tak musi być. Wszak śledczy musieli wyciągnąć takie wnioski zbadawszy sprawę dokładnie. Wszystkich przesłuchali, przeszukali pokoje i nie sprawiali wrażenia podchodzących do tematu lekceważąco lub po łebkach. Zdążyli ciśnienie podnieść chyba każdemu, najbardziej doprowadzając do szewskiej pasji prócz Napoleona, karła Egona.

Grobowa atmosfera zapanowała w "Bestii Reiku" i obiad został skonsumowany w ciszy. Część aktorów wcale straciła apetyt i na dole posilał sie tylko w milczeniu Herbert z Gerardesem. A Chłopcy z Bibehof uważnie obserwowali wszystkich zza fasady spełnienia swego obowiązku i przejścia do porządku dziennego nad komiczną zbrodnią grubego łysielca. Nie było to aż takie trudne i tylko myśl, ze grali przedstawienie przed prawdziwymi aktorami, była tym, co mogło tremować i denerwować śledczych. W każdym razie małomównego Josta i grubiańskiego Arno, który iał o tyle łatwiej, że juz wypiął się na śledztwo dzień wcześniej i teraz mógł jeszcze bardziej okazywać swoje niewzruszenie przeplatane niechęcią i szyderą wobec trupy niewdzięcznych ludzi. Bert miał najłatwiej, bo pobierane lekcje aktorstwa w Wortliz mogły nareszcie procentować nie lada praktyką w bynajmniej błahych wyzwaniu. Jakby nie było, oskarżony słusznie czy niesłusznie narażał się co najmniej na karę współmierną temu, co spotkałoby Herberta, którego chciał uwikłać w sąd o próbę morderstwa, co karane być mogło długoletnim lochem, stryczkiem lub galerami na okrętach Imperium. A, że pewności nie mieli świadczyło to, że śledztwo wciąż trwało. Czuli, że Napoleon kłamie i jeśli nie on, to nie dosyć, że przez jego zaparte milczenie mogą pomóc zgotować mu niewesoły los to jeszcze niedoszły zabójca zostanie na wolności.

Przyszedł wieczór a atmosfera nadal była grobowa. Nikt nie występował z szeregu, jakoby miał przejęty decyzją oskarżenia Napoleona wziąć winę na swoją głowę. Po wieczorze przyszła noc, a że zeszła była niemal bezsenna, Chłopcy z Biberhof robiąc dobrą minę do niewesołej gry, ostatni udali się na spoczynek.










Wrzask!
Paniczny!
!!!
Taki, który potrafi przeszyć człowieka na wskroś niczym sztylet. Pobudza wyobraźnię karmiac trwogą strasznych obrazów. Wrzask wyrwał ze snu Josta, Berta i Arno. Krzyk, jakby stało się coś tak przerażającego, że tylko niekontrolowana histeria na najwyższych oktawach kobiecego gardła mógła oddać rzeczywistości skalę przyczyny takiego poruszenia i odbić niczym w lustrze stan psychiczny właścicieli głosu poruszonej tym czymś, cokolwiek było przyczyną alarmu.

Wrzask dobiegał z dołu karczmy i dłogo nie kończył się, bo gdy brakło tchu w płucach jego właścicielki, to zaraz wracał po szybkim hauście łykanego powietrza.

Ciężko stwierdzić kto pierwszy zbiegł po schodach, czy ubierał się i czy po oręż chwytał. Dosyć, że wszystkich w karczmie alarm postawił na równe nogi a wbiegający do kuchni, bo stamtąd dochodziły wrzaski, zastali zaiste niecodzienną scenę.

Na ziemi leżała Ulryka, którą starał się ocucić Ulryk. Przed otwartymi drzwiami do spiżarki stała Elryka, cała zapłakana, krztusząca się powietrzem i łzami. Skończyła już panicznie wrzeszczeć i teraz z drżącą dolną wargą trwała wciąż zesztywniała. Mijał pierwszy szok a córka gospodarzy dopiero trawiła w umyśle co sie stało i a w jej oczach wciąż gościł lęk... Ustępował powoli trosce o leżącą na kuchennych deskach matulę.

Jost pierwsze kroki skierował ku rozciągniętej na ziemi żonie karczmarza. Stwierdził, że kobieta na szczęście tylko omdlała. Dopiero wtedy udał się pod spiżarkę, gdzie wystraszona córka oberżysty rzuciła się z płaczem mu na szyję/ Przerażona Elryka wypłakiwała oczy na ramieniu Schlachtera. Arno stanął obok i bezwładnie opuścił wzdłuż nogi wzniesiony jeszcze przed chwilą młot. I on dojrzał to co reszta. Bert był również już obecny, gdy wreszcie Ulryka łykając łzy, zdołała wydusić z siebie pierwsze słowa.

- Zna...zna... - ciągała nosem. - zna...la;...złam ją.... buuuu......... – łkała zasmarkana palcem wkazującym ręki pokazując na spiżarkę.

Pod wysokim sklepieniem małego pomieszczenia, oddzieonego kotarą od kuchni, na belce uwiązana była lina, z której dyndała dwa łokcie nad ziemią Heidi. Piękną twarz wykrzywiał grymas, z delikatnych ust wystawał język, niewidzące, naturalnie duże oczy niemal wyskakiwały z orbit w szpetnym wytrzeszczu. Do piersi miała przyczepioną kartkę, na której dużymi literami skreślone były słowa, wyraźne umiejącym czytać świadkom.




Trup Heidi dyndał delikatnie nad przewróconym drewnianym wiadrem przy akompaniamencie skrzypiącej belki i zduszonego w ramieniu Josta płaczu Elryki.

- Przynajmniej problem mordercy już jest z głowy... - z cicha odezwał się grobowym głosem karczmarz.

Kolejny wrzask przeszył karczmę i tym razem należał do Olgi. Byłaby zemdlała również lecz podtrzymał ją Herbert a ta opadła na jego ramię blada, płacząc nad losem przyjaciółki. Gerardes wytarł pot z czoła białą chusteczką i nie pytajac Ulryka o zdanie nalazł sobie strzemiennego ze stojacej na stole butleki. Egon zmalał jeszcze bardziej, jakby skulił się w sobie na widok tego wszystkiego tracąc znacznie na nie opuszczającym go dotąd animuszu. Z góry zaś dobiegało łomotanie i krzyki zamkniętego w pokoju Napoleona.

- Ludzie! Co sie tam dzieje!? Nie zostawiajcie mnie samego! Otwórzcie drzwi! Ratunku! - krzyczał donośnie wyraźnie poruszony.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 26-07-2014, 14:12   #94
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Nagle Arno zerwał się na nogi natychmiast chwytając młot w dłoń! Rozglądał się uważnie dokoła szukając źródła przeraźliwego, niekończącego się wrzasku, lecz dopiero po chwili zorientował się, że dobiega z dołu.

Pospiesznie naciągnął portki w korytarzu wciągając na siebie koszulę, a kiedy zbiegł na parter potykając się o własne stopy w jego ręku ponownie pojawił się młot.

W pozycji bojowej wbiegł do kuchni i rozejrzał się szukając źródła zagrożenia, ale... niczego takiego nie znalazł. Zamiast tego zobaczył leżącą na podłodze kuchni Ulrykę oraz próbującego ją ocucić Ulryka.
W drzwiach spiżarni stała młoda Elryka będąca źródłem krzyku.

Jost natychmiast sprawdził czy leżąca karczmarka żyje, ale odszedł od niej, więc żyła.
Khazad z opuszczoną bronią podszedł do otwartych drzwi spiżarni patrząc tam, gdzie córka gospodarza, po czym skrzywił się paskudnie.

Pod sufitem wisiała do niedawna mogąca uchodzić za piękność Heidi. Obecnie całą jej urodę odbierały wybałuszone oczy, wywalony język i przedśmiertny grymas na jej twarzy.
Na piersi przypiętą miała karteczkę - list wyjaśniający samobójstwo. Podobno to ona chciała zabić Napoleona z powodu nieodwzajemnionej miłości do niego. Z tego też powodu się zabiła. Tak przynajmniej głosił liścik, ale Arno nauczony doświadczeniem wiedział, by nie wierzyć pozorom. Sprawa prawie nigdy nie była tak prosta, na jaką wyglądała.

Hammerfist ponownie spojrzał na twarz nieboszczki. Jeszcze wczoraj ją przesłuchiwał...


- Czego chcesz wiedzieć krasnoludzie ode mnie? Co w ogóle cię obchodzą ludzkie sprawy? Ja już Herr Winkelowi udzieliłam wyjaśnień bardzo obszernych... – wydęła usta hardo niemal nie kryjąc obrzydzenia jakie żywiła ku Hammerfistowi.

To akurat khazad bardzo dobrze rozumiał, gdyż nie jeden raz w swym życiu był świadkiem uprzedzeń ludzkich obywateli Imperium do mniejszości rasowej, którą stanowiły kransoludy. A i kilka obelg, które przed chwila poleciały z ust jego pod adresem członków aktorskiej trupy być może podsyciła wrodzone lub nabyte uprzedzenia, bo wyczuwał, że tu nie tylko o osbistą antypatię idzie, lecz również o wzgardę, nieufność, lęk i niechęć ku jego rasie, które często przybierały u ludzi właśnie taką postawę dyskryminacji.

- Gdzie i co Heidi pani robiła, gdy do wypadku doszło z Napoleona pana udziałem? - zapytał Arno maszerując po pokoju i wpatrując się nieustannie w dziewczynę.

- Spałam. - odrzekła przewracając oczyma.

- A ja koniem byłem - warknął khazad.
- W trupie zarabiacie ile, a ile Herbert pan lub Napoleon?

- Nie wiem i nie należy do mych obowiązków wiedzieć ile zarabiają szefowie. Ja zarabiam tyle, ile mi wypłaca po przedstawieniu - odrzekła cierpko.

- To teraz mojej wersji posłuchać raczcie - przystanął nagle i podszedł bliżej do Heidi.
- Czyn dnia dzisiejszego mający miejsce czasami dawnymi zaplanowany został. Herbertowi panu sztylet nie zginął, a ukradzionym został. Pożytek z niego dzisiaj zrobiony został. Wyszłaś pani z pokoju do łaźni niby i w z Napoleonem panem zmowie cios zadałaś. Zabić sztylet nie miał jednak, a jedynie próbę zabójstwa pozorować. Chyłkiem z pokoju wymknęłaś się pani chowając w jednym z pustych się. Tam też pochwę znaleźć można będzie takowa jeśli istnieje. Herbert pan na pomoc do przyjaciela swego przybieżył jako zasłyszał tylko, że potrzeba zaszła taka, a pani wymknęła w zamieszaniu się - cały czas wpatrywał się w reakcje Heidi usiłując cokolwiek wyczytać.
- Plan cały Napoleon pan obmyślił. W udziale wykonanie pani przypadło. Motywem korony zaś stały się. Napoleon pan zarzuca przyjacielowi swemu, że dolę dla siebie całą zabiera ochłapy jedynie pozostawiając jemu. Pozbyć zatem trzeba się go w zabójstwa próbę wrabiając.

- Wypraszam sobie takie ohydne oszczerstwa. Złożę skargę prawdziwym strażnikom dróg lub wędrownemu sędziemu za takie traktowanie niewinnych obywateli. Od kiedy to ja jestem podejrzana mały, gruby, śmierdzący gburze? - wypaliła cofając się profilaktycznie czujne obserwując każdy ruch khazada wyraźnie bojąc się że ten jej chce krzywdę zrobić.

Tymczasem Arno obserwował efekty swojego blefu, które były... mizerne. Heidi była rasistką i nic więcej z jej twarzy nie odgadł. Albo była niewinna i nic nie wiedziała, albo była niewinna i coś wiedziała, albo była winna, lecz Hammerfist nie był w stanie stwierdzić która z możliwości zachodziła obecnie.

Khazad wyszczerzył się.
- Od początku samego. Tako, jak trupy waszej reszta Napoleona pana nie wyłączając. Dziwić przestaję się, że zbrodniczego planu tego Napoleon pan był. Bystrzejszym jest - odparował.
- Pytań więcej nie mam - powiedział, po czym odwrócił się i wyszedł słysząc jak dziewczyna za jego plecami odetchnęła z ulgą.

Arno skrzywił się. Albo odpuścił tuż przed sukcesem, albo była taką rasistką, że odczuła ulgę, że wychodzi. Nie potrafił powiedzieć która z opcji była prawdą.
Chędożeni aktorzy.

Zamykając za sobą drzwi postanowił powrócić do podejścia, jakie reprezentował na początku. Musiał zbadać ślady nie zważając na to, co mówili aktorzy.

Podszedł do drzwi pustych pokojów sprawdzając czy są zamknięte. Jeśli byłyby otwarte, to byłyby wspaniałym miejscem na ukrywanie niewygodnych dla zbrodniarza przedmiotów.
Niestety były zamknięte, przez co jego teoria znacznie osłabła, ale musiał ją sprawdzić do końca. Musiał być pewien.

W drodze do karczmarza przeszukał łaźnię, lecz nie było tam nic ciekawego. Deski z otworami na wiadra i ręczniki. Bliższa obserwacja przyniosła informacje, których wolałby nie znać. Ktoś niedawno mył tu własną rzyć i wycierał w ręcznik.

Właściciel zadowolonym ze zrywania go z łóżka nie był, ale Arno zbytnio to nie obchodziło. Poszli na górę, gdzie khazad mógł przystąpić do przeszukiwania.
Rzucił tylko karczmarzowi, żeby szedł spać, a klucze odda jutro. Zapewnił przy tym, iż będzie je pilnował i dokładnie zamknie pokoje.

Kiedy tylko oberżysta odszedł zabrał się do pracy. Powoli, niespiesznie, systematycznie przeszukiwał pokoje.
Efektem zamiast śladów lub pochwy na sztylet była tylko złota korona.

- Dobre i to - westchnął chowając do kieszeni i wyszedł zamykając za sobą drzwi na klucz.

Następnego dnia wpadł na kolejny pomysł. Wziął się za przeszukiwanie korytarza!
Bardzo dokładnie i systematycznie przyglądał się każdemu szczegółowi. Nic jednak nie znalazł. Nawet podłoga nie zaskrzypiała.
Pokręcił głową, a następnie zszedł oddać Ulrykowi klucze do pustych pokoi. Gdy tylko to zrobi musi podzielić się własnymi informacjami z Bertem i Jostem...


Ten, kto to zrobił wyraźnie chciał oczyścić Napoleona z podejrzeń. Kto mógłby to zrobić?
Spojrzał ukradkiem na Herberta i Gerardesa.

Herbert ciągle uważał się za przyjaciela Napoleona pomimo tego, co tamten zrobił. Całkiem niewykluczone, iż tak mocno przyjaźnił się z małym, grubym aktorem, że posunął się nawet do zabójstwa koleżanki z trupy.

Gerardes też mógł za wszystkim stać. Mógł być źródłem sporu między Napoleonem, a Herbertem w kwestii finansów, aż w końcu zaplanował wrobienie Herberta w próbę zabójstwa. Wszystko inne byłoby już tylko logiczną konsekwencją.
Impresario mógł bać się, że Napoleon go wyda, więc zabił Heidi i zostawił list, w którym przyjmuje ona całą winę na siebie.

Tylko dlaczego miałby pragnąć pozbycia się Herberta? Może aktor chciał więcej pieniędzy? Może Gerardes chciał mieć więcej pieniędzy dla siebie?
A może po konflikcie wrócił tylko po to, by zniszczyć członków trupy i ją całą od środka?

Jeśli tak było, to musiał szybko zacząć działać nim plan Gerardesa wejdzie w życie.
Krasnolud natychmiast ruszył na górę widząc jeszcze jak Bert przechwytuje zapiski. Podszedł do niego szybko i mruknął:

- Nie mów o kartce - burknął i wbiegł na schody uprzednio przejmując klucz do pokoju Napoleona.
Już po chwili zamek w drzwiach szczęknął, skrzydło uchyliło się i Arno wślizgnął się do środka zamykając za sobą.

- Nie żyje Heidi! - warknął, gdy upewnił się, że aktor go słyszy.
- Co wiesz gadaj! Za tym stoi kto? - zapytał siadając na krześle z młotem na kolanach.

- Co?! - ryknął. - Jak to nie żyje?! - zerwał się na równe nogi z łóżka zszokowany. - Dlaczego?! Jak?! Co się stało?!

- Z waszego zawisła powodu! Łgarstw bez! Dziewczyna młoda zmarła, to i przyzwoitości miejcie tyle, by co wiecie powiedzieć.

- Kiedy co mam wiedzieć, kiedy od was się tego dowiaduję panie Hammerfist! - Napoleon klapnął ciężko na łoże i połozył ręce na głowie ciężko oddychając. - Jak to z mego powodu? Zawisła? Powiesiliście ją?! - zerwał się na równe nogi.

- Taaaa, żeśmy ją uwiesili dlatego wypytać kto stoi za tym pospieszyłem - warknął khazad.
- Zewrzyj do kupy się człowieku! Sprawa wasza z Heidi sprawą związaną być może, więc gadaj żesz w końcu jako w waszej sprawie było. Od początku do końca samego. Zbrodniarza może wykryć pomoże to!

Aktor pomyślał chwile. W końcu nie spiesząc się poprawił poduszkę i położył do łóżka.

- Nieźle grasz panie Hammerfist. Już mnie prawieście nabrali na te historyje... I kto tak strasznie krzyczał w nocy? Heidi się zgodziła użyczyć gardła do tej maskarady? - zaciągnął kołdrę do piersi. - Już się widzę żeście rozmyślili, żem to ja się targał na własne życie. Jestem wolny?

- Idiotą żeś ciężkim! Że nie żyje Heidi słowem ręczę własnym, khazadzkim. I zamiar mam ofertę złożyć ci. Nie do odrzucenia, bucu. Co stało się grzecznie opowiesz, Heidi trupa zobaczysz albo, aleś noc całą wtedy z nią spędzisz w oczy martwe jej patrząc i na jęzor w stronę waszą wywalony. I patrzeć będziesz, a dopilnuję ja tego osobiście i sam nie zmrużę oka własnego. Khazadzkie honoru słowo masz, że możliwość z wymienionych dwóch jedna się sprawdzi. Wybieraj. Jedno wiedz ale. Przed słowa danego wypełnieniem towarzysze nawet moi nie uchronią cię. Nad khazada honor cięższego nic na szali nie ma - powiedział dumnie Arno i wstał gotów do wyjścia.

Napoleon popatrzyl z ukosa na krasnoluda.
- Zaprowadź mnie to Heidi, skoro ona przyjść nie może... - powiedział raczej spokojnym tonem puszczając obelgi kolo uszu.

Khazad spojrzał ciężkim wzrokiem na Napoleona.
- Wybrałeś. Żyć teraz z tym musisz - odpowiedział krasnolud, po czym otworzył Napoleonowi drzwi.
- O umowie pamiętaj jednak. Co do joty wypełnić ją musiał będziesz, a dopilnuję ja tego.

Schodząc na dół Hammerfist wiedział już, że nikt - dosłownie nikt nie wyłączając z tego jego towarzyszy nie zapobiegnie temu, co się stanie.
Napoleon spędzi noc z martwą Heidi wpatrującą się w niego pustymi oczami.
Nie da jej nawet ust ani oczu zamknąć.

Słowo się rzekło.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 26-07-2014, 17:34   #95
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jost nie chciał uwierzyć własnym oczom. I nie potrafił pojąć, jak to się mogło stać. Co prawda Bert odczytał pismo, jakie zostawiła Heidi, ale...
Jost za grosz nie mógł uwierzyć w to, że Heidi się powiesiła sama z siebie. Cokolwiek napisała na tym liściku, to i tak powód zdał się Jostowi niedostateczny. Ale on się za grosz na kobietach nie znał. I mimo wszystko miał zamiar sprawdzić, czy na pewno dziewczyna zrobiła to sama.
Na razie jednak stał i głaskał po głowie i próbując uspokoić przytuloną do niego Elrykę.
No, może nie tylko po głowie. Tu i tam Elryka była przyjemnie zaokrąglona, z czego Jost skorzystał, uspokajając rozpłakaną dziewczynę.
W końcu Jost wyciągnął Elrykę ze spiżarki. Nie po to jednak, by podjąć śmielsze obmacywanie.
Posadził dziewczynę na krześle, po czym szybko przeszukał szafki i wyciągnął w miarę czystą szklankę. Nalał solidną porcję, którą Elryka wychyliła z wprawą godną spragnionego krasnoluda, po czym podsunęła szklankę do ponownego napełnienia.
Po kolejnych kilku łykach głęboko odetchnęła.
- Dziękuję - powiedziała znacznie spokojniejszym tonem.
Za podsuniętego kielicha, czy za możliwość wypłakania się na czyimś ramieniu - tego Jost nie wiedział. Miał nadzieję, że za to drugie.

Chociaż dziewczyna była ponętna, to jednak w tym momencie Jost myślał o czymś innym, niż uwiedzenie młodej karczmareczki.
Śmierć Heidi budziła w nim wiele wątpliwości.
Pierwszą był motyw.
Próba zabójstwa obiektu miłości... Zdarzało się. Zazdrosne i zawiedzione kobiety zdolne są ponoć do wszystkiego. Ale po co się zabijać? Z miłości, czy żeby z Napoleona zdjąć piętno oszusta? Wszak w tym drugim celu by wystarczyło, że zalana łzami by przyszła i się przyznała. Z pewnością nikt nie wezwałby strażników.

Drugą wątpliwość stanowił sposób popełnienia samobójstwa.
Już nie chodziło o to, ze jako kobieta powinna była się otruć lub rzucić do rzeki.
Heidi do wysokich nie należała. Żeby przywiązać linę do znajdującej się wysoko belki musiałaby wejść na stół, albo przynajmniej na wysokie krzesło kuchenna. A potem, jako uosobienie porządku, odniosła owo krzesło na swoje miejsce. Nie do wiary.

No i ten list.
Jost nie miał pojęcia, czy napisała go Heidi, czy nie. Miał nadzieję, że lepiej znający się na literkach Bert rozwiąże ten problem. Ale dlaczego, na bogów, Heidi przypięła sobie ten list na piersiach, zamiast zostawić w swoim pokoju lub choćby na kuchennym stole.
A może jednak kto inny to zrobił? Oszołomił jakoś dziewczynę (Olga spędzała pewnie noc z Egonem), ściągnął na dół i powiesił.
Ale w takim razie kto by to mógł zrobić? Herbert? Gerardes?

Zdecydowanie trzeba było porozmawiać z Arno i Bertem o tych przemyśleniach.
 
Kerm jest offline  
Stary 26-07-2014, 22:41   #96
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Dziękuję MG oraz ekipie za klimat...

Winkel był tym, na którego spadł ciężar poinformowania o wyniku śledztwa wszystkich zgromadzonych członków trupy oraz obsługi karczmy. Każdy - wliczając samego pokrzywdzonego - był niesamowicie zdziwiony. Aktorzy z niedowierzaniem kiwali głowami, ale nikt otwarcie nie ogłosił wątpienia w osąd Berta i jego przyjaciół. Pierwszy błąd. Mimo iż gawędziarz obserwował reakcję każdego z nich to byli zawodowcy. Winkel nie miał szans wyłapać szczegółów, które mogły zdradzić winnego w tak dużej grupie ludzi, którzy na chleb zarabiali odgrywaniem ról. Winkel się cieszył, że nie miał takich przyjaciół jak oni. Gdyby on był winny takiej zbrodni Jost i Arno prędzej by z nim pogadali i wspierali jak się tylko da, a nie spuścili głowy zostawiając go na pastwę losu. Bert był tego pewien.


Pora obiadowa nigdy chyba nie była tak uboga w słowa - od kiedy tylko "Bestia Reiku" stała. Gerardes i Herbert wydawali się pogrążeni w wewnętrznych rozmyślaniach, ale Winkel podejrzewał, że to tylko gra. Szkoda mu było, że stawką była wolność, a nawet życie Napoleona. Gawędziarz wiedział, że może temu zadaniu nie podołać nie mówiąc o Arno i Joście, którzy przecież - mimo iż mieli łby na karkach - nie mieli nic wspólnego z aktorstwem i udawaniem. Byli tak szczerzy i prawdziwi, że tylko brak dogłębnego kontaktu z aktorami mógł uratować plan chłopców z Biberhof.

***

Wrzask. Krzyk. Lament. Winkel nie pamiętał jak dawno słyszał coś podobnego. I mimo iż gawędziarz nie wyglądał na wytrzymałego psychicznie to takim właśnie był. Bert wstał szybko, ubrał się w pośpiechu i wybiegł zostawiając w swoim pokoju sztylet. Nie zabrał go specjalnie jakby mając nadzieję, że ten zniknie niczym ten Herberta. Zabójca popełniłby największy błąd, bo broń pasowała idealnie do cholewy buta Winkela, ale... Każdy popełnia błędy. To właśnie domena ludzi.

Kiedy Bert biegł po schodach krzyk urwał się na chwilę aby znowu rozbrzmieć. Wiedział, że na dole karczmy mógł ujrzeć coś czego jeszcze nie widział. Zmasakrowane w nowy sposób ludzkie ciało, rozbebeszone w rytualny sposób zwierzę, głowę jednego z aktorów... Co prawda coś takiego nie miało miejsca, ale to co Winkel zobaczył w spiżarni lokalu nie zawiodło jego zmysłu. To było straszne.

Ulryka, Ulryk, a najbardziej Elryka byli przejęci. To dziewczyna tak głośno krzyczała. Żona gospodarza leżała nieprzytomna, a Ulryk cucił ją z taką pasją jakby chciał się usprawiedliwić to, że nie mógł spojrzeć w zimne, martwe oczy Heidi. Usprawiedliwić to, że nie był w stanie spojrzeć na spuchnięty język najpiękniejszego trupa jakiego Winkel widział w życiu. Była młoda, była piękna, była...


Aktorzy nie wyglądali najlepiej. Olga niemal omdlała, Gerardes był wyraźnie blady, a buńczuczny karzeł wydawał się karykaturą samego siebie. Jeżeli był wśród nich zabójca Heidi musiał się idealnie maskować. Musiał się kryć. Musiał być bardzo dobry - może nawet zbyt dobry jak na możliwości Winkela... Bert pokręcił głową z rezygnacją.

- Na Sigmara… - powiedział do siebie. - Taka młoda. Całe życie było przed nią. - spojrzał na karczmarza. - Pomoże mi Pan ją ściągnąć.

Jost za grosz nie mógł uwierzyć w to, że Heidi się powiesiła sama z siebie. Cokolwiek napisała na tym liściku, to i tak powód zdał się Jostowi niedostateczny. Ale on się za grosz na kobietach nie znał. I mimo wszystko miał zamiar sprawdzić, czy na pewno dziewczyna zrobiła to sama. Na razie jednak stał i głaskał po głowie przytuloną do niego Elrykę.

Ulryk podłożył żonie pod nogi zwinięty koc, a pod głowę jasiek i wstał ciężko wyraźnie przygnębiony.

- Ale mi to reklamę zrobi… - westchnął. - Takie śliczne dziecko jeszcze… - popatrzył niechętnie na Heidi, ale unikał wzrokiem jej wykrzywionej w pośmiertnym grymasie twarzy. - Oj bidna dziewczyna, a głupia… Młoda, to głupia. Niech Cię Morr dziecko zachowa. - powiedział szczerze jak tylko ojciec może, który sam ma córkę niewiele młodszą.

Ulryk nie był wysokim jegomościem, więc złapał nieboszczkę w talii i uniósł do góry wspierając na barku, żeby Bert mógł poluzować pętlę liny i wyswobodzić dziewczynę z jej uścisku. Winkel z karczmarzem położyli ciało delikatnie na ziemi. Chłopak nie odrywał od niej wzroku. Szukał śladów walki. Śladów wskazujących na to, że na linę trafił trup dziewczyny. Nic takiego jednak nie znalazł. Gdyby był sam mógłby ją rozebrać, ale... Nie. Nie mógł tego zrobić. Sigmar nakazywał czcić zmarłych w walce o lepszy byt.


Bert nie wiele myśląc chwycił kartkę i chciał poprosić menadżera trupy o jakiś notatnik Heidi, ale okazało się, że ten nic takiego nie miał. Nawet w rzeczach osobistych dziewczyny nie było nic pisanego poza listami od wielbicieli i rodziny. Pozostało mu ocenić samo pismo. Nie był w tym ekspertem, ale... Musiał zrobić wszystko co w jego mocy. Ocena pisma, jego charakteru, stawianych liter, odstępów, grubości znaków. Wyglądało na to, że kartka została zapisana ręką niewprawną w pisaniu, a ozdobniki liter były nieco sztuczne i nieregularne.

W trakcie swoich badań Winkel słyszał podniesione głowy Arno i Napoleona. Winkel wiedział, że musi działać nim zabójca się uspokoi. Musiał liczyć na pewien błąd więc zostawił swój sztylet nie zabierając go z pokoju. To pewnie nie mogło zadziałać, ale... Nie zaszkodzi spróbować. Gawędziarz musiał podjąć jeszcze jedną próbę. Nie miał czasu na przesłuchania, bo straż mogła pojawić się lada chwila. Musiał sprowokować zabójcę. Zebrał wszystkich w jednej sali. Jak to nie zadziała mógł uznać, że Heidi popełniła samobójstwo i to ona była winna zbrodni...

***

- Zebrałem was tutaj, bo to co się wydarzyło przerasta wasze, moje oraz naszych gospodarzy wyobrażenia. - Bert dał rozbrzmieć słowom. - Piękna, młoda, inteligentna, utalentowana Heidi nie żyje. Proszę mi nie przerywać, bo to ważne. - Winkel kontynuował. - Nie wiem jacy z was przyjaciele, ale coś takiego jak miłość mało kiedy ujdzie ich uwadze. Coś takiego jak zagubienie i lęk przed wyjawieniem prawdy. Oczywistym wydaje się, że wystarczyło jej wasze wsparcie, wystarczyła troska i zainteresowanie. Zainteresowanie, którego nikt jej nie okazał. - Winkel przyglądał się każdemu z nich. - I moglibyśmy uwierzyć w to, że Heidi faktycznie popełniła samobójstwo gdyby nie ta kartka! - dodał wyciągając papier gawędziarz. - Ona jej nie napisała. To nie jej charakter pisma. Co więcej ona nie ozdabiała pisanego tekstu, a nawet jakby się na to siliła to zdobienia są nieregularne. Zajęły za dużo czasu jak na ostatnią wiadomość samobójczyni. - Bert śledził ich każdy ruch. - Napoleon był zamknięty w swoim pokoju zatem... Winny jest wśród nas. I nikt nie opuści tego pomieszczenia dopóki go nie znajdziemy! Proponuję zacząć od napisania przez każdego z nas krótkiej wiadomości o określonej przeze mnie treści. Musi to zająć chwilę i każdy pisze osobno na moich oczach. Tekst zostanie porównany z tym z kartki!
 
Lechu jest offline  
Stary 25-08-2014, 07:20   #97
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Noc była bezgwiezdna. Mrok na zewnątrz można było kroić niczym zbitą, czarną masę. Jakby gruba nieprzenikniona kotara zawisła w bezruchu spowijając wszystko w ciemnościach. Nie było wiatru jakby las nie oddychał wcale zastygły w bezruchu. I tylko gdzieś w oddali nieoczekiwanie odezwał się puszczyk by zamilknąć, jakby to było jego ostatnie huczenie. Mimo braku księżyca wilki nawoływały się żałośnie rozdzierając ciszę.

Emil, pies karczmarza, nie wychodził z budy. Choć był imiennikiem Ar-Ulryka Emila Valgeira, to widać nie dawał wiary powiedzeniu, że nie taki wilk straszny jakim go ludzie malują. I nawet to, że niby wilk nie zje wilka nie napawało go otuchą, mimo, że w swych żyłach toczył po ojcu wilczą juchę. Nasłuchiwał niespokojnych w stajni zwierząt strzygąc uchem.

W karczmie również nie spał nikt tej nocy. Bert Winkel postanowił poddać próbie pisma aktorów na co wszyscy przystali nader chętnie. Właśnie skończył każdemu dyktować treść listu, gdy Arno sprowadził na dół Napoleona. Mały aktor uważnie przyjrzał się spode łba wszystkim zgromadzonym w wielkiej izbie karczmy powoli krocząc za krasnoludem do kuchni. Juz chyba wiedział, że Hammerfist prawdę mówił. Wystarczyło spojrzeć na miny wszystkich, aby wyczytać z twarzy, że stało się coś strasznego. Nie było wśród nich Heidi.

Napoleon zaniemówił z początku. Wpatrywał się szeroko otwartymi oczami w piękną nieboszczkę jakby nie mógł uwierzyć w to co widział.

- To ja... – pierwsze słowa z jękiem wydobyły sie z jego drżących ust. – To wszystko ja byłem. Okaleczyłem się sam. Herbertowi nosa utrzeć chciałem... Ale żeby przez to te biedne dziewczę życie sobie odebrało... – płakał jak bóbr. – Stary i durny jestem... Wybaczcie. Pijany byłem a człek jak wypije to robi głupoty...

Arno nie musiał być wybitnym sędzia charakteru, żeby nabrać przekonania, że aktor zdawał się dawać upust autentycznym uczuciom.










Tymczasem Bert z Jostem porównywali pisma wszystkich pozostałych podejrzanych. W pokoju Winkela dumali nad kartkami papieru. Na pierwszy rzut oka żaden charakter pisma nie pasował. Jostowi wydawało się, że najbardziej podobne są skreślone litery ręką Egona i Herberta, natomiast Winkel uważał, że to Gerardesowe pismo oraz Sylwii pasuje bardziej.

Pukanie dobiegło do drzwi.

- Kto tam? – zapytał niecierpliwe Jost wiedząc, że tylko Arno tej nocy nie zadawałby sobie takich grzeczności.

- Pani Olga prosi o rozmówienie się z wami. – dobiegł niski głos Ulryka.

Wpuszczona do środka kobieta spojrzała w oczy Biberhofianom i powiedziała pewnym siebie głosem.

- Rację macie, że to na samobójczą śmierć nie wygląda. Heidi zakochana była bez pamięci w Gerardesie. Skrycie i nieszczęśliwie. Ja jednak jej sekret znałam... Ona nie kochała wcale Napoleona. To nie jest jej ostatni list...





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 06-09-2014, 09:00   #98
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Dzięki wszystkim za interakcję...


Próba pisma szła szybko i bez narzekania ze strony aktorów. Każdy pisał chcąc rozwiązać ciężką sprawę zabójstwa Heidi. Bert Winkel przyglądał się im przyjacielsko przy każdym na chwilę zatrzymując wzrok. Wiedział, że wśród nich był zabójca. Czaił się niczym malowany wilk w stadzie owieczek. Gawędziarz był pewien, że go znajdzie. Ta próba była jedynie początkiem jego pomysłów, na których brak nigdy Bert nie narzekał. Morderca nie wiedział na kogo trafił. Grupa z Biberhof nie była stadkiem ciućmoków, a ludźmi, którzy już nie jedno śledztwo widzieli i w niejednym brali udział. Szczególnie Winkel, który przez dwa lata podróżował i pracował z łowcą nagród...

Pojawienie się Napoleona było czymś na co Winkel czekał. Spojrzał na niego i widział załamujący się - wcześniej jakże silny - charakter starego aktora. Mały, łysy człowiek ogarnął wzrokiem grupę i zbladł lekko kiedy zdał sobie sprawę, że nie ma wśród nich Heidi. Bert podejrzewał co powiedział mu Arno i w jakie słowa to ujął. Cóż... Krasnolud nigdy nie należał do delikatnych czy wstrzemięźliwych. Aktor niczym na skazanie, niepewnie ruszył w stronę kuchni skąd później dało się słyszeć jęk i płacz.

***

Pokój gawędziarza nie należał do wysokich standardów. Mały stolik, dwa krzesła, sklecone z heblowanych dech i starego materaca łóżko i prosta szafka. Przez małe okienko mogłoby wpadać jakieś światło księżyca, ale ten - jak na złość - tej nocy nie pojawił się na niebie. Bert i Jost sprawdzali charaktery pisma członków trupy. Przepatrywacz podejrzewał, że na kartce Heidi było pismo Egona lub Herberta, a zdaniem Winkela napisał to Gerardes albo Olga. W tej kwestii dwójka śledczych nie mogła dojść do porozumienia. Każdy widział pewne podobieństwo. Tutaj pomógłby prawdziwy fałszerz albo też jakiś skryba, których na próżno było szukać. Nie było czasu. Biberhofianie sami musieli zająć się tym śledztwem.

Nagle do drzwi zapukał Ulryk prosząc o spotkanie śledczych z Olgą. Kiedy ta weszła do środka powiedziała, że to Gerardes był skrytą miłością Heidi, nie Napoleon. Bert nie wiedział już co o tym myśleć. Jego zdaniem pismo zabójcy było podobne do tego Olgi, a zatem... mogła tu przyjść i grać aby odciągnąć od siebie podejrzenia. Każdy mądry zabójca by tak postąpił. Winkel musiał grać takimi kartami jakie posiadał, a zagra tak, że zabójca wyjdzie kimkolwiek by nie był.

- Dlaczego nie powiedziała nam tego Pani wcześniej? - zapytał Winkel spokojnie.

Jost nie rzekł ani słowa tylko oderwał wzrok od przeglądanych papierów i wbił spojrzenie w Olgę. Chciał się tego samego dowiedzieć, ale Bert był szybszy.

- Nie było kiedy. - rozłożyła ręce. - Przy wszystkich o tym mówić nie chciałam.

- Widzę, że Pani nie rozumie o czym mówię. - powiedział podchodząc do Olgi gawędziarz. - Mogła nam Pani łaskawie o tym powiedzieć kiedy ja wspomniałem o wymyślonym romansie Heidi i Herberta. Nie sądzi Pani, że wtedy już o tym wiedziała? Mimo to nic wtedy takiego do moich uszu nie dotarło. Mylę się? - zapytał Bert przekręcając lekko głowę. - Nic jednak straconego. - powiedział spokojnie Winkel do kobiety. - Zrobimy tak… - zastanowił się. - Powie Pani dzisiaj każdemu z aktorów, w cztery oczy, że wie, że Heidi kochała się z Gerardesie, a nie Napoleonie i ona została zamordowana. Wszystkim poza Napoleonem, rzecz jasna. Później doda Pani każdemu, że waha się czy powiedzieć o tym nam, śledczym. Zasugeruje Pani, że jak coś nam powie to zapewne dopiero rano, bo musi się jeszcze poważnie zastanowić. Poza tym z każdym porozmawia Pani który z pozostałych mógłby to zrobić… - Winkel spojrzał na kobietę wymownie. - Oczywiście prawdziwy zabójca będzie zrzucał winę na kogoś innego. Co więcej zapewne odwiedzi Panią w nocy, ale… My będziemy na niego czekać. Ja, Arno i Jost. Pomoże nam Pani ukarać zabójcę Heidi? - zapytał Bert z nadzieją w głosie.

Arno, Jost i ja poprawił go odruchowo, w myślach, Jost.

- Będzie pani całkowicie bezpieczna. - zapewnił ją Jost. - Czy ma pani jakąś perukę? Na wszelki wypadek moglibyśmy zamiast pani położyć do łóżka jakąś kukłę.

- Tak, oczywiście pomogę. I tak, mam perukę. - Obróciła buzię do Berta. - Nie mówiłam, bo to był jej sekret bez związku ze sprawą Napoleona... cóż, nie ukrywam, że nadzieję miałam na małżeństwo z Herbertem... Ale teraz po śmierci Heidi najważniejsza jest prawda i ukaranie mordercy Heidi. - rozpłakała się.

- Spokojnie. Niech Pani nie płacze. - położył jej uspokajająco rękę na ramieniu Winkel. - Wszystko będzie dobrze. Morderca zostanie ukarany tak jak na to zasłużył. Niech Pani się nie smuci. Najgorsze jest to, że to musi być ktoś z trupy. Trzech aktorów będziecie mieli mniej. Napoleon za to co uczynił, biedna Heidi, a na dodatek jeszcze jej zabójca. Okropny to będzie dla grupy cios, ale to i tak lepsze od życia z mordercą w jednej trupie. - gawędziarz się zastanowił. - Zrobimy jak mówiłem, a zabójca sam się zdradzi starając się zamknąć Pani usta. Złapiemy go na gorącym uczynku. Tylko musi Pani grać i to tak aby oszukać każdego z nich. Nie wiemy kto to jest. To może być każdy. Przy każdej rozmowie za drzwiami lub ścianą będę ja abym mógł wszystko dokładnie usłyszeć.

- I dlatego zamiast pani w łóżku musi być kukła. - powiedział Jost. - Musimy go przyłapać w chwili, gdy będzie próbować panią zabić. Najprawdopodobniej zrobi to w chwili, gdy już pójdzie pani spać.

- Tak zrobię. Lecz gdzie mam się schować w pokoju i czy wy będziecie ze mną? - Otarła łzy, wzrokiem dziękując Bertowi za pocieszenie.


- Arno zna się trochę na stolarce. - powiedział Winkel. - Przerobi szafę w taki sposób aby było można swobodnie oddychać. Pani będzie w szafie z jednym z nas, a pozostała dwójka w drugiej szafie. - zastanowił się Winkel. - Oczywiście szafy będą otwarte a zamykać będziemy je tylko jak ktoś będzie na korytarzu słyszany przez kogokolwiek z nas. Najlepiej naoliwić też zawiasy aby nic nie skrzypiało i nas nie zdradziło w razie czego. Zawiasy od drzwi można lekko polać wodą aby te były czyste i zaczęły wydawać dźwięk kiedy je ktoś otwiera. Będziemy doskonale słyszeć jak zabójca wejdzie do pomieszczenia. Co wy na to?

- Skrzypiące zawiasy to kiepski pomysł. - powiedział Jost.

- Te od drzwi? Dobry moim zdaniem. - powiedział Winkel. - Ale te część planu możemy sobie darować jak chcesz.

- Nie jestem złodziejem, ale gdybym chciał się gdzieś zakraść, to bym zawiasy nasmarował oliwą. - stwierdził Jost. - Wtedy nie usłyszymy, jak otworzy drzwi. Może jakiś sznurek?

- Wydaje mi się, że takie kombinacje nie mają sensu. Nie sądzę aby oliwił zawiasy… - zastanowił się Winkel. - Ty znasz się na tym bardziej. Zostawiam to Tobie. Jak postanowisz tak zrobimy. Gdzie jest Arno?

Jost wzruszył ramionami.

- Jest dorosły. - powiedział z lekkim uśmiechem. - Ale... nie wiem, czy czasem nie chciał porozmawiać z Napoleonem.

- W sumie już chyba nawet na Khazadzkie jest pełnoletni. - zaśmiał się Winkel. - Może poszukam go? Przydałby się przy tej akcji o ile nie jest niezbędny. Co ty na to?
 
Lechu jest offline  
Stary 08-09-2014, 18:36   #99
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację


- Arno! Co tam się dzieje?! - zawołał Winkel waląc w wejście do szopy. - Wpuść mnie. Porozmawiajmy. - dodał mając nadzieję, że krasnolud go posłucha.

- Mów zatem - odezwał się khazad.

- Wpuść mnie do środka. - powiedział Winkel. - Nie będę mówił przez drzwi.

- No dobra - burknął Arno spoglądając na Napoleona, po czym odszedł od skrzyni, by aktor mógł ją przesunąć i wydostać się. Gdy tamten będzie próbował uderzy tak, żeby pozbawić przytomności, ale przykładając bardzo mocną uwagę do tego, by nie zabić. Nie spieszył się zbytnio, ponieważ zależało mu na pozbawieniu przytomności, nie zabiciu, by serce aktora powróciło do naturalnego rytmu.

Nie trafił w głowę otwierającego drzwi Napoleona, poślizgnąwszy się na skórce od kartofla...
Aktor w tym czasie przesunął skrzynkę i chwycił za drzwi, aby je otworzyć. Khazad jednak złapał go za ramiona i odciągnął.

- Otwarte - powiedział dalej trzymając Napoleona coby nie uciekł.

Bert niewiele myśląc wszedł do środka. Kiedy zauważył, że krasnolud trzyma aktora spojrzał na niego nieciekawie.
- Arno… Co ty tutaj kombinujesz? - zapytał Winkel. - W jakim celu, wspólnie z Napoleonem siedzicie przy trupie Heidi? - Zdaje się, że Bert nie rozumiał o co chodziło w całej akcji krasnoluda.

- On więzić mnie chce torturą przy nieboszczce! - wydyszał Napoleon. - Pomóż człowieku… - rzucał się coraz słabiej w mocarnym uścisku Hammerfista.

- Żeś przybył dobrze wielce - rzekł Arno.
- Po flaszeczkę jaką skoczyć do karczmy byś mógł? Sam chętnym co skoczenia całkiem, ale ruszyć stąd bardzo nie mogę stąd…

- Wyjdziemy razem. - powiedział stanowczo Winkel. - We trójkę, przyjacielu. W jakim celu więzisz przy zmarłej Napoleona? Możesz mi to wytłumaczyć?

- Nie wyjdziemy - warknął Arno.
- Dlatego tu flaszka być ma, bo i mu pikawa trzyma ledwie. Napić się musi kolejek kilka kurażu złapać by.

- Arno, przyjacielu, czy ty nic nie rozumiesz? - zapytał spokojnie Bert. - Napoleon jest poważnie chory na serce. - pokazał na aktora Winkel. - Zobacz jak on wygląda. Jest blady, poci się jak szalony i ledwie dycha. Jak go nie wypuścisz niedługo będziesz odpowiedzialny za jego zgon. Zastanów się poważnie, Arno. Wypuść go.

Khazad pokręcił głową.
- Nie rozumiesz nie ja, a ty właśnie. Zemrze jeśli, jego decyzji kretyńskiej skutkiem to będzie. Że Heidi bez pozostała ducha khazadzkie me słowo miał. Stwierdzenia prawdziwości zatem dowód niezbity. Do nieodrzucenia wybór dostał: gadać co wie wszystko albo i jak grób milczeć słowo sprawdzić chcąc me. Ceną w pomieszczeniu jednym z Heidi trupem było obietnicą pieczętowane mą. Pijanym lub ziółkami wyjdzie napojonym świtem wczesnym. Wytrzyma albo. Nie wyjdzie albo. Opcji nie ma innej - burknął.
- Po życia Napoleonowego wspomagacze ruszyć zechcesz czy zamkniętym temat jest ów? - zapytał Arno.

- Nie pomogę Ci w tym, Arno. - powiedział Winkel. - Jesteś nam potrzebny. Nie jutro, nie za kilka dni, a teraz… - prosił Bert. - Jeżeli ze mną teraz nie pójdziesz trupów będzie więcej. Czy nasza przyjaźń to dostateczny powód abyś mi zaufał czy też nie? - zapytał gawędziarz podchodząc do krasnoluda.

- No nie wiem ja, że ludziska tak ozorem latają po pysku szybko. I bez całkiem pomyślunku. Rasa nie ma moja tak i słowo rzeknięte raz cofniętym zostać nie może. Zrozumieć musisz, jakoby słowa niedotrzymanie w rasie mej przypadku ujmą na honorze dużą jest. Honor zaś… hoho! Jeśliś na szali jednej khazada honor położysz oczami widziany jego, na drugiej a wszystko, coś tylko na znajdziesz tym świecie nie drgnie nawet szala. Jak pomóc z szopy rzeknij tej, bo i świtem przed progu jednemu nawet z nas przekroczyć nie dam - dodał wskazując na siebie i Napoleona.

- Nie zasłaniaj się honorem, krasnoludzie! - powiedział głośniej o kilka decybeli Bert. - Dobrze wiesz, że sytuacja taka jak ta nie może wykorzystywać prostacko i naiwnie niemal świętej cechy twojej rasy! - Winkel postąpił krok naprzód patrząc Arno prosto w oczy. - A teraz mnie posłuchaj, przyjacielu… Albo wypuścisz Napoleona i darujesz mu życie, bo z pewnością tu zaraz umrze albo zostajesz tutaj z nim, on umiera, a ja, mimo iż kocham Cie jak rodzonego brata, pożegnam się z Tobą i dalej wyruszam już sam! Jost za siebie decyzję podejmie, ale jestem pewien, że prędzej mi by rację przyznał. Arno, ty go zabijesz! On choruje na serce, rozumiesz?! Alkohol ani nic innego nie poradzi nic w tej sytuacji. Bracie wypuść go, bo staniesz się mordercą. Ja z takim podróżował ani trzymał nie będę, rozumiesz?! Wypuść go, Arno. To żadna ujma na honorze. Żadna!

Arno przez chwilę nie odzywał się, po czym spojrzał na Berta.
- Jak on takoż wybrałeś zatem - powiedział podchodząc do drzwi, by je zamknąć.

- Chwila, moment. - doskoczył do wrót błyskawicznie Winkel. - Ja wychodzę. Nie dopuszczę aby zabójca zabrał się za kolejną ofiarę. - Bert spojrzał na krasnoluda jeszcze raz. - Arno, zaklinam Cię, nie daj się błagać. Potrzebujemy Ciebie na górze. Heidi już nie żyje. Musimy ratować innych. Bez Ciebie nie damy rady. Arno. Zastanów się jeszcze raz, na Sigmara.

- W jaki ciekawe sposób. Spytki na może wziąć mam, hę? - zakpił Hammerfist.
- Zbrodniarza łapać lepiej idź już, bo i Jost jako ja w tym mądry temacie jest. No, bardziej może ciut, bo i oko bystre ma - powiedział patrząc spode łba, po czym uprzedził poważniej:
- Zamykam.

Bert kiwając głową, zawiedziony co do przyjaciela, opuścił szopę. Oczywiście nie miał zamiaru dać Napoleonowi umrzeć. Od razu pobiegł do Josta, który może pomógłby mu coś z tym zrobić.
Tymczasem Arno chwycił Napoleona, obrócił go i przymierzył, by uderzyć go i ogłuszyć. Tym razem Napoleon padł jak kawka.

Nie pozostało nic innego jak położyć aktora na czymś miękkim i ponownie zastawić drzwi.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 08-09-2014 o 18:38.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 12-09-2014, 21:02   #100
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Jost, Jost… - wydyszał Winkel wbiegając do pokoju, gdzie przepatrywacz pilnował Olgi. - Arno postradał zmysły. Zamknął się w szopie z Napoleonem, a ten słabe okropnie ma serce przecież. Chce z nim spędzić noc przy trupie Heidi. Przecież on go tym zabije… Pomóż. Nie wiem co mam z tym zrobić. Argumenty słowne nie działają… - Bert spojrzał z nadzieją na Schalchtera łapiąc oddech.
- Noc? - Jost spojrzał na Berta, jakby ten nagle zaczął bredzić od rzeczy. - Jaką noc? Wszak zaraz się skończy... Mówi o następnej? I czemu akurat z trupem Heidi? Oszalał?
- Właśnie obiecał mu, że całą noc z nim przy trupie przesiedzi i boję się, że jak spełni tę obietnicę to zwyczajnie zabije tym Napoleona. - powiedział Winkel. - Ja mu powiedziałem, że z zabójcą podróżował nie będę, ale on się tym nadal nie wzruszył. Jakby naszą przyjaźń miał za nic. - Bert obruszył się. - Musimy mu pomóc. Może głupio postępuje, ale to nadal nasz przyjaciel.
- Przecież tak nie wolno! To zabronione! - powiedział Jost, pamiętając aż za dobrze, w jakich warunkach trzymano zwłoki i kto mógł przy nich czuwać. - Trzeba mu to wybić z głowy! Chodźmy - powiedział.
- Dobrze, ale Pani idzie z nami. - powiedział do Olgi gawędziarz. - Nie chce aby coś się stało jak nas tutaj nie będzie. Proszę z nami. - pokazał na wyjście Winkel. - Mam nadzieję, że krasnolud posłucha chociaż Ciebie, Jost.
- Pójdę - powiedziała nieco wystraszona Olga.
Co prawda dobra zasada głosiła “panie przodem”, ale w tym wypadku Jost wolał ruszyć pierwszy.

Po kilku chwilach znaleźli się przed szopą, w której Arno przetrzymywał Napoleona.
Jost zastukał do drzwi.
- Arno, otwórz! - powiedział.
- Opcji nie ma takiej. Nie razem tym - odpowiedział khazad.
- Otwórz te drzwi, zanim my to zrobimy z tej strony - powiedział Jost. - Bert, znajdziesz jakąś siekierę?
Winkel pokiwał głową i zaczął szukać wokół szopy. Nie chciał się uciekać do takich metod, ale tym razem zostawi to Jostowi. On sam nie dał rady porozumieć się z Arno.
- Wejdziecie, chcieć jeśli będziecie. Przeciwnikami staniecie jednak się mymi, jeśli do słowa złamania doprowadzić chcieć będziecie mego. Na czas słowa wypełnienia mego. Obietnicą było mą, że towarzysze nawet moi powstrzymać nie zdołają mnie. I wam honoru khazadzkie daję słowo, iż stanie właśnie tak się - odpowiedział zaczynając barykadować się od wewnątrz tak, jak tylko był w stanie do zrobić. Miał zamiar wykorzystać do tego wszystkie skrzynie i beczki, jakie znajdzie. Ustawi je tak, by nie dało się ich wyciągnąć z zewnątrz - po dwie skrzynie będzie ustawiał w wejściu, by każda zachodziła na otwór drzwi zaledwie w połowie opierając się na ścianie pozostałą powierzchnią. Potem wzmocni je przedmiotami umieszczonymi na łączeniu zestawionych ze sobą skrzyń, by nie można ich było również wepchnąć do wnętrza.
- To nie ma sensu. - powiedział do Josta gawędziarz przerywając poszukiwania siekiery. - Przecież to nasz Arno. - dodał zażenowany. - Nie zwykł zasłaniać honorem niczego takiego… On zabije Napoleona…
- Nasz Arno? - powtórzył z goryczą Jost. - To nie jest nasz - podkreślił to słowo - Arno. Zachowuje się jakby oszalał.
- Arno! - zwrócił się do krasnoluda. - Wszak to nie Napoleon zabił Heidi. A ty tylko doprowadzisz do tego, ze morderca ucieknie. Wtedy będziesz podwójnie winien.
- Odchędoż się, Jost! Nie jam za robienie wasze nic w chwili tej odpowiedzialnym. Decyzją jest waszą to i wasze na głowy spaść tylko może - warknął z irytacją khazad.
- Jost ma rację - powiedział przez drzwi Winkel. - Potrzebujemy Ciebie Arno aby dopaść mordercę. Musisz nam pomóc.
- Z szopy wnętrza, jako słońce wstanie tylko albo. Przesłuchiwanie jeśli na myśli zaś masz, to odpuścić możemy to śmiało sobie. Rzekłem - odparł.
- Nie chodzi o przesłuchiwanie. - powiedział Winkel. - Chodzi nam o działanie, którego ani ja ani Jost nie możemy zrobić, a ty byłbyś do tego idealny. Więcej zdradzić nie mogę przy Napoleonie niestety. Wyłaź Arno. Potrzebujemy Cię!
- Arno, słońce już powoli wstaje - powiedział Jost. - Za parę chwil wyjdzie nad horyzont. Więc się przymierz lepiej do odsuwania tych skrzynek, bo do południa się nie wydostaniesz - dodał z ironią.

- Nic Napoleon nie usłyszy już. Do powiedzenia macie co, mówcie.

- Jak to nic nie usłyszy? - zapytał zdezorientowany Winkel. - Arno ty chyba nie… Nie zrobiłeś mu krzywdy, prawda?
- Obstrukcji dostaliście słownej bolesnej? Nieodzowną moja akurat pomoc jest. W akurat chwili tej. Pytam jak o chodzi co, toście nagle bąki zakręceni dwa jak. Kręcicie po mojemu przed sraniem jak w żołądku.
- I tak z tej szopy nie jesteś nam w stanie pomóc, krasnoludzie - powiedział Winkel. - Potrzebujemy twoich zdolności stolarskich. I mięśni twych w razie starcia z mordercą.
- Konkrety jakieś wreszcie to. Minuta pierwsza nastąpi niech świtu najpierw.
- Dla mnie Twoje posunięcie jest szalone, Arno - powiedział Winkel. - Jak mówiłem ciężko nam będzie dalej razem podróżować. Co jednak zrobię zadecyduje kiedy śledztwo się skończy. Nie chce was z tym zostawiać samych. - Bert spojrzał na przepatrywacza.
Arno nie odpowiedział.
- Masz rację, Bercie - stwierdził Jost. - To, co zrobiłeś, Arno, jest szalone. Nikt nie ma prawa tak postępować. Zrobiłeś z siebie sędziego i kata w jednej osobie.
- Jak skończysz, Arno, zajmiemy się realizacją planu, który powinien nam pomóc namierzyć zabójcę. - powiedział Winkel. - To będzie koniec śledztwa.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172