Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2014, 17:41   #347
Betterman
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wieczność. Jak naprawdę odległa jest od wszystkim doświadczeń zwykłego człowieka, tak bliska zdawała się Spielerowi, kiedy półprzytomnie pełzł za krasnoludem przez rumowisko, co i rusz wleczony po prostu na sznurze niby nieporęczny tobół. Rozpłatane biodro nie ułatwiało sprawy, przede wszystkim cierpiał jednak z powodu pogruchotanej, unieruchomionej ręki. Nie dość, że bezużyteczna, to przy każdym ruchu albo - nie dajcie bogowie - zahaczeniu o cokolwiek na nowo rozpalana wściekłym bólem...
Z początku wspomagał się tu czy tam siarczystym przekleństwem, później już tylko stękał i jęczał. Bez końca.
A potem i bez nadziei właściwie. Nie poddał się głównie ze złości. I przez wzgląd na Gomrunda.
Zbyt był wymęczony, żeby z samego widoku zasnutego ciężkimi chmurami nieba zaczerpnąć prawdziwej otuchy, ale zdołał wykrzesać z siebie jeszcze trochę sił. Akurat tyle, ile było trzeba, żeby w ślad za krasnoludem wydostać się na względnie bezpieczny dziedziniec i dotrzeć do bramy, gdzie słabość dopadła go jak długo zwodzony wierzyciel. Właściwie nie nadawał się już nie tylko do walki ze skrzydlatymi strachami, ale i decydowania o tym, co się z nim działo. Było mu to zresztą coraz bardziej obojętne, przynajmniej dopóty, dopóki nie sprawiało więcej bólu.
Szczęśliwie z tym problemem też nie został sam. Ktoś oparł go chyba o mur, co przez jakiś czas nie wydawało się wcale głupim pomysłem, choć tak po prawdzie to Spieler wolałby jednak poleżeć. Mimo to podziękował grzecznie.

Następne słowa, równie niewyraźne i znacznie mniej uprzejme, skierował dopiero do kogoś, kto mienił się bez żadnej zrozumiałej przyczyny cyrulikiem, choć ponad wszelką wątpliwość był obłąkanym rzeźnikiem. Natknęli się nań za mostem, zaraz po koszmarnym biegu, z którego Spieler zapamiętał brak tchu, kamienie uciekające spod nóg i żelazny chwyt na swoim ramieniu. Taki, co to nie pozwala zostać z tyłu, upaść i w spokoju umrzeć.
Nie łudził się specjalnie, że ręka posłuży mu jeszcze jak dawniej, ale nie zamierzał ot tak odstąpić jej pierwszemu napotkanemu amatorowi amputacji. Nie w syfie Wittgensteinowego zamczyska i nie bez zasięgnięcia rady innego fachowca, choćby jakiejś babuleńki zbierającej po lasach zioła.
- Wała sobie odejmij, partaczu - wybełkotał bojowo, po czym odpłynął w błogą nieświadomość.
 

Ostatnio edytowane przez Betterman : 15-07-2014 o 17:43.
Betterman jest offline