Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2014, 18:53   #60
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Nie było czasu na wahanie, robienie drzewka decyzyjnego, rozmyślania, wypisywania za i przeciw. Sekundy mijały - każda bardzo szybko - a jeep Małego Johna wcale nie zwalniał. Wręcz przeciwnie, zdawał się nabierać rozpędu, co nie dziwiło, zważywszy na to, jak szybko Słońce pokonywało poziomy horyzont. Wampir za kierownicą bez wątpienia odczuwał presję.

Podobnie jak JD.

Łuna promieniująca z widnokręgu była narkotykiem. Z jednej strony uzależniająca, z drugiej - niebezpieczna. Już teraz wypalała siatkówkę Brujaha - znacznie mocniej, niż fosforyzujące pociski. A jednak trudno było odciągnąć od niej wzrok. Głupia, cicha nadzieja wykwitła w niebijącym sercu Ashforda. Może, jeśli zostanie trochę dłużej, znów ujrzy dzień, a słoneczne promienie go nie spalą? Hindu Kush był piękny nocą, zapewne jeszcze bardziej monumentalny w dzień, lecz w rzeczywistości nie miało to znaczenia. JD z radością obejrzałby nawet zapchaną wygódkę, gdyby tylko mógł to zrobić w samo południe - nie tracąc przy tym życia.

Lecz - jak zostało powiedziane - nie było czasu i Brujah nie zaprzątał sobie głowy tymi przemyśleniami. Zdecydowanym ruchem zatrzasnął drewniane okiennice, których idealny stan wskazywał, że zostały niedawno zamontowane - i prędko oparł się o nie plecami. Godzina zero minęła, JD nie zeskoczył na samochód, nie uciekł. Został. Prędko zaczął racjonalizować bezmyślnie podjętą decyzję.

Mógł skoczyć, minąć jeepa o cal i rozpłaszczyć się na skale. Albo trafić w samochód i - w jakiś sposób - zepsuć go. Pojazd był bez wątpienia wytrzymały na uszkodzenia, ale nie niezniszczalny - a trafiony ludzkim pociskiem, spadającym z tej wysokości… nie, jednak chyba nic by mu się nie stało. Może blacha by się wygięła, podwozie dotknęło podłoża… JD mógł jedynie zgadywać, nie miał żadnej wiedzy na temat samochodów. Ledwo co potrafił prowadzić - zawsze miał od tego szofera.

Poza tym nawet gdyby bez problemu znalazł się na jeepie, nie znaczyłoby to, że łatwo byłoby utrzymać się na nim, a później - przedostać się do wnętrza. Istniało jeszcze kilka innych możliwych pułapek - zaskoczony John mógł niezgrabnie skręcić i wtrącić ich do przepaści. Faworytem Ashforda była jednak koncepcja, że wóz nie posiadał ochrony przeciwko słońcu… a więc oboje i tak spaliliby się w świetle poranka.

Nie poświęcił ani chwili na rozmyślenia, jakie niebezpieczeństwa czekały go w budynku.

Mocniej chwycił floret i pełen lekko nerwowej koncentracji ruszył naprzód. Biegiem. By znaleźć swoich oraz kryjówkę przed dniem. Co - zapewne - oznaczało więcej zabijania.

Jednak prędko zatrzymał się. Tym razem wahał się jedynie krótki moment. Trzy tyknięcia zegara, którego nie było na ścianie.

- Pieprzyć to. Pieprzyć ich, pieprzyć to wszystko - rzekł do siebie.

Spektakularnie pomyślnym ruchem nogi zrzucił uszkodzony but na ścianę przed sobą. Sportowy kamasz roztrzaskał się o mur, po czym - ze znacznie cichszym, jakby nieśmielszym trzaskiem - upadł na podłogę. Po chwili dołączył do niego brat bliźniak. Przypadkowy obserwator mógłby dojść do wniosku, że JD ćwiczył ekstrawaganckie wyzuwanie się przez całe życie.

Następnie wampir okradł z obuwia zmarłego ghoula i pozwolił sobie na sekundę rozkoszowania się na nowo pozyskaną wygodą.

Jak umierać, to w komforcie.
 
Ombrose jest offline