Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2014, 19:37   #16
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Odziany w szare spodnie, jedwabną koszulę z narzuconą na nią skórzaną kamizelką George podziwiał, z okna swego pokoju na poddaszu wolne miasto Asurgatt. Kochał określać je w ten sposób. Po wielu latach odważnych przemów, potajemnych spotkań klubów antymonarchistycznych, nieprzespanych nocy poświęconych na studiowaniu ksiąg wielkich filozofów głoszących idee wolności i równości, w końcu mógł ziścić swe marzenie. Marzenie o wyzwoleniu wszystkich ludzi i pozwoleniu im decydować o swoim życiu.

Uśmiechnął się, ostatni raz rzuciwszy okiem na widok za oknem i wyszedł z pokoju. Schodząc ze schodów usłyszał z salonu dziewczęce głosy. Skierował się tam zdecydowanym krokiem. Dziś nie miał zbyt wiele czasu, jednak w tak wspaniały dla niego dzień, musiał zobaczyć swe dwie śliczne siostry.

Przechodząc przez próg od razu dostrzegł Marie i Annabel. Siedziały na starannie rzeźbionych krzesłach znajdujących się przed niewielkim stolikiem, za którym siedział podstarzały, brodaty mężczyzna z, jak zwykle, „mądrą” miną.

George nigdy nie wiedział, skąd owa mądrość w wyrazie jego twarzy się bierze, ale nie zawracał sobie tym zbytnio głowy.

Mężczyzna ten nosił imię Girard i był prywatnym nauczycielem Georga i jego rodzeństwa. To właśnie on, przez lata poił młodego Hazarda ideami wolności i równości. Opowiedział mu o pięknie demokracji oraz o przekleństwach monarchii. Przywoził mu książki filozofów i myślicieli takich jak Dante, czy samego pioniera tych idei - Clarka Ivo. George niezmiernie wdzięczny był Girardowi za to, że w tajemnicy przed rodzicami, uczył go tego wszystkiego.

-Hej, Braciszku! – Wykrzyknęły jednocześnie Maria i Annabel. Spojrzał na nie ciepło. Maria, chociaż starsza o rok, od Annabel wyglądała na młodszą. Jej jasnobrązowe włosy po ojcu dodawały jej dziewczęcego uroku. W rażący sposób kontrastowały z kruczo czarnymi włosami Annabel, która jako jedyna z rodzeństwa odziedziczyła ten kolor po matce. George dobrze wiedział, że jego najmłodsza siostra za kilka lat, gdy jej ciało jeszcze bardziej dojrzeje, stanie się obiektem adoracji wielu mężczyzn. Niestety, ta wizja nie napawała go optymizmem.
-Hej, szkraby. – Odpowiedział łagodnie. Zauważył jednak cień irytacji na ich twarzach w reakcji na jego słowa. No tak, obie nie były już takie młode. Maria w zeszłym miesiącu ukończyła 15 lat, a Annabel 14 dwa dni przed nią. Zaraz jednak ich rozzłoszczone spojrzenia stopniały, pod wpływem ciepłego uśmiechu brata.
-Witaj, Girardzie. – Zwrócił się tym razem do nauczyciela. – Lekcje tak wczas z rana? Przeskrobały coś czy co?
-Witaj, młody Panie Hazard. – Powiedział odwzajemniając jego przyjazny uśmiech. – Dziś chce mieć lekcje z głowy wcześniej, by mieć popołudniu czas na spotkanie rady, na które o ile się nie mylę, ty także wraz z Paniczem Samuelem zostałeś zaproszony.
-Nie, nie mylisz się. Już nie mogę się doczekać. – Odrzekł, z nieukrytym entuzjazmem – A tak właściwie gdzie się podział Samuel?
-Braciszek wyszedł dziś wcześniej do pracy. – Odrzekła Maria. – Powiedział, że chce popołudniu zdążyć na to ważne spotkanie.
-I powiedział też, że tatuś nie puści go z pracy wcześniej, tak jak ciebie. – Dodała Annabel, niby niewinnie.
Ignorując ostatnie słowa młodszej siostry, George zapytał – A gdzie jest ojciec? – Natychmiast zwrócił uwagę na ironiczne spojrzenie Girarda.
-Od rana pracuję w swoim biurze. Nawet nie miał czasu przyjść na śniadanie, więc sama musiałam mu je zanieść. – Powiedziała z oburzeniem Annabel.

George dobrze wiedział, co to oznaczało. Jego ojciec – Theodor Hazard - był stanowczym konserwatystą i jako jeden z niewielu mieszkańców Asurgatt sprzeciwiał się ostatnim wydarzeniom. Był to główny powód zwady między nim a synami, w ciągu ostatnich miesięcy. Dlatego, w noc powstania, zamknął Georga pod kluczem, zapobiegając jego udziałowy w wyzwoleniu miasta. Od tamtej pory, napięcie ostatnich miesięcy między nimi, dodatkowo się zaogniło. A dziś, wiedząc o spotkaniu rady, na którą wybierało się, aż trzech z mieszkańców tego domu, musiał być wściekły.

-Więc ja także nie mogę pozwolić sobie dziś na lenistwo. Muszę niezwłocznie udać się do Huty. Do zobaczenia. – Po tych słowach skierował się szybkim krokiem do drzwi. Jednak drogę zastąpiła mu wysoka, czarnowłosa kobieta.
-Witaj, Matko. – Powiedział z niewinnym uśmiechem na twarzy.
-Nigdzie nie idziesz dopóki nie zjesz śniadania. Masz przed sobą pracowity dzień, nie zapominaj o tym. – Tylko Atma Hazard, a kiedyś Atma Ur była w stanie wypowiedzieć te słowa ze stanowczością i miłością w jednym czasie. Jej spojrzenie w ciepły sposób mówiło Georgowi by lepiej się z nią nie kłócił i wykonał polecenie. W komiczny sposób tylko podniósł ręce do góry w geście kapitulacji, co zwykł robić, gdy jako dziecko stłukł jakiś wazon lub talerz. Uśmiech i nostalgia okryły jej twarz.

Razem przeszli do jadalni gdzie, George zastał przygotowany już stół z jedzeniem. Dostrzegł jednak, że śniadanie naszykowane było dla trzech osób. Matka dostrzegając jego pytające spojrzenie, z rozbawieniem odrzekła – Niestety, twój brat jest szybszy od ciebie. Nie zdążyłam nawet spostrzec, kiedy wyszedł. A dziewczynką i [b]Girardowi[b] posiłek przygotowałam nieco wcześniej. Tak więc, zjemy dziś sami.

Oboje usiedli przy stolę. Georga natychmiast zaatakował przepiękny zapach jajecznicy, smażonej na boczku z dodatkami przeróżnych ziół, sprowadzanych z najdalszych zakątków świata, przez liczne statki handlowe. Niczym, rozwścieczona bestia rzucił się na posiłek. Jego matka od zawsze sama gotowała, ojciec wielokrotnie podrzucał pomysł zatrudnienia jakiejś kucharki, jednak ona nigdy nawet nie poddawała tej kwestii pod żadną dyskusję. Była zdania, że dobra kobieta powinna być w stanie urodzić dzieci, a następnie dobrze je wykarmić – efekt wychowania w konserwatywnej rodzinie. Jej ojciec, dziadek Georga, pochodził ze stolicy, gdzie założył pierwszą w kraju firmę dyliżansową, która przewozi ludzi w najodleglejsze zakątki Ordilionu.

Pałaszując wyśmienite jedzenie, George dostrzegł dziwne spojrzenie matki, kierowane w jego stronę. Bardzo dobrze znał to spojrzenie, wyrażało ono zmartwienie wymieszane z próbą wywołania u niego poczucia winy. Widział je za każdym razem, gdy został przyłapany przez nią na wymykaniu się na spotkanie klubu antymonarchistycznego. Jednak matka nigdy go nie zatrzymywała ani nie prawiła mu żadnych kazań. Odwrócił wzrok na już w połowię zjedzony posiłek i przerwał milczenie:
-Martwi cię coś, matko? – Zapytał ściszonym głosem.
-Przecież sam bardzo dobrze znasz odpowiedź. – Odrzekła, bez emocji. George nie przestawał patrzeć na talerz, bał się jej wzroku, zbyt bardzo go ranił. – Wiesz, że z drogi, którą wraz z bratem wybraliście nie ma odwrotu?
-Tak, mamo.
-I wiesz, że starając się osiągnąć swój cel, możecie stracić nie tylko energię i pieniądze, ale i życie?
-Tak, mamo.
-A czy jesteś pewien, że to marzenie, jest warte tego wszystkiego?
Nastała krótka cisza. George nabrał odwagi, spojrzał na matkę i znów ujrzał jej spowite żalem i bólem oczy. – Tak, jestem tego pewien… mamo. Szczerze mówiąc, jestem tego pewien bardziej niż czegokolwiek innego na świecie. Nienawidzę króla i jego przeklętego rodu. Sama dobrze wiesz dlaczego… - Przez moment przygnębiająca wizja przeszłości objawiła się mu przed oczami. Przegnał ją jednak prędko. – Nie jestem tak silny jak ojciec. Nie potrafię zapomnieć o minionych wydarzeniach. Setek ludzi, wielu za starych lub za młodych, zmuszonych do porzucenia rodzin, pracy, dobytku tylko po to by wziąć udział w wojnie wywołanej przez dwóch pieprzonych skurwysynów, którzy pokłócili się o kawałek ziemi. Ziemi nie wartej krwi, którą za nią wylano. Nie potrafię zapomnieć widoku setek głodujących rodzin, wdów, sierot czy… -Tu urwał na krótki moment. – Nie wiń mnie, że nie potrafię mu tego wybaczyć, czy chociażby żyć tak jakby nic się nie stało, jak zrobił to ojciec.

George wstał od stołu i udał się w stronę wyjścia. W drzwiach zatrzymał go głos matki. – Jesteś bardziej podobny do ojca niż myślisz, George. – Odwrócił się na dźwięk tych słów i niespodziewanie ujrzał jego matkę, wpatrzoną w niego z wyrazem matczynej miłości i zrozumienia – Gdybyście zamienili się miejscami, to sytuacja wcale nie wyglądałaby inaczej. Zrozumiesz to, gdy będziesz starszy. – Chwila przerwy. – Nigdy nie chciałam cię do niczego przekonywać. Udawałam, że nie słyszę, o czym są wykłady Girarda i nie zauważam twoich zniknięć późną nocą. Chciałam byś sam podjął decyzję, znając w pełny jej konsekwencje. Dumna jestem, że udało mi się wychować synów, którzy przekładają dobro innych nad własne. A teraz idź… masz przed sobą wiele pracy. – Po tych słowach, Atma Hazard wstała, zabrała wszystkie talerze ze stołów i udała się do kuchni, nie zwracając już więcej uwagi na syna.

W milczeniu, George wyszedł z domu i przez całą drogę, którą musiał przebyć do huty, w głowę rozbrzmiewały mu ostatnie słowa matki. Jeżeli wcześniej miał jakieś wątpliwości, to teraz zniknęły one na dobre.

Gdy dotarł w końcu do huty, zabrał się pospiesznie do przeglądu wszystkich maszyn i urządzeń, które zostały własnoręcznie zbudowane przez jego dziadka, na którego cześć George został nazwany. Był to zarazem pierwszy Hazarda, który przybył do Asurgatt ponad 60 lat temu i zbudował w tym miejscu hutę. A przybył on z bardzo odległych Ostrych Gór gdzie wychowywany był przez krasnoludy i właśnie tam poznał tajniki hutnictwa. Gdy wreszcie dorósł został, według panujących tam zasad i tradycji, wygnany. Wielokrotnie, ojciec Georga opowiadał mu o dziadku, który przyniósł bogactwo i dostatek mieszkańcom Asurgatt. Huta zapewniła znaczny rozwój handlu i ponad tysiąc miejsc pracy, nie tylko przy przetapianiu rud, ale i w pozostałych oddziałach, które produkowały liczne elementy statków, maszyny oblężnicze, kuszę, a nawet bronię i zbroję.

Po szybkim przeglądzie technicznym, nadszedł czas na sprawdzenie stanu pracowników i zanotowanie braków. Była to dosyć męcząca i żmudna praca, zwłaszcza po powstaniu, w którym zginęli nie tylko żołnierze króla, ale i wielu miejscowych. Ostatecznie jednak, dzięki starannemu zaplanowaniu każdego najmniejszego szczegółu zasadzki, w którą wpadli żołnierze straty zmniejszono do minimum.

Po skończeniu tej pracy, George postanowił odpuścić sobie nadzorowanie pracowników. Dobrze widział, że na tle ostatnich wydarzeń, żaden nie będzie się obijać. Wszyscy w pocie czoła produkowali uzbrojenie dla ochotników, zwerbowanych do nowopowstałej armii Asurgatt. Jednak wszyscy dobrze wiedzieli, że nawet najlepsze zbroję i bronie nie pomogą niewyszkolonym rekrutom w starciu z garnizonami króla. Perspektywa otwartego starcia z królewskim wojskiem mogłaby być tragiczna w skutkach. Byli tego świadomi wszyscy, a w szczególności ochotnicy.

Przechodząc przez fabrykę, George pozdrawiany był przez pracowników. W końcu dotarł na miejsce. Wielka tablica nad bramą do kolejnej, sporej wielkości hali, głosiła „Wydział badań i wynalazków”. To tu w pocie czoła pracowano nad nowymi rozwiązaniami dla statków, maszyn oblężniczych, nowymi rodzajami broni itp. Codziennie wielu szaleńców, którzy przypłynęli do miasta, oferowało za wielkie sumy wspaniałe plany, które miałby wprowadzać wielki przełom w technologii i życiu codziennym. W większości były to jednak, bezsensowne bazgroły, narysowane pod wpływem sporej ilości rumu lub innych alkoholi.

Wchodząc do środka, George dostrzegł swego brata stojącego z grupką wynalazców nad jakimiś planami. Samuel od razu dostrzegł brata,

który przywołał go gestem ręki. George przywitał się z bratem i resztką towarzystwa i rzekł:
-Macie wolne na resztę dnia. – Niepewny uśmiech i zmieszanie pojawiło się na twarzach pracowników – Wraz z Samuelem musimy udać się na ważne spotkanie, a nie mogę zostawić tego wydziału bez opieki nikogo z rodziny, takie zasady wyznaczył mój ojciec. – Wszyscy skierowali spojrzenie na Samuela, który tylko kiwnął głową, po czym udali się do wyjścia. Po chwili, na hali zostali tylko bracia.
-Wiesz, że ojciec nie będzie zadowolony, że zostawiamy hutę bez niczyjej opieki, prawda? – Powiedział z lekkim uśmiechem i wesołością w głosie Samuel.
-Ojciec jest z nas niezadowolony z wielu powodów, kolejny nie powinien zrobić mu żadnej różnicy. – To powiedziawszy, obaj udali się do wyjścia.

Podczas drogi na spotkanie George opowiedział bratu o rozmowę z matką. Samuela zaintrygowała reakcja matki, jednak o wiele bardziej zainteresowany był spotkaniem, które miało odbyć się za chwile. Pragnął jak najszybciej dowiedzieć się, co Martin i Rust mieli do powiedzenia.

Po drodze dołączył do nich Girard i wspólnie ruszyli na miejsce spotkania. – A ty jak myślisz Girard? Co takiego przywódcy rebelii chcą ogłosić?
-Jest wiele możliwości, jakaś propozycja odnośnie rekrutów, ogłoszenie secesji i niezależności Asurgatt. Wiele rzeczy mogło przyjść im do głowy.

Dyskutowali o wszystkich możliwościach przez całą drogę. Umilkli dopiero, gdy dotarli do celu – rezydencji Martina Basko. Właściciel domu otworzył im drzwi osobiści i zaprosił do środka. Wszyscy zaproszeni siedzieli już przy wielkim, okrągłym stole.
W skład rady wchodziło łącznie ponad dwadzieścia osób. Kupcy, możni i handlarze- wszyscy połączeni wspólna ideą. Ich gospodarz Martin Basko, miał ciemna karnacje oraz czarne włosy. Starannie przystrzyżona broda i bokobrody, otaczały jego pulchną twarz, łącząc się z wąsami. Nosił piękne strojne, zazwyczaj sprowadzane z odległych krain, była to jedna z jego słabostek. Brał też chętnie udział we wszystkich eksperymentach nowej mody, dlatego też w jego uchu dyndało złote kółko. Ludzie w dalekiej Brumie w której miał on korzenie, ostatnio szaleli za ozdabianiem uszu.




- Siadajcie, siadajcie! - jego głos był miły dla ucha, a zagraniczny ostry akcent dodawał mu pewnej pikanterii. - Czekaliśmy na was przyjaciele. - dodał, wskazując im na ich miejsca.

Wchodząc do sali George dostrzegł w niektórych z członków rady przyjaciół, z którymi spędził dzieciństwo. Teraz jednak nie przypominali oni już tych samych beztroskich młokosów. Ich twarze okazywały teraz powagę i zaciętość. Na widok braci Hazardów, niektórzy nieco się rozchmurzyli i posłali im przyjazny uśmiech.
Gdy wszyscy już zasiedli na miejscach, wzrok zgromadzenia skierował się na Martina Basko i Rusta Flameka. Wszyscy zniecierpliwieni czekali na ich ogłoszenie.
Zanim te jednak nastąpiły, zajęto się kilkoma sprawami bieżącymi. Jak na każdej radzie, zaczęło się od kilku wzniosłych ideii, potem przeszła kolej na sprawdzenie stanu zapasów i tym podobnych rzeczy.

W końcu jednak przyszedł moment kiedy Martin Basko uniósł dłoń, uciszając wszystkich. Powstał od stołu, przejeżdżając po nim palcem, by po chwili zbierania myśli, przemówić.
- Moi przyjaciele. Jak dobrze wiecie stoimy w obliczu kryzysu. Zmierzają do nas królewskie wojska, których nie będziemy wstanie odeprzeć. To co zdobyliśmy, chcą nam zabrać i zdeptać. Naszą wolność rozedrzeć, a nasz zgnieść pod ciężkim butem monarchii. Dlatego też wraz z Rausem podjęliśmy pewne kroki. - to mówiąc wskazał na wymienionego możnego, który przejął głos.
- Za dwa dni do portu wpłyną dwa statki z Brumy. Zamiast jednak nieść ze sobą jedwabie i rudę, przybędzię na nich po 200 włóczników na każdym statku. Władca Brumy wspiera nasze idee wolnościowe, zaoferował nam wsparcie swych wojsk. Z tymi dzielnymi wojownikami, na pewno uda się nam odeprzeć króla, pokazując mu gdzie jego miejsce. -dodał dziarsko, uderzając dłonią w stół.

W sali rozbrzmiały okrzyki poparcia i zadowolenia. Najgłośniej, jak się Georgowi zdawało, wydawał je Samuel. On sam także był zadowolony, dodatkowe wojsko na pewno załagodzi niepokój panujący w mieście.
-Dobrze, mamy wojsko. Jednak nie zapominajmy, że Khan III nam tak łatwo nie odpuści. Nawet jeżeli uda nam się odeprzeć jego pierwszy atak, to wezwie od do pomocy swych sojuszników. – Odrzekł, gasząc nieco pozytywny nastrój towarzystwa, Girard. – Na arenie międzynarodowej jesteśmy uważani za zwykłych buntowników, niewartych żadnej uwagi. Po odparciu pierwszego natarcia królewskich garnizonów, jeżeli w ogóle uda nam się to zrobić, będziemy musieć jak najszybciej zdobyć sojuszników, gotowych dołączyć do naszej sprawy. Nie zapominajcie, że nie tylko my byliśmy ciemiężeni przez Khana III, z dobrych źródeł wiem, że pozostałe miasta po cichu popierają nasze powstanie i z odrobiną zachęty na pewno także dołączą do buntu przeciw królowi. Jeśli cały lud Ordilionu wzniesie bunt przeciwko władcy, to nie tylko uda nam się go obalić, ale i będziemy w stanie stworzyć niezależne państwo, wolne od królów i szlachty. Musimy patrzeć perspektywicznie moi drodzy przyjaciele, bo inaczej umrzemy wraz z naszymi ideami.
- Nim wezwie ich do pomocy, my zdążymy zebrać nowe siły. Ponadto to zwycięstwo na pewno przekona wiele innych miast do naszej sprawy. -rzekł gospodarz. - Jednak musimy uważać, by ta wiadomość nie dotarła do niepożądanych uszu. Nie wiemy ile królewskich psów węszy w mieście, pod fałszywą przykrywka wyniosłych idei. -dodał ciężko układając dłonie na blacie.
- A kto będzie dowodzić tymi wojskami? - Zapytał George. - Mało kto w mieście zna się na sztuce wojennej. A bez dobrego dowódcy, nawet gdybyśmy otrzymali dwa razy tyle żołnierzy, nie damy rady pokonać armii króla.
- Bruma wysyła nam nie tylko żołnierzy, ale i dowódców kompanii. Poradzą sobie bez większego problemu z dowodzeniem swymi ludźmi.
-W takim razie nie pozostaje nam nic innego jak czekać na ich przybicie. - Udzielił się w końcu Samuel - Huta przygotowała już wystarczającą ilość uzbrojenia dla ochotników. A Wydział Badań i Wynalazków pracuję nad nowym projektem machiny wojennej, która z pewnością zaskoczy garnizon króla, o ile zdążymy wyprodukować i przetestować ją na czas.
-Czy to wszystko co mieliście do ogłoszenia? - Zapytał Girard.
- Tak to już wszystko. -przytaknął mężczyzna o ciemnej skórze.
-W takim razie, skoro wszystko zostało już ustalone, możemy zakończyć to spotkanie. Wraz z bratem mamy jeszcze do nadrobienia kilka zaległości w Hucie. - Powiedział George wstając z krzesła. Pozostali członkowie rady postąpili za jego przykładem. Wszyscy pożegnali się i wyszli.

W drodze powrotnej do huty George, Samuel i Girard toczyli ze sobą zaciekłe debaty o przyszłości miasta, mających wkrótce przybyć wojskach, członkach rady i przyszłości Asurgatt. Lękali się przyszłości w tym samym stopniu co nie mogli się jej doczekać.
-Najbliższe dni stanowić będą o przyszłości Asurgatt, a nawet o przyszłości całego kraju. Tworzymy historię, o której potomni będą czytać w podręcznikach. Nie możemy przegrać. – Powiedział Girard na koniec. Ale jego słowa odbijały się niczym echo w głowię Georga przez długi czas.
 

Ostatnio edytowane przez Hazard : 15-07-2014 o 19:43.
Hazard jest offline