Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2014, 21:04   #67
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
WŚRÓD KSIĄŻEK I MIRAŻY WIZYTA DRUGA


Podziemna biblioteka Mistrza Albusa Blackwooda
Krótko przed ruszeniem w drogę powrotną


Shando krzątał się po bibliotece, szukając ksiąg zawierających magię wojenną, jednak albo Szalony Albus nie gustował w takowej, albo po prostu zaginęły w setkach prawdziwych i fałszywych tomisk wypełniających tę wspaniałą komnatę.
Lada chwila opuszczą to miejsce, a zabieranie ksiąg nie było dobrym pomysłem - szalony dziadunio był przywiązany do swoich grymuarów oprawionych w ludzką skórę i marny będzie los shandowych towarzyszy, jeżeli ruszy za nimi w pościg... lub - co bardziej prawdopodobne - wyśle w ślad za nimi coś potwornego.
Przez umysł specjalizującego się w magii przywołań czarodzieja przesunął się kalejdoskop morderczych potworów, które mogły przybyć na wezwanie mistrza magii - którym Albus mimo swojego szaleństwa i zamiłowania do introligatorstwa ekstremalnego niewątpliwie był.

Trzeba łapać, co jest, pomyślał czarodziej i podszedł do pulpitu z księgami w makabrycznych okładkach. Odsunął na bok Historię Netherilu i Historię Dalekiej Północy, pierwsze oprawione w gładką skórę, zapewne dziecka lub kobiety, drugie zaś o okładce pokrytej różnokolorowymi włosami - ani chyby zszytej zkilku skalpów. Cieniem przez Magię - o okładce z grafitowej drowiej skóry, próbował przeglądać, pamiętał to jednak jak przez mgłę. Jedynie w Nekromantycznych Zamysłach, gdzie ludzka skóra była uzupełniona złotą blachą - mógł od razu znaleźć przydatne zaklęcie, albowiem pokazała mu je Mara.


Shando zdjął pozostałe księgi z pulpitu, Nekromantyczne Zamysły umieścił w uchwycie, po czym rozpoczął szybkie przeszukanie biblioteki. Szybko okazało się że mimo iluzyjnego splendoru, w zacienionych kątach zamieszkałych przez pająki można znaleźć całkiem zapomniane i przydatne rzeczy. Zwój pergaminu zabrał od razu i po chwili namysłu dodał do niego jeszcze kilka. W przewróconej szkatule były kałamarze, w większości puste lub rozbite, jednak znalazł kilka pełnych i całych. Pióra walały się wszędzie, zgrabny nożyk skryptorski o rękojeści z kości narwala wymagał tylko naostrzenia. Brakowało piasku lub bibularza, ale w końcu ceramiczna figurka w kształcie zwiniętego węża okazała się słojem ze śnieżnobiałym drobnym miałem.


To nie będzie łatwe, pomyślał czarodziej, patrząc na swoje ręce nawykłe bardziej do uderzania w dębowe, treningowe kukły niż trzymania pióra. Tym niemniej sztuka kopiowania zaklęć to część czarodziejskiej edukacji, więc umiał robić i to. A przynajmniej umieć powinien.
Zaczął od naostrzenia noża, co wykończył używając skórzanego paska - niczym balwierz brzytwę. Przygotował tuzin piór, z czego połowę odrzucił. Następnie wodą z manierki rozpuścił zeschły inkaust na dnie kałamarza. Więcej światła, pomyślał i użył swej niezawodnej lampy z nieco nieszczęśliwym dżinnkiem w środku.

Pora wziąść się do roboty...

Zwój przyciśnięty do skryptorskiego pulpitu był gotowy. Shando - po tym gdy rozruszał dłoń pisząc kilka wersów na niepotrzebnym skrawku - też. Odetchnął głęboko wdychając woń kurzu i atramentu, przyprawioną delikatną nutą mirażowej magii.

Kopiowanie czarów nie jest łatwe, o wiele trudniejsze niż zwykłe kopiowanie tekstów. Zaś kopiowanie zaklęcia, którego się jeszcze nie odcyfrowało jest najtrudniejsze, dlatego calimshański czarodziej nie spodziewał się cudów. Znak po znaku, bardziej kopijąc je niczym obrazki niż przepisując poczuł się jak kilkuletni nowicjusz w klasztorze, którego trzcinką uczono prawidłowo pisać.


A jednak przez palce i pióro wraz z inkaustem spływała magia. Nie była to lśniąca niczym promień słońca nić, która nadawała misternym znakom smoczego alfabetu moc podczas zapisywania zwojów i ksiąg. W atramentowej czerni jażyły się niepozorne drobinki, iskierki, jakby pióro i pergamin rozpoznawały że nie jest to nic nie znacząca kaligrafia laika, a zaklęcie - tyle że jeszcze okryte chmurą tajemnicy.

Ledwie kilka razy Wishmaker musiał użyć nożyka do korekcji błędów, raczej przytrzymywał nim powierzchnię zwoju by była gładka pod piórem które - nawiasem mówiąc - często wymieniał na nowe.

Gdy skończył, czuł się zmęczony jak po wielogodzinnym treningu, mimo iż masywna klepsydra w rogu wskazywała że minęło niecałe pół godziny. Posypał zapisany tekst piaskiem, zdmuchnął, powachlował i schował pergamin wraz z pozostałymi do starego, ale wciąż mocnego tubusa z zielonej, łuskowej skóry, z którego najprzód wygonił mieszkającego tam pająka wielkości orzecha. Kałamarze, pozostałe pióra, nożyk i piasek schował zaś do torby.

Następnie podszedł do towarzyszy, którzy po drugiej stronie biblioteki kłócili się o coś nad nieprzytomnym niziołkiem.

 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 16-07-2014 o 05:43.
TomaszJ jest offline