Od czasu strzelaniny nie odezwała się ani słowem. Sama nie spodziewała się tego, jak łatwo przyjdzie jej nacisnąć spust. Zabić człowieka strzałem w plecy, nie mając wcale pewności, że jest to ten zły i na śmierć zasłużył. Martwiło ją to. Nie czuła wielkich wyrzutów sumienia. Albo my, albo oni, ale to zakrawało o przesadę.
Ocknęła się z tego zamyślenia i ponurych rozważań po dotarciu w pobliże siatki.
- Oby tylko ta wyprawa nie okazała się bezowocna...
Postąpiła według sugestii Marco, zdejmując z pleców karabin. Przyklękła i uniosła lunetę do oka, uważnie przesuwając nią po całej okolicy za i przed siatką, skupiając się głównie na wyższych partiach roślinności. Nie była taka pewna tego ciepła, więc przełączała tryby, starając się wypatrzeć wszelkie możliwe zabezpieczenia. |