| Post wspólny
- A ty co tam piszczysz? - w lesie druidka pochyliła się nad stworzonkiem i pogłaskała je po małym łebku. Świeże powietrze - nawet niosące ze sobą czarną woń zgnilizny ponurego lasu - było jej o wiele milsze niż zatęchły zapach kamiennych podziemi. Miała nadzieję, że będzie mogła poczekać na resztę tutaj, na zewnątrz, a nie znów tłuc się po ponurych lochach. Łasiczka była jednak nieustępliwa - i kiedy posunęła się do tego, że złapała zębcami brzeg Kostrzewowej szaty i zaczęła, śmiesznie zapierając się krótkimi łapkami, ciągnąć ją w kierunku zejścia w dół, kobieta poddała się w końcu i niechętnie ruszyła za chowańcem, żegnając spojrzeniem upragniony widok otwartego nieba i wsadzając oporne kruczysko pod pachę. Zeszła wgłąb korytarza i wkrótce zobaczyła majaczące przed nią plecy Vara i reszty ybnijskiej zbieraniny. Grzmot, słysząc śpiewy, wyszedł z kuchni ze swoją siecią na poszukiwania tak radosnej osoby, a za nim potruchtali Mara, wilk i w końcu Thog. Var sądził, że w tym miejscu zachowywać mógł się tylko właściciel ponurego przybytku… i Grzmot w kąpieli. Jako że nie zażywał właśnie luksusu gorących źródeł, założył że to mag. Nie zdążył jednak daleko ujść, kiedy trafił na Kostrzewę prowadzoną przez Węgielka. Wkrótce znaleźli bałagan w bibliotece, porozrzucane śniadanie i rozlane piwo, z czego spora część ostatniego zdawała się być na niziołku. Tyle że zdawał się być martwy. Między regałami kręcił się Shando, nie zwracając uwagi na leżącego Burra. - Na wszystkie liście Wielkiego Dębu… - druidka omiotła wzrokiem całą tą scenę, a gniew niemal unosił się z jej nozdrzy gorącą parą. - Po co zaś ten wypierdek tu lazł?!! Czy ktoś z tej bandy ma dwie… nie, jedną nawet klepkę na miejscu, a łba używa do myślenia, a nie do tego, żeby było na czym czapkę trzymać?! - warknęła. Kolejna rzecz, zdawało się prosta i łatwa, rozwaliła się w drebiezgi z powodu lekkomyślności jej kompanów. Frustracja druidki sięgała nieznanych dotąd wyżyn, przypominając jej, czemu jednak zwykle stroniła od ludzi i starała radzić sobie sama. Po prostu nigdy nie można było opierać się na innych… chyba że polegać na tym, że zawsze coś skiepszczą. Tymczasem goliat przystawił sztylet do ust mikrusa i poczekał dłuższą chwilę, sprawdzając czy metal zaparuje. Czekanie i wstrzymanie przez Vara oddechu się opłaciło. - Tylko śpi jak zabity, zamiast maga. Ech, zabierajmy go i znikajmy to, póki jesteśmy w jednym kawałku. Chyba że umiesz go z tej trutki dobudzić migiem. - zwrócił się do druidki, która podeszła do małego ciałka i trąciła je nogą. - Niech śpi… - mruknęła - Nic mu nie będzie, a driakiew jest tyle silna, że się wybudzi za parę godzin dopiero. Mocy na niego żal marnować, tfu… - wykrzywiła się. Rozejrzała się po iluzorycznych półkach i szybkim ruchem kija zrzuciła kilka tomów na podłogę, a potem przesunęła je na małą kupkę. - Olej albo płyn alkimiczny masz? - spytała goliata - Uchodzić nam trzeba, a ja tej wieży i tego zgniłego ogryzka tu tak nie zostawię, żeby dalej na złe czarował… - zastrzegła, rzucając na stosik kolejne kartki. Var przerzucił sobie niziołka przez ramię, jego plecak zaś wziął do ręki, żeby nic nie powypadało. Później miał zamiar wsadzić go do worka, z głową na wierzchu, żeby łatwiej się go niosło. - Nie mam, ale skoro już chcesz to podpalać, niech wszyscy się najpierw zbiorą przy wyjściu. Weźcie księgi, w których znaleźliście jakiekolwiek informacje, jak mu spalisz bibliotekę, to możemy zapomnieć o jakiejkolwiek pomocy lub łagodnym obchodzeniu się z nami, pewnie będzie chciał nas ubić. Przerobić na okładki i odnowić bibliotekę. Podobno są do nich przywiązani. - Poprawił sobie niziołka na ramieniu. - Tylko dobrze wybierajcie, bo trzeba będzie nieźle zasuwać żeby stąd żywcem ujść - sapnął. - Oszaleliście chyba! - krzyknęła Mara. - Przecież Naut też się od tego dymu udusi! - No i chuj? - spytał zdziwiony półork odrywając na chwilę wzrok od Kostrzewy. Mara aż zapowietrzyła się z oburzenia. -Bo pęknie hy hy… - zażartował - To mroczny elf. W innych okolicznościach porwałby Cię… - wzruszył ramionami. Shando zebrawszy naręcze różności - nie gwizdnął ksiąg, jak pierwotnie zamierzał (w historii przeklętych przez kradzież i tak był jeden Wishmaker za dużo) - podszedł do towarzystwa stojącego nad Burrem i po zerknięciu na kufel wszystko dla niego stało się jasne. Ale spalić bibliotekę? Nie miał ochoty ani mocy by mierzyć się z mściwością Albusa. Dlatego odpowiedź mogła być tylko jedna. - Nie podpalamy. Zajmą się tym Helmici. Thog milczał większość czasu. Był prostym osobnikiem, nie pojmował całego, tego świata magicznego. Miał proste potrzeby i dążył do ich spełnienia. Koniec końców zaintrygował go fakt, dlaczego zbudził się nago na gałęzi drzewa w mrocznym i niebezpiecznym lesie. - Kostrzewa wie, co mogło się Thogowi przytrafić? - zagadał rasową kuzynkę. - Pewnie czar Sugestii. Ale to nie moja specjalność. - rzucił calishyta od niechcenia, ignorując fakt, że pytanie nie było do niego. W końcu co dzika półorczyca mogła o tym wiedzieć? Sama zaś druidka, zajęta gromadzeniem materiałów na podpałkę, zignorowała toczące się jej za plecami rozmowy. Dopiero, kiedy efekt wydał jej się zadowalający - jak na wielki pośpiech, z którym starała się zbudować to prowizoryczne ognisko - stanęła nad kupą papierów, grzebiąc po szacie w poszukiwaniu czegoś, czym można by skrzesać iskry. Jej oczy - oba - odszukały wzrok Shando. - Pierwej to Helmici się tu nie raczyli pofatywgować nawet i wątpliwe, czy i drugi raz będzie im się leźć chciało. Zresztą, dość zmartwień mają w Ybn, a mało ich tak, by tu kogoś jeszcze posłać. Jak magusowi ostawimy papióry, to jak tu się kto nawet zjawi, to ów go czarem zmiecie…i kolejną będzie miał księgę, tym razem w stalowej oprawie...dalej ci mam wymieniać? - zagadnęła kwaśno z krzesiwem w dłoni - A elf se poradzi. Czarne grzybojady w podziemiu się tak czują, jak zielone szyszkojady w lesie…Znajdzie jakąś norę i najgorsze przeczeka. A i może jak wariat nie będzie miał zaklęć, to i tą smycz magiczną łatwiej mu będzie zerwać - zapewniła Marę. - On nas zabije. - oznajmił Wishmaker. Lub przerobi na ozdoby ogrodowe, dodał już w myślach. - Wierzyć mi się nie chce. Czy wam wszystkim rozum odjęło? - Mara postawiła oczy w słup. Usta zacisnęła tak mocno, że przypominały białą bliznę. - Idę poszukać Nauta. Nie pozwolę go spalić, to jakieś szaleństwo. Na Kostrzewę spojrzała jakby zupełnie nie pojmowała jej poczynań, ba, widziała druidkę po raz pierwszy albo w całkiem innym świetle. Grupę opuściła dziewczynka w pośpiechu a za nią pognało wilczysko. - Naut! - nawoływała na całe gardło znikając w labiryncie korytarzy. - Naut, słyszysz!? Nie musiała wołać długo; co prawda tej części podziemi nie znała i było tu ciemno jak oko wykol, ale wilczy nos nie potrzebował światła. Naraz z ciemności wysunęła się szczupła dłoń i złapała za ramię, osadzając w miejscu.
- Milcz, jeśli ci życie miłe; chcesz ściągnąć sobie tego dziada na głowę? - syknął Naut, pojawiając się dosłownie z nikąd.
- Biblio... teka... - wysapała Mara. - Kostrze...wa chce spalić...
- Leć do kuchni po wodę! - Nautowi nie trzeba było więcej. Odwrócił Marę we właściwym kierunki i cicho jak duch skoczył w ciemność.
Ostatnio edytowane przez Sayane : 18-07-2014 o 14:24.
|