Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-07-2014, 21:07   #19
Ribesium
 
Ribesium's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znany
"Jak zwykle uprzejmy. Widać ten typ już tak ma" pomyślała dziewczyna z rezygnacją. Zaczynała żałować, że nie zjadła wcześniej śniadania. Pod sukienką co jakiś czas dało się słyszeć nieprzyzwoite burczenie. Jednak Aldar chyba nie zwracał na to uwagi. Na nią zresztą też nie. Usiadła bokiem na wskazanym pieńku robiącym za stołek. Mimo obecności tego dziwaka czuła się prawie jak u siebie. Znajome zapachy, znajome rośliny. Zawiesiła wzrok na dłużej na jednym ze słoików.

- Jak się panu udało go zerwać? - powiedziała zamiast dzień dobry wskazując głową na pływający prawdopodobnie w formalinie kryształowy sen.

-Trzeba znać sposób. -mruknął Aldar, zerkając na kwiat, który pływał w zwykłej wodzie. - Nie można go dotykać, naczynie wkładasz do wody, a następnie wyciągasz tak, by zabrało ze sobą i kwiat. Jednak nie można pozwolić by dotknął on ścianki. -wytłumaczył, wąchając dym wypływający z jednej z kolb.

- Czemu jedziesz razem z tym dzieciakiem Anzelmem? - zapytał po chwili milczenia.

- Babcia wysłała mnie wraz z nim po sprawunki - odpowiedziała wymijająco. Nie będzie się tłumaczyć jakiemuś dziadydze. Ciekawe jakim cudem udało mu się zerwać kwiat tak, by nie dotknął naczynia. Widocznie jednak nie jest pijakiem, jak przypuszczała na początku. Inaczej trzęsły by mu się ręce. - Lepiej niech pan powie, czemu chciał mnie widzieć? Tylko szybko, musimy niedługo ruszać - mówiąc to zaczęła wyciągać z sukni liście, patyki i inne zaplątane dary lasu. Może i kot był dobrym przewodnikiem, ale najwyraźniej nie brał poprawki na wzrost Ansley .

- Dlatego, że żyjesz… - mruknął starzec, siadając ciężko na twardym łożu. Sapnął głośno, by ponownie splunąć gęstą śliną, wymieszaną z żółcią wprost do przygotowanej na te cele bali. - Kryształowy sen, ma pewną dziwną cechę. Ten kto go wdycha ma swe wizje zależne od siły zatrucia. Im bardziej związane są one z kostuchą i jej zawodem… - na wspomnienia żniwiarza, przeklął cicho pod nosem, by mrocznego odpędzić. -... tym bardziej śmiertelna jest dawka. Nie słyszałem nigdy by ktoś widział demony… oraz dożył by o tym opowiedzieć. Kiedy zasłabłaś na lądzie, znowu coś widziałaś dziewczyno?

Ansley mimowolnie odwróciła wzrok w momencie, kiedy starzec spluwał. Robiło jej się niedobrze. W połączeniu z pustym żołądkiem miała ochotę po prostu stąd wyjść. Słowa staruszka zszokowały ją jednak na tyle, że musiała na niego spojrzeć. Czy on serio mówi, że powinna już nie żyć?

- Tak, miałam jeszcze jedną wizję - przyznała z rezygnacją. - Stałam po środku lasu, przed jakimś ogromnym drzewem. W drzewie była dziupla, a tam… sama nie wiem. Coś się na mnie gapiło i chichotało. Tak złowieszczo i demonicznie. A potem cały las stanął w płomieniach - wzdrygnęła się na samo wspomnienie. - W nocy też miałam koszmary, choć zazwyczaj ich nie miewam - westchnęła - Skoro według pana powinnam już być martwa, to czemu jeszcze żyję? I jak długo będą mnie męczyć te wizje? Przychodząc tu miałam nadzieję, że usłyszę jakąś poradę, lub dostanę jakieś nowe listki do żucia, czy coś - starała się uśmiechnąć, ale wypadło to blado. Była śpiąca, głodna i zmartwiona. Nawet nie zwróciła uwagi na fakt, że niewdzięczny kot znów ociera się o nogę Aldara.

- Hmmm. - mruknął zamyślony, wplatając palce w gęstą brodę. Gładził przez chwile splątane siwe kudły, wyzwalając tym samym małą ulewę okruszków i brudu. - Ponoć to się czasem zdarza… - stwierdził bardziej do siebie. - Słyszałaś stary przesąd o tym, że przed śmiercią często widzi się całe życie? - zapytał niespodziewanie.

- Słyszałam, ale moje wizje i sny nie mają zbyt wiele wspólnego z moim przeszłym, przyszłym lub obecnym życiem - powiedziała stanowczo. - To po to mnie pan wezwał? Żeby pytać o moje wizje zamiast poradzić mi, co mam zrobić? - wstała nawyraźniej zbierając się do wyjścia.

- Siedź, głupia. - warknął starzec. - Wy młodzi zawsze jesteście zbyt pochopni. - mruknął, po czym zakaszlał cicho by znowu musieć splunąć do miski. - Jeżeli nie zginęłaś, mimo że miałaś, to znaczy, że ktoś inny oddał swoje życie zamiast ciebie. - przedstawił pogląd na kolejną z wiejskich legend. - Ponoć żniwiarza oszukać można było tylko inną duszą. Czasem się tak zdarza przy kryształowym śnie… dlatego często nazywa się go proroczym krzewem. To, co widziałaś, musi być w takim razie związane z najbliższą przyszłością. To może być jakaś zagadka, nie wierzę, że nagle z jeziora zaczną wyskakiwać demony. - mruknął i pokuśtykał w stronę stołu. - Żując to uwolnisz organizm od toksyn w ciągu trzech dni, po tym czasie koszmary powinny minąć… ale lepiej ich nie zapominaj. Gdzieś tam musi kryć się odpowiedź. - mruknął podając jej pęk zasuszonych liści. - A to masz na własną odpowiedzialność. - dodał, podając jej słoiczek z kryształowym snem. - Jeżeli uznasz, że masz wystarczająco dużo szczęścia, może będziesz chciała upewnić się co do swoich omamów. A teraz zjeżdżaj dzieciaku. - niezbyt miło ją pożegnał.

Dziewczyna poczuła się nieco głupio. Może i Aldar był dziwakiem, ale miał dobre serce. Przyjęła oba podarunki i podziękowała nieśmiało. W sumie czuła się coraz gorzej. Każde słowo starca było jak przysłowiowy gwóźdź do trumny. Cieszyła ją perspektywa wyzbycia omamów, jednak myśl, że ktoś zginął po to, aby ona żyła dalej, była bardzo przykra. Na szczęście nie był to Anzelm . W końcu jeszcze rano oddychał i miał się nieźle. Innych osób nie znała, dlatego strata, przynajmniej w jej mniemaniu, nie była tak bolesna. Nagle jednak znów przeszedł ją dreszcz strachu - a co z jej babcią? Co prawda Corliss była wybitnie zaradna, samodzielna i niezależna, znała też na pewno sposoby na samoobronę - jednak czy zdołałaby przechytrzyć kostuchę? Dziewczyna obiecała sobie, że jak tylko dotrą do Venjar to wyśle do babci gołębia pocztowego. Teraz pozostało mieć nadzieję, że w domu wszystko w porządku. Na słoiczek zapatrzyła się dłuższą chwilę. Wyglądał tak niepozornie i niewinnie.

- Raczej nie czuję potrzeby wkładania tam palców - rzuciła na odchodne. - I mam nadzieję, że nie będę musiała. Niemniej dziękuję - dygnęła dość nieporadnie i wyszła z chatki nasuwając kaptur na głowę.

Poranek nadal był chłodny a ona czuła wybitną potrzebę zjedzenia śniadania. Z pustym żołądkiem ciężko jest rozwiązać jakąkolwiek zagadkę. Od niechcenia oderwała z podarowanej jej gałązki jeden listek i zaczęła go rzuć. Skoro Anzelm jeszcze tu nie przybiegł, to pewnie nadal śpi.

- No to prowadź z powrotem - pogłaskała Lucyfera po mądrym kocim łebku i ruszyła w ślad za nim.

Kiedy dotarli do obozowiska Anzelm był już na nogach i pakował manatki. Z kociołka wiszącego nad ogniskiem wydobywały się jakieś smakowite wonie. Słysząc szelest mężczyzna odwrócił się.

- No, jesteście wreszcie. Zjedz coś i ruszamy. Podejrzewam, że stary nie dał Ci nawet herbaty – mówił spokojnie i z uśmiechem, jednak Ansley wyczuwała, że ma do niej żal, iż nie zabrała go ze sobą. Posłusznie nabrała do miski czegoś, co wyglądało jak owsianka. Jadła dość łapczywie parząc się przy tym w język. Co jakiś czas zerkała na kupca, jednak ten zajęty był oporządzaniem koni i przekładaniem pakunków w wozie. Po jedzeniu wzięła ze sobą miskę, kociołek i bukłaki i umyła wszystko w stawie. Co dziwne, nie dostrzegła nigdzie kryształowego snu. Na tafli unosiły się same liście, jednak kwiatu nie było ani jednego. Czyżby roślina, wzorem pustynnych kwiatów, o których kiedyś czytała, chowała się w dzień i otwierała dopiero w nocy? Czuła, że jest jeszcze bardzo daleko od rozwiązania zagadki, o której mówił Aldar. Zaczerpnęła wody do czystego kociołka i zaniosła z powrotem do obozu. Zagotowała ją, żeby pozbyć się bakterii i po przestudzeniu wlała do bukłaków. Ruszyli.

Dzień zapowiadał się pogodnie. Wczesnym popołudniem Anzelm nieco się rozchmurzył i zaczął nawet normalnie rozmawiać. Opowiedziała mu z grubsza o tym, czego dowiedziała się od Aldara, zachowując dla siebie informację, iż przewozi niebezpieczny kwiat. Ciekawa była, jak zniesie podróż, obijając się o ścianki słoika. Na zdrowy rozum powinien się prędzej czy później rozpaść.

Nocować mieli w małym zagajniku blisko traktu. Dziewczyna zastawiła wnyki w nadziei, że uda im się złapać jakąś kolację, lub choćby śniadanie. Niestety, szczęście tym razem nie dopisało i wieczorem musieli zadowolić się przewożonym przez dziewczynę suszonym mięsem, resztką nalewki i zbożowym plackiem Anzelma. Kręcąc się po okolicy dziewczyna znalazła upragnione liście mięty, z których przyrządziła aromatyczny napar. Przed snem wyciągnęła raz jeszcze zielnik i po kryjomu, gdy młody kupiec poszedł po drewno na opał, także słoik z kryształowym snem. O dziwo, zniósł podróż całkiem dobrze. Dziewczyna podniosła go na wysokość wzroku. Przezroczyste liście, zdobione setkami drobniutkich żyłek, nadal hipnotyzowały, nie mniej niż czerwony żarzący się środek. Tym razem jednak nie miała ochoty na bliższy kontakt z rośliną. W sumie, jeśli zajdzie potrzeba, może użyć kwiatu jako broni. Wylanie go na kogoś odniosłoby pewnie podobny skutek do tego, z jakim dziewczyna miała już do czynienia. Schowała słoik na miejsce. Czuła się ogromnie zmęczona, jednak i tym razem obawiała się zasnąć. Codzienne koszmary stawały się męczące. Sięgnęła do zawiniątka i oderwała kolejne kilka liści wiśni. Żuła je pomału, wpatrując się w trzaskający ogień. Mijał już czwarty dzień podróży – za następne dwa powinni dotrzeć do Venjar. Z jednej strony czuła ekscytację na myśl o ujrzeniu tamtejszych ludzi, sklepików i rozrywek, z drugiej zaś dręczyły ją złe przeczucia. Ciążyła jej bardzo misja, którą dostała od babci. Tajemniczy pakunek zawierał jakąś tajemnicę i jeśli zamierzała ją choć częściowo odkryć, to nie znajdzie lepszego momentu. Ponownie zanurzyła rękę w zawiniątku i wyjęła pakunek przeznaczony dla Lachelle. Po chwili wahania rozwinęła serwetę i jej oczom ukazała się prosta drewniana skrzynka. „Otwierać, czy nie otwierać” – biła się z myślami. Lucyfer podszedł do niej i zaczął obwąchiwać skrzynkę. Zamachał parokrotnie ogonem i zaczął mruczeć, mrużąc przy tym swoje żółte oczy. Wzięła to za dobrą wróżbę. Jeden głęboki oddech i…



Jej oczom ukazał się średniej wielkości kamień, jakiego w życiu dotąd nie widziała. Bił od niego złocisty blask, a w jego wnętrzu coś się kotłowało i przesuwało, niczym chmury po nieboskłonie. Pomna jednak wcześniejszych doświadczeń z kryształowym snem nie odważyła się go dotknąć. Zamknęła drewniane pudełko i zawinęła je w chustę po czym włożyła do swego tobołka jak gdyby nigdy nic. Dość wrażeń jak na jeden dzień. Czuła się jednak nieco rozczarowana. Spodziewała się, że w skrzynce znajdzie co najmniej odciętą dłoń, ząb trzonowy albo zasuszoną żabę. Co prawda kamień wyglądał ciekawie i oryginalnie, jednak nie wydawał się na pierwszy rzut oka jakiś wyjątkowy lub magiczny. Ale cóż, dała się nabrać na piękny kwiatek, więc kto wie, czy kamień też nie ma jakichś właściwości.

Kiedy Anzelm powrócił z rękojeścią drewna udała się raz jeszcze na obchód. Tym razem szczęście dopisało. We wnykach znalazła szamoczącego się zająca. Skróciła jego mękę i zaniosła kupcowi do oprawienia. Do końca podróży byli zaopatrzeni w ciepłą strawę.

-To o co tym razem prosiła cię babcia? I Aldar? – zagadnęła siadając przy ogniu.
- W sumie nic nadzwyczajnego. Głównie o produkty niedostępne na odludziu, jak mydło, materiały, mąkę i alkohol – odpowiedział szamocząc się z szarakiem. – To chyba raczej ty miałaś załatwić coś niezwyczajnego u tej… jak jej tam? LaBelle?
- Lachelle – sprostowała Ansley. – Tak, mam jej przekazać pewien przedmiot, w zamian za co dostanę coś, czego babcia pilnie potrzebuje. Znasz jednak Corliss, nie zdradziła mi za dużo – miała nadzieję, iż chłopak nie zacznie drążyć tematu. – Pokażesz mi jakieś ciekawe miejsca w mieście? Może trafimy nawet na jakiś festiwal albo przedstawienie – rozmarzyła się.
- A wiesz, że dobrze się składa? Akurat za trzy dni będzie pełnia księżyca. Wtedy to mieszkańcy urządzają nocny festyn ku czci boga Lunara. Jest na co patrzeć – z Ordilionu przyjeżdżają nawet tancerze, którzy potrafią wyczyniać prawdziwe cuda z zapalonymi pochodniami, a nawet połykać ogień. Myślę, że ci się to spodoba . – odpowiedział pełen entuzjazmu.

Ansley uśmiechnęła się radośnie. A więc jednak jej nadzieje na przeżycie czegoś ciekawego niedługo się spełnią. Szkoda tylko, że Anzelm traktuje ją bez cienia jakichś głębszych uczuć. Przez te cztery dni i noce nie okazał ani gestem ani słowem większego zainteresowania jej osobą. Opiekował się nią zwyczajnie jak siostrą, czując odpowiedzialność za jej osobę. Pomału zaczynała wątpić, czy kiedykolwiek coś się między nimi wydarzy. A przecież tak bardzo chciała, by to z nią właśnie osiadł na własnej ziemi, założył rodzinę i spędził resztę życia. Wiadomo, nie był ideałem, jednak jego zaradność, pracowitość i obycie w świecie bardzo jej imponowały. Kiedy mówił roztapiała się w jego słowach, czasami nawet nie rozumiejąc co mówi, a jedynie chłonąc tembr głosu i patrząc w ciepłe błękitne oczy.

Czy mogę dzisiaj spać obok ciebie? – spytała znienacka. – Bo wiesz, noce robią się coraz chłodniejsze, a we dwójkę jest cieplej. – dokończyła szybko czując, że robi się czerwona. Na szczęście było już ciemno, istniała więc szansa, że chłopak nie dostrzeże tego rumieńca.
- No skoro ma ci być cieplej, to czemu nie – zgodził się Anzelm i puścił do nie oko. – To przenieś swoje rzeczy, a ja dorzucę na noc do ognia.

Wymyślając sobie od głupków i desperatów dziewczyna przeniosła swoje zawiniątko i resztę tobołków bliżej posłania kupca. Rozłożyła je starannie i poszła jeszcze do lasu załatwić swoje potrzeby. Kiedy wróciła Anzelm właśnie się rozbierał. Przemknęła koło niego starając się nie gapić. Lucyfer leżał zwinięty w kłębek koło ogniska. Zrzuciła wierzchnią suknię i wślizgnęła się pod swój płaszcz i fragment koca chłopaka. Słyszała, jak kładzie się za jej plecami i przykrywa kocem.

- No to dobranoc – powiedziała i zamknęła oczy. Czuła jednak, że długo jeszcze nie uśnie.
 

Ostatnio edytowane przez Ribesium : 17-07-2014 o 21:19.
Ribesium jest offline