Esko dobiegł na miejsce, musiał wyglądać okropnie w tym prawie że szpitalnym, teraz już podartym stroju i całym zakrwawionym przez krew z rozbitego nosa. Dzieci tulące się w kącie, musiały teraz cholernie się bać. On sam by się bał, przed chwilą myślał że umrze i tylko dzięki kobietom przeżył. Na miejscu dyszał ciężko łapiąc oddech ustami, nos był pewien krwi, skrzepów i innych dziwnych rzeczy, które się pojawiają wtedy kiedy złamie się nos. - Cześć dzieci… – mruknął, lecz przyjacielskiego uśmiechu przez maseczkę widać nie było – Są jeszcze jacyś? Pójdę sprawdzić co z Wyssem… – zakomunikował, gdy naprawdę zrozumiał że jest w miarę bezpiecznie.
Ruszył tam, gdzie zapowiadał. Wyss wybiegł i pewnie tam leży, wątpił w to że żyje. Ale mogli nie zauważyć w nim zagrożenia, jak został ranny i cały czas tam leżeć. Już chciał iść, kiedy ściągnął maseczkę spod której ciekła krew, pod maseczkę było jej całkiem sporo. Wylało się to mu na ubranie. - Umie ktoś nastawiać nosy? – zapytał kobiet przed tym, jak ruszył zaopiekować się Wyssem.
A przy okazji trupami poległych, które mogły mieć wiele przydatnych przedmiotów, dopiero w opresji wyłazi prawdziwa natura człowieka. Wiedział na pewno że potrzebuje nowych ubrań, i o ile się nie zaraził „niebieskim”, to coś znajdzie i solidnie to wygotuje, nim założy.
__________________ Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być. |