Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2014, 01:07   #8
Dark_Archon_
 
Reputacja: 1 Dark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłość
Podróż statkiem minęła całkiem szybko, choć wielu ze współpasażerów zdążyło w tym czasie oszaleć, albo zabijając się w dziwnych zabawach, albo wychodząc na pokład i nie wracając. Widocznie musiał przespać większą cześć rejsu, ewentualnie wszystkie te dni pod pokładem bez dostępu do słońca zlały się w jeden długi i nawet tego nie zauważył. Książę przez całą podróż nie ruszał się zbyt daleko od swojego miejsca, zajmował się głównie obserwowaniem innych albo leżeniem. Wciąż miał na sobie swoją zbroję. Jakimś cudem udało się powstrzymać marynarzy przed jej zarekwirowaniem. Niestety broń musiał już oddać. Nie leżało się zbyt wygodnie w zbroi, lecz czuł się w niej zdecydowanie pewniej. W sumie to nie pamiętał, kiedy ostatni raz ją zdejmował. Cały czas w boju lub w drodze na bój - musiało mu się zapomnieć.
Szkoda, że nie mogłem wziąć ze sobą tego pachołka. Przynajmniej miałby kto się opiekować moimi rzeczami. Zabrzmiał głos w czaszce rycerza. Nawet nie spamiętał jego imienia. W czasie wojny tak szybko zmieniali się jego pachołkowie, że nie nadążał ich zapamiętywać. Aviusowi de Molay, pomimo wysokiego urodzenia, nie pozwolono wziąć nikogo ze sobą na pokład. Ale niektórzy wzięli ze sobą swoje kobiety - pomyślał, patrząc na krąg utworzony wokół dwójki walczących pasażerów, z których jeden był kobietą. Niektóre wydawały się jednak zbyt dzikie, jak na jego standardy.

Zejście na ląd nie sprawiło rycerzowi takiego problemu, jak pozostałym. Nie podzielał ich dziwnych lęków przed wyjściem, ani choroby morskiej - czy raczej w tym przypadku "lądowej". Sprawnie opuścił pokład, odebrał swoje rzeczy. Ktoś w międzyczasie wcisnął mu dziwną czerwoną tabliczkę z numerkiem. Zupełnie jakby był jakimś towarem w magazynie portowym. Choć urażało to jego dumę, to powstrzymał się przed jakimkolwiek komentarzem. Ominął swawolne towarzystwo, które szukało tylko tawerny, i poszedł znaleźć miejsce do spoczynku. Nie miał w zwyczaju hulać z nieznanymi ludźmi i do tego przed bitwą, która w jakimś sensie czekała na niego następnego dnia. Do tego trzeba było zadbać o broń, bo marynarze zapewne nie zabezpieczyli jej dostatecznie przed słoną, morską wodą.

Noc nie dała odpoczynku. Znów we śnie leżał na zielonej łące. Znów czuł intensywną woń kwiatów oraz źdźbła traw wbijające się mu w plecy. Widział malutkie stworzenia, pełzające i kroczące wśród roślin. Ale nie mógł się ruszyć. Nie miał jednak czasu rozmyślać nad takimi ezoterycznymi sprawami. Pora była jeszcze wczesna, sądząc po położeniu słońca na niebie, kiedy książę wyszedł, rozeznać się o co tu chodzi. Dziwna to była wyspa. Domy z papieru strawiłby pierwszy lepszy pożar. Miejscowi ludzie też wydawali się dziwni. Żółtawa cera, skośne oczy. Co prawda widywał już kiedyś ich pobratymców w wielkiej mongolskiej hordzie. Ale czy Mongołowie posiadali wyspy? To był koczowniczy lud. Może gdzieś za niekończącymi się stepami było jakieś może i jakieś wyspy, ale książę powątpiewał w tę teorię. Do tego ci tutaj byli zdecydowanie mniej uprzejmi. Każden jeden napotkany albo to wytrzeszczał oczy, jąkał się lub tracił głos całkowicie, kiedy został zapytany o cokolwiek. Nawet przeszło mu przez myśl, że coś nie tak może być z jego twarzą, ale nie - wszystko było w porządku. Być może nie wiedzieli po prostu jak się zachować w obecności kogoś o wyższym statusie społecznym.

Uroku wyspie dodawała różnorodna menażeria, która przybyła statkiem. Spotkał nawet wilkołaka, którzy dość uprzejmie, jak na bestię swego typu, wskazał rycerzowi miejsce zbiórki. W innej sytuacji, z pewnością stanęliby naprzeciw siebie, a nie wymieniali uprzejmości. Nie łatwo jest zdjąć klątwę lykanotropii, a tu zapewne nie było przygotowanych odpowiednio egzorcystów. Czasem śmierć jest najwyższym aktem łaski dla tych istot. To jednak nie było normalne miejsce, trzeba było być ostrożnym i rozważnie wybierać przeciwników, zupełnie jak na wojnie. Według plotek zasłyszanych tu i ówdzie, na wyspę przybył również wampir i ghul. Paskudne stworzenia. Nie mógł się doczekać, kiedy ich spotka, nikt jednak nie mógł lub nie chciał udzielić mu stosownych informacji o nich. Miał w sakiewce ukrytą fiolkę z żywym srebrem oraz srebrny krucyfiks, specjalnie na takie okazje. Samym swoim istnieniem te pomioty piekielne stanowiły obrazę boskiego porządku.

Nad placem, będącym miejscem zbiórki, górowały słupy z zawieszonymi różnokolorowymi tablicami. Pod nimi formowały się mniejsze i większe, mniej lub bardziej dziwne grupy. Wśród nich sporo było również kobiet. Książę nie mógł znaleźć powodu, dla którego się tu zebrały tak licznie. Żeby wspierać swoich mężów? Być może, ale były na to stanowczo zbyt dobrze uzbrojone. Co prawda zdawał sobie sprawę, że w niektórych krajach kobiety bywały bardziej wojownicze od mężczyzn, ale jakoś nie był w stanie przyjąć tego faktu do głowy. Niektóre z nich ponadto miały uciętą jedną pierś. Jak one wyobrażają sobie wykarmienie potomków jedną piersią?
Prawdopodobnie większa cześć z tych osób prędzej, czy później stanie się jego wrogami w tych igrzyskach. Tylko jedna drużyna może zwyciężyć, albo i tylko jeden wojownik. Tak więc Avius przechadzał się między drużynami, starając się rozeznać w ich możliwościach i przypisać główne cechy drużyny do koloru, aby łatwiej to potem zapamiętać. Szukał także wzrokiem i słuchem wyróżniających się przywódców i starał się ocenić ich zdolności oraz jakie zagrożenie mogą stanowić. Te informacje mogą się przydać później. Kiedy tak przechadzał się i rozglądał, w pewnym momencie ktoś dał mu kawałek patyka z upieczonym na nim gryzoniem. Spojrzał w górę. Zatrzymał się akurat pod wiszącym mu nad głową większym odpowiednikiem jego czerwonej tabliczki, którą przywiązał rzemykiem, żeby się nie zgubiła. Chyba przybył pierwszy ze swojej kompanii. Ugryzł kawałek tej myszy, którą dostał. Smakowała jak popiół. Zupełnie jak żarcie na statku, choć tam mógł obwiniać marynarską kuchnię. Widocznie w całym tym rejonie tak gotowano. Może to wina tutejszych, egzotycznych przypraw. Mniejsza jednak o to. Rycerz wcisnął w ręce patyk jakiemuś niskiemu chłopczykowi, który akurat przechodził obok. Czy on miał brodę? Przemknęła myśl po głowie, lecz gdy się obrócił, już nie było tej osoby widać.
 

Ostatnio edytowane przez Dark_Archon_ : 18-07-2014 o 12:22.
Dark_Archon_ jest offline