Wolf wpadł na pierwszego orka szarżą w chwili gdy ten odwracał się w stronę nowego zagrożenia. Tarcza zderzyła się z zielonym cielskiem sprawiając że bestia zatoczyła się dwa kroki i zaraz padła na ziemię z brutalnie rozciętym łbem.
- Raaaaaaghhh! - zakrzyknął niemal zwierzęco podnosząc miecz do góry.
Z kilkunastu gardeł niedoszłych strzelców rozległy się podobne okrzyki bojowe. Przepełnione adrenaliną, emocjami i desperacką żądzą przetrwania. Zbrojni wpadli na tylne szeregi orków z miejsca kładąc kilku najbardziej zaskoczonych lub najsłabszych. Wolf pokazał im że przeciwnik krwawi i tyle wystarczyło by podnieść morale. Mieli szansę wygrać i mieli szansę to przetrwać. W tym momencie nie liczyło się nic więcej.
Po tych pierwszych kilku chwilach przyszła jednak odpowiedź, gdy część orków w końcu stawiła opór kontratakowi. Trzech zbrojnych padło usieczonych bezlitosnymi uderzeniami tasaków. Padli na ziemię z wytrzeszczonymi w przerażeniu i bólu oczami i coraz więcej juhy wsiąkało w zmarzniętą ziemię. Ludzie nie stracili jednak werwy.
Wolf stał w pierwszym szeregu i nie zamierzał się cofać. Nie musiał już wydawać rozkazów. W tej siekaninie nie było miejsca na taktykę. Bezpośrednie zwarcie w tej sytuacji rządziło się już własnymi prawami - zabij, albo zgiń. Zaczynały go boleć ramiona od przyjmowania uderzeń na tarczę i wykonywania potężnych zamachów i pchnięć.
Na szczęście krasnoludy zbierały swoje żniwo po swojej stronie dziedzińca. Zakleszczeni między krasnoludzkimi tarczownikami, a ludzkimi miecznikami, orkowie nie mieli ostatecznie szans. Niewyszkoleni w walce wręcz strzelcy padali jeden po drugim, ale ich kontrnatarcie wystarczyło, by przechylić szale zwycięstwa na stronę obrońców.
Niedługo później Wolf stanął obok Leroka na placu spływającym krwią i zasłanym ścierwami zielonych oraz ciałami ludzi i krasnoludów. Obaj dyszeli ciężko niczym kowalskie miechy. Ubabrani we krwi przeciwników, wyglądali niczym demony wojny. Wolf podniósł miecz do góry i krzyknął zwycięsko. Lerok mu zawtórował - tak jak i nieliczni pozostali przy życiu piechurzy.
Ten dzień nie był stracony. |