Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-07-2014, 08:24   #511
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Problemy roiły się niczym pchły na bezpańskim kundlu. Gdzie by się nie ruszyła, Laura widziała jedynie śmierć, krew i zielone potwory. O ile kobieta w głębokim poważaniu miała obcych sobie ludzi, oraz ich ewentualną śmierć, to widok orków podsycał w niej głęboką pogardę i nienawiść. Kątem oka dostrzegła, jak olbrzymie bydle posyła kopniakiem jednego z obrońców przez dziedziniec, fundując mu krótki lot zakończony spotkaniem z cembrowiną studni. Dłuższa kontemplacja nad tym zjawiskiem nie była jednak możliwa. Na miejsce każdego zabitego wroga pojawiało się kilku kolejnych, zupełnie jakby celem przeciwnika było zalanie obrońców swoją masą. Zaduszenie ich ciałami, wdeptanie buciorami w pył dziedzińca.

Przydałaby się chwila na złapanie oddechu, albo przegrupowanie...albo chociaż, do jasnej cholery, na łyk gorzały i zmycie z gardła tego wszechobecnego kurzu. Na miłość boską, zaraz się wszyscy podusimy - gorączkowa gonitwa myśli przetaczała się przez zmaltretowaną głowę fanatyczki, wybijając na krótką chwilę dziury w czerwonej mgle szaleństwa. Marzenia te były równie płonne, co nierealne. Pozostawało jedynie brnąć przed siebie w krwistym błocku licząc po cichu, że człowiek da radę posłać do piachu jeszcze jednego kurwiego syna, nim sam padnie na glebę pogłaskany po czaszce ostrzem topora.
Dla sług bożych nie ma spokoju, Laura przekonała się o tym na własnej skórze już bardzo dawno temu.

Kolejni orkowie, tym razem w sile trzech sztuk. Dwóch obdartusów i ich przywódca, szlajający gdzieś z tyłu. Laura nie zwolniła kroku, nie mogła. Dalej parła przed siebie, a z jej gardła, między kolejnymi urywanymi oddechami, wydobywał się tylko głuchy warkot. Na artykułowane słowa nie miała już siły, wolała więc skupić się na tym, co potrafiła najlepiej - na wyrywaniu chwastów.

Z wściekłością natarła na pierwszego wroga i wykorzystując siłę rozpędu staranowała go barkiem. Ork cofnął się do tyłu, próbując odzyskać równowagę, lecz kobieta w czerwieni nie dała mu na to szansy. Przyładowała czołem w płaską mordę, łamiąc przeciwnikowi nos. Polała się krew, kompletnie czarna w świetle księżyca. Kolejne uderzenie, tym razem Perswazją posłało go na kolana. Krótki zamach, cichy warkot i ciężki kawał metalu wybił w orkowej czaszce dziurę wielkości pięści. W tym samym momencie fanatyczka poczuła ostry, piekący ból w prawym ramieniu. Ostrze topora przebiło się przez pancerz, pozostawiając na skórze kobiety głęboką, krwawą linię. Ledwo zdążyła obrócić się na czas, by zablokować drugi atak wycelowany w głowę. Stal uderzyła o stal przy akompaniamencie głośnego zgrzytu, wprawiając ją w drżenie i krzesząc snopy iskier. Krew musiała płynąć, nieważne czyja.
Pan kieruję moją dłonią. Niosę śmierć ku chwale Jego i Jego imienia
Potężne kopnięcie w krocze odebrało drugiemu szmaciarzowi na chwilę oddech, wybałuszył kaprawe ślepia. Laura w tym czasie wzięła szeroki zamach i zapoznała jego obleśny łeb z korbaczem. Zderzeniu towarzyszył hurgot łamanych kości, oraz dzika radość, która wykrzywiła usta kobiety w szaleńczym uśmiechu. Oderwana żuchwa poszybowała w powietrzu i kręcąc się dookoła własnej osi przeleciała kilka metrów, aby upaść prosto pod stopy ostatniego z trójcy.
- Tylko ty i jak, kurwi synu - wycedziła, spoglądając na niego i, przestąpiwszy drgające jeszcze ciało, ruszyła do ataku. Nie miała pewności czy bydle rozumie ludzką mowę, zresztą w bitewnym zgiełku i tak jej nie słyszało, nie było na to najmniejszej szansy.

Otaczające kobietę dźwięki zlały się w jeden skowyt, świat tonął w czerwieni. W głowie słyszała głośne dudnienie własnego serca i szum krwi w uszach. Żyły na lepkich od potu skroniach pulsowały niczym wijące się pod skórą glisty. Ostatni rywal był przygotowany do bitki o niebo lepiej, niż jego kamraci. Atakował precyzyjnie i z rozwagą. Miał po swojej stronie przewagę rozmiaru i mniejszego zmęczenia.
Co miała Laura?
Chwała lub śmierć...
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 14-07-2014 o 09:22.
Zombianna jest offline  
Stary 17-07-2014, 12:14   #512
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
My się trolla nie boimy

Troll siał spustoszenie swoją wielką pałą waląc nią na lewo i prawo. Galvin z Rossetim ruszyli mężnie na swojego przeciwnika. Byli szybsi, dzięki czemu udawało im się unikać potężnych zamachów wielką pałą. Niestety ich cięcia były za lekkie, niczym użądlenie pszczoły, które było tylko upierdliwe a nie groźne. Malutkie rany goiły się samoistnie w szybkim tempie, a zielone bydle atakowało z coraz większą furią. Zręczne uniki doprowadzały do furii trolla, który w pewnym momencie, chwycił płonący wrak wozu i rzucił nim przed siebie...

Krasnoludy pod przewodnictwem Leroka miały pełne ręce roboty. Zdecydowana przewaga atakujących orków sprawiła, że mocarni Khazadzi musieli się dwoić i troić, by zredukować ową różnicę sił nie ponosząc przy tym zbyt dotkliwych strat. Nie mieli oni możliwości, czasu by skupić swoją uwagę na wielkim brzydalu. Na szczęście po chwili pojawili się żołnierze z baszty. Zamiast swoich arkebuzów dzierżyli w dłoniach miecze.. Atak z zaskoczenia sprawił, że szala zwycięstwa zaczęła się przechylać na stronę obrońców….

Lotar ruszył ku beczce z oliwą. Ciężko było stwierdzić jaki szalony plan pojawił się w głowie najemnika, lecz jego kamraci postanowili mu zaufać. Mykając między walczącymi, łowca nagród dobiegł do beczki i zaczął wypełniać jej zawartością swój hełm, a gdy tylko Lotar go napełnił, zdążył jedynie kątem oka dojrzeć lecący w jego stronę, płonący rydwan. Odskakując w bok, przypadkiem wylał na siebie całą zawartość hełmu, pokrywając się oliwą. Pojazd uderzył w beczkę rozwalając ją w drobny mak, a płonące, drewniane elementy zapaliły rozbryzgującą się dookoła ciecz. Powiadają że nie szczęścia chodzą parami, i tak też było tym razem. Choć łowca nagród odskoczył w bok, to jeden z drewnianych elementów, trafił go w nogę przebijając ją na wylot. Krew trysnęła z uda...

Rzut rydwanem lekko zaskoczył i Galvina i Rossetiego, którzy przez chwilę stali jak osłupieni. Zdawało się, że troll chciał wykorzystać ten moment i zamachnął się swoją wielką pałą, ale zrobił to tak że podczas zamachu górna część jego broni trafiła w mur, będący nad nim. Ceglane elementy fasady z łoskotem zaczęły spadać na głowę bestii-idioty. Skruszone mury uderzały raz po raz w głowę i potwór ugiął się na swoich nogach pod ich naporem….

W tym samym czasie Laura walczyła z Hersztem Orków. Ten w pierwszej chwili jakby z respektem podszedł do przeciwniczki, lecz jedynie po to by po chwili wyszczerzyć swą mordę w paskudnym uśmiechu i ruszył z furią na kobietę. Laura bez większych trudności parowała jego ciosy, wyczekując dogodnego momentu by skrócić cierpienia stwora. Ataki jego były silne lecz nie składne. Zbyt wiele chaosu wkradało się w wyprowadzane ciosy i kobieta spokojnie wyczekiwała na odpowiedni moment, który w pewnym momencie nadszedł. Oba topory minęły celu, lecz siła i zamach jaki wziął Orczy szef, był tak duży że stracił równowagę. Laura korzystając z tego, jednym, ale pełnym wściekłości uderzeniem Perswazji, wyperswadowała swojemu przeciwnikowi chęci do życia. Ork padł martwy na ziemię, a z jego głowy zaczęła wyciekać krew. Teraz mogła skierować swój Boży gniew w innym kierunku.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 18-07-2014, 09:39   #513
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Wolf wpadł na pierwszego orka szarżą w chwili gdy ten odwracał się w stronę nowego zagrożenia. Tarcza zderzyła się z zielonym cielskiem sprawiając że bestia zatoczyła się dwa kroki i zaraz padła na ziemię z brutalnie rozciętym łbem.

- Raaaaaaghhh! - zakrzyknął niemal zwierzęco podnosząc miecz do góry.

Z kilkunastu gardeł niedoszłych strzelców rozległy się podobne okrzyki bojowe. Przepełnione adrenaliną, emocjami i desperacką żądzą przetrwania. Zbrojni wpadli na tylne szeregi orków z miejsca kładąc kilku najbardziej zaskoczonych lub najsłabszych. Wolf pokazał im że przeciwnik krwawi i tyle wystarczyło by podnieść morale. Mieli szansę wygrać i mieli szansę to przetrwać. W tym momencie nie liczyło się nic więcej.

Po tych pierwszych kilku chwilach przyszła jednak odpowiedź, gdy część orków w końcu stawiła opór kontratakowi. Trzech zbrojnych padło usieczonych bezlitosnymi uderzeniami tasaków. Padli na ziemię z wytrzeszczonymi w przerażeniu i bólu oczami i coraz więcej juhy wsiąkało w zmarzniętą ziemię. Ludzie nie stracili jednak werwy.

Wolf stał w pierwszym szeregu i nie zamierzał się cofać. Nie musiał już wydawać rozkazów. W tej siekaninie nie było miejsca na taktykę. Bezpośrednie zwarcie w tej sytuacji rządziło się już własnymi prawami - zabij, albo zgiń. Zaczynały go boleć ramiona od przyjmowania uderzeń na tarczę i wykonywania potężnych zamachów i pchnięć.

Na szczęście krasnoludy zbierały swoje żniwo po swojej stronie dziedzińca. Zakleszczeni między krasnoludzkimi tarczownikami, a ludzkimi miecznikami, orkowie nie mieli ostatecznie szans. Niewyszkoleni w walce wręcz strzelcy padali jeden po drugim, ale ich kontrnatarcie wystarczyło, by przechylić szale zwycięstwa na stronę obrońców.
Niedługo później Wolf stanął obok Leroka na placu spływającym krwią i zasłanym ścierwami zielonych oraz ciałami ludzi i krasnoludów. Obaj dyszeli ciężko niczym kowalskie miechy. Ubabrani we krwi przeciwników, wyglądali niczym demony wojny. Wolf podniósł miecz do góry i krzyknął zwycięsko. Lerok mu zawtórował - tak jak i nieliczni pozostali przy życiu piechurzy.

Ten dzień nie był stracony.
 
Jaracz jest offline  
Stary 18-07-2014, 22:54   #514
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Dostrzegając szansę Galvin odsunął się, odrzucił tarczę i topór na bok po czym chwycił kuszę. Ostatnie dwa bełty w kołczanie... Krasnolud naciągnął cięciwę i nałożył pocisk. Uważnie przymierzył w łeb trolla który się szamotał pod kamieniami. To będzie trudne. Bardzo trudne... ale jest blisko, a to bydle jest wielkie jak sam skurwysyn.

- No dalej... - Galvin wymierzył w łeb starając się wcelować w ucho lub oko przeklętej bestii.

Pierwszy bełt poszedł i trafił. Niestety nie tam gdzie Galvin chciał. Bełt zagłębił się w przerośniętym nochalu bestii i zdążył zarosnąć, kiedy krasnolud nakładał ostatni pocisk. Troll czując że coś go cholernie swędzi w nosie zaczął się szamotać i wymachiwać łapami, rozrzucając spadający na niego gruz na bok, wystawiając jednak swój parszywy łeb. Wielkie potworne łapy waliły na boki, po ścianie, dziedzińcu. Troll chwycił się za nos starając się wydłubać upierdliwy kawałek drewna. Zmiażdżył go i zaryczał, bowiem odłamki drzewca tkwiły tam w nozdrzach i nie było jak ich stamtąd wyciągnąć. Kolejny cios maczugi przywalił w ścianę z której oderwał się wyjątkowo wielki fragment i łupnął trolla w łepetynę tak że bestia ze wściekłym rykiem pochyliła się w dół...

- I myk! - zawołał krasnolud naciskając spust i zwalniając cięciwę.

Bełt pomknął naprzód. Galvin widział w zwolnionym tempie jak otwiera się gęba trolla, a kawałek drewna z lotkami i metalowym grotem wchodzi pomiędzy zębiska i wpada z dużą prędkością do gardzieli potwora. Bestia puściła maczugę i chwyciła za gardło dławiąc się. Gruba skóra, ha? Nie w środku.

Krasnolud odrzucił kuszę, dobył maczety i ruszył na trolla aby go dobić wyprowadzając kilka ciosów z pełnego zamachu.

- Rosseti! Napierdalamy!
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 18-07-2014 o 23:05.
Stalowy jest offline  
Stary 19-07-2014, 12:49   #515
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Korzystając z tego, że troll trafiony bełtem, najpierw w nos, później zaś w usta i zaczął rzucać się jak szalony, tileańczyk wcisnąwszy miecz do pochwy chwycił za ułamek dłuuugiej piki i przeskoczywszy zwinnie pod łapa wielkiego bydlaka znalazł się za nim. O mało co nie trafił by go w głowę kawał muru odłupany przez maczugę najwredniejszego z napastników, no ale widać Myrmydia sprzyjała mu tego dnia, jak nic, bo jak inaczej wyjaśnić że plac zaściełany był trupami a on był cały? Potwór zaryczał wściekle wyginając się z bólu i rzucając w przód na atakującego go krasnoluda. Galeha? Chyba jakoś tak mu było. Ku Rossetiemu poszybował wielki, brudny zad trolla. Ten z wrednym uśmiechem wbił tam ową pikę. Stwór wrzasnął jak dziki, napinając się całym i obracając głowę w kierunku bolesnego zagrożenia. Wtedy Galeh obciął mu łeb…

Wszystko ucichło. Weteran rozglądał się po polu bitwy, totalnie rozniesionym i pełnym zwłok. Powoli ruszył do krasnoluda kiwając mu głową. Usłyszał szum i powoli spojrzał w górę….

Wywerna…ołć. Wiedział, że o czymś zapomniał.
 
vanadu jest offline  
Stary 20-07-2014, 09:30   #516
 
kretoland's Avatar
 
Reputacja: 1 kretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodze
Eckhardt widząc, jak troll jest przywalany częściami mury lekko się uśmiechnął. Choć stwór był dość przerażający to komizm całej sytuacji i tak był na tyle mocny, że był w stanie się śmiać.

Słyszał, żeby stwora ogniem traktować, więc owinął kawałkami szmat nasączonych czymś strzałę, odpalił od pochodni i puścił ją w kierunku stwora.
 
kretoland jest offline  
Stary 21-07-2014, 05:20   #517
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Troll zakończył żywot, nim Laura dokończyła taniec ze swoim orkiem. Z przyjemnością obserwowała jak olbrzymia bestia umiera, a jej cielsko pada na ziemię przy akompaniamencie donośnego hurgotu. Zyskała chwilę na złapanie oddechu, tak potrzebną i wyczekiwaną od dłuższego czasu. Rękawem szaty przetarła mokre od potu i juchy czoło, rozglądając się średnio przytomnie po dziedzińcu. Gdzie by nie spojrzała obraz wyglądał tak samo - masowa potyczka w której ciężko było stwierdzić która strona zyskuje przewagę...choć rozsądek podpowiadał złośliwie, że przy takiej masie mięsa pewno zieloni dzierżą bitewną pałeczkę zwycięstwa.
Naraz z nieba spadł olbrzymi cień, przysłaniając na moment gwiazdy. Kobieta zdążyła odwrócić się akurat, gdy dwa potwory lądowały na bruku.
Nawet nie wiedziała jak nazwać większego - nigdy czegoś takiego nie widziała.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 21-07-2014 o 05:25.
Zombianna jest offline  
Stary 23-07-2014, 11:36   #518
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Troll padł pod naporem ostrzy i ognia.. Lerok i jego dzielni wojownicy również w końcu pozbyli się orczego ścierwa, choć wielu tarczowników przypłaciło to życiem. Strażnica była dosłownie usłana trupami i dla wielu wydawało się to być już końcem koszmaru. Niestety los często bywa złośliwy, tak też było tym razem. Przeraźliwy krzyk dotarł do uszu obrońców i był on tak piskliwy, że wszyscy musieli zakryć uszy. Gdy dźwięk zamilkł wojownicy jak jeden mąż spojrzeli do góry. Z nieba spadała na nich wyverna, która łopocząc skrzydłami pikowała w dół. Nie minęło uderzenie serca, a już była na ziemi. Potężne machnięcie ogona sprawiło, że Lerok i tarczownicy zostali odrzuceni w tył. Siła zamachu pozbawiła ich przytomności. Bestia wylądowała kłapiąc dookoła zębiskami. Umięśniona, pokryta łuskami i maleńkimi rogami głowa stwora była szeroka, a jej ostre zęby mogły bez problemu przegryźć człowieka w pół. Całe jej ciało przypominało pancerz, bowiem nie było miejsca, gdzie nie okrywały by jej szerokie i grube łuski. Jej złośliwe oczy kipiały gniewem i nienawiścią.


Istna maszyna do zabijania stanęła na przeciw garstce ocalałych, na jej grzbiecie siedział Ork. Ten jednak nie kwapił się zbytnio do walki, pozostawiając ją swojemu pupilkowi. Wzrok bestii padł na wojowników i choć wielu z nich walczyło w niejednej walce, teraz odczuli czym jest prawdziwa groza. Youviel, Wolf, Eckhardt a nawet fanatyczna Laura zamarli w bezruchu. Strach dotarł do ich ciał i umysłów paraliżując ich w mgnieniu oka. Bogowie jednak sprzyjali reszcie i ci mogli rzucić się na nią lub zacząć strzelać. Tą drugą opcję wybrali Milano i Lotar, lecz ich bełty nie wyrządziły stworowi najmniejszej krzywdy. Bezpośredni atak wybrali Karl Heinhopf oraz Galvin. O ile ciosy Galvina dotarły do celu, to jednak cyrulik nie był aż tak sprawnym wojownikiem, o czym się boleśnie przekonał. Gdy jego młot bojowy o włos minął pysk Wyverny, ta chlasnęła go szponami po korpusie. Krew zabarwiła jego szaty i padł na kolana. Bestia chciała odgryźć mu łeb, lecz ten w ostatniej chwili zasłonił się rękami, w których trzymał swój młot bojowy. Krzyk wydobył się z jego gardła nim padł nieprzytomny na ziemię. Broń wypadła mu z ręki bowiem, bestia odgryzła mu dwa palce. Pierwsza krew się polała i pierwszy z obrońców padł.

Ten widok wstrząsnął wszystkimi. Jedni jak Eckhardt nadal stali sparaliżowani nie mogąc wydobyć z siebie dźwięku czy nawet ruszyć palcem. Inni jak Laura czy Wolf rzucili się szaleńczo do ataku, tnąc i ciachając z całych sił. Niestety ich ciosy albo nie dochodziły do celu albo były zbyt słabe by wyrządzić kreaturze jakąkolwiek krzywdę. Z oddali Gomez miotał swoimi nożami, a Lotar strzelał raz po raz z kuszy. Tym razem łowca nagród miał więcej szczęścia i jego bełt głęboko wbił się w bark stwora. Milano natomiast postanowił przejść do frontalnego bardziej ataku i ruszył w pełnym biegu na swego przeciwnika. Miecz błysnął w powietrzu by po chwili wbić się pomiędzy łuski. Krew pojawiła się na ostrzu, a uśmiech na twarzy Estalijczyka. Nie na długo jednak, bowiem jedno kłapnięcie dziobem i Signiore Rosetti stracił dwa palce swojej lewej ręki. Nim jednak ten zrozumiał co się stało, ogon zakończony ostrzem, przebił go na wylot i podniósł go unosząc nad ziemię. Jednym niezdbałym ruchem, przypominającym strzepnięcie pyłku z koszuli, ogon odrzucił go gdzieś na bok. Drugi z obrońców padł. Bestia wydawała się być niepokonana i nie do zatrzymania, wtedy Galvin wykonał potężny zamach swoim tasakiem. Ostrze broni przecięło błonę na skrzydłach, tak że Wyverna zaryczała wściekle.

Elfka, która do tej pory nie trafiała celu w końcu przymierzyła dokładniej. Choć do jej celności nie można było mieć zarzutów żadnych, to siła z jaką wystrzeliła strzałę tylko drasnęła bydle. Laura niesiona, jakby się zdawało słusznym i Bożym gniewem, zamachnęła się raz i drugi. Kula najeżona kolcami trafiła bestię mocno w głowę tak, że popękały na niej łuski, pysk zalał się krwią. Bestia w odwecie rzuciła się na Wolfa, który spróbował zastawić się tarczą. Niestety na nie wiele się to zdało bowiem szpony bestii były tak ostre i potężne, że przedarły się przez osłonę. Krew buchnęła z nogi najemnika, który musiał zrobić krok do tyłu, by nie zostać trafiony po raz drugi. Tego mógłby nie przeżyć. Krasnolud widząc, jak śmiało poczyna sobie bestia, zebrał się w sobie i z rykiem zaatakował po raz kolejny skrzydło. Jego maczeta idealnie przebiła błonę i gdy krasnolud pociągnął, ostrze rozdarło ją na pół. Przy okazji zahaczył on o łuski, lecz gniew jakim pałał Khazad był niezmierzony i kość również poddała się ostrzu. Wyverna stanęła na swoich łapach wrzeszcząc i drapiąc pazurami, na szczęście trafiała w powietrze. W tym samym momencie Galvin poczuł jak coś trafia go w nogę. Pierwszą myślą już było, że to ogon poczwary, lecz gdy zobaczył bełt w swojej nodze oniemiał. Lotar… był sprawcą tej pomyłki, ale nie było teraz czasu tego roztrząsać. Bestia nadal żyła i stanowiła śmiertelne zagrożenie.
Elfka postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i przymierzyła dokładnie. Wypuściła spokojnie strzałę. Idealnie w tym samym momencie do ataku przystąpił Wolf. Grot wbił się głęboko w bark ukochanego łuczniczki, zwalając go z nóg. Bestia już miała kłapnąć paszczą w jego stronę, gdy nie wiadomo jak i nie wiadomo skąd pojawił się Gomez. Akrobata odbił się od ziemi, przetaczając po zamkniętej jeszcze paszczy, wbił w nią miecz. Ostrze trafiło na jedną z nielicznych niechronionych obszarów na ciele potwora i zagłębiło się gładko aż po rękojeść. Wyverna padła martwa, lecz nikt się nie uśmiechał bowiem pozostał jeszcze ork. W dłoni dzierżył wielki, już mocno wyszczerbiony, dwuręczny topór. Jego umięśnioną i mocarną sylwetkę chroniła zbroja kolcza oraz napierśnik chroniący dodatkowo klatkę piersiową. Na szyi natomiast miał dziwny naszyjnik, który zdawał się delikatnie pobrzękiwać.


Youviel nie czekając aż przeciwnik pierwszy ruszy do walki, wystrzeliła szybko strzałę. Ta poszybowała w jego kierunku, trafiając w udo. Ork machnął swoim wielgachnym toporem łamiąc strzałę w pół, by po chwili zacząć wywijać tym swoim żelastwem. Ostrze kierowało się to na Galvina, to na Laurę czy Gomeza by w końcu zwrócić się ku Wolfowi. O ile pierwsza trójka dała sobie radę z potężnymi ciosami, tak ranny i krwawiący już najemnik, nie miał w sobie dość siły by zbić uderzenie. Topór przebił zasłonę, ostrze przecięło skórę na twarzy. Polała się krew. Nim Wolf] padł nie przytomny na ziemię, zdążył złapać się na wysokości oka. Krew pojawiła się między palcami, powoli skapując na ziemię. To wywołało furię w towarzyszach poległego najemnika, którzy rzucili się z impetem na Orka. Ostrza Gomeza, tak samo jak najeżona kolcami kula Perswazji sprawiły, że ork zaczął delikatnie chwiać się na nogach. Krew spływała po jego ciele, skapując obficie na glebę. Nie minęły dwa uderzenia serca, gdy po tych atakach, do szturmu przystąpił Lotar i Galeb. Choć żaden z nich nie zranił orka, ten z jakiś dziwnych powodów wypuścił broń i …. zaczął tańczyć.

Wielka kupa mięśni tańczyła sobie w kółeczku radośnie, totalnie ignorując fakt, że drużyna obrońców napierała na niego raz po raz. Choć wydawało się bezbronny przeciwnik zaraz padnie pod naporem stali, tak się jednak nie stało. Tylko Laura wiedziona Boskim gniewem po raz kolejny uruchomiła siłę swej Perswazji. Kula idealnie trafiła w korpus Orka, a ostre kolce wbiły mu się mocno w ciało. Gdy fanatyczka pociągnęła broń ku sobie, by oswobodzić śmiercionośną głowicę, ostrza wyrwały kawałki skóry bestii.

Po chwili jednak Ork wrócił do siebie. Podniósł topór z ziemi, lekko powarkując i przyglądając się komu pierwszemu jebnąć. Chciał nie chciał, wybór padł na łowcę nagród Lotara. Uderzenie było mocne i tak szybkie, że Lotar nawet nie zdążył mrugnąć. Ostrze topora idealnie wbiło się w jego gładką skórę, przecinając go od obojczyka aż po pas. Obrońca momentalnie pokrył się juchą i zachwiał na nogach, z niedowierzaniem. Kolejne ataki obrońców spełzły na niczym bowiem ich uderzenia odbijały się tylko od zbroi orka. Ten zdawał sobie sprawę, że to już praktycznie koniec, bowiem sam krwawił jak zarzynana świnia i postanowił zabrać jeszcze kogoś ze sobą w krainę ciemności. Wybór był oczywisty. Lotar. Łowca nagród chwiał się mocno na nogach, ledwo co trzymając miecz w dłoniach i było pewnikiem, że seria ciosów, które wyprowadził ork dojdą celu. Pierwsze cięcie topora trafiło idealnie w nogę, pozostawiając w niej szeroką szramę. Drugie cięcie wymierzone było w głowę, lecz Lotar zdążył się zastawić przed śmiertelnym ciosem. Nieszczęście jednak nie opuszczało bohatera, bowiem ostrze topora przejechało mu po palcach lewej ręki, pozbawiając go trzech ostatnich - środkowego, pierściennego i małego. Miecz upadł z brzdękiem na ziemię, a po chwili Lotar dołączył do broni. Ork ryknął w dzikim szale radości, a wtedy Gomez przystąpił do ataku. Ukryty za Laurą, nie widoczny przez jakiś fragment tej walki, wyskoczył zza fanatyczki rzucając swoimi ostrzami. Te pomknęły z dziką prędkością, trafiając orka idealnie między oczy.

-Grr - zdołał wydać z siebie ork nim padł martwy na ziemię. Zaskoczenie jakie widniało w jego oczach, nadal było widoczne.

Śmierć zebrała tego dnia swoje żniwo. Obfite. Matki potraciły mężów, dzieci ojców, którzy już nigdy ich nie przytulą ani nie nauczą jak sobie radzić w tym świecie. Wielu dziś oddało tego dnia swoje życie, w obronie innych, w obronie tego co słuszne i co wartościowe. Ich śmierć jednak nie poszła na marne. Obrońcom udało się utrzymać twierdzę, choć żaden z nich nie był świadomy grozy, jaka czaiła się się w jej murach. Lerok i jego tarczownicy, których ostała się ledwie piątka postanowili pozbyć się orczego ścierwa z ich warowni. Zwłoki zostały polane oliwą i podpalone, a gęsty dym, który począł się unosić w powietrzu zapewne było widać w samym Barak Varr. Youviel, Eckardt zajęli się rannymi, a krasnoludy udostępniły swoje zapasy mikstur leczących. Wolf, Karl, Lotar, Milano cudem zostali odratowani, lecz nic nie mogło im przywrócić stałych uszkodzeń, jakie doznali podczas tych walk. Blizny jakich doznali będą nosili do końca swoich dni. Będą one świadectwem ich zwycięstwa ale i też porażki, bowiem okazali się nie dość dobrzy by sprostać wyzwaniom jakie rzucił im pod nogi los. Życie po raz kolejny pokazało, że na naiwnych nie czeka złoto tylko śmierć i zapomnienie.


Gdy już truchła wrogów zostały uprzątnięte, można było przystąpić do uroczystości pogrzebowych. Trwały one do południa i pomimo wielkiego zmęczenia, każdy wziął w nich udział. W ciszy i skupieniu pożegnano poległych obrońców twierdzy. Ogień palił się długo, a pobocze góry zaroiło się od nowo powstałych grobów. Gdy już zakończono całą ceremonię Lerok wziął ze sobą wszystkich obrońców. Ponownie musieli przekroczyć bramy fortecy, której mroczne mury i siły poddały ich próbie…

Zbrojownia. Tam był cel ich wędrówki i choć część z bohaterów poznała samą Twierdzę, to tu nie trafili jak dotąd wcześniej. Za potężnymi wrotami, których otwarcia strzegły pradawne symbole, wykute zapewne przez najznakomitszych kowali run, znajdowała się zbrojownia jakiej ludzkie oczy nie widziały. Bronie, zbroje, tarcze, kusze -wszystko to najlepszej jakości. Znać było po nich rękę artystów i specjalistów w swoim fachu. Każdy mógł wybrać sobie jedną tylko rzecz, bowiem Lerok postanowił tak nagrodzić bohaterów za ich męstwo i poświęcenie. W zamian poprosił o to by ciało Orka i jego broń podarowali jemu jako łup wojenny. Wolf zgodził się na to, i każdy wybrał coś dla siebie….

Niedługo potem wszyscy wrócili na dziedziniec, bowiem jak się okazało Rosseti dostał przed wyruszeniem dwa pakunki od swego Pana. Miał je otworzyć dopiero po tym jak Strażnica zostanie utrzymana.

Nadszedł więc czas by Milano otworzył dwie tuby, które wręczył mu Merccucio. Estalijczyk miał je otworzyć dopiero, gdy uda się obronić twierdzę, co też się udało. Jedna z tub była cięższa, więc to ona przykuła uwagę Rossetiego, i jako pierwsza została otwarta. W niej był list oraz 11 mieszków złota - każdy podpisany imieniem. Kondotier wezwał więc wszystkich do siebie i przekazał papier Wolfowi, który zaczął głośno czytać:

-Skoro to czytacie moi drodzy znaczy udało się wam, a przynajmniej mam taką nadzieję. Otóż postanowiłem przyznać każdemu z was dodatkową premię, licząc że wywiązaliście się z zadania jakie przed wami postawiłem. Każdy z was dostanie dodatkowo po 40 złotych koron, co jednocześnie będzie zadatkiem na kolejne zadanie dla was. Gomez, drogi Milano, Herr Eckhardt oraz miłościwy Karl jeśli zgodzą się na roczną służbę, dla Mnie, lecz pod komendą Wolfa, dostaną 90 złotych koron rocznie. Połowa z tej sumy jest w mieszkach, podpisanych waszym imieniem i nazwiskiem. Jeśli się nie zgadzacie, Milano wypłaci wam tylko owe 40 złotych koron i więcej nasze drogi się nie skrzyżują już. Jeżeli by się okazało, że któryś z moich dzielnych wojaków nie dał rady odebrać mojego podarku, podzielcie jego dolę sprawiedliwe według siebie. - zakończył.

Tak więc jeśli każdy z owej czwórki zgodził się na warunki przedstawione przez Barona, to do jego kieszeni wpadło 85 złotych koron. Ci, którzy już wcześniej służyli pod Wolfem wzbogacili się o dodatkowe 40 złotych koron. Pozostała jeszcze kwestia dwóch mieszków po 40 złotych koron, które miało trafić do zaginionego Helvgrima i zmarłego wcześniej Siobana. Dwóch? Nie!! Trzech bo jeszcze niziołek, który został nieszczęśliwie ugotowany.

Gdy problem pieniędzy został rozwiązany i każdy dał deklarację co do jego przyszłości Wolf wziął drugą tubę i wyjął z niej kolejny list. Znów zaczął czytać na głos:

-Do tych co przeżyli i postanowili dalej pracować dla mnie mam propozycję. Obecnie wasze położenie sprzyja temu byście pomogli Lerokowi i jego oddziałom, toteż możecie oddać się pod jego rozkazy. Rozumiem też, że wojna i pchanie się w jej sam środek może nie być dla was idealnym rozwiązaniem, dlatego możecie udać się do miejscowości Styratia, gdzie dołączycie do mnie. Osobiście jednak, byłbym rad gdybyście odnaleźli sposób jak otworzyć wrota, o których Herr Wolf zapomniał chyba wspomnieć. Tak...te wrota, w tej jaskini...Cokolwiek nie zdecydujecie, liczę że nasze drogi ponownie się skrzyżują. Mercuccio pozostaje w mojej Baronii, toteż wszelką pomoc otrzymacie od niego...jeśli zajdzie taka potrzeba. Pamiętajcie jednak, że decyzja jaką podejmiecie musi być wspólna, i jakiejkolwiek drogi nie wybierzecie będzie ona również wspólna. Nie życzę sobie byście się rozdzielali. Taka jest moja wola i warunek. - na tym zakończył swój list Baron.

http://i62.tinypic.com/2mmbame.jpg

Gdy Wolf skończył czytać do bohaterów podszedł Lerok. Ukłonił się nisko i rzekł:

-Raz jeszcze Ja i moi bracia dziękujemy za pomoc i przelaną krew. Choć muszę tu pozostać, chcę byście wiedzieli, że wasze imiona i czyny nie pozostaną zapomniane. Jeżeli chcecie nas dalej wspomagać dam wam listy polecające do Karak Gantuk, które znajduje się trzy dni drogi stąd. Tam też Król Skag Hammerfist będzie umiał wykorzystać wasze walory bojowe. To tylko oczywiście sugestia z mojej strony i będę wdzięczny jeśli ją rozważycie. Wojna przybiera na sile i każda stal będzie w niej potrzebna. Widziałem jak walczyliście i honorem było dla mnie stać u waszego boku - po tych słowach lekko skłonił się i odszedł pozostawiając wam czas do namysłu.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez valtharys : 28-07-2014 o 14:36.
valtharys jest offline  
Stary 23-07-2014, 17:30   #519
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Karl obudził się po długim śnie gdzie to walczył razem z poległymi towarzyszami, zarówno ludzkimi, jak i khazackimi z którymi dane mu było służyć przez grono swojego życia. Była to długa i wyczerpująca bitwa jak jedna z tych którą stoczyli po dowództwem Thungni'ego Grodriksson'a wśród nieprzebytych kniei i puszczy Drakwaldu tępiąc zielone i dotknięte skazą chaosu ścierwo. Obudził go ból, tępy ból głowy i lewej ręki u której brakowało mu dwoje palców, małego i serdecznego, a wszystko zawinięte w przesiąknięty krwią bandaż. Wspomnienie ostatnich chwil jego przytomności przyszło wraz z pragnieniem które ugasił pociągając tęgi łyk gorzały którą nosił w swojej torbie do odkażania ran. Zdjął bandaże chcąc zobaczyć na własne oczy obrażenia, lecz te okazały się cudownie uleczone uzdrawiającymi miksturami pozostawiając jeno ładnie zabliźnione miejsca. Nie namyślając się długo wykonał znak młota na piersi dziękując Sigmarowi i Shallyi w duchu za ocalenie od rychłej śmierci po czym ruszył sprawdzając stan poległych... i jak wołała jego zaradna dusza ich wyposażenia.

Delikatnie rzecz ujmując znalazł jeden zdatny miecz i nie uszkodzoną, no może za wyjątkiem drzazg, ćwiekowaną skórznie najemnika który poległ pod bramą kiedy ta postanowiła wylecieć z hukiem wybuchu goblińskiej roboty bomby czy co to tam było. Niezła sztuczka, musiał przyznać. Nie wiedział, że zielone ścierwo było zdolne do tak poważnych przedsięwzięć alchemicznych. Może splądrowali jakieś miasto i siedzibę jakiegoś alchemika? Być może, nie mógł skreślić tej możliwości. Nie mniej zostawił dywagacje nad taktycznym pomyślunkiem zielonych i po ściągnięciu skórzanego kaftanu przywdział skórznie poległego i przytroczył sobie jego miecz do pasa, swój kaftan przytraczając do swojego plecaka. Podobny los spotkał kilka innych mu potrzebnych rzeczy i... o dziwo dwie butelki gorzały. W sam raz by uświęcić to zwycięstwo.

Następnie była chwila na zbrojownię którą miłościwy Lerok zdecydował się dla nich otworzyć. Młody cyrulik, nie ukrywając miał nie mały problem co wybrać. Zbroja była kusząca... i droga w tych stronach. Z kolei jego oko przykuł jeden z kilku młotów bojowych które stały na regałach wdzięcznie oparte o ścianę. Przypominał mu młot którym wywijał jego dobry druh Harghi. Długobrody syn Golima, syna Ferena... Co jak co, do bitki z zielonymi i dobrej gorzały był pierwszy, a jego pieczeń z dzika nie miała równych. Karl zawsze był pełen podziwy dla khazackiej pamięci rodowej z którą tylko mogła rywalizować ta niskiego ludu z Krainy Zgromadzenia. Nie namyślając się długo młot wygrał bitwę z zbroją. Jakby nie patrzeć już jedną miał.



Potem przyszła kolej na listy od wielmożnego pana Pazziano który jak się miało okazać miał nader interesującą i opłacalną propozycję do przedstawienia ustami Wolfa. Czy chciał się wiązać z tym człowiekiem na następny rok? Zamyślił się. Tu przywiodły go ścieżki jego Pana Sigmara i najwyraźniej dane mu było pozostać u niego w służbie. Jak by nie patrząc, niedawna bitwa z zielonymi była tego jawnym potwierdzeniem. Zgodził się więc na warunki umowy i zadeklarował swoją ochotę do dalszej współpracy.

Teraz tylko pozostało podjąć decyzję co do dalszych kroków drużyny. Był cyrulikiem, człowiekiem pióra, ostrza i ostrej igły, więc nie miał wiele do powiedzenia. Skoro Wolfgang był ich dowódcą, zapewne najwięcej będzie miał do powiedzenia, a on i tak pójdzie za głosem większości. Tak było sprawiedliwie. Był zbyt krótko w szeregach kompanii by móc sobie pozwolić na prawo weta. Poza tym nie lubił tej okolicy. Coś w powietrzu sprawiało, że ciarki przechodziły mu po plecach kiedy tutaj przebywał. Czy było to spowodowane niedawną bitwą i jej horrorów do których zdążył raczej nawyknąć, czy czymś innym nie wiedział... Nie wiedział i nie wnikał, za to powierzał się w opiece Sigmarowi by prowadził jego nogi, młot i oko, by nie przepuścił żadnemu zielonemu i zmutowanemu ścieru na tych ziemiach.
 
Dhratlach jest offline  
Stary 24-07-2014, 23:08   #520
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ogrody Morra to nie były.
Chyba.
Lotar nigdy tam nie był i nie spotkał nigdy nikogo, kto by tam zawędrował i wrócił, ale miał wrażenie, ze nie powinny go boleć wszystkie kości, a do tego głowa i ręka.
Uchylił powieki i ujrzał nad sobą ceglane sklepienie. Chyba jednak nie odwiedził królestwa Morra.
Zamknął oczy i ponownie zanurzył się w ciemność.

***

Żył, jak się w końcu jednak okazało.
Nie do końca cały, nie do końca zdrowy, ale żył.
Można żyć bez ręki, można bez nogi, tym bardziej da się żyć bez paru palców. W końcu zostało mu jeszcze kilka. Więcej niż stracił.

***

Krasnoludzka zbrojownia stanęła przed Lotarem otworem.
Być może drzwi nie otwarto na oścież, a tylko uchylono, ale jeden ciekawy przedmiot wpadł Lotarowi w oko i w ręce.


A Lerok nie miał nic przeciwko temu, żeby to zabójcze cacko stało się własnością Lotara.
Cudowna maszynka miała swoje zalety, ale i wady. Ładowanie magazynka trwało i trwało. Z drugiej strony - jeśli kogoś nie załatwiło dziesięć bełtów, to raczej nie warto było zajmować się dalszym strzelaniem.

Lotar rozejrzał się jeszcze dokoła, w poszukiwaniu drugiego magazynka, ale niestety... Musiał się zadowolić jednym.
Ewentualnie kiedyś poszukać fachowca, który dorobi następny.


Z nową bronią w dłoni (i zabandażowaną drugą ręką) Lotar ruszył na spotkanie z kompanami.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172