Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2014, 22:32   #32
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Hawkes nie był specjalnie religijny. Nie był też przesądny.
Owszem wierzył w Boga i w kościele dawał na tacę. O ile w niedzielę znalazł się w pobliżu jakiegoś kościoła. Był przykładnym anglikaninem, jak tatko przykazał.
Na co dzień nie myślał o Bogu, ale patrząc na tą rzeźnię… rozmyślać nad diabłem.
Wyglądało jakby jakiś niedźwiedź wpadł pomiędzy ludzi i rozrywał na strzępy pazurami każdego, kto mu się nawinął. Jakiś kodiak z piekła rodem. Usłyszał o takim od traperów z Alaski i Kanady. Wielki niedźwiedź grizzly, ponad pół tony mięśni. Osiąga wzrost byka, a stojąc na tylnych łapach może mieć ponad 3 m wysokości. I pazury jak sztylety. Ponoć w jego futrze grzęzną kule mniejszego kalibru.

"To nie zwierzęta."


Jimmy nie był pewien. W końcu ludzie też tego nie zrobili. Kodiak też nie… Jeśli istniał, to polował na traperów w lasach Alaski i Kanady. Jeśli w ogóle istniał, bo pijany stary taper nie jest najbardziej wiarygodnym źródłem informacji.
Skoro jednak na Alasce może żyć gigantyczny niedźwiedź to tu też może się ukrywać jakieś nieznane paskudztwo, prawda?

Niewielkie to było pocieszenie, ale lepszy wielki pustynny niedźwiedź niż diabeł z piekła rodem.
Kilku się wycofało z tego ścigania, Jimmy… jakoś się im nie dziwił. Pewnie sam by to zrobił, gdyby nie fakt, że dla niego polowanie na Harpera było kwestią pewnych zobowiązań wobec zmarłych towarzyszy. Harper wymknął się znów śmierci, ale „Morte” zamierzał dopilnować by „Dziki Diabeł” w końcu spotkał się z kostuchą twarzą w twarz.

Potem była dalsza przejażdżka i wszystkie atrakcje z nią związane : upał, dziwne formacje skalne, nuda, kołysanie się konia i grzechotniki.



Od groma grzechotników. Jakby te przybyły na wielką ucztę której głównym daniem był Jimmy. Hawkes pewnie z przyjemnością rozwaliłby kilka płaskich łepków, tych wrednych pełzających gadzin. Ale nie miał co marnować amunicji i ogłaszać hukiem broni swą obecność wszystkim znajdującym się w okolicy ludziom.
Jak się okazało Jimmy martwił się niepotrzebnie. Rod bowiem wiedział, gdzie będą.


Huk dynamitu na moment ogłuszył Jimmy’ego. Srokacz Hawkes spiął się w panice, ale „Morte” jakoś poradził sobie z opanowaniem go. A potem Harper zaczął strzelać wraz ze swymi ludźmi.
Cholera… Jimmy znów wpadł w pułapkę. Tigget chyba już był martwy, a jeśli jeszcze nie zginął to umrze wkrótce. Jego grupa pościgowa wpadła w panikę i poszła w rozsypkę.
Niech to szlag ! Wystrzelają ich jak kaczki w tej kamiennej pułapce!
-Rozproszyć się! Kryć się za skałami!- krzyczał choć nie wiedział, czy ktoś słucha jego słów czy reaguje. Zapanował obecnie chaos, tak jak podczas poprzedniego jego spotkania z Harperem.
Hawkes zatrzymał swego konia tuż przed dużym głazem i trzymając go za cugle wsunął się w szczelinę pomiędzy głazem, a ścianą. Oparł sztucer o głaz i przytrzymując cugle lewą ręką, prawą próbował ostrzeliwać napastników. Celność musiała na tym ucierpieć… nie mógł na to nic poradzić. Ale może twardy opór ze strony atakowanych odpędzi napastników?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 20-07-2014 o 19:59. Powód: poprawki
abishai jest offline