To o czym bredził staruch było w jakiś sposób zabawne ale też napawało Albrechta niepokojem. Pomylony czy nie, mógł próbować wprowadzić ich w pułapkę. Ale na chwilę obecną nie mieli innego wyjścia jak szukać kwiatków, oni sami na pewno nie utrzymają kapitana długo przy życiu.
-Też pójdę. W końcu jestem żywą podobizną naszej roślinki - powiedział pukając się w nos.
-Poza tym przyda Ci się ktoś do ochrony, cokolwiek tam jest ścieżka krwi nie brzmi jak bezpieczne miejsce.
Poszedł zabierać z wozu swoją broń, jak na razie udawanie kupców nie miało chyba większego sensu. |