Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2014, 12:45   #34
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Ta podróż od początku zwiastowała same komplikacje. Niby był jeszcze czas aby zawrócić z czego część mężczyzn skorzystała w jakimś ostatnim przebłysku rozsądku a może strachu. Ale wdowa Reed nie zwykła zawracać z raz obranej ścieżki, nawet jeśli wiele wskazywało na to, że to ślepy zaułek na którego końcu czeka samo zło wcielone.

Gdy natknęli się na połać zmasakrowanych ciał pani Reed pokusiła się o zeskoczenie z konia. Kobieta była wnikliwa z natury a widok zwłok przestał robić na niej wrażenia lata temu. Pochyliła się nad najbliższymi szczątkami i musiała jednak przyznać, że z czymś podobnym się jeszcze nie zetknęła. Wiele elementów sugerowało atak dzikich zwierząt ale i wiele odbiegało od schematu. Rebecca mimowolnie przypomniała sobie opowieść leciwej indiańskiej squaw o przeklętych, którzy za dnia kryją się w ludzkiej skórze a nocami zmieniają się w gargantuiczne potwory, które rozrywają kłami i pazurami na drobne strzępy. Wendigo...

Wdowa Reed była pragmatyczną kobietą, która wierzyła przede wszystkim w naukę jednak wykazywała przy tym duży szacunek do wiary i rytuałów tubylców. Każda z legend posiada wszak ziarno prawdy a i reputacja samego Dzikiego Diabła ocierała się o folklor.

Na słowa Price'a przytaknęła tylko zdawkowo. Sama nie miała dużego doświadczenia w polowaniu na przestępców i zdawała się tutaj na jegnookiego.

Zasadzka była dla niej kompletnym zaskoczeniem, nic więc dziwnego, że nie utrzymała się w siodle. Podczas upadku szarpnął nią spazm bólu koncentrując się w okolicy potylicy. Na krótką chwilę świat zawirował i zgasł a gdy wróciła jej świadomość zobaczyła obok siebie pana Olsena i Price'a. O ile ten drugi wyciągał ją spod ostrzału kul z powodu zawodowego kontraktu to pierwszy zaskoczył swoim bezinteresownym dżentelmeńskim odruchem.

- Dziękuję - powiedziała obu wygładzając na sobie ubranie i niesforne kosmyki włosów, które opadły na twarz.

Na krótką chwilę wychyliła się zza skał aby oszacować stan grupy, Price jednak szybkim i zdecydowanym ruchem szarpnął ją w kierunku podłoża.

- Moja torba lekarska... - widziała zawodzącego szeryfa, którego nogi tkwiły zmiażdżone przez kamienie. Torba została niestety na końskim grzbiecie a ganianie teraz za spłoszonymi wierzchowcami byłoby dalece nierozsądne, co potwierdziło surowe spojrzenie Price'a aby, cokolwiek chodziło wdowie po głowie, wybiła sobie to z niej z kretesem.

Nie pozostało nic innego jak czekać w ukryciu do końca strzelaniny. A później jak najszybciej zająć się rannymi począwszy oczywiście od tych najbardziej poszkodowanych.
 
liliel jest offline