Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2014, 13:57   #21
Lomir
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Do'Khar ruszył powoli, stąpając ostrożnie w głąb jaskini. Wiedział, że każdy krok może być tym ostatnim, dlatego nie pozwolił sobie na na chwilę nieuwagi. Jego kocie oczy lustrowały ściany niskiego korytarza, a wibrysy zbierały najlżejsze drżenie powietrza i zmianę temperatury otoczenia. Mimo całkowitych ciemności tygrysołak widział dość dobrze. Początkowa jaskinia i tunel wyglądały na naturalny twór, jednak z każdym kolejnym krokiem ściany stawały się gładsze, a tunel zdawał się przekryty sklepieniem. W pewnym momencie Do'khar usłyszał jakiś odgłos za sobą, szybkim ruchem odwrócił się i wyciągnął przed siebie uzbrojone w pazury łapy. Jednak niczego tam nie było, musiał się przesłyszeć. Gdy zrobił kolejny zwrot, znów w głąb tunelu, wpadł w gęstą pajęczynę, która pokrywała cały prześwit korytarza. Wcześniej musiał jej nie zauważyć. Lekko zirytowany lepką substancją znajdującą się w jego futrze ruszył dalej, nerwowym ruchem strzepując ją z siebie. Im dalej w las, a raczej w im głębiej w zbocze górskie, tym ilość pajęczyn się zwiększała. Po drodze tygrysołak minął kilka stworzeń odpowiedzialnych za przystrojenie tunelu - były to fioletowe pająki, wielkości dłoni dorosłego mężczyzny. Te jednak nie były agresywny i uciekały na widok kotołaka. Po jakimś czasie, Do'khar dotarł do miejsca skąd napływało świeże powietrze. Kolejna jaskinia, tym razem w kształcie leja, otwarta ku górze. Przez otwór wlewały się strugi deszczu, który najwyraźniej nie miał zamiaru ustępować. Tygrysołak rozejrzał się, poza dużą ilością pajęczyn znalazł w pieczarze coś, co przykuło jego uwagę. Wielkie wrota. Podszedł do nich, zerwał część gęstej sieci i odsłonił płaskorzeźby, które przedstawiały ludzi przy różnych pracach oraz dużą ilością nie zrozumiałych inskrypcji. W tym momencie szósty zmysł Do'khara zaczął wariować i coś kazało mu się odwrócić.
Tygrysołak zobaczył ogromnego pająka. Z jednej strony nie był zaskoczony, gdyż wszech obecne pajęczyny zdradzały mieszkańców tej jaskini, natomiast jeśli chodzi o rozmiar pajęczaka - ten już wyraźnie zaskoczył Do’Khara. Łowcy potworów nie raz zdarzyło się zmagać z podobnymi stawonogami, jednak nigdy nie były one większe od niego samego. Ten widok zasiał strach w sercu tygrysołaka, który cofnął się kilka kroków wpadając w lepką sieć pająka plecami. Przez kilka sekund nie mógł się uwolnić i szarpał się niczym ta biedna mucha, która wpadła w pajęczynę. W tym czasie monstrum zbliżało się ku Do’Kharowi, krok po kroku, odnóże za odnóżem. Z potężnych szczęk pająka ciekła ślina zmieszana zapewne z jadem.
Tygrysołak wiedzial, że musi się uwolnić, inaczej nie będzie miał żadnych szans. Szarpnął po raz kolejny i wtedy poczuł, że to nie on sam jest przyklejony, a pochwa jego miecza. Szybko wyślizgnął się z pasów, które krzyżowały mu się na piersi utrzymując miecz na plecach i odskoczył na bok, zwiększając dystans między nim a pająkiem. Był wolny, jednak bezbronny, gdyż jego pazury to zdecydowanie za mało w walce z takim oponentem. Odzyskanie miecza uwięzionego w sieci było teraz głównym celem Do’Khara. Jednak stawonóg nie miał zamiaru mu tego ułatwić…
Potwór zaklekotał groźnie szczękami. Wydał z siebie głośny, groźny syk, który sprawił że kilka kropel gęstej śliny wylądowało przed stopami tygrysołaka. Odwłok pajęczaka poruszał się rytmicznie na boki, gdy ten przebierał odnóżami, starając się odciąć łowcy nagród drogę ucieczki. Z każdym posunięciem, zbliżał się w stronę zwierzołaka, powoli szykując się do skoku w jego stronę.
Do’khar wiedział, że mimo swojej przewagi wielkościowej pająk nie będzie nierozważny. Ta cecha przysługiwała jedynie istotom obdarzonym umiejętnością myślenia abstrakcyjnego, a do tego posiadającym zbyt duże mniemanie o sobie. Zwierzęta zawsze cechowała ostrożność i rozwaga. Dlatego tygrysołak pokazał pazury, dając do zrozumienia, że nie jest bezbronnym i łatwym kąskiem. Starał się swoją posturą (co było ciężkie, zważywszy, że pająk był od niego przynajmniej dwa razy większy) skłonić bestię do zaniechania ataku, lub chociaż do jego opóźnienia. W tym samym czasie powoli zaczął okrążać stawonoga, cały czas będąc zwróconym przodem do oponenta. Chciał doprowadzić do sytuacji, gdzie będzie w stanie ponownie dotrzeć do plątaniny pajęczyn, opadających z “daszku”, znajdującej się na środku jaskini. Tam gdzie został jego miecz, który bardzo by mu się przydał. Do’khar był na siebie zły, że nie dobył broni od razu i dał się zaskoczyć.
Tygrysołak chciał przeciągnąć ten dziwaczny taniec jak najdłużej. Jednak w głowie obmyślał strategię. Wiedział dobrze, że pająk może zaatakować w każdej chwili, więc był gotowy. Miał nadzieję, że w razie ataku arachnida uda mu się wślizgnąć pod niego i potraktować go pazurami po jego miekkim podbrzuszu. To mogło się udać, gdyż Do’khar nie narzekał na brak szybkości i zwinności, jednak podobnych cech można się było spodziewać po fioletowej bestii.
Stwór w końcu postanowił zaatakować. Skoczył szybko i zwinnie, wprost na Tygrysołaka. Ten najpierw myślał o prześlizgnięciu się, lecz dostrzegł jadowe żądło wysunięte z odwłoka, blisko ziemi. Próba przebięgnięcia pod potworem, skończyłaby się śmiertelnym przebiciem na wylot. Nie zdążył wymyślić kolejnego planu.
Pająk przyparł go do ściany, a on w akcie desperacji pochwycił jego szczęki. Ślina zmieszana z kwasowym jadem które je pokrywały, paliła go w dłonie. Zaciskając zęby, nie pozwalał jednak potworowi zbliżyć się do swej twarzy, bowiem byłby to koniec jego podróży.
Do’khar był w potrzasku. Sytuacja szybko ze złej stała się tragiczna. Od śmierci dzieliło go jedynie kilkadziesiąt centymetrów, czyli odległość pomiędzy jego twarzą a żuwaczkami pająka. Gdy złapał aparat gębowy arachnida nie myślał o jadzie sączącym się z jego paszczy, ale piekący ból szybko mu o nim przypomniał. Do’khar nie wiedział co robić, nie był w stanie odepchnąć napastnika, gdyż ten był za duży i silny. Tygrysołak nie poddawał się, jemu też nie brakowało siły, więc postanowił ją wykorzystać. Z całej siły rozciągnął na boki trzymane przez siebie szczęki, chcąc wyrwać je z ciała pająka. Nic innego nie przyszło mu do głowy.
Stwór zapiszczał głośno, gdy tytaniczne mięśnie tygrysołaka z całych sił rozciągnęły jego gębę na boki. Coś trzasnęło głośno, a jedna z żuwaczek złamała się w pół. Pająk odskoczył do tyłu, niemal stając dęba na tylnich odnóżach. Wił się wściekle, uderzając cielskiem i cienkimi nóżkami o swoje własne pajęczyny. Utrata kawałka paszczy, która tkwiła teraz w łapie Do’khara musiała naprawdę go zaboleć.
Tygrysołak wyszczerzył zęby, niestety nie w uśmiechu. Był to grymas bólu. Spojrzał na swoje porośnięte futrem łapy, które teraz było poklejone od śliny pająka i krwi Do’Khara. W trakcie szamotaniny z arachnidem jego ostre żuwaczki musiały ponacinać grubą skórę. Łowca ku swojemu przerażeniu poczuł, jak jego dłonie drętwieją. Widocznie odrobina trucizny przedostała się do jego krwioobiegu. Domyślał się, że to jedynie niewielka ilość, bo gdyby była to większa dawka to mógłbyc od razu paść trupem. Mimo wszystko wolał nie zwlekać, gdyż trucizna mogła go lada chwila osłabić, a wtedy nie byłby w stanie stawić czoła monstrualnemu pajęczakowi, który teraz wił się w swoistym tańcu, który miał uśmierzyć ból po stracie szczęki.
Do’Khar wyszczerzył zęby raz jeszcze, tym razem był to uśmiech, pochylił głowę i spojrzał “spod byka” na swojego oponenta. Następnie jego wzrok przeniósł się na centralną plątaninę pajęczyn, na jego miecz. Puścił się pędem w jego kierunku, nie zatrzymując się wydobył miecz z pochwy, zostawiając pająka za plecami. Następnie rzucił się w przód, wykonując efektowny przewrót w przód, który jednocześnie pozwolił mu na zwrócenie się twarzą do arachnida. Przyszła pora na odpłacenie się pięknym za nadobne. Do’Khar ruszył na pajęczaka, dzierżąc swój dwuręczny miecz. To nie był koniec walki, to był dopiero początek. Pierwszy cios, wyprowadzony przez tygrysołaka wymierzony był w chudziutkie odnóża fioletowej bestii. Miał pozbawić ją równowagi i przy odrobinie szczęścia kilku istotnych do poruszania się kończyn.
Szybko, przeskakując z łapy na łapę, zbliżył się do pająka i całym impetem ciął z lewej do prawej, dzierżąc swój miecz w obu rękach. W tym momencie wszystkie osiem oczu zwróciło się ku atakującemu kotołakowi. Arachnid chcąc zrobić unik, wybił się w powietrze jednak miecz był szybszy. Silne i szybkie cięcie pozbawiło pająka trzech odnóży, a ten zapiszczał wściekle i podniósł się na pozostałych mu nogach. Wyglądał prawie jak koń, który staje dęba. Miał to być pokaz siły, mimo iż ciężko ranny dalej stanowił groźnego przeciwnika. Jednak tygrysołak wiedział jak skończy się ta potyczka. Wiedział, że dociśnięty do muru zwierzak będzie wściekle się bronił, a jedyną bronią, która mu została było żądło znajdujące się w odwłoku. Dlatego Do'Khar zamarkował parę ciosów, zmuszając pajęczaka do wycofania się parę metrów, aż dotarł do ściany jaskini. Wtedy arachnid odwrócił się i wspiął po pajęczynie na "daszek", który rozwieszony był nad lejem. Tygrysołak obserwował go ze spokojem, czekał na właściwy moment. Wiedział, że teraz pająk nie ma nic do stracenia i ostatkiem sił zaatakuje. Nie pomylił się, kilka sekund później arachnid wybił się z całej siły, skoczył w kierunku kotołaka. Chciał trafić go swoim żądłem, jednak Do'Khar zrobił unik, przetoczył się za pająka, zanim ten wylądował. Gdy fioletowa bestia odwróciła się ostatnim co zobaczyła był szarżujący na nią tygrysołak. Jednym susem wskoczył na odwłok pająka i wbił swój miecz w korpus przerośniętego muchożercy. Ten po raz kolejny stanął dęba, zrzucając z siebie Do'Khara. następnie zaczął biegać w kółko, wyraźnie cierpiąc, aż w końcu przewrócił się na "plecy", a jego odnóża zgięły się w pośmiertnych drgawkach.


Tygrysołak podszedł po raz ostatni do truchła i tym razem wbił miecz w miękkie podbrzusze arachnida, który jak się okazało jeszcze żył i dopiero ten cios był tym ostatnim.
Do'khar dyszał ciężko. Po raz kolejny udało mu się zmierzyć z potworem i wygrać. Szkoda tylko, że nikt mu za niego nie zapłaci. Wtedy przypomniał sobie o humanoidalnym kształcie, który trzymał pająk. Tygrysołak ruszył szybkim krokiem w miejsce, gdzie kokon został upuszczony przez bestię. Gdy go znalazł przykucnął przy nim i z wyraźnym wysiłkiem rozerwał pajęczynę. W środku był siny mężczyzna, ciągle oddychał, ale wyglądał na wycieńczonego przez truciznę pająka. Do'khar rozerwał kokon w całości, uwalniając uwięzionego w nim człowieka. Był to dobrze zbudowany mężczyzna, koło czterdziestki, o ciemnych włosach, które przyprószone już były siwizną. Zanim zaopiekował się nim pająk musiał rozpalać kobiecie pożądanie. Teraz jednak wyglądał bardziej jak trup. Blado-siny, z zapadniętymi policzkami, bez życia. Do'khar wyciągnął go i zarzucił go przez ramie i przeniósł do wylotu korytarza, aby nie padał na nich deszcz. Położył go na ziemi, nie specjalnie starając się być delikatnym i ruszył po pochwę swojego miecza, która dalej tkwiła w pajęczynach.
Plan był prosty, mężczyzna zatruty przez pająka miał dwie opcje. Albo jego organizm będzie na tyle silny, że przetrzyma truciznę, albo umrze w przeciągu kilku godzin. Oba rozwiązania jednak wymagały czasu, dlatego tygrysołak postanowił poczekać. Po raz ostatni wyszedł na deszcz, aby poszukać w lesie suchszych kawałków drewna, które nadałyby się na rozpalenie ognia. Gdy wrócił, mężczyzna był dalej nieprzytomny i jęczał z bólu. Był to dobry objaw, gdyż oznaczało to, że trucizna przestaje paraliżować jego ciało. W przeciągu kilku najbliższych godzin jego los sie rozstrzygnie. Po kilkudziesięciu próbach rozpalenia wilgotnego drewna jakimś cudem udało się wywołać malutki płomień, w samą porę, gdyż obu nieszczęśników dopadał już chłód wynikający z przemoczenia i wiejącego lekkiego wiatru. Po pewnym czasie ogień rozpalił się już na tyle, że nawet trochę wilgotne drwa paliły się, choć niechętnie. Dookoła ogniska Do'khar ustawił resztę drewna, aby mogło przeschnąć od pobliskich płomieni. Tygrys usiadł przy ogniu opierając się plecami o ścianę tunelu i po chwili dopadła go senność, a przyjemne ciepło ogniska i dźwięk strzelających w ogniu drew spotęgowały to uczucie. Do'khar z tym nie walczył, pozwolił sobie odpłynąć w świat marzeń sennych.
Po kilku godzinach obudziły go szmery. Otworzył oczy i zobaczył, że ognisko tliło się już resztką sił, więc wziął kilka kawałków drewna i wrzucił je w żar. Spojrzał na wyjście z jaskini, na szczęście deszcz przestał padać, ale niebo w cale się nie rozpogodziło i kolejna ulewa wisiała w powietrzu. Źródłem dźwięków, które obudziły Do'khara był mężczyzna uratowany z kokonu. Odzyskiwał przytomność, co oznaczało, że trucizna nie dała mu rady. Tygrysołak podniósł się i podszedł do swojego plecaka, z którego wyciągnął manierkę. Podszedł do mężczyzny, którego skóra powoli odzyskiwała naturalny kolor, uniósł jego głowę i wlał mu trochę wody do ust. Widać było, że był odwodniony, z jego potwornie wysuszonych ust schodziły płatki białej skóry.
Po pewnym czasie mężczyzna odzyskał całkowicie przytomność. Otworzył oczy i powoli uniósł się na łokciach rozglądając wokół. Jego wzrok spoczął na tygrysołaku, który siedział nieopodal, przy ognisku i grzebał kawałkiem drewna w ogniu. Gdy ich spojrzenia spotkały się Do'khar zauważył strach w oczach mężczyzny.
- Dobry, śpiąca królewno. Nie bój się, gdybym chciał twojej śmierci to nie wyciągałbym cię z tego kokonu. Jestem Do'khar, a ty miałeś dużo szczęścia, że cie tu znalazłem. Trafiłem na tą jaskinie zupełnie przypadkiem, a tylko moja ciekawość kazała mi wejść do środka. Kim jesteś i czego tu szukałeś? - powiedział tygrysołak. - Dziękuję - powiedział mężczyzna. Jego głos był słaby, ale nie drżał i brzmiał pewnie - Jestem Semor Chyridris. Badałem tą jaskinię. Jestem naukowcem zajmującym się badaniem starożytny tekstów, przekazów i podań ludowe. Dziękuję ci za ratunek, masz rację, bez ciebie nie byłoby mnie już na tym świecie. Jak mogę ci się odwdzięczyć? -
Do'khar uśmiechnął się - Nic tak nie wyraża wdzięczności jak brzęcząca sakiewka złota. Jestem łowcą potworów i najemnikiem, a za zabicie takiego pająka zebrałbym sporą sumkę - Semor pokiwał głową - Rozumiem. Niestety nie mam pieniędzy, wszystko straciłem, gdy starałem się uciec przed pająkiem. Ale mam dla ciebie propozycję. Posłuchaj mnie, możesz zarobić zdecydowanie więcej niż tylko trochę złota. Możesz dostać skrzynie złota, chwałę i rozgłos. Przyda mi się ktoś taki jak ty. - przerwał na chwilę i kontynuował - Trafiłem tutaj przez zapiski w jednej z ksiąg, które określały lokalizacje tej jaskini. Dlatego też początek jest naturalny, dopiero głębiej została wykuta ręką człowieka - miało to na celu zmylenie innych, którzy chcieliby odszukać to miejsce. Widziałeś pewnie te wielkie wrota? To ich właśnie szukałem. Z księgi, którą czytałem wynika, że za tymi drzwiami znajduje się coś. Sam nie wiem do końca co, w księdze, którą musiałem tłumaczyć ze starożytnego języka wynikało, że za nimi jest "bezpieczna droga przed końcem". Możliwe, że chodzi o jakieś przejście do skarbca albo komnat grobowych. A jak dobrze się domyślasz - w takich miejscach znajduje się DUŻO złota i kosztowności. Jednak jest jeden problem - drzwi nie da się otworzyć ani wyważyć. Z fresków, którymi są pokryte, udało mi się wyczytać, że jedynie prawowita osoba, dzierżąca "łzę smoka", będzie mogła wejść do środka. -
Na te słowa Do'khar przekrzywił głowę i powiedział - Łzę smoka? Zdajesz sobie sprawę, że smoków nie widziano od bardzo dawna i że są praktycznie najrzadszymi stworzeniami na świecie?- na co [b]Semor[/i] odpowiedział - Tak, ale nie chodzi tu dosłownie o łzę smoka. W księgach, które określały lokalizację tych wrót była wzmianka o czym takim. Chodziło tu raczej o rzadki kamień albo minerał. Nie potrafiłem tego przetłumaczyć wtedy, ale teraz, gdy przeczytałem freski na wrotach zaczyna się to układać w całość. Muszę wrócić do mojego domu i jeszcze raz przeczytać ten fragment. Może wtedy odszyfruję miejsce, gdzie można zdobyć ten specyficzny klucz. Pomożesz mi? Jestem jeszcze osłabiony, więc sam nie dam rady wrócić do miasta. Zapłacę ci za pomoc, gdy dotrzemy do mojego domu. Sto sztuk złota, na tyle mnie stać, a jak zdecydujesz się mi pomóc w poszukiwaniach to nagroda może okazać się dziesięć razy większa! -
Tygrysołak zamyślił się przez chwilę. Historia, którą opowiedział mu badacz zaciekawiła go. Było to znacznie ciekawsze od uganiania się za prawdopodobnie nieistniejącą wiedźmą, a sto sztuk złota to niewiele mniej niż obiecał mu przywódca wioski. Zawsze mógł przeciągnąć w czasie poszukiwania i zając się tamtą sprawą po tym jak pomoże Semorowi. -Niech będzie. Sto sztuk złota za odprowadzenie cię. A co do poszukiwań to niezależnie od ich wyniku chcę przynajmniej dwieście sztuk złota plus połowa ewentualnego znaleziska. Zgoda? - na to poszukiwacz odparł - Sto sztuk złota za poszukiwania i połowa tego co znajdziemy. Na więcej mnie nie stać, ale czuję, że za tymi wrotami znajdziemy górę złota, więc nie martw się Do'khar, nie będziesz na tym stratny - tygrysołak pokiwał głową - Zgoda. Ruszajmy więc. Dasz radę wstać? - wyciągnął rękę do Semora i pomógł mu wstać. Po chwili prowizoryczny obóz Do'khara został zwinięty. Ogień był zagaszony, a niespalone kawałki drewna ułożone pod ścianą, w razie gdyby musieli jeszcze kiedyś rozpalać tu ognisko. Szybko zebrał swoje pozostałe rzeczy i wziął Semora w pół, a jego rękę przerzucił sobie przez ramiona pomagając mu iść. W kilka minut później byli już na szlaku prowadzącym w dół, ku miastu.
 
Lomir jest offline