Miejskie uliczki Ferramentii były zawsze dość spokojne, mimo, iż potwornie ruchliwe.
Malie mogła jednak na swoim spacerze zauważyć pewien dość specyficzny element w psychologii mieszkańców stolicy.
Stolica była bezpieczna. Nie było w niej wypadków. Nie było przestępstw.
Gdy tylko weszła w okolice miejsca wypadku ilość przechodniów drastycznie zaczęła maleć. Nikt nie chciał chodzić, widzieć, czy w ogóle myśleć o wysadzonym w powietrze pociągu. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, eh? Nie była to jednak świadomość której wszyscy z nich mogli uciec, z swoimi bliskimi w szpitalach stolicy. Rannych było sporo. Na szczęście więcej, niż zabitych.
Malie była zmuszona udać się najpierw na dół mostu, na którym znajdował się pociąg, idąc wzdłuż muru ostatecznie skończyła w ciemnych uliczkach pomiędzy ściśniętymi budowlami.
To właśnie wtedy, siłą szansy, wchodząc w jeden z zakrętów zobaczyła Saeha. Nie był on jednak sam.
Znacznie bliżej Malie znajdował się osobnik, który powolnym, wyliczonym wręcz krokiem zbliżał się do Strażnika. Miał na sobie strój przypominający uniform wojskowy, z sporą gamą zdobień oraz charakterystyczną czapką. Charakterystycznej z uwagi na jej niewielki rozmiar, pozwalający dwóm, zwierzęcym uszom na wyłanianie się po jej bokach.
Jego wyraz twarzy był dosyć zimny, a w ręku trzymał ostrze mieniące się od jakiejś magicznej energii.
-
Nie byłbyś pierwszym który do nas dołączy. Dlaczego odmawiać? - spytała postać, kierując się ku partnerowi Malie.