Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2014, 23:31   #92
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Dziękuję MG oraz Kermowi za interakcję...


Aktor spędzał poranek w pokoju nie wychodząc z łóżka. Śniadanie mu doniesiono. Generalnie skarżył się na ból pleców, głowy, serca, na duszności i cały czas domagał się sprawiedliwości. Z pokoju nie miał zamiaru wychodzić dopóki Herbert nie zostanie zakuty w kajdany i odizolowany od reszty. Pokrzywdzony uważał, że to jego wieloletni przyjaciel powinien zostać zawieziony do Strażnicy i skazany.

- Witam Panie Napoleonie. - powiedział Winkel po krótkim zapukaniu w drzwi i wejściu. - Możemy wraz z towarzyszem z Panem porozmawiać? - zapytał Bert kulturalnie. - Czuje się pan na siłach? Pana słowa mogłyby pomóc w sprawie.

Jost, który wszedł do pokoju wraz z Bertem, skinął tylko głową na powitanie. Na razie postanowił pozostawić rozmowę w dłoniach - czy raczej ustach - wygadanego Berta. Winkel jak zawsze robił swoje.

- Słabo się czuję, lecz jak mogę pomóc? - zapytał opierając się plecami o poduszkę Napoleon.

- Może nam Pan powiedzieć, co się działo po tym jak opuścił Pan główną salę przybytku? Co Herr właściwie robił? Szczegółowo najlepiej. - Bert był spokojny, ale też ciekawy wersji aktora.

- Poszedłem spać, ale siem ocknął. Zobaczyłem że w ubraniu jestem, to przebrałem się i prawie już gotowym był do łoża pójścia, gdy... ten... eh... Dziabnął mnie! Zabić chciał! - podniósł głos.

- Spokojnie. - powiedział Winkel unosząc ręce w pokojowym geście. - Przebierał się Pan przy lustrze jak rozumiem? - zapytał Bert.

- Ano, zgadza się. - kiwnął głową ranny.

- I wtedy Herbert się do Pana podkradł, wsadził Panu sztylet w plecy i... co dalej? - spytał Jost.

- No potem na ratunek żeście mi przybyli. A potem... nie pamiętam... Obudziłem się już dzisiaj z wielkim bólem w sercu mym, że to nie był jednak sen... - mruknął.

- Chwila, moment. - Jostowi coś w tych zeznaniach nie pasowało. - Co się działo między chwilą, kiedyś Pan poczuł ból w plecach, a chwilą, gdyśmy my się pojawili?

- Padłem ugodzony niecnym ciosem wyjąc z bólu w mym cierpieniu przecież, no i szoku. - odrzekł jakby to było jasne jak słońce. - Kto wie czy nie dokończyłby roboty, gdybym nie podniósł alarmu... - Napoleon pokiwał głową. - Albo odwagi mu brakło zmierzyć się ze mną twarzą w twarz. Morderca. - powiedział ostatnie słowo złowieszczo.

Bzdurne rozumowanie - zdaniem Josta przynajmniej. Cóż było prostszego jak dobić leżącego.

- A kiedy zobaczył Pan twarz niedoszłego zabójcy? - spytał Schlachter.

- Kiedy już byłem na ziemi, a on w ręku dzierżył ostrze. - aktor otarł pot z czoła. - Dlaczego go nie aresztujecie? Przecie to jest wszystko tak oczywiste…

- I wtedy zaczął Pan krzyczeć? - Jost milczeniem pominął pretensje Napoleona.

- No tak. Krzyczeć zacząłem jak go zobaczyłem!

- Zatem powie nam Pan co to był za odgłos upadającego przedmiotu? - zapytał bezpośrednio Bert. - Dosyć głośno go słyszeliśmy jakoś minutę przed tym jak Pan zaczął wołać o pomoc… Coś upadło w Pana pokoju czy może za ścianą?


- Nic nie słyszałem. Na noc czopki woskowe wtykam w uszy żeby lepiej się wyspać. Byle szmer mnie budzi a i sen ciężko przychodzi w mym wieku... - wysunął szufladę, gdzie leżały zatyczki wątpliwej czystości ze śladami woskowiny.

- Zatem mogło być tak, że wstał Pan aby się rozebrać z tymi czopkami, a kiedy się Pan rozbierał i nadal miał czopki w uszach wszedł napastnik i Pana zaatakował? - zapytał Winkel patrząc prosto w oczy rozmówcy.

- Czopki żem zatknął po przebudzeniu. Coś mnie ze snu ocknęło…

- Skoro Pan zatknął czopki to zaczął Pan się rozbierać z nimi w uszach? - zapytał Winkel. - To trochę mało sensowne, ale skoro zaraz po tym został Pan dziabnięty musiał Pan nie słyszeć otwieranych drzwi i tego jak się napastnik do Pana zakrada. Zgadza się?


- Nie słyszałem drzwi. To się zgadza. - pokiwał żywiołowo Napoleon. - Czopki zawsze zakładam przed snem. Wczoraj winem zmorzony byłem i zapomniałem we wzburzeniu wieczoru wróciwszy na górę. Tak. Jakoś to tak chyba było... - pogładził się po łysej głowie.

- Zatem kluczowym byłoby zapytać czy widział Pan napastnika w lustrze? - zapytał Winkel. - Pan Herbert jest wysokim mężczyzną i go nawet pijany i zaspany Herr by zobaczył…

- Eeee… - spojrzał na lustro. - Chyba... nie widziałem? - zapytał niepewnie. - Widzieć nie mogłem, bo bym przecie nie dał się tak zajść zdradziecko! - dodał sobie pewności.

- Zatem od ataku do Pana krzyku minęło minimum kilka sekund. Poza tym był słyszalny dość głośny odgłos upadającego przedmiotu, którego Pan przez zatyczki nie usłyszał. Nie widział Pan nikogo w lustrze, bo to na pewno nie był Herr Herbert. - powiedział Winkel. - To Pana przyjaciel mimo pańskiego wcześniejszego zachowania. Zaalarmowany przybył Panu na pomoc i wtedy zapewne Pan go zobaczył… Drzwi były uchylone, bo napastnik nie miał czasu ich zamykać. - Bert podszedł do rysy na drewnianej podłodze. - Jakie ma Pan relacje z każdym z członków trupy? Proszę opisać kontakt z każdym z nich. Szczególnie starcia słowne…

Aktor słuchał, słuchał i kiwał głową z zaciekawioną, to zdziwioną miną. Winkel cały czas badał reakcje mężczyzny. Dobrze, że był z nim Jost gdyby jego zmysły go zawiodły.

- Ja tam z nikim się nie kłócę. Herbert bufon irytuje mnie na każdym kroku… i nastaje, że go okradam… A w rzeczy samej to wcale nie zarabiam więcej od niego… Zapytajcie Gerardesa… Wy nie wierzcie w żadne jego słowo, bo to aktor jest nawet w przyjaźni… - opadł ciężko na poduchę. - Słabo mi… Chyba siem zdrzemnę…

- Jeszcze chwila Panie Napoleonie. - powiedział Winkel. - Cały czas z Mości Herbertem kłócicie się o fundusze. Czy nie wystarczy zapytać Pana Gerardesa ile on na tym wszystkim zarabia? Może to jego dola jest tak potężna, że dla was zostaje zbyt mało? Jak Pan uważa?

- Impresario ma wynagrodzenie sowite. Bez niego to i tego co mamy, by nie było… Ta trasa jednak odwróci kartę i Ranald do mnie się uśmiechnie… Na pewno… - westchnął ciężko. - Kiedy aresztujecie Herberta?

- Skąd jest Pan taki pewien, że to właśnie on powinien zostać aresztowany? - zapytał Winkel świdrując Napoleona spojrzeniem. - Przecież to nie on popełnił tę zbrodnię. Czyżby tak źle Pan życzył przyjacielowi. Wszystko by się zgadzało, ale… Uwierzy Pan, że to wyrzucenie skradzionego Herbertowi sztyletu pod drzwi nie było dobrym pomysłem. - Bert przyglądał się reakcji Napoleona. - Rzucił nim Pan zamiast położyć. To zostawiło rysę pod kątem, której nie zrobiłoby upuszczenie go przez napastnika. Wpadł Pan, Herr Napoleonie!

- Czy to było bardzo trudne, takie ryśnięcie się nożem w plecy? - spytał Jost. - Czy też ktoś Panu pomógł?

- Ja wiem, że musicie znaleźć sprawcę żeby nie wyjść na nieudolnych głupców, ale dobrzy Panowie... – jęknął krzywiąc się i zrobił pauzę, przycisnąwszy rękę na piersi. - ...ale weźcie się do roboty wreszcie i takich głupot nikomu nie powtarzajcie... – wyrzucił ze złością. – ...Co by pośmiewiska z siebie nie robić! – zapowietrzył się.

- Panie Napoleonie, niech Pan będzie poważny. - odparł Jost. - Kto, zaatakowany, czeka i czeka, zanim krzyczeć zacznie?

- Bzdura! Kto powiedział wam, że czekałem? Ty byś czekał? - puknął się w czoło patrząc na Josta. - Wyście w zmowie są z Herbertem widzę! Co wam obiecał? - aktor zbladł.

Winkel wiedział, że mają winnego. Wystarczyła krótka rozmowa aby Napoleon się pogubił w swoich założeniach. Cóż... Tak to wychodzi kiedy planuje się po pijaku. Bert zastanawiał się jednak czy Napoleon miał wspólnika i dlaczego śliczna Heidi tak ucieszyła się na oszukaną wieść o śmierci Napoleona. Trzeba było oznajmić trupie, że Napoleon uknuł to aby pozbyć się rywala i... przyjrzeć się ich reakcji. Może ktoś się zdradzi od razu, a jak nie... zanim przyjedzie straż może uda się jeszcze po drążyć.
 
Lechu jest offline