Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2014, 00:00   #184
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Julia otworzyła oczy szybko orientując się, że leży gdzieś, w całkowitej ciemności.
Przegrała z kretesem. Najzwyczajniej w świecie i całkowicie bez fajerwerków dała się zabić mrocznemu widmu samej siebie. Podobno najgorszym wrogiem człowieka jest on sam - los pokazał, że w tym stwierdzeniu jest sama prawda. Powinna uciec, schować się gdzieś i przeczekać, ale nie mogła...po prostu nie mogła po raz kolejny oddać wrogowi pola. Zaryzykowała i poniosła tego konsekwencje. Przynajmniej nie zdechła błagając o litość.
Uczucie obezwładniającej rezygnacji pojawiło się niczym następny cios włóczni...bo jakże to tak? Umarła i wylądowała w Piekle. Czemu więc nie ma ognia, gdzie podziały się kotły wrzącej oliwy? Gdzie jest diabeł, który uścisnąłby jej dłoń i z zębatym uśmiechem wskazał kreskę koksu na brzuchu leżącej obok prostytutki, mówiąc:“częstuj się, zasłużyłaś”? Była sama w mroku, a przecież miało być kompletnie inaczej... miało być tak pięknie. Po cichu liczyła, że po tej drugiej stronie raz jeszcze zobaczy wredną gębę Rodrigueza i podziękuje mu za całokształt współpracy w taki sposób, w jaki tylko wściekła kobieta potrafi.

Na razie jednak utknęła gdzieś pomiędzy życiem i śmiercią w cholernej poczekalni, a skoro jeszcze nikt nie zdzierał z niej pasów może była szansa... pokonując odrętwienie zacisnęła palce, testując swoją sprawność. Wypadało zrobić bilans strat, sprawdzić obrażenia i ustalić dokładny stan ciała, potem oznaczyć swoją pozycję względem wszechświata.
Obawiała się tego, na co jej ręka natknie się gdy zawędruje w okolice klatki piersiowej. Chęć poznania prawdy była jednak silniejsza, a gdzieś bardzo głęboko w głowie Julii zatliła się nadzieja. Widziała przecież widma, duchy... na statku nie umierało się ot tak. Tu nic nie było logiczne. Utarte schematy - prawdy objawione szarej codzienności leżały grzecznie w koszu na śmieci, zapomniane i zakurzone.
Pozostawała mobilizacja. Ailuj wciąż mogła kręcić się gdzieś w okolicy.

Na piersi nie było niczego. Żadnej rany, krwi, niczego. Jakby walka z Ailuj nie miała miejsca. Jakby nigdy jej nie było. Powoli zmysły Julii ogarniały otoczenie. Nie znajdowała się już na pokładzie - tego była pewna. Pod ciałem czuła lity kamień. Wilgotny, śliski i zimny, pokryty jakaś organiczną materią, jakby śluzem lub czymś podobnym. Miejsce śmierdziało morskim dnem. Intensywnie i nieprzyjemnie. Ciężki odór gnijących ryb, wodorostów, iłu zalegającego głębiny, rozkładających się resztek organicznych. Było ciemno, jakby nagle Julia straciła wzrok. W tej ciemności, w tym ciężkim, zalepiającym płuca powietrzu, nie potrafiła określić kierunków. Bezradna, niczym mała dziewczynka schwytana w pułapkę z dziecięcych koszmarów.

Czy tak wygląda Czyściec? Wieczna tułaczka wśród czerni? - pomyślała wyciągając przed siebie ręce i niczym ślepiec zrobiła pierwszy, niepewny krok. Dławiący odór kanału atakował ją ze wszystkich stron. Oszałamiał swoją intensywnością, wydzierał resztki spokoju. Ciałem dziewczyny wstrząsnął dreszcz strachu i obrzydzenia, oddech przyspieszył. Serce zaczęło tłuc szaleńczo w jej piersi, jakby chciało udowodnić że wciąż działa i ma się dobrze, wbrew wszelkiej logice. To nie mogła być prawda! Czuła potworny ból z jakim ostrze zagłębiło się w jej ciele - czegoś takiego się nie dało się zapomnieć. Więc dlaczego? Czy oddychała tylko po to, by przez resztę wieczności snuć się samotnie w ciemności? Zresztą oddychanie nie stanowiło żadnego dowodu na bycie żywym.

Z dwojga złego Julia wolała już nawiedzony wycieczkowiec. Tam przynajmniej od czasu do czasu natykała się na kogoś żywego, mogła porozmawiać. Miała choć cień szansy na powrót do domu, mglisty co prawda i daleki, ale zawsze. Teraz została tylko ona i pełen mroku podmorski grobowiec. Zrobiła kolejny krok, macając stopą podłogę. Rękoma badała pustkę przed sobą i nasłuchiwała. Skoro nie mogła polegać na wzroku pozostawało wykorzystać resztę zmysłów. Ruszyła ostrożnie przed siebie.

Stopy ślizgały się na mokrym kamieniu, do uszu dochodził odgłos skapywania wody, ciurkania, jakieś dziwne chlupotania i coś, co brzmiało jak mlaskanie. Powietrze zdawało się być gęste, niemal lepkie, wdzierało się przez nozdrza do płuc niczym jakieś niewidzialne, żywe stworzenie. W pewnym momencie jej ręka trafiła coś ukrytego w ciemnościach. Coś śliskiego, kamiennego i wystającego prosto z podłoża. Stalagmit? Być może? Albo stalagnat. Albo kamienny kolec? Albo...
Z góry doszedł do uszu Julii przeciągły, ludzki, bolesny jęk.

Czyli był tu jeszcze ktoś żywy...albo przynajmniej cierpiący. Umarli raczej nie czuli bólu, więc agonalne jęki pochodzić musiały z gardła kogoś, kto jeszcze nie wyzionął ducha. Na swój sposób było to pocieszające, z drugiej zaś strony zwiastowało kolejne kłopoty. Wyobraźnia podsunęła dziewczynie obraz jej samej, nabitej na pal i błagającej o skrócenie cierpienia. Gdzieś kiedyś czytała, że taki rodzaj tortur był wyjątkowo paskudny i bolesny. Skazany potrafił umierać kilka dni i bardzo wyraźnie odczuwał każdą mijającą sekundę.
Brrr, wróć. Nie myśl o tym do kurwy nędzy! - upomniała się, kierując myśli z powrotem na właściwy tor. Mrok, wilgoć, smród i jęki - nie koniecznie w tej kolejności.

Wyschnięte gardło piekło boleśnie nie pozwalając wydobyć z siebie jakiegokolwiek dźwięku, choć odrobinę zbliżonego do ludzkiej mowy. J.J. stanęła niezdecydowana, a jej dłonie zamarły na chłodnym kamieniu. Walczyła z coraz potężniejszą ochotą, by dać sobie spokój i iść dalej, tylko gdzie? Nadal przed siebie, nie wiadomo jak długo..i co dalej? Nikt nie mógł jej zagwarantować, że nie padnie ofiarą czegoś koszmarnego. A nuż jęczydusza posiadała istotne informacje na tego gdzie się znajdowali...albo miała chociaż przy sobie coś użytecznego.
- Gdzie jesteś? - spytała i skrzywiła się momentalnie. Jej głos zabrzmiał dziwnie obco, odlegle.

Na dźwięk jej głosu ze wszystkich stron dało się słyszeć odległe lecz nie tak odległe jakby sobie tego życzyła dźwięki. Tym razem nie były to jęki, lecz coś, co można było uznać za piski. A potem, nagle, bez ostrzeżenia, ziemia pod jej nogami zadrżała i dało się słyszeć coś, niczym odgłos pękającej skały.

Pomoc bliźniemu, nawet jeśli pozostawała jedynie w fazie czystych chęci, nigdy nie popłacała. Współczucie, litość - ilekroć Julia pozwalała dojść do głosu tej lepszej stronie swojej natury, dostawała od losu po nosie. Drgania podłoża nie nastrajały optymistycznie, tak samo jak dochodzące zewsząd chóralne skrzeki. A pomyśleć, że jeszcze przed chwilą było przyjemnie cicho. Nic się nie waliło, nie paliło, ani nie syczało, a teraz?
Zdusiła chęć wyrażenia w kilku żołnierskich słowach tego, co myśli o otaczających ją hałasach. Nic by to nie dało, prócz upewnienia wroga gdzie się dokładnie znajduje. Ruszyła do przodu, wymijając kolumnę ze skrzekami u góry. Podróż po omacku nie należała do przyjemnych, a widmo tego, co czaiło się w cieniu nadawało ruchom dziewczyny nerwowej gwałtowności. Jej głowa kręciła się jak szalona, podążając za coraz to kolejnymi ostrymi sykami.
- Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa… - szeptała bezgłośnie, czyniąc z pojedynczego słowa swoją własną, trzymającą przy zdrowych zmysłach modlitwę.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 21-07-2014 o 00:03.
Zombianna jest offline