Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2014, 06:38   #93
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację






Decyzja śledczych o oskarżeniu Napoleona o samookaleczenie i szykanowanie Herberta o fałszywą próbę popełnienia morderstwa, była szokiem dla wszystkich. Nie, żeby każdy od razu wierzył, że to Herbert jest winny wszystkiemu, ale raczej, że Napoleon był do tego zdolny. Nikt nie podważył tej decyzji. Każdy z przerażeniem i niewypowiedzianym smutkiem kiwał głową, że ten, którego znali od lat, kochali jak bliskiego członka rodziny, posunął się aż tak daleko. Był to również szok, chyba największy dla samego oskarżonego. Nagle jakby sił witalnych dostał i pieklił sie tak ostro i rzucał i groził, że Arno musiał siłą usadzić aktora w łóżku grożąc pięścią, żeby nie fikał jak pijany halfling w trawie. Oberżysta Eryk czym prędzej zamknął drzwi od zewnątrz i choć przez długi czas z kwatery łysego desperata i niedoszłej ofiary dochodziły łomotania o deski i krzyki, wszyscy podjęli niepisaną i niewypowiedzianą zgodę, ze tak musi być. Wszak śledczy musieli wyciągnąć takie wnioski zbadawszy sprawę dokładnie. Wszystkich przesłuchali, przeszukali pokoje i nie sprawiali wrażenia podchodzących do tematu lekceważąco lub po łebkach. Zdążyli ciśnienie podnieść chyba każdemu, najbardziej doprowadzając do szewskiej pasji prócz Napoleona, karła Egona.

Grobowa atmosfera zapanowała w "Bestii Reiku" i obiad został skonsumowany w ciszy. Część aktorów wcale straciła apetyt i na dole posilał sie tylko w milczeniu Herbert z Gerardesem. A Chłopcy z Bibehof uważnie obserwowali wszystkich zza fasady spełnienia swego obowiązku i przejścia do porządku dziennego nad komiczną zbrodnią grubego łysielca. Nie było to aż takie trudne i tylko myśl, ze grali przedstawienie przed prawdziwymi aktorami, była tym, co mogło tremować i denerwować śledczych. W każdym razie małomównego Josta i grubiańskiego Arno, który iał o tyle łatwiej, że juz wypiął się na śledztwo dzień wcześniej i teraz mógł jeszcze bardziej okazywać swoje niewzruszenie przeplatane niechęcią i szyderą wobec trupy niewdzięcznych ludzi. Bert miał najłatwiej, bo pobierane lekcje aktorstwa w Wortliz mogły nareszcie procentować nie lada praktyką w bynajmniej błahych wyzwaniu. Jakby nie było, oskarżony słusznie czy niesłusznie narażał się co najmniej na karę współmierną temu, co spotkałoby Herberta, którego chciał uwikłać w sąd o próbę morderstwa, co karane być mogło długoletnim lochem, stryczkiem lub galerami na okrętach Imperium. A, że pewności nie mieli świadczyło to, że śledztwo wciąż trwało. Czuli, że Napoleon kłamie i jeśli nie on, to nie dosyć, że przez jego zaparte milczenie mogą pomóc zgotować mu niewesoły los to jeszcze niedoszły zabójca zostanie na wolności.

Przyszedł wieczór a atmosfera nadal była grobowa. Nikt nie występował z szeregu, jakoby miał przejęty decyzją oskarżenia Napoleona wziąć winę na swoją głowę. Po wieczorze przyszła noc, a że zeszła była niemal bezsenna, Chłopcy z Biberhof robiąc dobrą minę do niewesołej gry, ostatni udali się na spoczynek.










Wrzask!
Paniczny!
!!!
Taki, który potrafi przeszyć człowieka na wskroś niczym sztylet. Pobudza wyobraźnię karmiac trwogą strasznych obrazów. Wrzask wyrwał ze snu Josta, Berta i Arno. Krzyk, jakby stało się coś tak przerażającego, że tylko niekontrolowana histeria na najwyższych oktawach kobiecego gardła mógła oddać rzeczywistości skalę przyczyny takiego poruszenia i odbić niczym w lustrze stan psychiczny właścicieli głosu poruszonej tym czymś, cokolwiek było przyczyną alarmu.

Wrzask dobiegał z dołu karczmy i dłogo nie kończył się, bo gdy brakło tchu w płucach jego właścicielki, to zaraz wracał po szybkim hauście łykanego powietrza.

Ciężko stwierdzić kto pierwszy zbiegł po schodach, czy ubierał się i czy po oręż chwytał. Dosyć, że wszystkich w karczmie alarm postawił na równe nogi a wbiegający do kuchni, bo stamtąd dochodziły wrzaski, zastali zaiste niecodzienną scenę.

Na ziemi leżała Ulryka, którą starał się ocucić Ulryk. Przed otwartymi drzwiami do spiżarki stała Elryka, cała zapłakana, krztusząca się powietrzem i łzami. Skończyła już panicznie wrzeszczeć i teraz z drżącą dolną wargą trwała wciąż zesztywniała. Mijał pierwszy szok a córka gospodarzy dopiero trawiła w umyśle co sie stało i a w jej oczach wciąż gościł lęk... Ustępował powoli trosce o leżącą na kuchennych deskach matulę.

Jost pierwsze kroki skierował ku rozciągniętej na ziemi żonie karczmarza. Stwierdził, że kobieta na szczęście tylko omdlała. Dopiero wtedy udał się pod spiżarkę, gdzie wystraszona córka oberżysty rzuciła się z płaczem mu na szyję/ Przerażona Elryka wypłakiwała oczy na ramieniu Schlachtera. Arno stanął obok i bezwładnie opuścił wzdłuż nogi wzniesiony jeszcze przed chwilą młot. I on dojrzał to co reszta. Bert był również już obecny, gdy wreszcie Ulryka łykając łzy, zdołała wydusić z siebie pierwsze słowa.

- Zna...zna... - ciągała nosem. - zna...la;...złam ją.... buuuu......... – łkała zasmarkana palcem wkazującym ręki pokazując na spiżarkę.

Pod wysokim sklepieniem małego pomieszczenia, oddzieonego kotarą od kuchni, na belce uwiązana była lina, z której dyndała dwa łokcie nad ziemią Heidi. Piękną twarz wykrzywiał grymas, z delikatnych ust wystawał język, niewidzące, naturalnie duże oczy niemal wyskakiwały z orbit w szpetnym wytrzeszczu. Do piersi miała przyczepioną kartkę, na której dużymi literami skreślone były słowa, wyraźne umiejącym czytać świadkom.




Trup Heidi dyndał delikatnie nad przewróconym drewnianym wiadrem przy akompaniamencie skrzypiącej belki i zduszonego w ramieniu Josta płaczu Elryki.

- Przynajmniej problem mordercy już jest z głowy... - z cicha odezwał się grobowym głosem karczmarz.

Kolejny wrzask przeszył karczmę i tym razem należał do Olgi. Byłaby zemdlała również lecz podtrzymał ją Herbert a ta opadła na jego ramię blada, płacząc nad losem przyjaciółki. Gerardes wytarł pot z czoła białą chusteczką i nie pytajac Ulryka o zdanie nalazł sobie strzemiennego ze stojacej na stole butleki. Egon zmalał jeszcze bardziej, jakby skulił się w sobie na widok tego wszystkiego tracąc znacznie na nie opuszczającym go dotąd animuszu. Z góry zaś dobiegało łomotanie i krzyki zamkniętego w pokoju Napoleona.

- Ludzie! Co sie tam dzieje!? Nie zostawiajcie mnie samego! Otwórzcie drzwi! Ratunku! - krzyczał donośnie wyraźnie poruszony.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline